Piotr Lipiński – „Anoda. Kamień na szańcu” – recenzja i ocena

opublikowano: 2015-05-10, 19:20
wolna licencja
Książka o bohaterze, którego nie można zapomnieć. Choć komuniści zrobili wiele, by tę pamięć zatrzeć, „Anoda” ma wielką szansę przetrwać w polskiej pamięci historycznej.
reklama
Piotr Lipiński
„Anoda. Kamień na szańcu”
nasza ocena:
8/10
cena:
39,99 zł
Rok wydania:
2015
Okładka:
twarda
Liczba stron:
272
Format:
165 × 216 mm
ISBN:
978-83-268-2213-1

Fragment książki: „Anoda” w rękach UB - śledztwo i śmierć”

Chyba nie ma takiej osoby w Polsce, która nie słyszałaby o Janie Rodowiczu „Anodzie”. Dotyczy to zwłaszcza tych osób, dla których książka Aleksandra Kamińskiego „Kamienie na szaniec” była obowiązkową lekturą szkolną. Rodowicz i dramatyczna historia jego życia nie ograniczają się jednak tylko do czasów II wojny światowej. Po dziś dzień nie wiadomo w jakich okolicznościach zginął. Wiadomo jedynie, że miejscem jego śmierci był gmach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego przy ulicy Koszykowej w Warszawie.

„Anoda” był, jest i zapewne na zawsze pozostanie postacią wyjątkową. Legendą konspiracji, Szarych Szeregów i Powstania Warszawskiego. To przecież on jako pierwszy rozpoczął akcję „Meksyk II” (odbicie z rąk Niemców Jana Bytnara „Rudego” podczas przewożenia go z Alei Szucha do więzienia Pawiak, zwane często Akcją pod Arsenałem) rzucając butelkę zapalającą na maskę więźniarki. W Powstaniu Warszawskim walczył w słynnym Batalionie „Zośka”, który trwał na najtrudniejszych posterunkach w trakcie całych 63 dni zrywu. Był wielokrotnie ciężko ranny. Po wojnie stwierdzono, że utracił 81 procent zdrowia. Wszystko dla Ojczyzny.

Koledzy i koleżanki z konspiracji wspominali go jako wesołka i dowcipnisia, który jednak potrafił być bardzo skupiony na powierzonym zadaniu, a także bardzo opiekuńczym w stosunku do swoich podkomendnych. Rzekoma samobójcza śmierć Rodowicza (według oficjalnej wersji miał wyskoczyć przez okno w trakcie przeprowadzania do pokoju przesłuchań) nie znajdowała u nich zrozumienia. Przecież pomimo wszystkich swoich przejść Janek był uosobieniem dobrego humoru i optymistycznego podejścia do życia.

W książce Piotra Lipińskiego próżno szukać wyjaśnienia śmierci „Anody”. Niestety, chyba już nigdy nie dowiemy się, co tak naprawdę zdarzyło się na Koszykowej. Należy jednak przyznać, że autor w niezwykle uporządkowany sposób przedstawia wszystkie wersje tych wydarzeń (śmierć samobójcza, próba ucieczki, zamęczenie czy zastrzelenie w trakcie śledztwa). Z wielką dokładnością podaje relacje kolejnych pojawiających się świadków. Nie waha się również spotkać z funkcjonariuszami UB, którzy „prowadzili sprawę” Rodowicza. Także dzięki Lipińskiemu możemy poznać kolejne etapy śledztw prowadzonych przez IPN i jego poprzednika: Główną Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (taka nazwa obowiązywała do roku 1998). Jest to materiał zbiorczy trudny do przecenienia.

reklama

Niestety autorowi nie udało się uniknąć błędów. A właściwie jednego, ale dość kłującego w oczy. Opisując akcję pod Celestynowem (strona 120) twierdzi on, że doszło wtedy do uwolnienia transportu więźniów zmierzającego do KL Auschwitz. Otóż owszem, odbito wtedy więźniów, ale transportowanych do KL Majdanek. Większą zasługę w powodzeniu całego przedsięwzięcia położył przyjaciel Rodowicza Stanisław Gustaw Jaster ps. „Hel”, żołnierz oddziału OSA-KOSA 30, który został zaproszony przez „Anodę” do udziału w tej akcji (zachodziło prawdopodobieństwo, że w transporcie przewożona jest matka Jastera). To właśnie Jaster, dzięki swojemu olbrzymiemu wzrostowi i wręcz legendarnej sile, zdołał unieszkodliwić obstawę pociągu, odginać siatkę zabezpieczającą okno i wrzucając przezeń granat.

Książkę czyta się dobrze, choć może nieco irytować nadużywanie reporterskiego zabiegu polegającego na używaniu krótkich zdań. Czasami powoduje to, że czytelnik ma wrażenie „pokawałkowania” tekstu. Nie wpływa to jednak w żadnej mierze na merytoryczną stronę książki która – jak na reportaż historyczny – stoi na wysokim poziomie.

„Anoda. Kamień na szańcu” to doskonałe czytadło (w znaczeniu jak najbardziej pozytywnym), które niewątpliwie znajdzie amatorów także wśród młodych ludzi. Tragiczne losy Jana Rodowicza i jego znajomych z konspiracji, a także ich styl życia, pełen radości, a przy tym gotowości do poświęceń i poczucia służby Ojczyźnie powinien w chwili obecnej być powszechnie znany polskiej młodzieży. Takich właśnie Rodowiczów – zgrywusów znających pojęcie służby – brakuje. Może ten bohater, ale mający bardzo ludzkie cechy trafi do młodego pokolenia.

reklama
Komentarze
o autorze
Daria Czarnecka
Socjolog i historyk, laureatka Konkursu im. Władysława Pobóg-Malinowskiego na Najlepszy Debiut Historyczny Roku 2012. Bibliofil nie nadający się już do leczenia. Z zamiłowaniem i pasją zajmująca się historią II wojny światowej i militariami, dodatkowo specjalistka od ludobójstwa (w teorii, nie w praktyce) i ścigania zbrodniarzy wojennych.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone