Piłsudczyzna i jaruzelszczyzna – polemika
Zobacz też: Józef Piłsudski i przewrót majowy
Zobacz też: Stan wojenny w Polsce 1981–1983
Próżno szukać w historii II Rzeczypospolitej wydarzenia wzbudzającego tyle emocji, a zarazem kontrowersji, co zamach majowy dokonany przez Józefa Piłsudskiego w 1926 roku. Włodzimierz Suleja napisał swego czasu, że „emocje, dzisiaj niezwykle trudne nie tylko do odtworzenia, ale wręcz wyobrażenia sobie, budziło ono nieomal nazajutrz, a i współcześnie spotkać się można z diametralnie odmiennymi interpretacjami jego powodów i znaczenia” ([Przewrót majowy w historiografii], [w:] [Zamach stanu Józefa Piłsudskiego 1926 roku], red. M. Sioma, Lublin 2007, s. 11). Nie sposób się nie zgodzić z opinią znanego biografa Marszałka, jeśli weźmiemy choćby pod uwagę rozemocjonowane komentarze do felietonu Sebastiana Adamkiewicza opublikowanego na łamach „Histmag.org” pod tytułem „Piłsudczyzna i jaruzelszczyzna”.
Piłsudski gorszy niż Jaruzelski?
Autor odniósł się w swym tekście do krążącego w Internecie plakatu, na którym zestawiono liczby ofiar śmiertelnych zamachu majowego oraz stanu wojennego wprowadzonego przez Wojciecha Jaruzelskiego w grudniu 1981 roku. Liczb tych nie opatrzono żadnym komentarzem, co sprawia, że w ich świetle znacznie gorzej wypadają wydarzenia z maja 1926 r., za którymi, rzecz jasna, stał Józef Piłsudski.
Te suche liczby zestawione obok siebie skłoniły redaktora „Histmag.org” do refleksji, której jednym z owoców jest stwierdzenie, że plakat ów „jest […] doskonałą prowokacją intelektualną, która nam historykom, a także osobom odpowiedzialnym za kreowanie świadomości historycznej, pozwala zadać pytanie o nasze intencje i wybiórczy sposób traktowania przeszłości”. Ostatnie słowa Sebastiana Adamkiewicza odnoszą się do tego, że stan wojenny jest jakoby potępiany niemalże przez wszystkich wszem i wobec, a nad zamachem majowym przechodzi się obojętnie, pomimo że był on w równym stopniu nielegalnym i tragicznym w skutkach (ofiary śmiertelne) wystąpieniem wobec demokratycznych władz ówczesnej Rzeczypospolitej. Autor pisze:
Tymczasem liczby są nieubłagane. Choć odczłowieczają, to pozwalają zadać pytanie, dlaczego stan wojenny opisujemy w kategoriach narodowej traumy, a nad zamachem majowym przechodzimy obojętnie do porządku dziennego, traktujemy go jako mniej lub bardziej smutny epizod w naszych dziejach, uzupełniający radosny generalnie rzecz biorąc obraz suwerennej II RP. Na to pytanie moraliści, niestety, nie odpowiadają.
Nigdy nie uważałem się za moralistę, ale postaram się odpowiedzieć na postawione powyżej pytanie. S. Adamkiewicz z żalem stwierdza, iż „Postrzeganiem historii ciągle bardziej rządzą emocje niż racjonalizm zdystansowanego obserwatora”. Nie inaczej jest jednak w jego przypadku. Czego bowiem dowodzi zestawienie liczb nieopatrzonych odpowiednim komentarzem, oderwanych od historycznego kontekstu, a co za tym idzie, tworzących abstrakcyjny, samoistny byt nic nie mówiący potencjalnemu odbiorcy? Idąc tokiem rozumowania S. Adamkiewicza, powinniśmy dojść do wniosku, że nie tylko trzeba potępić Piłsudskiego równie mocno jak Jaruzelskiego, ale że Marszałek zasługuje wręcz na znacznie surowszą opinię, albowiem ma na sumieniu większą liczbę ofiar.
Z drugiej strony autor pisze, że „Mniejsza liczba ofiar nie usprawiedliwia gen. Jaruzelskiego i jego ekipy”. Dlaczego nie? Czyżby chodziło jednak o kontekst? Wydaje się, że tak, bowiem S. Adamkiewicz trafnie go zarysowuje w dalszej części tekstu, stwierdzając, że „Zamach stanu z grudnia 1981 roku, obrosły w mit spodziewanej interwencji sowieckiej, był wypowiedzeniem wojny społeczeństwu, poddaniem go wojskowemu reżimowi i radykalnym odebraniem wolności, a wszystko to w imię ratowania władzy”.
Historyczny kontekst zamachu majowego
Spójrzmy więc na kontekst wystąpienia Piłsudskiego z maja 1926 roku. Po pierwsze należy stanowczo podkreślić, że Marszałek nie miał w planach przeprowadzenia jakiegokolwiek zamachu stanu; w wojsku nie istniał żaden piłsudczykowski spisek, czy też sprzysiężenie. Nigdy niepotwierdzonym mitem jest osławione polecenie generała Żeligowskiego, ówczesnego ministra spraw wojskowych, który miał jakoby oddać pod komendę Piłsudskiego specjalne, wierne mu jednostki w celu przeprowadzenia gry wojennej w Rembertowie. Ponadto warto się zastanowić, czy normalnym zachowaniem osoby chcącej zbrojnie przejąć kontrolę nad krajem jest powiadomienie dotychczasowych władz o swych planach? Czym bowiem innym była wizyta Piłsudskiego u prezydenta Wojciechowskiego?
Marszałek planował więc demonstrację, której towarzyszyć miała wojskowa asysta (proszę zwrócić uwagę, jak skromne siły mu towarzyszyły). Nie do końca zbadana jest również kwestia tego, czy zaistniała jakaś forma porozumienia pomiędzy Piłsudskim a Wojciechowskim, którą ten ostatni złamał, godząc się chociażby na powstanie rządu Witosa. I tu dochodzimy do istoty ówczesnej sytuacji wewnętrznej Polski. Z początkiem maja upadł gabinet Aleksandra Skrzyńskiego, jednak siłom, które trzy lata wcześniej tworzyły rząd „Chjeno-Piasta”, stosunkowo szybko udało się sformować nową radę ministrów. Radę, dodajmy, w powszechnej świadomości społecznej znienawidzoną (z wyjątkiem Wielkopolski i może Pomorza). Już wkrótce po nominacji Witosa lewica zapowiedziała walkę z jego gabinetem „na śmierć i życie”, planowała ogromne strajki, chciała wyprowadzić ludzi na ulicę.
Panowała przerażająca, pełna napięcia atmosfera, społeczne niepokoje rosły, zewsząd wyczekiwano zamachu stanu (równie często, jak o Piłsudskim, mówiło się o prawicy), a rząd, mający doświadczenie z wypadków krakowskich 1923 roku, nastawiony był bardzo konfrontacyjnie. Wszędzie dawało się zaobserwować chaos i niepokój o państwo, potęgowany przez nie tak dawne przecież porozumienie państw Zachodu z Niemcami w Locarno oraz kwietniowe, kolejne już porozumienie niemiecko-sowieckie. Piłsudski, który obawiał się (szczególnie w kontekście układu berlińskiego) o polską niepodległość, nie mógł czekać. Jego reakcja wydawała się być pewną. Czuł się odpowiedzialny za Polskę jako jeden z jej ojców założycieli (jakkolwiek patetycznie by to brzmiało). Do kolejnych wyborów pozostało sporo czasu, a tymczasem kraj stał na progu wojny domowej.
Marszałkowi zależało przede wszystkim na uzyskaniu wpływu na wojsko. Miał nadzieję wejść do któregoś z gabinetów jako minister spraw wojskowych, bądź też odegrać ważną rolę przy organizacji naczelnych władz wojskowych. Tymczasem powstanie rządu Witosa udaremniało mu ten plan i nie dawało nadziei na jakikolwiek kompromis. Do tego dochodziły bez wątpienia pewne resentymenty (zabójstwo Narutowicza, permanentne opluwanie przez endecję) narastające już od 1918 roku.
Cel zdobycia władzy
Zamach majowy przyniósł ofiary. Jednak należy pamiętać, że to strona rządowa, a szczególnie nienawidzący Piłsudskiego generałowie Rozwadowski i Malczewski, parła do konfrontacji za wszelką cenę. Nie rozgrzesza to Marszałka, ale po części usprawiedliwia.
Piłsudski zdobył więc władzę i pragnął ją wykorzystać nie do partykularnych interesów, ale po to, aby naprawić stosunki panujące w państwie, uporządkować sytuację wewnętrzną, poprawić polskie położenie na arenie międzynarodowej, wzmocnić obronność kraju. Jaruzelski zaś, jak to zresztą napisał S. Adamkiewicz, dopuścił się zbrojnego wystąpienia jedynie dla utrzymania władzy w rękach partyjno-wojskowej wierchuszki, dławiąc przy okazji wszelkie pozytywne procesy, które dokonywały się w Polsce od sierpnia 1980 roku. Potępienie i krytyka jego osoby, wbrew temu co pisze autor, nie jest, niestety, ani oczywista, ani powszechna w polskich mediach. Mało tego – Jaruzelski w większości z nich kreowany jest on na ojca założyciela III RP jako ten, który dobrowolnie oddał władzę w 1989 roku.
Autora dziwi również, że polscy politycy i publicyści „prawicowi” raz demonstrują pod domem Jaruzelskiego, innym zaś razem składają hołd Piłsudskiemu pod jego pomnikami. Wydaje mi się, że sprawa jest oczywista. Patrząc na oba życiorysy, pomijając stan wojenny i zamach majowy, nie można mieć chyba wątpliwości, pod czyim domem zapalić znicz i pod czyim pomnikiem złożyć kwiaty. W kwestii walki o polską niepodległość, suwerenność i godność obaj panowie znajdują się na przeciwstawnych sobie biegunach. Jeśli chodzi o Jaruzelskiego, wspomnieć można również jego rolę w ohydnym procederze odżydzania Ludowego Wojska Polskiego oraz w masakrze robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 r.
Porównując kiedyś oba wydarzenia, tj. stan wojenny i zamach majowy, Janusz Cisek stwierdził, że
przewrót Jaruzelskiego zatrzymał dosłownie wszystkie pozytywne procesy, które zachodziły w Polsce i opóźnił rozwój Polski o dwadzieścia lat. Przewrót Piłsudskiego zatrzymał procesy negatywne, a uruchomił pozytywne. Międzynarodowa pozycja Polski po roku 1926 była nieporównanie wyższa niż wcześniej – gwałtownie wzrosło społeczne zaufanie do państwa wewnątrz kraju, jak i zewnętrzne (J. Cisek (głos w dyskusji), [w:] [Piłsudczycy. Z Januszem Ciskiem, Markiem Gałęzowskim i Włodzimierzem Suleją rozmawia Barbara Polak], „Biuletyn IPN”, r. 2008, nr 5/6, s. 11).
Taka jest prawda historyczna, której nie zmienią zestawione ze sobą bezwzględne liczby ofiar obu wystąpień.
Przypominamy, że teksty publicystyczne publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i współpracowników. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”.
Zobacz też:
- Piłsudczyzna i jaruzelszczyzna;
- O relatywizmie historycznym – odpowiedź na polemikę K. Kloca;
- Zapomniane głosowanie, czyli kat prezydentem;
- Kraj po „ocaleniu”. „Trybuna Ludu” o pierwszych dniach stanu wojennego;
- Droga do stanu wojennego – kalendarium;
- Rocznica zamachu majowego: polityka i ofiary;
- Zamach majowy Józefa Piłsudskiego – okoliczności;
- III rząd Wincentego Witosa (cz. 1. cz. 2).