Powrót starego przyjaciela - „Nowe przygody Mikołajka”
Dlaczego po latach nadal chce się wracać do „Kubusia Puchatka”? Dlaczego kolejny raz czytamy o przygodach Muminków? I dlaczego „Ania z Zielonego Wzgórza” wciąż uczy nas czegoś nowego? Może dlatego że wymienione książki mają w sobie to coś, zaklętą w kartkach papieru moc, która nas przyciąga, skłania do ponownego spotkania, do przypominania sobie dzieciństwa. Kiedy to ciemną nocą, pod kołdrą, przy świetle latarki (żeby mama nie widziała) siedziało się z Książką.
Do tej właśnie kategorii książek przez duże „K” wypada zaliczyć również serię przygód Mikołajka, pióra Rene Goscinnego z rysunkami Jeana-Jacques`a Sempé. Historyjki te powstawały od 1959 roku, poczatkowo przygotowywane dla gazety „Sud-Ouest Diamanche”, następnie wydane w formie książkowej. W Polsce ukazały się w postaci pięciu książeczek pod koniec lat osiemdziesiątych, natomiast wznowione zostały dekadę później.
I tak mijały smutne lata (przeplatane kolejnymi lekturami starych części), gdy w końcu okazało się, że w przepastnych szufladach autorów odnaleziono jeszcze osiemdziesiąt niepublikowanych dotychczas historyjek. I stało się, wydawnictwo Znak wzięło na siebie odpowiedzialne zadanie wydania książki, która swoją polską premierę miała 7 listopada 2006r. Ukazała się jako opasłe tomisko w twardej oprawie, z gustowną czerwoną wstążeczką. To chyba najgrubsza książka dla dzieci, jaką widziałem (opowieści o Harrym Potterze to, moim zdaniem, pozycje dla młodzieży). Warto mieć ją na półce, choćby tylko dla podziwiania kunsztu wydawniczego. Nie namawiam jednak do takiego zachowania.
Tych osiemdziesiąt krótkich historyjek opowiada o małym Mikołajku i jego kolegach, którzy sprawiają kłopoty wychowawcze (niewinne w porównaniu z tymi, które możemy spotkać w dzisiejszych czasach: zbyt głośno krzyczą, zamiast narkotyzować się co piątek), o pseudopatriarchalnej rodzinie, gdzie wiecznie zapracowany ojciec nie rozumie swojego dziecka, a mama ma już wszystkiego dość i o dorosłych, którzy chcieliby być dziećmi, ale się tego wstydzą. Obraz młodzieńczej idylli Mikołajka przerywany jest kolejnymi karami za złe zachowanie, kłótniami z rodzicami czy też bójkami z kolegami. Trzeba więc iść w czwartek do szkoły, naburmuszyć się, trochę popłakać (a nuż coś się przez to wskóra) albo obrazić.
Książkę, mimo że może przerażać swoją objętością nawet nieco starsze dzieci, czyta się płynnie i szybko. Wystarczy jedno brzydkie, deszczowe popołudnie — jeśli tylko człowiek potrafi opanować ataki śmiechu… Autor ostro bierze się za bary ze stereotypami, rolami społecznymi i rodzicami, którzy nie chcą przyznać przed swoimi dziećmi, że też popełniają błędy. Mama Mikołajka tylko jeden raz wychodzi do rodziny z innego pomieszczenia niż kuchnia — kiedy w kuchni jest remont. Ojciec robi, co może, żeby w pracy nie pracować, a po powrocie do domu obowiązkowo jest ciężko zmęczony i nie widzi świata poza swoją gazetą. Koledzy kłócą się o pierwszeństwo w zabawach i śmieją się z dziewczyn. Do tego wszystkiego dochodzą śliczne obrazki Sempé, którymi książka jest bogato ilustrowana.
„Nowe przygody Mikołajka” to książka ciepła, radosna, która aż się prosi o przeczytanie i wspólną zabawę. Byłoby wspaniale, gdyby wszystkie książki dla dzieci były tak piękne i równie dobrze wydane.