Piotr Ambroziewicz – „Złote lata polskiej chuliganerii 1950-1960” – recenzja i ocena
Fascynacja tym, co zakazane towarzyszy niemal każdemu i choć większość z nas raczej nie dokonuje rozbojów i nie kradnie, to czytać o tym lubimy. Piotr Ambroziewicz uczynił bohaterem zbiorowym swojej książki chuligana, ale nie byle jakiego stadionowego rozrabiakę, tylko chuligana z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku.
Piotr Ambroziewicz, magister prawa i wieloletni dziennikarz, punktując braki definicyjne terminu „chuligan” (i mu pokrewnych) próbuje jednocześnie uchwycić kwintesencję chuliganerii wczesnych lat PRL. W swoich dociekaniach szeroko cytuje ustalenia innych badaczy (historyków, socjologów), literatów (Leopold Tyrmand) i publicystów z prasy reżimowej. Wychodząc od etymologii samego słowa prowadzi czytelnika poprzez bramy zniszczonej wojną Warszawy, świat koników wystających pod kinami, robotniczych hoteli, gdzie chuliganeria tworzyła swój własny kodeks postępowania, aż do sali sądowej, gdzie niejednokrotnie chuligan trafiał.
Subkultura chuliganów wykształciła własny język, hierarchię oraz system zasad, który w wielu przypadkach stanowił negatyw społecznie uznawanych norm. Często identyfikowani z bikiniarzami i wdechowcami (lub na odwrót) nie przywiązywali wagi do pracy zawodowej czy edukacji. Wystawali w bramach, napadali na przechodniów, dokonywali gwałtów i mordowali. Władze „idealnego ustroju socjalistycznego” nie mogły tolerować takiego stanu rzeczy, więc uczyniono chuligana wrogiem klasowym i agentem zachodniego imperializmu, co tylko dodało mu splendoru w oczach potencjalnych następców.
Chuliganeria ze swoją bezcelowością popełnianych przestępstw i wykroczeń była także dużym problemem dla organów ścigania, które nie potrafiły wypracować jednolitego frontu postępowania. Chuligan początków PRL nie mógł się odciąć od otaczającej go rzeczywistości. Był na celowniku nie tylko służb bezpieczeństwa, ale także organizacji „społecznych”, takich jak Związek Młodzieży Polskiej.
Książka Ambroziewicza niewątpliwie przyczyni się do popularyzacji wiedzy o zjawisku chuliganerii w Polsce, ale czy wnosi coś nowego? Niestety oprócz osobistych wspomnień i refleksji autora, raczej niewiele. Ironiczno-sarkastyczny humor i bardzo dobry styl pisania sprawiają, że książkę czyta się dobrze. Z kolei widoczną na pierwszy rzut oka wadą jest bardzo duża dysproporcja w strukturze książki. Zasygnalizowane wcześniej cytowanie jest zbyt obszerne. W pewnym momencie czytelnik zaczyna się zastanawiać nad procentową relacją pomiędzy cytatami i autorskim tekstem. Dysproporcji tej można było łatwo uniknąć stosując omówienia.
Dobrym pomysłem jest wprowadzenie „Niezbędnika” zawierającego podstawowe informacje o przytaczanych w tekście osobach i wydarzeniach – dzięki niemu mniej zorientowany w historii czytelnik będzie mógł nadrobić braki nie gubiąc przy tym toku narracji.
Czytelnik poszukujący naturalistycznych opisów przestępstw popełnianych przez młodocianych będzie zawiedziony. Za to poszukiwacze subkulturowych odmienności i niuansów pomiędzy grupami młodzieżowymi powinni być zadowoleni. Ambroziewicz (cytując „Złego” Tyrmanda) przedstawia skomplikowany, czasochłonny i wymagający precyzji proces tworzenia „antysystemowej” fryzury, kompletowania „antysocjalistycznej” garderoby i alternatywny język zarówno bikiniarzy jak i chuliganów. Książkę można traktować jako ciekawą lekturę lub przyczynek do dalszych poszukiwań.