Polskie postulaty kolonialne a problem emigracji żydowskiej
Ten tekst jest fragmentem książki Kingi Czechowskiej „Polska dyplomacja wobec kwestii żydowskiej w latach 1932–1939”.
W tym krytycznym okresie w polskiej dyplomacji postępowała konceptualizacja „kwestii żydowskiej”. Kolejnym związanym z nią problemem, początkowo (podobnie jak „kwestia palestyńska”) jedynie pobocznym, były polskie postulaty kolonialne. Jak twierdził Beck, sprawa dojrzała do wypracowania konkretnego stanowiska i podziału związanych z nim zadań w ramach resortu. 9 maja 1936 r. minister zwołał poświęconą temu zagadnieniu konferencję. W obradach uczestniczyli kierownicy zainteresowanych departamentów i wydziałów, m.in. Wiktor Drymmer jako przewodniczący, wicedyrektorzy Tadeusz Gwiazdoski i Józef Potocki, naczelnicy Apoloniusz Zarychta i Władysław Kulski oraz radca Jan Wszelaki. Na podstawie ich propozycji i przedłożonych argumentów minister miał podjąć ostateczną decyzję.
Choć Drymmer w pierwszej kolejności podkreślał, że polskie interesy kolonialne dotyczą przede wszystkim zapotrzebowania na surowce, Zarychta przypominał o problemach ludnościowych kraju, dla których rozwiązań szukano w dwóch kierunkach: industrializacji i emigracji. W ten właśnie sposób, jak tłumaczył, „problem emigracji wiąże się ściśle z problemem kolonialnym”. O ile industrializacja wiązała się z większym zapotrzebowaniem na surowce i tereny, które zapewniłyby ich dostarczanie, o tyle emigracja wymagała obszarów osadniczych. Jak mówił Zarychta, „chodzi o zdobycie terytorium, na którym można by skupić element polski i nie pozwolić na marnowanie i rozpraszanie tego elementu”.
Przy tej okazji poruszano również sprawę emigracji żydowskiej, przywołując słowa ministra Becka, który za wskazane uważał poparcie prac terytorialistów i utworzenie drugiej obok Palestyny żydowskiej siedziby narodowej. Liczono na to, że po doświadczeniach z Palestyną i Ameryką Południową, gdzie sprawujący władzę ograniczali możliwości osadnictwa żydowskiego, sami Żydzi mogliby wystąpić „z inicjatywą uzyskania mandatu dla Polski”, a wtedy „moglibyśmy chyłkiem otrzymać przy tej okazji kolonie i rynek surowcowy”. W tym kontekście zadawano pytanie o to, o jakie tereny można się starać – zdobycie których byłoby najłatwiejsze, a których najdogodniejsze. Zastanawiano się nad doborem odpowiednich argumentów, a także okoliczności uzasadniających zgłoszenie swoich postulatów.
Z inicjatywy Zarychty uwzględniano możliwość kolonizacji terenów w Afryce, zazwyczaj krytykowaną i odrzucaną jako miejsce osadnictwa „białego” ze względu na różnice klimatyczne. Zdaniem urzędnika czynniki te nie uniemożliwiały całkowicie osadnictwa i warto było poświęcić im uwagę. Z kolei naczelnik Kulski przypominał, że dwa lata wcześniej Francja gotowa była udostępnić swoje kolonie – Gujanę Francuską, Nową Kaledonię i Madagaskar – dla emigracji żydowskiej. Do propozycji tej chciano wrócić, licząc na francuską przychylność. Oczekiwano wręcz, że to „kwestia żydowska” mogłaby dać początek emigracji z Polski do Afryki i dalej do Melanezji na Oceanie Spokojnym. Choć Gwiazdoski pozostawał sceptyczny co do nowego podziału terytorialnego mandatu nad koloniami, Potocki nie wykluczał takiej możliwości, a jego zdaniem Polska mogłaby wtedy upomnieć się o swoje prawo do mandatu. W toku dyskusji stwierdzono również, że argumenty populacyjne działają na jej korzyść silniej niż dotychczas przywoływane względy surowcowe. Potencjalnych partnerów w tych przedsięwzięciach widziano w państwach małych, rozważając nawet utworzenie kondominium. Nie zbliżono się jednak do odpowiedzi na pytanie o „dobór chwili”, nad czym miał pracować Departament Polityczny. Wszystkie zainteresowane wydziały zobligowano też do poszukiwań terenów kolonialnych.
Niedługo później, w dniach 21–23 maja 1936 r., miała miejsce wzmiankowana już wizyta wysokiego komisarza do spraw uchodźców z Niemiec Neilla Malcolma w Warszawie. Program tej wizyty odpowiadał nowemu kierunkowi w polskiej polityce zagranicznej, zgodnie z którym Polskę przedstawiano jako państwo emigracyjne. Choć misję gościa stanowiło poszukiwanie miejsc gotowych przyjąć uchodźców z Niemiec i zapewnienie im zatrudnienia, w Warszawie wyjątkowo uczestniczył w rozmowach o potrzebach emigracyjnych innego kraju. Naczelnik Zarychta przekonywał go, że „należy się liczyć z narastaniem trudności w «problemie żydowskim» we wszystkich krajach o większej ilości Żydów”. Niejako uniwersalizował tym samym to, co dotąd przedstawiano jako czynnik eskalujący „kwestię żydowską” w Polsce. Rozwiązanie tego problemu i w tym przypadku widział w emigracji, skłaniając się ku wizji proponowanej przez terytorialistów. Zgodnie z aktualnymi wytycznymi ministra zachęcał wysokiego komisarza do poparcia ich działań, co wobec trudności ze zwiększeniem wychodźstwa żydowskiego do Palestyny postrzegał jako konieczność.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Kingi Czechowskiej „Polska dyplomacja wobec kwestii żydowskiej w latach 1932–1939” bezpośrednio pod tym linkiem!
Zarychta nawiązywał przy tym wprost do wywodów również goszczącego wówczas w Warszawie brytyjskiego polityka Partii Pracy Dudleya Leigha Amana lorda Marleya, którego tezy o niewystarczalności Palestyny wykorzystywał jako punkt wyjścia do przedstawienia racji terytorialistów. Nie wspominał jednak o Birobidżanie, którego lord Marley był propagatorem (i z którego właśnie wracał). Co więcej, polityk ten jako przewodniczący The World Committee to Aid Victims of German Nazism, opowiadał się za osiedlaniem w Birobidżanie także i uchodźców żydowskich z Niemiec. Trudno przypuszczać, by Malcolm nie znał dotąd działalności lorda Marleya, znamienny wydaje się jednak dobór wątków przez Zarychtę, który w rozmowie z nim wyraźnie szukał rozwiązania dla swoich czy też „wspólnych” problemów, nie zajmowały go natomiast właściwe zadania jego rozmówcy.
Na Wierzbowej lord Marley był znany właśnie ze względu na swoje zaangażowanie na rzecz Freeland Movement, wspomnianego już żydowskiego ruchu terytorialistycznego, który funkcjonował także w Polsce. Oprócz tego pełnił funkcję przewodniczącego Parliamentary Advisory Council of ORT – innej organizacji, której misją było niesienie pomocy Żydom z Europy Wschodniej. W drodze powrotnej z Moskwy, zanim dotarł do Warszawy, odwiedził Wilno, gdzie podczas publicznego odczytu odwoływał się do idei przyświecających obu tym organizacjom. Wobec problemów, przed którymi stanęła społeczność żydowska, pomoc poprzez naukę rzemiosła już nie wystarczała, stąd zaangażowanie ORT w działania na rzecz emigracji. Sytuacja panująca w Palestynie nie dawała nadziei na to, by zwiększyły się jej możliwości przyjmowania imigrantów, przez co narodziła się misja „Freilandu”, tj. poszukiwania miejsc do emigracji, począwszy od Związku Sowieckiego i kolonii brytyjskich, nie poprzestając na jednym kraju i wyzyskując możliwości każdego z nich.
Podczas spotkania z Gwiazdoskim Brytyjczyk mówił już wyłącznie o możliwościach emigracji żydowskiej z Polski i innych państw do Związku Sowieckiego – nie tylko do Birobidżanu, ale również na Krym i Kaukaz. Co więcej, na kolonizację chciano pozwolić również polskim chłopom. Dyplomata sceptycznie przyjmował te szczodre deklaracje, obawiając się, że kryje się za nimi chęć poddania komunistycznej indoktrynacji polskich obywateli, którzy po powrocie do kraju staliby się użytecznym narzędziem sowieckiej propagandy. Lord Marley próbował zaprzeczać tym przypuszczeniom, zapewniając o planach przyznawania emigrantom obywatelstwa sowieckiego. Choć Gwiazdoski wierzył w szczerość rozmówcy, nie uważał, że mówi prawdę – odbierał go jako człowieka „ożywionego najlepszą wolą, ale raczej naiwnego i niezbyt poważnego”. Ze względu na ścisłe powiązania teoretycznych założeń terytorialistów z praktycznymi działaniami na rzecz Birobidżanu i innych obszarów sowieckich, ocena tego ruchu, z którym zaczęto już wiązać pewne nadzieje, musiała przejść pierwszą weryfikację.
Równolegle do tych rozmów kontynuowano prace nad polskimi postulatami kolonialnymi. W Centrali za szczególnie ważne dla ich rozwinięcia uznano placówki londyńską i genewską. Projekty konsultowali ambasador Raczyński i delegat do Ligi Narodów Tytus Komarnicki, którzy mieli też sondować stosunek do nich na obszarze swojego urzędowania. W świetle przesłanych im materiałów „kwestia żydowska” nie stanowiła istoty sprawy – dotyczyły jej jedynie trzy punkty spośród siedemnastu. Przypominano w nich najpierw znaną tezę o nadmiernej liczbie Żydów i wadliwej strukturze społeczno-gospodarczej ich społeczności jako o przyczynach stojących za potrzebą emigracji żydowskiej. Dalej argumentowano, że w związku z tym przyznanie Polsce terenów, na które mogłaby ona skierować tę emigrację, „posiada równocześnie pierwszorzędne znaczenie dla wszystkich czynników zainteresowanych rozwiązaniem kwestii żydowskiej, a szczególnie dla Ligi Narodów, dla instytucji reprezentujących interesy narodu żydowskiego oraz dla Wielkiej Brytanii, dla której znalezienie nowych terenów dla planowanej emigracji Żydów polskich stanowiłoby poważne odciążenie w jej polityce palestyńskiej”.
W swoich postulatach polska dyplomacja identyfikowała się jednak nie tylko z polskimi Żydami, lecz popierała też „żądania żydostwa wszechświatowego” odnoszące się do przyznania im nowego obszaru oprócz Palestyny. Polska widziała się w roli państwa sprawującego mandat nad takim terenem. Warto również odnotować, że w przytoczonej argumentacji nie przywoływano już otwarcie terytorialistów, choć to nimi pierwotnie się inspirowano. Zdaniem Raczyńskiego odwoływanie się do problemu przeludnienia miało największe szanse przekonać angielską opinię publiczną do idei Polski jako państwa domagającego się kolonii. Popierał również pomysł połączenia kwestii populacyjnej z żydowską: „Jeśli chodzi o argument pierwszy, populacyjny, to myśl wysunięta w memoriale i o której słyszałem w czasie mojego pobytu w Warszawie, połączenia go ze sprawą żydowską, wydaje mi się bardzo wskazaną i godną głębszego zastanowienia”. „Kwestia żydowska” miała zostać tym samym podporządkowana innym celom polskiej dyplomacji i posłużyć jej do uzyskania kolonii. Zdaniem Raczyńskiego odpowiednie przygotowanie opinii publicznej, czyli pierwszy etap w polskich wysiłkach kolonialnych na arenie międzynarodowej, był czasochłonny i trudny w realizacji. Spodziewał się, że wszelkie polskie postulaty w tej dziedzinie musiałyby się spotkać z równie silnym sprzeciwem co trwające wówczas demonstracje antyniemieckie na tym tle.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Kingi Czechowskiej „Polska dyplomacja wobec kwestii żydowskiej w latach 1932–1939” bezpośrednio pod tym linkiem!
Do powyższych sugestii ambasadora przychylił się Gabinet Ministra, który w notatce z 18 czerwca 1936 r. podkreślał, że „w obecnym momencie Polska nie powinna wysuwać się z inicjatywą”. Choć Beck był przekonany, że system kolonialny w jego ówczesnej formie przechodził załamanie i należało przygotować własną linię postępowania, wskazywał jednocześnie, że nie jest to właściwy moment dla ogłoszenia swoich postulatów. Obawiał się otworzenia w ten sposób drzwi Niemcom i negatywnej międzynarodowej recepcji takiego kroku – należało to, że wstawiennictwo Becka umożliwi jego uchwalenie. Podstawowe tezy tego wniosku wychodziły od znanych już założeń o nadmiarze ludności żydowskiej i jej wadliwej strukturze społeczno-gospodarczej, jednak po raz pierwszy, pisząc o emigracji jako rozwiązaniu tego problemu, wskazywano również na aspekt narodowościowy, emigracja żydowska miała bowiem stać się sposobem na uzdrowienie także i struktury narodowościowej kraju. W związku z niesprzyjającą masowej emigracji sytuacją w Palestynie chciano, aby rząd zadeklarował zamiar wyszukania innych terenów imigracyjnych, popierając przy tym wszelkie akcje organizacji żydowskich. Po raz pierwszy zwracano również uwagę na aspekt regionalny problemu i wskazywano te województwa (łódzkie, białostockie, lubelskie, poleskie), z których emigracja żydowska wymagała szczególnego wzmożenia.
W obszernym i szczegółowym memorandum szacowano, że w skali pokolenia (najbliższe trzydzieści lat) liczebność wychodźstwa żydowskiego powinno osiągnąć milion osób, co byłoby możliwe przy rocznej emigracji w wysokości 35 tys. osób. Podkreślano, że emigracja straciła swój masowy charakter z przełomu wieków, a wcześniej popularne Stany Zjednoczone i Kanada w latach trzydziestych przyjmowały zaledwie około 3 proc. żydowskich emigrantów. Obawiając się dalszych restrykcji co do Palestyny, rozważano inne tereny imigracyjne: Angolę, Ugandę, Ekwador, Gwatemalę, Argentynę, Brazylię, Kolumbię, Cyrenajkę i Mezopotamię, Australię, Birobidżan i Kenię. Informowano również, że jednym z możliwych działań na rzecz wzmożenia emigracji było przygotowanie wniosku do Ministerstwa Przemysłu i Handlu o włączanie do bilateralnych umów handlowych klauzul emigracyjnych dotyczących ludności żydowskiej. Ministerstwo Spraw Zagranicznych z inicjatywy Departamentu Konsularnego widziało się więc w roli inicjatora szerzej zakrojonej i wymagającej współpracy różnych resortów polityki migracyjnej, która – jako dotycząca specyficznie ludności żydowskiej – była również polityką narodowościową.
Za początek akcji propagandowej, której potrzebę minister podkreślał w notatce z 18 czerwca, uważać można numer „Polskiej Informacji Politycznej” z 30 lipca 1936 r. poświęcony problemom populacyjnym w polityce międzynarodowej. Dokument ten można też uznać za sukces forsowanych od miesięcy pomysłów Zarychty dotyczących zagadnienia populacyjno-migracyjnego. Jak przekonywano w artykule, „czynnik populacyjny należy do jednego z tych elementów, które tworzą historię i z którymi liczyć się muszą czynniki odpowiedzialne za przebieg wypadków na arenie międzynarodowej”. Jako przykłady bieżących wydarzeń ukształtowanych przez problem ludnościowy wymieniono konflikt włosko-abisyński i kryzys w Palestynie, twierdząc, że ma on swe źródło w „problemie żydowskim” (nie zaś, co wydaje się znamienne, w konflikcie żydowsko-arabskim)161. Polska była natomiast jednym z tych państw, w przypadku których problem populacyjny decydował o postrzeganiu zagadnień międzynarodowych. Jak przekonywali autorzy artykułu, kraj wyróżniał się jednym z najwyższych na świecie przyrostów naturalnych przy braku wystarczających możliwości gospodarczych. Rozwiązaniem zarówno dla przeludnionej wsi, jak i dla „kwestii żydowskiej” miała być emigracja do niezagospodarowanych terenów Afryki i Ameryki Południowej. W konkluzjach stwierdzano jednoznacznie, że międzynarodowym problemem państw przeludnionych, a z drugiej strony „obszarów nieeksploatowanych” i wolnych kapitałów powinna się zająć Liga Narodów. Co więcej, sprawę emigracji należało traktować jako zagadnienie ważne dla utrzymania pokoju na świecie.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Kingi Czechowskiej „Polska dyplomacja wobec kwestii żydowskiej w latach 1932–1939” bezpośrednio pod tym linkiem!
Choć zgodnie z instrukcjami Gabinetu Ministra z 18 czerwca unikano słowa „kolonia”, wydźwięk tekstu pozostawał niemal jednoznaczny. Odnotowane przez ministerstwo reakcje na lipcowy artykuł półoficjalnej agencji prasowej wskazują, że został on dosyć powszechnie odczytany jako zapowiedź polskich aspiracji kolonialnych. Teksty publikowane w tym czasie w „Polskiej Informacji Politycznej” świadczą o tym, że działania na rzecz wzmożenia emigracji Żydów z kraju prowadzono wtedy przynajmniej dwutorowo: w ramach szerszych postulatów kolonialnych, które miały zostać przedstawione jesienią na Zgromadzeniu Ligi Narodów (omówiony wyżej artykuł z 30 lipca), a także bez umieszczania ich w kontekście kolonialnym, licząc na poparcie haseł emigracyjnych m.in. przez World Jewish Congress, który również miał zebrać się jesienią (artykuł z 5 sierpnia – o którym dalej).
W ten sposób wrześniowa sesja Rady Ligi oraz późniejsze obrady Zgromadzenia Ligi posłużyły polskim dyplomatom jako swoista platforma dla przedstawienia „problemu populacyjno-emigracyjnego” Polski, przy czym zgodnie z instrukcjami ministra unikano „stawiania konkretnych żądań kolonialnych”, skupiając się zamiast tego na zarysowaniu aspektu demograficznego i – w dalszej kolejności – surowcowego tego zagadnienia. Emigracja żydowska została w tej narracji wpisana w wątek demograficzny. W ramach przyjętego podziału zadań „wstęp do całej akcji” stanowiła deklaracja Becka wygłoszona na 93. sesji Rady Ligi Narodów 19 września 1936 r. W związku z nominacją nowego członka Komisji Mandatowej minister wyraził nadzieję, że rozważone zostanie poszerzenie składu tej komisji i jej dywersyfikacja, tak by znalazło się w niej miejsce dla rzeczoznawców z różnych państw.
Z uwagi na stałą obecność w polskich tezach emigracyjnych argumentów gospodarczych jako kolejne forum dla ich przedstawienia wybrano Komisję Gospodarczą Zgromadzenia LN. Podczas jej obrad 5 października wiceminister przemysłu i handlu Adam Rose poparł brytyjską rezolucję o potrzebie zbadania możliwości lepszego podziału surowców oraz poruszył problem przeludnienia Polski, który dotyczył przede wszystkim ludności chłopskiej i żydowskiej. Przekonywał przy tym, że struktura zatrudnienia polskich Żydów utrudnia przeprowadzenie procesów modernizacyjnych w kraju. Problemy te mogłaby rozwiązać emigracja, a obowiązkiem instytucji międzynarodowych, takich jak Liga Narodów i Międzynarodowe Biuro Pracy, powinno stać się – do czego wzywał – wypracowanie konkretnych umożliwiających ją rozwiązań, zamiast prowadzenia jedynie dalszych teoretycznych studiów. Jako swój sukces polscy dyplomaci postrzegali wpisanie zagadnień emigracyjnych w program kolejnej sesji zwyczajnej, co dawało szansę na kontynuację działań na forum Ligi.
Najwięcej uwagi problemowi emigracji żydowskiej poświęcił dzień później polski delegat do LN Tytus Komarnicki w swoim przemówieniu na posiedzeniu VI Komisji Zgromadzenia dotyczącym spraw mandatowych. Ze względu na tematykę obrad skupił się na zainteresowaniu emigracją do Palestyny, lecz nie ograniczył się tylko do niej. Do przedstawionych już wcześniej argumentów dołączył kolejny: Polska jako jedno z najliczniejszych skupisk ludności żydowskiej w Europie ma szczególne obowiązki, które przejawiają się m.in. w jej zainteresowaniu „wobec realizowanej przez Żydów idei siedziby narodowej w Palestynie”. Tym samym, jak przekonywał Komarnicki, gdy Polska argumentuje, że aby umożliwić żydowską emigrację, Liga Narodów powinna zastanowić się nad innymi terenami niż sama tylko Palestyna, występuje ona nie tylko w interesie polskich Żydów, lecz szerzej, na rzecz ogółu społeczności żydowskich Europy Środkowo-Wschodniej.
Wbrew obawom to nie delegacja brytyjska miała najpoważniejsze zastrzeżenia do polskiej akcji – przeciwnie, jeden z jej dyplomatów dziękował Komarnickiemu za łagodny charakter wystąpienia. Reakcje polskich dyplom na zarzuty, z którymi spotkali się z innych stron już w Genewie, wiele mówią o intencjach przyświecających im w ich działaniach. Podczas dyskusji jako pierwsza zgłosiła swoje obiekcje delegacja sowiecka, która jednak głównie to w kuluarach zarzucała stronie polskiej, że jej wnioski emigracyjne wynikają nie tylko z przesłanek demograficznych, „ale są wynikiem rasistowskiej antysemickiej polityki rządu polskiego”, co miało dodatkowo świadczyć o rzekomych ścisłych związkach polsko-niemieckich. Tak właśnie oskarżenia Sowietów odbierał Komarnicki: jako element szerszej akcji propagandowej, a także jako działania polityczne kraju wyjątkowo zamkniętego na wszelkie ruchy migracyjne, który polską narrację o potrzebie otworzenia się na imigrację odbierał przynajmniej po części jako wymierzoną przeciwko sobie. Dla Komarnickiego było oczywiste, że oskarżenia o „rasistowski antysemityzm”, spreparowane w celu ich wykorzystania w defensywie i w ataku, pozbawione były wszelkich podstaw.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Kingi Czechowskiej „Polska dyplomacja wobec kwestii żydowskiej w latach 1932–1939” bezpośrednio pod tym linkiem!
W ocenie Komarnickiego propaganda delegacji sowieckiej wywierała wpływ na Sekretariat Ligi, który polskie postulaty większego i kompleksowego zaangażowania organizacji w rozwiązanie problemu emigracji żydowskiej odbierał jako zmierzające do „regulowania spraw mniejszościowych przez przymusową ewakuację tych mniejszości z granic państw”. Podobną perspektywę przyjęła również delegacja francuska, a Komarnicki ten punkt widzenia określił jako „czysto doktrynalny i nieuwzględniający istotnej sytuacji polskiej”. Działania polskich dyplomatów, ich kolejne tezy i wysuwane przez nich argumenty wynikały tym samym z przekonania, że w ich rdzeniu znajduje się rzeczywisty problem, „istotna sytuacja”, dla której szukali rozwiązania. Nie tworzyli więc pretekstów i fasad dla innych, ukrytych celów, o co oskarżali ich niechętni im odbiorcy.
Ponieważ zgodnie z wyjściowymi instrukcjami ministra unikano formułowania „otwartych żądań kolonialnych”, zamiast tego skupiając się na przesłankach mogących je w przyszłości uzasadnić – tj. na problemach demograficznych ze szczególnym uwzględnieniem potrzeby wzmożenia emigracji żydowskiej – w recepcji polskich działań w Genewie również koncentrowano się na tym wymiarze ich działań. Świadczy o tym wzmiankowana wyżej krytyka sowiecka i francuska, obie dotyczące kwestii emigracji żydowskiej. Podobnie rzeczywisty cel polskich wystąpień w Genewie postrzegała ambasada amerykańska w Warszawie. O polskich dążeniach kolonialnych zarówno w kontekście akcji genewskiej, jak i propagandy krajowej pisał też ambasador francuski w Warszawie Leon Noël. Nie uważał jednak, aby kolonie mogły rozwiązać problemy demograficzne Polski (których nie negował) i traktował owe aspiracje kolonialne raczej w kategorii mrzonek. Mimo starań Beckowi nie udało się uniknąć niekorzystnych porównań projektu polskiego do celów politycznych Niemiec; oceny takie formułował – oprócz wspomnianej wyżej delegacji sowieckiej – także niechętny ministrowi francuski dyplomata.
Intencje strony polskiej od początku, czyli od wystąpienia Becka, trafnie odczytywało również Foreign Office, choć przyjmowało je z dużym zdziwieniem. Jak komentowano na początku października, „jest coś nierzeczywistego w tych aspiracjach kolonialnych, które Polska nagle zdecydowała się ogłosić”. Choć brytyjski ambasador potwierdzał, że kraj boryka się z problemem przeludnienia, a wszelkie restrykcje wobec emigracji do Palestyny musiały się odbijać na jego „problemie żydowskim”, za naiwne uważał nie tylko przekonanie, że kolonie udałoby się Polsce pozyskać, ale także, że byłaby ona w stanie finansowo podołać administrowaniu przyznanymi terenami. W Foreign Office uważano też, że to chęć pozbycia się z kraju przynajmniej miliona spośród 3 mln Żydów, „tych zrujnowanych ludzi”, stanowi prawdziwą główną przyczynę polskiego zapotrzebowania na kolonie, a ograniczenia w emigracji do Palestyny odgrywają w tym tylko nieznaczną rolę.
Inaczej (łagodniej) poglądy te formułowano w bezpośrednich rozmowach z polskimi dyplomatami, przyznając im rację, że przyczyny gospodarcze i demograficzne uzasadniają nowe starania Polski w zakresie emigracji. Za zrozumiałe uznawano jednak wyłącznie działania na forum Ligi Narodów czy Międzynarodowego Biura Pracy. Zdecydowanie odrzucano sugestię Gwiazdoskiego, jakoby Australia – czy inne tereny Imperium Brytyjskiego – mogły być odpowiednie dla imigracji żydowskiej. Ponadto brytyjski i francuski ambasadorzy w Warszawie zgadzali się w przypuszczeniach, że rozpoczęta kampania kolonialna mogła być obliczona przez rząd (czy wręcz samego Becka) na przysporzenie mu popularności w kraju.
Podczas pierwszego spotkania z ministrem od czasu jego powrotu z Genewy Kennard otwarcie wyraził zdziwienie z powodu rozpoczętej kampanii, przypominając, iż jeszcze rok wcześniej Beck zaprzeczał jakimkolwiek dążeniom swojego kraju w tym kierunku180. Podobnie jak innych zachodnich dyplomatów – wbrew oczekiwaniom polskich oficjeli – do słuszności polskich aspiracji kolonialnych nie przekonywały go argumenty populacyjne. Polskiego stanowiska nie wzmacniał też nacisk kładziony przez ministra na aspekt ekonomiczny sprawy (podkreślany, aby zaprzeczać pobudkom politycznym).
Mając w niedalekiej perspektywie wizytę Becka w Londynie, w Foreign Office planowano już reakcję na ewentualne dalsze próby podejmowania przez niego tego tematu. Ostatecznie jednak podczas rozmów prowadzonych w Wielkiej Brytanii ważniejsze okazały się dla niego inne aspekty „kwestii żydowskiej”. Polski minister przekonywał wówczas Edena, że w Genewie jego intencją było jedynie zasygnalizowanie ogólnego zainteresowania Polski koloniami, nie zaś zgłoszenie większych politycznych ambicji w tym zakresie. Polskie postulaty kolonialne niespodziewanie powróciły do rozmów polsko-brytyjskich dopiero w 1939 r.