Polskie formacje wojskowe w I wojnie światowej
Na początku XX wieku rosnące w Europie napięcia międzynarodowe zrodziły nadzieję Polaków na odzyskanie niepodległości. Niezbędne okazało się posiadanie polskich formacji wojskowych. Szansą miał być konflikt, w którym zaborcy wykrwawią się i osłabią wzajemnie. Rzeczywiście, wraz z wybuchem w 1914 roku I wojny światowej naprzeciw siebie stanęły armie współpracujących dawniej Prus, Austro-Węgier oraz Rosji. Jednak w tryby machiny wojennej imperia musiały włączyć cały swój potencjał, w tym także znajdujących się wówczas pod ich panowaniem Polaków. Stąd po obu stronach konfliktu krew za cudzą sprawę przelewało łącznie prawie trzy miliony żołnierzy pochodzenia polskiego. Większość z nich została wcielona do wojska jeszcze w czasie poboru latem 1914 roku. Co szósty nie wrócił już do domu. Wśród nich niespełna sto tysięcy miało szczęście walczyć w jednostkach stricte polskich, formowanych u boku każdego z trzech okupantów oraz Francji.
Polskie formacje wojskowe w I wojnie światowej: Potrzeba odbudowy niepodległej Polski
Polaków różnych zaborów i poglądów politycznych łączyła jedna koncepcja – odbudowa niepodległego Państwa Polskiego. Zgadzano się, że w nadchodzącym konflikcie zbrojnym trzeba będzie opowiedzieć się za jednym z walczących okupantów, by pod jego kuratelą stworzyć zalążki armii, która nie tylko będzie w stanie odbijać tereny dawnej Rzeczypospolitej z rąk pozostałych agresorów, ale również po zakończeniu wojny stanie się siłą, która pozwoli utrzymać niezależny byt polityczny państwu.
Polskie formacje wojskowe w I wojnie światowej: „Legiony to...”
Rozumiejąc potrzebę udziału w walce, Polacy jeszcze na lata przed rozpoczęciem wojny tworzyli organizacje paramilitarne, takie jak Związek Walki Czynnej, Związek Strzelecki, Drużyny Bartoszowe, czy Polskie Drużyny Strzeleckie. Obok nich funkcjonowały również, nieco inaczej sprofilowane, lecz także zaangażowane w pracę na rzecz niepodległości, grupy w rodzaju Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, czy Skautów. Wielu ich członków dołączyło z resztą później do walki zbrojnej. U progu wojny młodzież była pełna zapału i czym prędzej chciała znaleźć się w ogniu walki, o czym pisze uczestnik tamtych wydarzeń, Wacław Lipiński:
Nikt się jej owego lata 1914 r. nie spodziewał, ale byłoby nieprawdą, gdybym napisał, że wybuch wojny zastał nas nieprzygotowanych. Pierwszego dnia mobilizacji rosyjskiej Jurek Szletyński natomiast nas, drużynowych, ściągnął alarmowym rozkazem do Łodzi. Plecaki nasze i cały rynsztunek „bojowy” był od dawna na wszelki wypadek spakowany – ale w pierwszych dniach sierpnia okazał się jeszcze niepotrzebny. Na razie postanowiliśmy czekać na rozkazy z Warszawy, lecz ponieważ godziny mijały, a rozkazy nie nadchodziły – postanowiliśmy sami ich zażądać. 1 sierpnia wieczorem jechałem już w tym celu do Warszawy – ale niestety, tam nic konkretnego nie powiedziano. Robić wywiad wojska rosyjskiego, przeszkadzać w mobilizacji, pracować nad wyrobieniem odpowiednich nastrojów – i czekać na dalsze rozkazy. Rzecz prosta, nie wystarczyło nam to na długo.
Rozkazem, wydanym 3 sierpnia 1914 roku na krakowskich Oleandrach, komendant Józef Piłsudski zniósł formalnie paramilitarne organizacje strzeleckie z zaboru austro-węgierskiego i utworzył słynną Pierwszą Kompanię Kadrową. W skład „Kadrówki” weszło prawie 170 żołnierzy. Jeszcze tego samego dnia siedmioosobowy patrol ułanów (choć jeszcze bez koni) przekroczył granicę zaboru rosyjskiego, prowadząc rekonesans w kierunku Miechowa. 6 sierpnia Kompania Kadrowa, już z konnymi ułanami w swoim składzie, stoczyła swój pierwszy bój. Choć celu, którym było wywołanie zbrojnego powstania na terenie Królestwa Kongresowego, nie udało się osiągnąć, to jednak początkowe sukcesy nagłośniły sprawę Piłsudskiego. Dzięki temu w połowie sierpnia oddział Komendanta rozrósł się do pięciu batalionów, a 16 sierpnia Parlamentarne Koło Polskie w Krakowie uchwaliło decyzję o sformowaniu Legionów Polskich, które miały walczyć wraz z Austro-Węgrami przeciw Rosji.
Jednak wbrew obiegowej opinii nie wszystkim środowiskom politycznym Galicji podobała się koncepcja walki u boku Państw Centralnych. Część działaczy prawicowych doprowadziła nawet do zablokowania powstającego we Lwowie Legionu Wschodniego. Również w Królestwie Kongresowym legionistów często postrzegano nie jako oddział polski, lecz przez pryzmat żołnierzy monarchy Austro-Węgier. Sprawy nie ułatwiała przysięga na wierność cesarzowi Franciszkowi Józefowi Pierwszemu, do której Austriacy zobowiązali Legiony Polskie. Ten gorzki obowiązek osładzał walczącym fakt, że służą w jednostce o rzeczywiście polskim charakterze.
W kręgu prorosyjskim
Tymczasem w Kongresówce Komitet Narodowy Polski, który przeciwny był Piłsudskiemu i dążył do związania się z carską Rosją, podjął próby stworzenia własnej jednostki narodowej. Udało się to dopiero na przełomie jesieni i zimy 1914 roku. Powstał wówczas 1. Legion Polski, nazywany częściej od miejsca sformowania – Puławskim. Rosjanie jednak dość szybko, bo już w marcu 1915 roku wycofali swoje poparcie dla tworzenia oddziałów o charakterze narodowym. Zaprzestano organizowania nowych formacji, a już istniejące przemianowywano. I tak 1. Legion Polski stał się 739 Nowoaleksandryjską Drużyną, a 2. Legion (Lubelski) – 740 Lubelską Drużyną. Obie jednostki wraz ze szwadronami kawalerii uznane zostały (z resztą podobnie jak Legiony Piłsudskiego przez Austriaków) nie za pełnoprawne wojsko liniowe, lecz pospolite ruszenie i pod dowództwem sztabu 104. Brygady Pospolitego Ruszenia skierowane do walki przeciwko Niemcom.
Jak wyglądała polska droga do odzyskania Niepodległości? Dowiedz się więcej z serią wydawniczą „Publikacje niepodległościowe PWN”!
Zdziesiątkowanych Polaków wycofano 18 września 1915 roku do Bobrujska, gdzie przeorganizowano ich w Brygadę Strzelców Polskich, która walczyła jeszcze w 1916 roku między innym na Nowogródczyźnie. Co ciekawe, z pamiętnika walczącego po przeciwnej stronie (choć również za polską sprawę) legionowego kapelana, księdza Józefa Panasia, możemy wyczytać sporo ciepłych słów pod adresem żołnierzy Polskich w służbie cara:
12 sierpnia [1915] (…) Na wschód począwszy od Sentek wiele wsi niespalonych. Ludność opowiada, że zawdzięcza swoje ocalenie Żołnierzom Polakom z wojska rosyjskiego, którzy nie tylko nie wykonali rozkazu podpalania lecz bronili ludność przed rabunkiem ze strony kozaków. Była to „Polska Strileckaja Brygada” czyli drużyny Gorczyńskiego; nakłaniali mieszkańców do pozostania we wsi i zapewniali ich że nadejdą Legioniści, którzy są dobrymi Polakami, nikomu krzywdy nie wyrządzą.
Z powyższego fragmentu możemy wyczytać, że również Polacy z armii carskiej mieli dobre zdanie o legionistach austro-węgierskich.
Po różnych stronach frontu
Zachowało się sporo relacji o podobnych spotkaniach Polaków w czasie wojny, i to zarówno tych z oddziałów narodowych, jak i wcielonych poborem bezpośrednio do armii zaborców. Weźmy za przykład dwa fragmenty z cytowanego już wcześniej Wacława Lipińskiego, który opisywał swoje spostrzeżenia (jeszcze z perspektywy cywilnej) z 1914 roku:
22 sierpnia. (…) Po południu przymaszerowali Prusacy. Na głównej ulicy miasta stoi pułk trzybatalionowy. Żołnierze, przeważnie Polacy – w szarym mundurze, długich spodniach, wyglądają na okrutnie pomordowanych.
25 sierpnia. (…) natknąłem się na szwadrony kawalerii rosyjskiej, idącej na zachód. (…) Ulica wita ich życzliwie, nawet radośnie. Poza tym tłumy stoją godzinami w nadziei, że między wojskiem znajdą swoich bliskich i sołdatom rzucają kwiaty, papierosy, chleb, kiełbasę w ogromnej ilości.
Jednak gdy przychodziło do walki, Polacy starali się jak najlepiej wypełniać swoje zadania wojskowe. Ksiądz Panaś, oprócz zanotowania pochlebnej opinii o żołnierzach z Polskiej Brygady Strzeleckiej, w innym miejscu wspomina dowodzoną przez Polaka baterię artylerii polowej, która nieustępliwie „kąsała” pozycje Legionistów. Oni sami nie pozostali dłużni i gdy tylko działa weszły w zasięg karabinów maszynowych, towarzysze księdza Panasia odpowiedzieli ogniem. Byłoby jednak nadużyciem stwierdzenie, że żołnierze polscy chcieli przede wszystkim dochowywać wierności zaborcom. Czasami, gdy pozwoliła na to chwilowa sytuacja bojowa, zdarzało się im dezerterować i przechodzić na stronę stacjonujących w pobliżu formacji narodowych po drugiej stronie frontu. Jedną z takich sytuacji opisał Sierżant „Socha” (czyli Lipiński):
(…) Minęła wściekłość, humor wspaniały, bo Moskal z oddziału wywiadowczego (partizanckij otriad), Polak – Józef Kliska – zeznaje po prostu nadzwyczajnie. Ma świetną pamięć, zupełne do nas zaufanie i gdy się przyjrzał nam dokładnie, gęba mu pojaśniała, rozkrochmalił się zupełnie. Poddał się sam, powiada – usłyszawszy polską komendę – i gdy kamraci wywiewali, on nurknął w krzaki przeczekał, aż wszystko przeleci, by zgłosić się do zawracających. Chłop jak dąb, warszawiak, z 17 Czernichowskiego Pułku Huzarów.
Ważniejsza więc niż lojalność wobec armii zaborczej okazywała się często sprawa narodowa. Dezerterowali zarówno szeregowcy, jak i oficerowie. Ci ostatni nie tylko ryzykowali życiem, ale także nieraz poświęcali swój stopień wojskowy. Ten sam „Socha” wspominał podporucznika Pawła Stefańskiego, który uciekając w 1916 roku od Rosjan jako kapitan i dowódca batalionu, zgłosił się do Brygady na szeregowca. Dopiero po przesłużeniu kilku miesięcy otrzymał od Komendanta Piłsudskiego nominację i objął dowodzenie nad plutonem. W armii austro-węgierskiej znajdowała się również grupa oficerów-Polaków, którzy pomimo zajmowanego stanowiska starali się wspierać sprawę narodową, bronili i chwalili legunów wobec innych C.K. oficerów, którzy uważali polskie formacje za „ewige Bande”. Polscy oficerowie mogli tym z resztą podpaść swoim Austriackim przełożonym. Przykładem takiej postawy był wspominany życzliwie przez sierżanta Lipińskiego pułkownik Aureli Serda-Teodorski.
Polnische Wermacht
Pomimo krzywdzących opinii, legioniści dowiedli swojej wartości w boju. Pod koniec 1916 roku, po ciężkich walkach o Kostiuchnówkę, generalny kwatermistrz armii niemieckiej Erich Ludendorf zaczął upatrywać w polskich formacjach szansę na znaczne wzmocnienie podupadającej już wówczas siły Państw Centralnych i zwycięstwo na froncie wschodnim. Skierował do Berlina propozycję utworzenia zależnego od Niemiec państwa, posiadającego własną armię. 5 listopada tego samego roku w Pszczynie reprezentanci Niemiec i Austro-Węgier ogłosili „akt wskrzeszenia Państwa Polskiego”. Dokument mówił luźno o utworzeniu na terenie dawnego zaboru rosyjskiego nowego królestwa o ustroju monarchii konstytucyjnej i posiadającego własne wojsko, jednocześnie pozostającego w bliskiej relacji z Państwami Centralnymi. Nie było tam jednak żadnych gwarancji co do granic kraju.
Zarówno Legiony Polskie, jak i większość społeczeństwa odebrały Akt 5 Listopada jako próbę kupienia Polaków i wykorzystania ich do własnych celów. W nastroju niesmaku odbył się 1 grudnia 1916 roku wjazd Legionów Polskich do Warszawy, zorganizowany przez Tymczasową Radę Stanu. Z jednej strony było to pewne osiągnięcie i triumf sprawy polskiej, co mogło cieszyć i dawać nadzieję na przyszłość. Z drugiej zaś wciąż daleko było do pełnej niezależności a w perspektywie były kolejne walki dla sprawy zaborczej, w której przelewana miała być krew Polaków po obu stronach frontu.
Jak wyglądała polska droga do odzyskania Niepodległości? Dowiedz się więcej z serią wydawniczą „Publikacje niepodległościowe PWN”!
Idea powołania całej armii polskiej żywa była już wcześniej, przynajmniej od wiosny 1916 roku. Obserwowano zdarzenia, które mogły świadczyć o przygotowaniach do rozbudowy struktury Legionów. 20 września 1916 roku powołany został w oparciu o Legiony Polski Korpus Posiłkowy. Legioniści, po uzupełnieniu ochotnikami, rozpoczęli ćwiczenia pod okiem niemieckich instruktorów. Przebieg tych ćwiczeń tak opisał w swoich pamiętnikach ksiądz Panaś:
Sprawa przedstawia się tak: Na podstawie wielokrotnych i najdokładniejszych robionych zdjęć fotograficznych, buduje się dokładną kopię nieprzyjacielskiego fortu razem ze wszystkimi przeszkodami, minami i t. p., a następnie żołnierze w szeregu ćwiczeń dokonanych najprzód w dzień, później w nocy ćwiczą się w ataku na ten fort, tak, że w końcu każdy żołnierz zna na pamięć każdą przeszkodę. Każdy krok, każdy swój ruch ręką, miejsce moment do rzucenia granatu ręcznego i t.d. i t.d...
12 kwietnia 1917 roku przekazano Legiony Polskie nowo powstałemu Królestwu, jednak formalnym ich naczelnikiem został niemiecki generał Beseler. Co więcej, nie było równości pomiędzy żołnierzami. „Królewiacy” w razie przewinień mieli być sądzeni na miejscu, natomiast ci pochodzący z Galicji zostawali usunięci z Legionów i oddani na sąd Austriakom. Narastała wrogość wobec Państw Centralnych, zastanawiano się nawet nad otwartym buntem przeciw chylącym się nieuchronnie ku upadkowi zaborcom. „Sojusznicy” obawiali się takiego scenariusza. Aby wzmocnić swoją pozycję, z początkiem lipca nowe jednostki zobowiązano do złożenia przysięgi na wierność „przyszłemu królowi polskiemu” (czyli de facto cesarzowi niemieckiemu) i braterstwo broni wobec armii obu cesarzy. Dostrzegając nieuchronność klęski niedawnych okupantów, Piłsudski podjął akcję agitacyjną, która poskutkowała słynnym „kryzysem przysięgowym” i internowaniem żołnierzy w obozach w Szczypiornie i Beniaminowie.
Pozostali, którzy zdecydowali się z różnych powodów na przyjęcie kontrowersyjnej przysięgi, stworzyli jednostki kadrowe Polskiej Siły Zbrojnej (niem. Polnische Wehrmacht), która do października 1918 roku osiągnęła liczebność dziewięciu tysięcy ludzi. W jej skład wchodziły zalążki wszystkich rodzajów broni. Wykształciła ona również nowoczesne regulaminy i dobrze przygotowaną kadrę. Dzięki temu mogła później stać się bazą dla pełnego odrodzenia Wojska Polskiego, a w listopadzie 1918 roku należący do Polskiej Siły Zbrojnej żołnierze pomagali rozbrajać wycofujących się Niemców.
11 listopada 1918 roku drogi walczących Polaków wszystkich zaborów zeszły się ponownie i już pod jednym sztandarem żołnierze mieli bronić niepodległości odrodzonego po 123 latach Państwa Polskiego. O tym, jak wyglądał ten proces, dowiedzieć można się ze specjalnej serii wydawniczej „Publikacje niepodległościowe PWN”, z której pierwsze tytuły trafiły już na księgarskie półki.
Na polach bitew pozostały zaś tylko mogiły, które tak wspomina ksiądz Józef Panaś:
(…) obok naszych grobów pochowano również żołnierzy niemieckich z poznańskiego pułku. Wszyscy mają nazwiska polskie. Także groby rosyjskie i austriackie zawierają zwłoki Polaków. Dziwny los: na polskiej górze lała się krew Polaków ubranych w cztery różne mundury: rosyjski, niemiecki, austriacki i polski. Wszyscy jak bracia leżą na jednym cmentarzu, a na prawosławnym krzyżu widać napis: Hier starb für sein Vaterland und Kaiser russicher Soldat St. Wojciechowski, lub też pod znakiem żelaznego krzyża napis: Im Feindesland für Vaterland starb Musketeur Nawrocki.
Bibliografia:
- Wspomnienia:
- Ks. Józef Panaś, Pamiętniki Kapelana Legionów Polskich, Lwów 1920.
- Lipiński Wacław, Dla Polski. Łódź w Legionach, Łódź 1931.
- Lipiński Wacław, Szlakiem I Brygady. Dziennik żołnierski, Łomianki 2014.
- Opracowania:
- Epopeja Legionowa, red. Tadeusz Skoczek, Muzeum Niepodległości w Warszawie, Warszawa 2015.
- Klimecki Michał, Klimarczyk Władysław, Legiony Polskie, Warszawa 1990.
- Nekrasz Władysław, Harcerze w bojach w latach 1914-1921, Warszawa 2011.
- Nowak Janusz T., Szlak Bojowy Legionów Polskich, Kraków 2014.