„Polscy dyplomaci niewiele mogli pomóc w kwestii obrządku religijnego Polaków mieszkających w Związku Sowieckim”

opublikowano: 2021-09-13, 13:15
wszelkie prawa zastrzeżone
„Polscy dyplomaci niewiele mogli pomóc w kwestii obrządku religijnego Polaków mieszkających w Związku Sowieckim. Traktat ryski związał im ręce” – powiedział zmarły 30 grudnia 2020 roku ksiądz profesor Roman Dzwonkowski, pallotyn, wybitny znawca dziejów kościoła katolickiego w ZSRR, autor między innymi „Leksykonu duchowieństwa polskiego represjonowanego w ZSRS 1939–1988” w rozmowie z Bartłomiejem Gajosem.
reklama
Fragment miasteczka na Kresach, źródło: NAC, zespół: Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny - Archiwum Ilustracji, sygn. 3/1/0/9/8348, domena publiczna

Bartłomiej Gajos: Najpierw były wyjazdy do ZSRR czy praca naukowa nad losem kościoła katolickiego i Polaków na Wschodzie?

Ks. Prof. Roman Dzwonkowski : Wyjazdy. Pierwszy był w lipcu 1970 roku. Przez kolejne dwadzieścia lat na własne oczy obserwowałem, jak wygląda sytuacja Polaków i Kościoła Katolickiego, uczestnicząc w życiu tamtejszych parafii.

B.G.: Wyjazd do ZSRR w latach siedemdziesiątych stanowił wyzwanie dla zwykłego obywatela PRL, a co dopiero dla katolickiego duchownego.

R.D. : Paradoksalnie trafiłem na dobry okres. Sytuacja polityczna na świecie jak i w samym Związku Sowieckim była względnie stabilna. Oczywiście, żeby przekroczyć granicę należało dopełnić formalności. W moim przypadku wszystko opierało się na fikcji.

B.G.: Co to znaczy?

R.D. : Żeby wjechać do ZSRR konieczne było otrzymanie zaproszenia od rodziny. Ja takowe dostałem od swojej rzekomej siostry ciotecznej spod Oszmiany (dziś Białoruś, wówczas BSRR). Po dotarciu na miejsce musiałem się zameldować na miejscowym posterunku milicji. Tam usłyszałem od milicjanta: „wnie rajona ujeżżat’ nielzia”. Oczywiście nie posłuchałem i już w trakcie swojego pierwszego wyjazdu odwiedziłem kilka miejscowości leżących na dzisiejszej Łotwie, Ukrainie i w Rosji. Wszystko rzecz jasna nielegalnie.

B.G.: Tak po prostu wsiadł ksiądz do marszrutki i pojechał?

R.D. : Tak. Trzeba było zachować pewną ostrożność, nie rozmawiać w miejscach publicznych głośno po polsku, by nie wzbudzać podejrzeń, które natychmiast ściągały milicjantów, mogących wylegitymować, kupić bilet i jechać.

B.G.: Były sytuacje, w których najadł się ksiądz strachu?

R.D. : Miałem szczęście. Nigdy mnie nie wylegitymowano. Pamiętam natomiast przygodę innego rodzaju. Przy którymś z kolei wjeździe do ZSRR w okolicach Bożego Narodzenia celnicy sowieccy na granicy rozkazali opuścić pociąg. Następnie w przechowalni bagażu przeprowadzono kontrolę. Na bok odkładano tylko religijne rzeczy: publikacje czy płyty z kolędami śpiewanymi przez zespół Mazowsze. Ja miałem ze sobą osiem książek religijnych. Wiozłem je dla działających w podziemiu kleryków i zakonnic – dla nich one były na wagę złota. Powiedziałem celnikom, że bez nich nie będę mógł sprawować swojej posługi. Oni bez słowa sprzeciwu mi je zwrócili. Ich reakcja zachęciła mnie do tego, by upomnieć się też o rzeczy współpasażerów.

B.G.: Z powodzeniem?

R.D. : Zauważyłem, że celnicy spełniają tylko swoje obowiązki i nie wykazują szczególnej gorliwości. Na moje słowa, że krewni tych ludzi również mają prawo do religijnej literatury, usłyszałem pytanie: „jakie prawo, kto im dał prawo?”. Ja na to, że Bóg im dał prawo. Oni spojrzeli na mnie z ironicznym uśmiechem i odparli: „Udowodnijcie, że Bóg istnieje”. Na co ja zacząłem mówić o kosmosie i mikrokosmosie, pytając ich skąd to się wzięło. Oni odparli, że to wszystko prawa materii. Ja z kolei, że skoro są prawa, to musi być przecież i prawodawca. W przypadku ZSRR prawodawcą jest Rada Najwyższa, w przypadku świata Bóg.

reklama

B.G.: Przekonało ich to?

R.D. : Oni swoje przekonania zachowali, ale żywo dyskutowaliśmy.

Wystawa sprzętu kościelnego przeznaczonego dla kościołów na Kresach Wschodnich, źródło: NAC, zespół: Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny - Archiwum Ilustracji, sygn. 3/1/0/15/746, domena publiczna

B.G.: Coś księdza zaskoczyło podczas tych wyjazdów?

R.D. : Dla mnie to był kompletnie inny świat od tego, który znałem z Polski. Wyróżniał się swoją wielokulturowością. Szczególnie na Wileńszczyźnie, gdzie na co dzień spotykałem się z ludźmi, którzy mówili kilkoma językami w zależności od sytuacji: polski, rosyjski, język prosty (gwara), czy litewski. Do tego doszli Karaimi, czyli niewielka grupa etniczna, wyznająca religię wywodzącą się z judaizmu.

Odbierałem istnienie tej wielokulturowości jako coś harmonicznego, pomimo wielu konfliktów, które przecież miały miejsce w przeszłości pomiędzy różnymi grupami. Miałem jednak poczucie, że w latach siedemdziesiątych nie miały one znaczenia.

B.G.: Harmonicznymi nie moglibyśmy jednak określić relacji państwo-kościół w realiach Związku Sowieckiego.

R.D. : Władze sowieckie podporządkowały sobie Cerkiew Prawosławną i wykorzystywały ją w celach propagandowych na Zachodzie do głoszenia, że istnieje wolność religijna w ZSRR. Jako koronny dowód służyły wydania Pisma Świętego w języku rosyjskim.

B.G.: Jak na tym tle wyglądała sytuacja Kościoła Katolickiego?

R.D. : Kościół katolicki zachował niezależność duchową, pomimo nękania go środkami administracyjnymi.

B.G.: Na czym ono polegało?

R.D. : Ksiądz katolicki, najczęściej pochodzenia polskiego, nie miał prawa odprawiać publicznie liturgii. Byłoby to złamaniem istniejących przepisów i wiązałoby się z karą, polegającą na natychmiastowym wydaleniu z ZSRR. Msze odprawiało się wtedy nielegalnie, „po cichu” w kościołach.

Jeden z księży powiedział mi w takiej sytuacji, że „Pan Bóg o nas zapomniał”. „Dlaczego?” zapytałem. „My wymieramy, kościołów mało, wstęp do nich mają jedynie starsi ludzie, młodzież do 18 roku życia nie ma prawa pobytu. Jaka czeka nas przyszłość?”. W latach siedemdziesiątych trudno było sobie wyobrazić, że przyjdzie pieriestrojka, w 1991 roku upadnie Związek Sowiecki i nastanie wolność religijna.

B.G.: To wtedy zaczęła praca naukowa?

R.D. : Już wcześniej publikowałem szkice na temat losów Kościoła Katolickiego i Polaków na Wschodzie w Kulturze Paryskiej pod pseudonimami: Józef Mirski, Czesław Tynna, Jan Czerwiński i Paweł Lida. Ale oczywiście przełomem było otwarcie archiwów postsowieckich.

Walace się zabudowania gospodarcze w powiecie wołkowyskim, źródło: NAC, zespół: Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny - Archiwum Ilustracji, sygn. 3/1/0/8/2396, domena publiczna

B.G.: W przeciwieństwie jednak do poprzednich publikacji, opisujących losy Kościoła Katolickiego w ZSRR, w najnowszej książce, która ukaże się nakładem Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, ksiądz oraz dr Andrzej Szabaciuk, spoglądacie na losy Kościoła Katolickiego z okien placówek dyplomatycznych.

R.D. : W książce znalazły się przede wszystkim raporty polskich dyplomatów i konsulów, pracujących na terenie ZSRR z lat 1922–1938, które trafiały następnie do Warszawy. Polska centrala Ministerstwa Spraw Zagranicznych rozsyłała je z kolei do ważniejszych ambasad i poselstw na Zachodzie, by zainteresować tamtejszą opinię publiczną i polityków. Dzięki temu mamy do nich dostęp. Gdyby pozostały one w Warszawie, to najprawdopodobniej strawiłaby je pożoga wojenna.

reklama

B.G.: Polscy dyplomaci mogli cokolwiek zrobić poza próbami informowania opinii międzynarodowej o losie katolików i kościoła w ZSRR?

R.D. : Teoretycznie mogli interweniować u Sowietów i powoływać się na ich zobowiązania międzynarodowe. Kwestie związane z religią Polaków żyjących na terenie Rosji Sowieckiej regulował traktat pokojowy zawarty 21 marca 1921 roku w Rydze pomiędzy Polską a sowiecką Rosją, Białorusią i Ukrainą. Zgodnie z zapisami zawartymi w artykule VII gwarantowano ludności narodowości polskiej swobodę w kwestii funkcjonowania kościołów i organizowania „obrządku religijnego”. Nie ograniczano się zatem tylko do katolików.

W świetle tego represje wymierzone w duchownych stanowiły naruszenie tej umowy. Sowieci powoływali się jednak na fragment traktatu, zgodnie z którym wszystko co powyższe rzeczywiście gwarantowali, ale „w granicach prawodawstwa wewnętrznego”. Oznaczało to w praktyce, że wszelkie antyreligijne postanowienia były nadrzędne względem deklaracji swobód zawartych w traktacie ryskim. To związało polskim dyplomatom ręce.

Materiał został zrealizowany w ramach dodatku tematycznego do Histmag.org: „Historia, ale jaka? O Rosji analitycznie, a nie mistycznie”, zrealizowanego we współpracy z Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia.

Podpisanie traktatu ryskiego. Z lewej Leonid Obolenski i Adolf Joffe, z prawej Jan Dąbski, domena publiczna

B.G.: Dlaczego polska strona zaakceptowała taki zapis?

R.D. : Do dzisiaj nie jestem w stanie tego zrozumieć.

B.G.: Wspierano Polaków w jakiś inny sposób?

R.D. : Polska dyplomacja pomagała przede wszystkim finansowo, ponieważ podatki nakładane na kościoły stopniowo rosły. Nie przeszkodziło to jednak w realizacji celu, który postawili przed sobą Sowieci.

B.G.: W jakim znaczeniu?

R.D. : W ciągu osiemnastu lat zdobyciu władzy przez bolszewików zamknięto ponad sto dwadzieścia kościołów i kaplic, które przetrwały okres rewolucji i wojny domowej. Otwarty pozostał tylko jeden kościół św. Ludwika w Moskwie, tzw. francuski. Ze względu na dyplomatów, którzy musieli gdzieś uczęszczać na mszę.

B.G.: Poza wsparciem finansowym polska dyplomacja prowadziła inne działania?

R.D. : W marcu 1923 roku w Petersburgu miał miejsce proces pokazowy piętnastu kapłanów. Dwóch z nich: arcybiskup Jan Cieplak, administrator apostolski diecezji mohylewskiej oraz ksiądz Romuald Budkiewicz zostali skazani na karę śmierci za działalność „kontrrewolucyjną”. Władze sowieckie uważały, że „duchowieństwo katolickie w republikach sowieckich jest politycznym misjonarzem polskiego rządu”, jak zapisano w akcie oskarżenia trybunału rewolucyjnego w Mińsku w sprawie osób protestujących przeciwko konfiskatom majątków kościelnych.

W rezultacie działań między innymi polskich dyplomatów, którzy nagłaśniali całą sprawę na Zachodzie, starając się w ten sposób wywrzeć presję na Sowietach. Nie udało się jednak ocalić księdza Budkiewicza. Został rozstrzelany. Natomiast wyrok arcybiskupa zmieniono z kary śmierci na dziesięć lat więzienia. Rok po procesie został wydalony do Polski.

reklama

B.G.: Wydalenie księży z ZSRR było częstą praktyką?

R.D. : Między Związkiem Sowieckim a Polską istniała umowa o wymianie więźniów politycznych. Bolszewicy traktowali ją instrumentalnie. Jak pisał ksiądz Teofil Skalski w liście do prymasa Augusta Hlonda: „w Sowietach chwytają niewinnych ludzi i dają im drakońskie wyroki, aby tylko pozyskać monetę wymienną za komunistów”. Tymi niewinnymi ludźmi bardzo często byli duchowni.

Ostatnia taka wymiana miała miejsce w 1932 roku i była największa: wypuszczono wówczas siedemnastu księży katolickich. Do Polski wrócił między innymi ksiądz Donat Nowicki, więzień Sołówek, gdzie otrzymał święcenia kapłańskie od biskupa Bolesława Slonskasa. Miałem przyjemność go poznać, gdyż był nauczycielem języka rosyjskiego w seminarium duchownym Pallotynów w Ołtarzewie.

Traktat ryski - posiedzenie Komisji Prawnej, po prawej strona polska, po lewej sowiecka, prawa autorskie: Magdalena Poznańska, udostępniono na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0

B.G.: Polscy dyplomaci interesowali się tylko katolikami w ZSRR czy innymi wyznaniami?

R.D. : Przede wszystkim katolikami. W raportach jednak jest jednak również mowa o sytuacji protestantów oraz Cerkwi Prawosławnej, którą wówczas straszliwie prześladowano. Zdecydowanie bardziej niż Kościół Katolicki. Trafnie zdiagnozował to w 1922 roku chargé d’affaires Poselstwa RP Tomasz Morawski: „W Rosji najwyraźniej odbywa się obecnie walka rządu z religją we wszelkich jej postaciach, szczególnie zaś z prawosławiem jako historycznym wyznaniem narodu rosyjskiego”.

B.G.: Sytuacją katolików interesowała się również Stolica Apostolska. W 1926 roku do ZSRR z tajną misją reorganizacji struktury Kościoła Katolickiego przybył wysłannik papieża Piusa XI biskup Michel-Joseph Bourguignon d’Herbigny. Polscy dyplomacja wiedziała o jej celach?

R.D. : Początkowo niezbyt wiele. Dopiero raport radcy politycznego Poselstwa RP w Moskwie Alfreda Ponińskiego z 1930 roku opisuje nader dokładnie jego działania, jakim było między innymi wyświęcenie czterech nowych biskupów. Podsumowując jego wizytę w ZSRR, stwierdził, że: „półtora miljonowa masa wiernych (…) została jego odwiedzinami podniesiona na duchu i utwierdzona w swem przywiązaniu do Kościoła.”. Misja bpa d’Herbigny była jednak beznadziejna.

B.G.: Dlaczego?

R.D. : Ponieważ bolszewicy od razu wpadli na trop jego działań i zastosowali represje. Sam biskup musiał zresztą natychmiast opuścić ZSRR, gdyż taki nakaz wydały władze sowieckie, który zorientowały się w charakterze jego misji.

Traktat ryski - ostatnia strona traktatu z pieczęciami i podpisami stron, domena publiczna

B.G.: Czy postrzeganiu sytuacji kościoła katolickiego w ZSRR istniały różnice pomiędzy Warszawą a Watykanem?

R.S. : Polska dyplomacja wskazywała, że ostoją Kościoła Katolickiego w ZSRR są Polacy, ponieważ są najliczniejsi. Stolica Apostolska, niestety, wykazywał się brakiem wiedzy i nieznajomość sytuacji. Co zresztą do dzisiaj pozostaje aktualne.

Pamiętam, jak na Ukrainę przyjechał biskup Francesco Colasuonno, nuncjusz apostolski w ZSRR i Federacji Rosyjskiej w latach 1990–1994, i dziwił się, skąd tutaj tylu Polaków. Podobnym brakiem orientacji w narodowo-wyznaniowych realiach w tej części świata wykazywał się biskup Antonio Mennini, nuncjusz apostolski w Rosji 2002–2010.

Rozmowę przeprowadzono 21 grudnia 2020 roku. Nie została autoryzowana. Wywiad został pierwotnie opublikowany na rosyjsko- i ukraińskojęzycznym portalu „Nowaja Polsza”.

Materiał został zrealizowany w ramach dodatku tematycznego do Histmag.org: „Historia, ale jaka? O Rosji analitycznie, a nie mistycznie”, zrealizowanego we współpracy z Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia.

reklama
Komentarze
o autorze
Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia
Materiał przygotowany przez specjalistów z Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia – instytucji państwowej powstałej w 2011 r. i działającej na rzecz dialogu pomiędzy Polską a Rosją. Więcej: www.cprdip.pl

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone