Pokolenie, którego nie było?

opublikowano: 2015-04-02, 18:18
wolna licencja
Dziesięć lat temu zmarł Jan Paweł II. Ludzi, którzy żyli w czasie jego pontyfikatu szybko okrzyknięto pokoleniem JP2. Wykreowano w ten sposób zjawisko socjologiczne i historyczne, którego istnienie szybko zaczęto kwestionować. Sęk w tym, że pojęcie „pokolenia” rozumieć można wielowymiarowo.
reklama

Okrzyknięcie ludzi, którzy 10 lat temu przeżywali śmierć Jana Pawła II „pokoleniem JP2” było czymś na wskroś naturalnym. Wyrosło z atmosfery dni i oczekiwań związanych z tymi wydarzeniami. Śmierć papieża wykraczała bowiem poza proste wyobrażenie biegu życia, była czymś paradoksalnie niewiarygodnym, choć przecież wpisanym w naturę ludzkiej egzystencji.

Msza św. na Błoniach w Krakowie w czasie żałoby po śmierci Jana Pawła II, 7 kwietnia 2005 r. (fot. Michał Miłoś, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported).

Na własnej skórze można było odczuć co przeżywali nasi przodkowie, gdy obserwowali odchodzenie królów i władców, których życie wiązano z kolejnymi epokami w dziejach. Wydawali się wieczni i niezniszczalni, wymykający się prawom natury. Bo przecież nie byli tylko ludźmi, lecz żywymi symbolami, fundamentami rzeczywistości, definicją codziennego trwania, istotami porządkującymi hierarchię świata. Ich śmierć zawsze wiązała się z niepokojem, wizją rychłego końca świata, poczuciem pustki, zagubienia, zachwiania rzeczywistości. Andrzej Lubieniecki tak opisywał atmosferę przed śmiercią Zygmunta Augusta:

…kilka lat przed śmiercią królewską, gdzie jeno zjechało kilka ludzi duchownych, świeckich bądź to senatorów, bądź to szlachty, nawet kupców, nigdy nie chybiło, aby byli nie mieli o przyszłym interregnum mówić, a to z wielką bojaźnią i struchleniem.

Reakcja na śmierć Jana Pawła II była więc efektem zbiorowego niepokoju nad przyszłością, wyrwaniem z tego co było oczywiste, codzienne i powszednie. Jak przed czasem ostatecznym kraj zalała fala mniej lub bardziej fałszywych pojednań, prawdziwych, a może kompletnie udawanych gestów i przemian. Oczywiście starano się to jakoś zagospodarować, akt żalu, tęsknoty czy może strachu zamieniając w socjologiczne pojęcie „pokolenia”. Oto w świat wyruszyć miało „pokolenie JP2”, nieokreślone i nieostre, ale odwołujące się do postaci papieża nie tylko w warstwie symbolicznej, ale także realnego działania. Przecież w momencie jego zgonu akty strzeliste wiernopoddańczego hołdu wobec wszystkiego co Ojciec Święty mówił, były czymś naturalnym i na miejscu. Na zbiorowym uniesieniu wyrosło „pokolenie”, którym po prostu wypadało być.

Oczywiście przyszłe wydarzenia bardzo szybko zweryfikowały pojęcie „pokolenia JP2” jako zbiorowości przywiązanej nie tyle do wyobrażenia o Janie Pawle, ale także do idei, którą głosił. Czas w pył obrócił szumne deklaracje i postanowienia, pozostawiając jedynie poczucie niesmaku. Polska po Janie Pawle II wcale nie stała się krajem lepszym, wręcz można stwierdzić, że temperatura sporów i waśni jest wielokrotnie większa niż w czasach, w których żył. Trudno więc mówić o zjawisku „pokolenia JP2” w kategoriach innych niż pojęcia opisujące jedynie pewne zbiorowe doświadczenie, bez przekładania tego na ruch o charakterze ideologicznym czy religijnym.

reklama
Jan Paweł II w 1980 r. w Niemczech (fot. L. Schaack, ze zbiorów Bundesarchiv, B 145 Bild-F059404-0019, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Niemcy).

Bo choć nie wierzę w „pokolenie JP2”, które wykreowało jakiś własny model zachowań czy wzorców, to uważam, że można o nim mówić o kontekście przeżycia jakie mogli doświadczyć żyjący w latach 80. i 90. XX wieku. Papież był nie tylko przywódcą religijnym, kapłanem czy filozofem – był postacią popkultury, w którą potrafił się doskonale wpisać, albo sam był wpisywany w mniej lub bardziej udolny sposób. Obok Jana Pawła II nie można było więc przejść obojętnie, z trudem można było opisać rzeczywistość bez jakiegokolwiek odwołania do jego postaci, bez uwzględnienia go w swoich rozważaniach. W szczególności dotyczyło do Polaków, dla których nie był to zwyczajny pontyfikat kolejnego z biskupów Rzymu, ale nobilitacja wśród narodów świata. Papież miał brać na swoje barki nie tylko los Kościoła, ale także nasze kompleksy i fobie i leczyć je swoją popularnością i sławą. Stawał się tym samym ikoną czegoś więcej niż tylko religii. Budował wręcz rodzimą tożsamość wpisując się w symbolikę narodową. W tym sensie to co mówił czy pisał miało naprawdę drugorzędne znaczenie. Imię Jana Pawła II paraliżowało i wartościowało. Politycy koniecznie chcieli na ulotkach umieścić zdjęcie z papieżem – co miało być wyrazem ich szczególnej uczciwości – a nadanie imienia Ojca Świętego kolejnej szkole czy ulicy poczytywano wręcz za wymóg chwili. Ten płytki kult też był czymś zupełnie naturalnym, choć czasem irytującym. Nie zawsze stały za nim przecież czysto cyniczne pobudki, ale chęć oddania pozytywnych uczuć wobec nietuzinkowej postaci.

Papież Jan Paweł II stał się takim samym symbolem narodowym jak Kościuszko, Piłsudski, Chopin i wielu innych zdobiących okładki książek i podręczników. Wszedł do panteonu twórców naszej tożsamości, przy czym – podobnie jak w ich przypadku – wiązało się to raczej z emocją, niż z jakimkolwiek powiązaniem ideologicznym. Tak jak Kościuszko jest dzisiaj po prostu postacią z pomników, a nie wzorem demokraty i republikanina, tak samo papież prawdopodobnie w zbiorowej świadomości nie przeskoczy nigdy „wadowickich kremówek”. Pozostanie kimś na kim zbudowano element tożsamości, nie bardzo jednak wiadomo dlaczego. I chyba to największy dowód na to, że „pokolenie JP2” istniało. Istniała grupa, która wyniosła papieża do rangi symbolu, namalowała go na sztandarach i wpisała w swoje życie. Dlatego tez to pokolenie nigdy nie będzie zdolne do oceny czy rozważenia nauczania papieża-Polaka i jego aktywności w życiu religijnym, społecznym czy politycznym. Każda próba krytycznego podejścia zawsze będzie uderzeniem nie w istotę dyskusji moralnej czy teologicznej, ale w nietykalny symbol, nad którym się nie deliberuje, lecz się go czci.

Ci którzy żyli w czasie pontyfikatu Jana Pawła II siłą rzeczy będą tą postacią sparaliżowani. Sęk w tym, czy tym dla których papież-Polak to postać czysto historyczna pozostawią pole do dyskusji nad sensem i wagą pontyfikatu, który zakończył się dziesięć lat temu. Nie po to, żeby Jana Pawła II znielubić, ale wydobyć go z przestrzeni zwyczajnej chorągwi powiewającej nad naszą narodową dumą. Myślę, że tej postaci bardzo się to należy.

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

Redakcja: Tomasz Leszkowicz

reklama
Komentarze
o autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone