Pojedynki szlachty francuskiej

opublikowano: 2009-03-17, 22:41
wszelkie prawa zastrzeżone
_W tym samym czasie odbył się na Place Royale pojedynek między diukiem de Guise, jednym z głównych obrońców pani de Montbazon, a hrabią Colignym._ Tak zaczyna się jeden z rozdziałów pamiętnika Françoise de Motteville, damy pokojowej z najbliższego otoczenia królowej Anny Austriaczki. Opisuje ona jeden z najsłynniejszych ówczesnych pojedynków, stoczony z powodu sporu do jakiego doszło między damami, które zawładnęły sercami obu wspomnianych kawalerów. Pojedynek ten niech będzie dla nas zachętą, aby poznać francuski obyczaj pojedynkowy tych czasów.
reklama

Styl życia francuskiej szlachty w XVII wieku dawał wiele okazji do pojedynkowania się. Plotki, intrygi i skandale sprawiały, że szlachcic tej epoki często dobywał szpady. Walczono o pensje, damy, tytuły, splendory i zaszczyty. Francję nękała prawdziwa plaga pojedynków. Jak pisał w swej monografii „Ludwik XIV i jego wiek” Aleksander Dumas ojciec: szlachta była zawsze gotowa dobywać miecza z pochwy, a każdy pojedynek prywatny zamieniał się w walkę, do której należało sześć do ośmiu osób. Walki te odbywały się niemal wszędzie i pod byle pozorem, mimo królewskich edyktów oraz kościelnych zakazów.

Prawo

W roku 1547 król Francji Henryk II zezwolił na pojedynek honorowy pomiędzy Franciszkiem de Vivonne a Guy Chabotem de Monlieu, którzy poróżnili się między sobą słowy w wysokim stopniu honor obrażającymi. Walka została stoczona w obecności króla, jego dworu oraz wielu gapiów i zakończyła się śmiercią de Vivonne, ulubieńca monarchy. Pojedynkom przeciwstawił się następca Henryka, król Karol IX. W 1566 roku wydał on edykt uznający pojedynki za zbrodnię obrazy majestatu, za co groziła kara śmierci. Ustanowił też sąd honorowy złożony z koniuszych i marszałków Francji, aby rozstrzygali spory powstałe w wyniku obrazy honoru. Postanowienia te poszły na marne, gdy Henryk III Walezy zezwolił na pojedynkowanie się w jego obecności. Henryk IV z kolei edyktem wydanym w Blois w 1602 roku nakazał karać pojedynkujących się konfiskatą majątku i śmiercią. Jednak te surowe kary nie mogły odstraszyć, gdyż nie były egzekwowane. Król w ciągu następnych 6 lat miał udzielić 7000 ułaskawień. Nic więc dziwnego, że skala toczonych pojedynków osiągnęła zastraszające rozmiary. Nie poprawił sytuacji edykt Ludwika XIII z 1623 roku wydany w Saint-Germain, w którym zagrożono śmiercią nie tylko pojedynkującym się, ale też sekundantom. Kardynał Richelieu pisał: Paryż staje się polem bitwy, jak gdyby dzień im nie wystarczał, biją się i w nocy przy świetle księżyca. Zabiegi kardynała o ukrócenie rozmiarów pojedynkowego procederu wynikały nie tylko z politycznych rozgrywek. Rozumiał on, że Francja nie może pozwolić sobie na taki upływ szlacheckiej krwi. Znane mu były rachunki pana Sully, z których wynikało, że pomiędzy 1589 a 1607 rokiem zginęło w pojedynkach 4000 szlachty. Pierre de L’Estoile pisał nawet o 8000 zabitych w tym samym czasie. Było to więcej niż podczas niejednej wojny.

Kardynał Mazarin zamyka świątynię wojny i otwiera świątynię pokoju. Alegoryczna grafika z epoki.

Mimo wtrącania wielu szlachciców do lochów Bastylii i publicznej egzekucji w Paryżu w 1627 roku panów Bouteville i Des Chapelles walki nie ustały. Za rządów Mazariniego wydano więc edykty paryskie z 1643 i 1651 roku, w których zagrożono wszystkim biorącym udział w pojedynku a nawet ich dzieciom utratą szlachectwa i infamią oraz zabieraniem majątków na dochód szpitali, za wyjątkiem części, która przypadała donosicielom. Edyktem z 1679 roku Ludwik XIV ustanowił do rozstrzygania spraw honorowych stały trybunał złożony z marszałków Francji, mający prawo orzekania kar więzienia za obrazę honoru. Winny obrazy zobowiązany był po odbyciu kary udzielić także pisemnej satysfakcji obrażonemu według formuły podanej przez trybunał. Szlachta niechętnie jednak odwoływała się do działającego w Paryżu trybunału, usprawiedliwiając się długą drogą z prowincji do stolicy i długim czasem rozpatrywania spraw. Pojedynek można było stoczyć natychmiast, niemal w miejscu obrazy. Dopiero zawiązanie przez monarchę Ligi Dobra Publicznego, której członkowie przysięgali, że nie będą przyjmować żadnych wyzwań przytłumiło nieco pojedynki. Wybuchły one jednak z tym większą siłą po śmierci Króla-Słońce i trwały aż do rewolucji. Pojedynki zeszły wtedy na drugi plan, aby znów odrodzić się za Napoleona. Ale to już nieco inna historia...

reklama

Honor ponad wszystko

Francuscy szlachcice walczyli zarówno w biały dzień na najbardziej ożywionych ulicach Paryża, jak i nocą przy zapalonych pochodniach. Pojedynkujący się i ich sekundanci bili się razem na placu Royal, naprzeciw klasztorów a nawet w ogrodach królewskich. Walczono chętnie bez powodu, nawet nie znając współtowarzyszy czy przeciwników. Przy jednym pojedynku Bussy Rabutina jakiś nieznany szlachcic ofiaruje się do wzięcia udziału, lecz na polu walki okazuje się, że jest pięciu przeciw czterem. Wysyłają więc posłańca, który na Pontneuf zaprasza przechodzącego muszkietera. Ten idzie w bój z nieznajomymi przeciw nieznajomym, ale jego rodakom i należącym do tego samego stanu. W niektórych walkach brało podobno udział po 20 walczących z każdej strony. Były to więc małe potyczki. Zapalczywych nie powstrzymywała grożąca im kara śmierci. Nie przerażało ich też surowe stanowisko kościoła, który na soborze trydenckim postanowił karać ekskomuniką, infamią i utratą dóbr pojedynkujących się i ich sekundantów oraz odmawiać kościelnego pogrzebu poległym w takich walkach. W takiej to atmosferze doszło w 1643 roku do sporu między diuszesą Marią d’Avaugour de Bretagne de Montbazon a panią Anną Genowefą de Longueville. Jak pisała w swym pamiętniku uważna obserwatorka tych wydarzeń pani de Moteville: Kobiety są zazwyczaj pierwszą przyczyną największych zamieszek w państwach; wojny zaś, które doprowadzają do ruiny królestwa i cesarstwa, rodzą się przeważnie ze skutków wywołanych czy to urodą, czy złośliwością kobiet.

reklama
Anna Genowefa Longueville, uważana była za jedną z najpiękniejszych kobiet swoich czasów.

Według de Moteville pewnego dnia 1643 roku, gdy pani de Montbazon podejmowała u siebie wiele znakomitych osób jedna z dworek znalazła w jej pokoju list, który podniosła z posadzki i zaniosła swej pani. List był napisany kobiecą ręką do kogoś, kto jak wynikało z jego treści, nie był obojętny jego autorce. Goście nie poniechali takiej okazji, aby się pośmiać i wysnuć wniosek, że list wypadł z kieszeni hrabiego Maurycego de Coligny, który szybko opuścił zebranych, a był, jak szeptano sobie na ucho, namiętnie zakochany w pani de Longueville. Poczęto więc rozpowiadać, że to właśnie ta dama jest autorką listu. Pani Anna Genowefa Longueville, siostra diuka d’Enghien (Wielkiego Kondeusza), uważana była za jedną z najpiękniejszych kobiet swoich czasów. Cieszyła się opinią kobiety cnotliwej i roztropnej, nie stroniącej jednak od adoracji i pochlebstw. Nie była szczęśliwa, gdyż jej stary mąż diuk de Longueville był zakochany w nikim innym, tylko w pani de Montbazon. W dodatku de Montbazon popierała przeciwne kardynałowi Mazariniemu stronnictwo panów de Vendome, do którego należał jej kochanek diuk Franciszek de Beaufort. To narażało ją z kolei na konflikt z matką pani de Longueville, księżną matką Karoliną de Conde, która sprzyjała Mazariniemu. Obie damy miały więc powody, aby się nie lubić.

Znalezienie listu uważano za zabawną historyjkę, ale kiedy plotki dotarły do uszu księżnej matki, ta wyniosła i mściwa, zrobiła z tej sprzeczki sprawę stanu. Udała się do królowej Anny Austriaczki, sprawującej regencję w imieniu małoletniego Ludwika XIV, oskarżyła przed nią panią de Montbazon o potwarz i zażądała od niej zadośćuczynienia, do czego miała prawo, jako księżna krwi. Królowa stanęła po stronie księżnej matki, gdyż potrzebowała poparcia jej syna diuka d’Enghien. Natomiast dwór się podzielił. Kobiety, które miały szacunek dla księżny matki, stanęły po jej stronie; prawie wszyscy mężczyźni złożyli wizytę pani de Montbazon; wśród nich naliczono 14 książąt. Pani de Longeuville opuściła ze zgryzoty Paryż i spędziła wraz z matką kilka dni w La Barre, gdzie odwiedziła je królowa. Wtedy udało im się przez lamenty i łzy skłonić królową do przyobiecania im pełnej satysfakcji za doznaną obrazę. Anna Austriaczka rozkazała diuszesie de Montbazon udać się do księżnej matki z publicznymi przeprosinami za słowa wypowiedziane przez nią lub przez jej gości. Tekst przeprosin spisał, udając zaaferowanego, kardynał Mazarini. Ustalono, że przeprosiny będą miały miejsce na uroczystym wieczorze u księżnej matki.

reklama
Henryk de Guise

W oznaczonej godzinie de Montbazon w swej najpiękniejszej sukni weszła do salonu księżnej, która na nią czekała nie ruszając się z miejsca, aby wszystkim było wiadome, że de Montbazon jest zmuszona ją przepraszać. Diuszesa podeszła do księżnej i odczytała z małego biletu uwieszonego u wachlarza te słowa: Pani, przychodzę, aby cię zapewnić, że nie miałam udziału w potwarzy, o którą mnie obwiniono. Nie ma osoby honoru, która byłaby w stanie wyrzec podobne oszczerstwo. Gdybym popełniła błąd podobnego rodzaju, zniosłabym wszelką karę, choćby też i najsurowsza była, i nigdy bym się więcej nie pokazała w świecie. Chciej Pani wierzyć, że nigdy nie zapomnę winnego ci uszanowania, a zarazem zdania, jakie mam o cnocie i zaletach pani Longueville. Przeprosiny zostały wygłoszone tak dumnym i wyniosłym tonem, że odebrano je jako drwinę. Księżna matka zwróciła się więc z uniżoną prośbą do królowej, aby nie musiała przebywać nigdzie tam, gdzie będzie pani de Montbazon. Anna Austriaczka wyraziła na to zgodę, jednak do takiego spotkania doszło w jej obecności na jednym z bankietów. Królowa, czując się urażona hardym zachowaniem diuszesy, nakazała jej opuścić dwór i udać się do wiejskiej posiadłości, co tym razem zostało pokornie spełnione. Cała ta awantura doprowadziła do upadku stronnictwa braci de Vendome, którzy popadli w głęboką niełaskę na dworze, a diuk de Beaufort został nawet osadzony w areszcie. Mazarini sięgnął dzięki temu po pełnię władzy. Nie był to jednak koniec sporu obu dam. Do Paryża przybył bowiem w między czasie Henryk de Guise, książę Joinville. Stanął on po stronie pani de Montbazon, której potem został kochankiem. Książę d’Enghien pozwolił hrabiemu Coligny wyzwać hardego przybysza na pojedynek. Coligny, ledwo ozdrowiały po ciężkiej chorobie, obrał sobie pana Estrade za sekundanta i zlecił mu wyzwanie w jego imieniu księcia Gwizjusza. Estrade bezskutecznie przemawiał Coligny do rozsądku: Przecież książę Gwizjusz nie winien temu, że pani Montbazon obraziła panią Longueville, a jeżeli w tym duchu oświadczy się, sądzę, że możesz być zadowolonym. Hrabia odparł jednak: Tu nie idzie o to. Dałem pani Longueville słowo, idź więc i powiedz, że chcę się z nim bić na placu Royal. Książę przyjął wyzwanie i pojedynek odbył się 12 grudnia 1643 roku.

Pani Longueville, z okna domu starej diuszesy de Rohan, ukryta za firanką śledziła przebieg tej walki. Ciekawość nie przyniosła jej satysfakcji. Hrabiemu de Coligny towarzyszył Estrade, a sekundantem księcia de Guise był pan Bridieu. Czterej arystokraci idąc z dwóch przeciwnych stron zeszli się w środku placu. Tam de Guise zwrócił się do de Coligny: Panie, dziś rozstrzygniemy dawny spór naszych domów i pokażemy, jaka zachodzi różnica między krwią Gwizjuszów a Coligny’ch. Po tych słowach skrzyżowano szpady. Po kilku starciach przewagę uzyskał de Guise, który dzielny jak jego przodkowie, zadał potężny cios w ramię hrabiego. Coligny padł na ziemię, a książę, przykładając klingę do jego gardła, wezwał go do poddania się. Ciężko ranny hrabia natychmiast oddał broń. Coligny zmarł po kilku miesiącach z odniesionych ran, co według piosenek ulicznej gawiedzi było przyczyną wielu łez pani de Longueville. Warto na zakończenie dodać, że według Aleksandra Dumasa ojca zupełna bezkarność jaką cieszył się książę de Guise po tej walce zachęciła wielu do podobnych czynów, co najlepiej chyba ilustruje przewagę francuskiego obyczaju pojedynkowego nad ówczesnym prawem królewskim.

Bibliografia

Źródła:

  1. de Motteville F., Anna Austriaczka i jej dwór, przeł. I. Wachowska, Warszawa 1978.

Opracowania:

  1. d’Almbert A., Physiologie du duel, Paris 1853.
  2. Baszkiewicz J., Historia Francji, Wrocław-Warszawa 1999.
  3. Baszkiewicz J., Henryk IV, Warszawa 1985.
  4. Baszkiewicz J., Richelieu, Warszawa 1995.
  5. Baszkiewicz J., Francja nowożytna, Poznań 2002.
  6. Billacois F., Le duel dans la société française des XVIe-XVIIe siecles: essai de psychosociologie historique, Paris 1986.
  7. Chłapowski K., Le duel et les Tribunaux d’honneur, Rome 1905.
  8. Chłapowski K., O pojedynkach, Poznań 1902.
  9. Dumas A., Ludwik XIV i jego wiek, b. m. i r. w.
  10. Krosiński W., Obrona czci, Lwów 1904.
  11. Magdziarz W. St., Ludwik XIV, Wrocław 2004.
  12. Szyndler B., Pojedynki, Warszawa 1987.

Zobacz też

Zredagował: Kamil Janicki

reklama
Komentarze
o autorze
Paweł Skworoda
Absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego, popularyzator historii, autor książek popularnonaukowych: „Warka - Gniezno 1656” (2003), „Hammerstein 1627” (2006), „Wojny Rzeczypospolitej Obojga Narodów ze Szwecją” (2007). Publikował na łamach „Mówią Wieki”, „Focus Historia”, „Teki Historyka”, „Studiów i Materiałów do Historii Wojskowości”, „Materiałów do Historii Wojskowości”.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone