Pomnikomania. Odcinek: Churchill

opublikowano: 2015-02-04, 18:27
wolna licencja
Środowisko „Polityki” rzuciło pomysł wystawienie pomnika Winstonowi Churchillowi. Czy jest on zasadny czy też nie? Jest to w istocie nie tyle pytanie o Churchilla, ile o nas samych.
reklama

Zobacz też: Postawmy pomnik brytyjskiemu buldogowi!

Pomnik tu, pomnik tam

Polskie spory o pomniki, czy to postawione czy dopiero mogące powstać, stanowią nieodzowny, jak się zdaje, koloryt polskiej rzeczywistości: usuńmy kolejny komunistyczny pomnik; Postawmy następny monument Janowi Pawłowi II; Wznieśmy pomnik Ignacemu Daszyńskiemu albo Lechowi Kaczyńskiemu; Zburzmy komuś innemu. Zdecydowana większość tej dyskusji jest zupełnie jałowa, nie ma bowiem nic wspólnego z refleksją nad przeszłością, nad czynami osoby uwiecznionej w ten sposób, jej wyborami, ale i realiami w jakich przyszło jej funkcjonować. Inspiratorzy kolejnych inicjatyw dążą jedynie do manifestacji swych poglądów politycznych i narzucenia swojej narracji i wizji dziejów reszcie obywateli. Tyczy się to nie tylko prawicy czy szeroko rozumianego nurtu konserwatywnego, ale również i lewicy. Dla prawicy zatem Waryński zawsze będzie „komuchem”, choć socjalizm i komunizm to nie to samo. Dla lewicy zaś Dmowski zawsze pozostanie endekiem i „żydożercą”, pomimo jego bezsprzecznych zasług dla odzyskania przez Polskę niepodległości.

Na tym tle apel Adama Krzemińskiego o wzniesienie pomnika Winstonowi Leonardowi Spencerowi Churchillowi wydaje się wnosić powiew świeżości i stawia pytania fundamentalne. Czy na pomnik zasługuje postać zdawałoby się „niepomnikowa”? Czy ilość zasług „brytyjskiego buldoga” dla Polski przyćmiewa jego przewiny? Czy pomnik powinien być jedynie wyrazem pamięci, a nie hołdu? I czy Churchill na taką pamięć zasługuje?

Churchill, Roosevelt i Stalin w czasie konferencji jałtańskiej. Od jej rozpoczęcia mija 70 lat (domena publiczna).

„Niepomnikowy”

Churchill to niewątpliwie jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci XX w. Kontrowersyjna także w samym Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej – wystarczy prześledzić artykuły okolicznościowe, które ukazały się na łamach „The Independent”, „The Times” i „The Guardian” by zaobserwować mnogość wizji i interpretacji czynów tego polityka. Skoro w kraju, w którym regularnie wygrywa on plebiscyty na najwybitniejszego Brytyjczyka opinie są tak podzielone, to czy inaczej mogłoby być w Polsce? Należy jednak zauważyć, że punkty ciężkości w ocenie Churchilla są inaczej rozmieszczone nad Tamizą, a inaczej nad Wisłą. Odium brytyjskiej krytyki koncentruje się już nie na dawno zapomnianej na Zachodzie Zimnej Wojnie, która była ceną za rozwój, stabilizację oraz, mimo wszystko, pokój, i która niechętnie jest dziś przywoływana i rozpatrywana w kategoriach „sprzedania” Stalinowi Europy Środkowo-Wschodniej. Koncentruje się ona na przewinach kolonialnych „brytyjskiego buldoga”, czemu asumpt dała chociażby książka Elizabeth Elkins. Dyskurs postkolonialny, poczucie winy i afrykański wyrzut sumienia, to jest to, co determinuje krytykę Churchilla. O jego sprzeciwie wobec appeasementu oraz przywództwie w okresie II wojny światowej wspominają, na ogół, jego zwolennicy.

reklama

W Polsce koncentrujemy się przede wszystkim na tym drugim aspekcie. W powszechnej polskiej świadomości możemy spotkać się z reguły z dwoma ocenami Churchilla. Pierwsza to po prostu skojarzenie wybitnego brytyjskiego polityka. Druga to przede wszystkim teherańsko-jałtańsko-poczdamska zdrada i idące w sukurs oskarżenia wygłaszane z podium moralnej wyższości.

Inicjatywa budowy pomnika wydaje się dotyczyć przede wszystkim kwestii moralnych, etycznych – tego czy akceptujemy pragmatyzm, bądź jak wolą niektórzy, „zgniły kompromis”, i poświęcamy moralność za cenę spokoju. Czy gotowi jesteśmy uciszyć własne sumienie? Idee proste ścierają się z górnolotnością, a w sporze ich głosicieli obie zaczynają przeradzać się w groteskę i śmieszność tak często obecną w naszych rodzimych sporach o pomniki. Absurd goni absurd. Bo czy każdy kompromis jest zasadny? Czy każdą ofiarę można usprawiedliwić moralną czystością?

Churchill w 1900 r. Kim był jako młody polityk? (domena publiczna).

W refleksji czy sporze o Churchilla w Polsce całkowicie niknie jego afiliacja polityczna i poglądy. Nie jest to wszakże nic dziwnego skoro w samej Wielkiej Brytanii stara się o tym zapomnieć. Od chwili, gdy Margaret Thatcher przyznała się do fascynacji swym wielkim poprzednikiem, uchodzi on za ikonę konserwatyzmu, a nad Wisłą bezrefleksyjnie uznaje się „Żelazną Damę” jako spadkobierczynię jego politycznej spuścizny. Całkowicie ignoruje się jego aktywność w Partii Liberalnej, inicjowane przezeń wespół z Lloydem George’em reformy społeczne, w tym zasiłki dla bezrobotnych czy instytucje pośrednictwa pracy i podatki nakładane na najbogatszych. Idee, których Churchill nigdy się nie wyrzekł, nawet po powrocie na łono Torysów i nawet, jeśli nie realizował ich później z równą zaciekłością.

reklama

Całkowicie ginie zatem człowiek, skomplikowany, niejednoznaczny. Na łamach „Pomocnika Historycznego. Biografii” Wojciech Lipoński powtórzył, że Churchill był dzieckiem swojej epoki. Jednak zarówno Roy Jenkins, na którego powołuje się Krzemiński, jak i ostatnio, zdecydowanie dogłębniej, Richard Toye udowadniają, że nazywanie „brytyjskiego buldoga” dzieckiem swoich czasów czy typowym wiktorianinem jest błędem, gdyż wybijał się on ponad ówczesny wzorzec, o ile w ogóle o takowym możemy mówić.

Pozostajemy zatem w Polsce wciąż w kategoriach moralnych. Czy powinny one decydować o wystawieniu komuś pomnika? Gdyby tak było, to Adam Mickiewicz czy Napoleon I nie powinni być uwiecznieni na żadnym. Nie da się z nich bowiem uczynić postaci pomnikowych, choć niektórzy by zapewne tego chcieli. Wnikliwi badacze dotrą do kłopotliwych faktów. Gorzej, gdy poszukiwacze sensacji zaczynają wydobywać jedynie kompromitujące fakty tworząc czarną legendę nieróżniącą się w istocie w metodach od apologetyki, a jedynie stawiającą sobie inny cel.

Argumenty?

Winston Churchill (1874-1965)

Problemem apelu Adama Krzemińskiego jest natomiast to, że nie podaje on w zasadzie sensownych argumentów za pomnikiem. Można nawet dopatrzyć się, iż publicysta w poincie swego tekstu zaprzecza pierwotnej tezie. Pomnik Churchilla ma zmazać hańbę miejsca, w którym Hitler odbierał defiladę zwycięskiego Wermachtu. Sam monument ma być zaś wyrazem „polskiej historii takiej, jaka była”. Ale przecież ta defilada to też element „polskiej historii takiej, jaka była”. Zastępujemy zatem jeden symbol klęski, drugim, jak część będzie go odczytywała.

Krzemiński wiele miejsca poświęca operacji „Unthinkable”. Przygotowanie planów wspólnej, polsko-niemiecko-amerykańsko-brytyjskiej operacji przeciw Związkowi Sowieckiemu jest dlań jednym z dowodów, iż Churchill nie zapomniał o Polsce i Polakach, że przejrzał Stalina i dążył do korzystniejszego rozwiązania w Europie Środkowo-Wschodniej. Argumentacja ta mnie nie przekonuje. Samo przygotowanie planów jeszcze o niczym nie świadczy. Wystarczy wspomnieć, że gdy prezydentem USA był Theodore Roosevelt, a relacje USA i Wielkiej Brytanii układały się bardzo dobrze, War Office zleciło przygotowanie obrony Kanady na wypadek ataku jej południowego sąsiada. Nie jest to trafny argument również z innego powodu. Obecność wątku polskiego mogła być obecna w tych planach ze względu na wyrzuty sumienia Churchilla, ale nie musiała. Zakładając, że wojna taka by wybuchła, to ze strategicznego punktu widzenia Polska miałaby kluczową rolę w odcięciu ZSRS od frontu zachodniego, przerwania lub utrudnienia zaopatrzenia etc. Czy zatem „Unthinkable” jest, jako argument, do pomyślenia? Czy chcemy nagradzać Churchilla za intencje jak komisja noblowska nagrodziła Baracka Obamę?

reklama

Argumentacja Krzemińskiego ma jeszcze jeden słaby punkt. Wskazuje on, że dzięki Churchillowi Polska otrzymała Ziemie Odzyskane. Nie zapominajmy jednak, że sprzeciwiał się on polskim roszczeniom jako zbyt wygórowanym. Doszło wówczas do znamiennego sporu o Nysę Kłodzką i Łużycką.

Również losy Polaków po II wojnie światowej w Wielkiej Brytanii nie należały do najłatwiejszych. Stosunek brytyjskiego rządu do tych „nielicznych” którym „tak wielu, zawdzięczało tak wiele” trafnie sportretował prof. Mieczysław Nurek nadając swemu magnum opus znamienny tytuł Gorycz zwycięstwa.

Churchill pozdrawia rodaków z okna Whitehall 8 maja 1945 r. (domena publiczna).

Czy to jednak przekreśla samą ideę pomnika? Należy zauważyć, że targi graniczne Churchilla i Roosevelta nie były niczym nadzwyczajnym. Było dla nich czymś oczywistym, że Stalin i ZSRS powinni otrzymać kompensatę terytorialną za swój udział w wojnie. Poza tym tzw. linia Curzona była tradycyjnym programem rządu brytyjskiego jeszcze w roku 1919. Czy zatem jest aż tak dziwne, że i Churchill nie zabiegał o przywrócenie granic sprzed września 1939 r.?

Wielka Trójka (a na pewno Roosevelt i Stalin) miała świadomość tworzenia nowego ładu międzynarodowego. Pragmatyzm oraz dążenie do pokoju po długiej i wyczerpującej wojnie wydawały się słuszne. Poza tym trudno by było wytłumaczyć, że sojusznik, jakim był Związek Sowiecki, z dnia na dzień stawał się wrogiem. Kolejna wojna? To teraz niedawny przyjaciel jest diabłem? Oczywiście do takiego przewartościowania doszło, ale stopniowo. Społeczeństwa były wyczerpane. Któż by chciał ponownie umierać za Polskę? A przecież już w 1939 r. mówiono o umieraniu za Gdańsk. Nie widzę innego sposobu jak pogodzić się z tą rzeczywistością. Polska była elementem międzynarodowych targów. Nie była mocarstwem, ale państwem przegranym. Czy Churchill mógł zrobić więcej? Nie zapominajmy, że upierał się on przez cały czas, że Polska powinna być niepodległa. Domagał się też wolnych wyborów.

reklama
Pomnik Churchilla w Londynie naprzeciw Pałacu Westminsterskiego (Adam Carr, domena publiczna).

Z perspektywy czasu te żądania wyglądają naiwnie. Zastanawiamy się czemu nie przewidział dwulicowości Stalina. Istotnie, jest to ważki zarzut. A jednak, nie da się wymazać tego, że choć Polska w jego wizji miała być okrojona, to jednak chciał ją widzieć demokratyczną i wolną oraz zabiegał o to nawet, jeśli to była mrzonka. Choć jego jałtańsko-teherańsko-poczdamska rola nie jest zatem jednoznaczna, to wydaje mi się, mimo wszystko, godniejsza uwagi, także w kontekście argumentów za pomnikiem, niż plany „nie do pomyślenia”.

Jaka dyskusja?

Biorąc to wszystko pod uwagę powrócę do swojego stwierdzenia z początku. Idea pomnika Churchilla wydaje się wnosić powiew świeżości do polskiej dyskusji o monumentach. Póki co jednak tylko wydaje się. Krzemiński postuluje pomnik jako pamięć o naszej historii, ale sam jej częściowo zaprzecza. Sam nie zapoczątkowuje dyskusji na trudne tematy wokół Churchilla, lecz ucieka od nich do Churchillowskich mrzonek o wspólnym ataku na ZSRS. Co ciekawe sam, słusznie zresztą, piętnuje bajania o sojuszu polsko-nazistowskim. Pisze, że pomnik jest dla nas, ale tekst okraszony jest zdjęciami pomników „brytyjskiego buldoga” z krajów zachodnich i postkolonialnych. Przypomina mi to, mające długą tradycję, a w istocie kolonialne, gonienie Zachodu; doszukiwanie się w nim naszej istoty i dramatyczne udowadnianie, że jesteśmy jego częścią i niechęć do zaakceptowania, że w istocie jesteśmy kulturą pogranicza ze wszystkimi jej wadami i zaletami.

Nie uważam jednocześnie, aby sam pomysł był godny napiętnowania, pognębienia i strącenia w niebyt. Inicjatywa, jeśli skupia się na przypomnieniu ważnej dla Polski postaci – a wierzę pomimo sformułowanego wyżej zarzutu-skojarzenia, iż to było główną intencją Krzemińskiego – jest godna rozważenia. Wymaga jednak głębszej refleksji i nieuciekania od trudnych tematów.

Uczciwie należy jednak zauważyć, iż brak pomnika Churchilla nie jest dla Polski żadną ujmą. Nie byłoby nią również jego wzniesienie. Jako zagorzały demokrata uważam, iż jeśli taka inicjatywa spotka się z pozytywnym oddźwiękiem społecznym, to nic nie stoi jej na przeszkodzie. O Churchillu z pewnością bowiem warto pamiętać. Czy jednak stanie nam się coś, jeśli go nie będzie? Minęło pięćdziesiąt lat od śmierci „brytyjskiego buldoga”, a jednak wciąż bardzo żywo go pamiętamy. Szkoda, że nie za ogół jego osiągnięć, ale jednak. II wojna światowa była dla Polski taką traumą, że wymazanie z naszej pamięci, czy to pozytywnego czy negatywnego obrazu Churchilla jest niemożliwe. Zatem, pomimo braku pomnika całkiem nieźle poczyna on sobie w naszej pamięci, a nawet – zaryzykuję stwierdzenie – w tożsamości. Wolałbym jednak, aby dyskusja nad apelem Adama Krzemińskiego miała odpowiedni ciężar gatunkowy. Aby nie przykładano do nie argumentów w stylu „a bo ten, czy tamten ma pomnik”. Często bowiem zasługi poszczególnych osób, których monumenty się przywołuje, znajdują się na zupełnie na innej płaszczyźnie niż te Churchilla.

reklama
Churchill w czasie bitwy o Anglię (domena publiczna).

Życzyłbym sobie również merytorycznej dyskusji. Obawiam się bowiem, że niebawem to, czy „brytyjski buldog” zasługuje na pomnik czy nie, stanie się przedmiotem równie groteskowej debaty jak wszystkie inne. Bo pytanie o pomnik dla Churchilla nie jest w istocie pytaniem czy chcemy pamiętać jego postać. Jest pytaniem czy rozumiemy, że po rozbiorach Polska, aż po dziś dzień, nawet jeśli regionalnie silna, nigdy nie znajdowała się w rzędzie mocarstw. Zawsze była swego rodzaju pionkiem na arenie międzynarodowej, który mógł rozgrywać swoją pozycję lepiej bądź gorzej. Który raz korzystał z koniunktury międzynarodowej jak w 1919 czy 1989-1991, a raz dostawał cięgi. Wówczas słowa takie jak „zdrada” maleją. Możemy zacząć mówić o „zawodzie”. I pytanie o pomnik dla Churchilla zmienia swój charakter. Nie zastanawiamy się już bowiem czy zbudować monument „zdrajcy”, ale czy osobie która nas „zawiodła”. Czy chcemy o niej pamiętać nie z martyrologicznego punktu widzenia, ale dlatego że, jak słusznie zauważa Krzemiński, taka jest nasza historia?

Anty-odpowiedź

Nie ma zatem nic nagannego w pomniku Churchilla, podobnie jak w jego braku. Nie takiej być może odpowiedzi oczekiwałeś Czytelniku. Nie zwolnię Cię z autorefleksji. Od zastanowienia się nad tym czy i dlaczego pomnik lub jego brak Ci przeszkadza, a brak lub obecność innych, wcale „niekryształowych” postaci, już Cię tak nie obchodzi. A może obchodzi ze wszech miar i trudno Ci zaakceptować obecność tych osób ze skazą w naszej przestrzeni publicznej? A może sam pomnik Churchilla nie budzi w Tobie większych emocji? Powtórzę za historykami wypowiadającymi się na łamach „Polityki”, że o Churchillu warto pamiętać, ale to czy zechcemy uwiecznić naszą pamięć w monumencie to już inna sprawa. Nie będę na siłę udowadniał, że to kwestia naszej dojrzałości. To sprawa tego jak postrzegamy samych siebie, bo ocena Churchilla zależy przede wszystkim tego co i jak myślimy o sobie samych.

Autor aktualnie zajmuje się badaniami nad wczesnym okresem działalności politycznej Churchilla.

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”.

Redakcja: Tomasz Leszkowicz

reklama
Komentarze
o autorze
Przemysław Piotr Damski
Doktor nauk humanistycznych w zakresie historii powszechnej, specjalista dziejów XIX i XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem lat 1871–1918. Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego; wykładowca w Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie; współpracował ze Społeczną Akademią Nauk w Łodzi przy projekcie „Colonisation and Decolonisation in National History Cultures and Memory Politics in European Perspective”, nadzorowanym przez Universität Siegen (Siegen, Niemcy). Stypendysta Roosevelt Study Center (Middelburg, Holandia).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone