Pierwsza Kadrowa i jej legenda
Przeczytaj również: 11 listopada 1918 i odzyskanie niepodległości przez Polskę
Zobacz też: Droga do niepodległości: Polacy (nie)Polacy
Jak ważną sprawą dla strzelców i „drużyniaków” było utworzenie pierwszej od dziesięcioleci polskiej formacji wojskowej niech świadczy historia pewnego strzelca, który w liście do narzeczonej z 5 sierpnia 1914 roku z uwagi na zaplanowany wymarsz z Krakowa… odwołuje ślub.
Pierwsza Kadrowa: Raduje się serce, raduje się dusza…
Powołana do życia 3 sierpnia 1914 roku Pierwsza Kompania Kadrowa w niczym nie przypominała „kuźni kadr”, jak widzą ją historycy; była raczej zbieraniną mniej lub bardziej przypadkowych patriotycznych zapaleńców ze „Strzelca” i Drużyn Strzeleckich, skupionych wokół największego „fanatyka” sprawy polskiej – Józefa Piłsudskiego. Wśród nich znaleźli inżynierowie, nauczyciele i prości krawcy, studenci i uczniowie – najmłodsi celowo zawyżali swój wiek, byleby trafić do oddziału.
Nie da się ukryć, że Austriacy nie potraktowali zbyt poważnie Piłsudskiego i jego gromadki. Wyruszając na Kielce, ludzie dysponowali jedynie przestarzałą bronią – o karabinach maszynowych i armatach mogli jedynie pomarzyć. Niektórzy nie mieli nawet mundurów, a jedynym znakiem przynależności do oddziału była niepozorna czapka maciejówka z orzełkiem, znakiem „Strzelca”. Krótko mówiąc, „Kadrówka” wcale nie przypominała regularnego wojska, a mimo to w przemówieniu do swoich oddziałów Piłsudski na Oleandrach powiedział:
Odtąd nie ma ani Strzelców, ani Drużyniaków. Wszyscy, co tu jesteście zebrani, jesteście żołnierzami polskimi. Znoszę wszelkie odznaki specjalnych grup. Jedynym waszym znakiem jest odtąd orzeł biały. Dopóki jednak nowy znaczek nie zostanie wam rozdany, rozkazuję, abyście zamienili ze sobą wasze dawne oznaki, jako symbol zupełnej zgody i braterstwa, jakie muszą wśród żołnierzy polskich panować. (…) Wkrótce może pójdziecie na pola bitew, gdzie, mam nadzieję, zniknie najlżejszy nawet cień różnicy między wami ([Pisma zbiorowe Józefa Piłsudskiego], t. IV, pod red. W. Lipińskiego, Warszawa 1937).
Kim byli strzelcy i drużyniacy? Ci pierwsi wywodzili się z lwowskiego „Związku Strzeleckiego” i krakowskiego Towarzystwa „Strzelec”; ci drudzy należeli do działających w obu miastach Polskich Drużyn Strzeleckich. Pierwsza Kompania Kadrowa powstała więc z dwóch nurtów strzeleckich, w dodatku bardzo różnych: pierwszy miał zabarwienie lewicowe i nawiązywał do Polskiej Partii Socjalistycznej, drugi miał charakter narodowo-niepodległościowy. W momencie wybuchu obie formacje paramilitarne – nie bez konfliktów – zostały oddane pod komendę Józefa Piłsudskiego. W skład Kompanii wchodziły wówczas cztery plutony złożone z czterech dziesięcioosobowych sekcji.
Forpoczta Pierwszej Kadrowej
Zanim jednak Pierwsza Kadrowa wyruszyła w kierunku Kielc, Piłsudski wysłał do Kongresówki zwiad kawaleryjski, by lepiej zorientować się w sytuacji na terenie zaboru rosyjskiego i prześledzić ruchy wojsk carskich. Na dowódcę wyznaczono Władysława Belinę-Prażmowskiego. Oddział liczył początkowo siedem osób i stąd właśnie wzięła się słynna nazwa – „Siódemka Beliny”. W jej skład weszli: Janusz „Janusz” Głuchowski, Antoni „Zdzisław” Jabłoński, Stefan „Hanka” Kulesza, Zygmunt „Bończa” Karwacki, Stanisław „Grzmot” Skotnicki i Ludwik „Kmicic” Skrzyński.
W nocy z 2 na 3 sierpnia 1914 roku oddział wyruszył z Oleandrów. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jego misja bardziej przypominała komedię pomyłek, niż poważny zwiad. Jak na patrol konny był on niezwykły, ponieważ żaden z kawalerzystów… nie dysponował wierzchowcem, „Siódemka Beliny” jechała więc bryczką oraz specjalnie na tę okazję wynajętą dorożką krakowską, w dodatku w cywilnych ubraniach. Na pierwszy spoczynek udali się do majątku w Goszycach, należącym do Zofii Zawiszanki, członkini Drużyn Strzeleckich, gdzie zostali zaopatrzeni w nowe furmanki, którymi udali się do Jędrzejowa. W mieście tym planowano ostrzelać i podłożyć ładunek wybuchowy pod budynek znajdującej się w mieście komisji poborowej, jednak na miejscu okazało się, że Rosjanie przerwali ogłoszoną w Królestwie mobilizację i uciekli. W związku z tym Belina-Prażmowski zdecydował o powrocie oddziału. Do Krakowa dotarli około godziny 16.00, po przebyciu 150 km w ciągu 40 godzin – już na wierzchowcach, jak przystało ułanom.
„Ułańska siódemka” zdawała sobie sprawę z tego, że naraża się na niebezpieczeństwo. Oddelegowujący ją Kazimierz Sosnkowski skierował nawet do strzelców sarkastyczne słowa: „Choć będziecie wisieć, ale za to spełnicie pięknie swój obowiązek żołnierski – historia o was nie zapomni”. Po przekroczeniu granicy z Kongresówką na oddział Beliny-Prażmowskiego czyhało bowiem realne zagrożenie ze strony Rosjan – w razie schwytania strzelcy nie mogli liczyć na status jeńców wojennych i czekała ich egzekucja.
Do niebezpiecznej, a równocześnie zabawnej sytuacji – w które marsz Pierwszej Kadrowej, przyznajmy, obfitował – doszło pod Słomnikami. Wracający do Krakowa patrol Beliny o mało nie starł się z oddziałami carskimi we wsi Prandocin. Zwiadowcy w porannej mgle dostrzegli jeźdźców i – przez kiepską widoczność przeszacowując ich liczbę – postanowili uderzyć na wroga. Całe szczęście Rosjanie, których było kilkukrotnie więcej, również przecenili liczbę przeciwników i postanowili szybko wycofać się w kierunku Skalbmierza. Po tym incydencie „siódemce” wyszedł na spotkanie ksiądz Wiadrowski, uczestnik spotkania styczniowego, który pobłogosławił strzelców.
Na Moskala
Po powrocie zwiadowców, 6 sierpnia 1914 roku, o godzinie 2.42 nastąpił wymarsz Pierwszej Kompanii Kadrowej z krakowskich Oleandrów w kierunku Miechowa. Po drodze, w Michałowicach, obalono rosyjskie słupy graniczne, co miało symboliczną wymowę.
O godzinie 9.45 dosięgliśmy granicy w Michałowicach. Budynki graniczne wymarłe, żywej duszy nie widać, ani Austriaków ani Moskali. Niezwykle szybko uporaliśmy się ze słupami granicznemi, usuwając jak najskrupulatniej ślady zaborców – z tą chwilą w naszych umysłach zrodziło się niewzruszone przeświadczenie, że wyrwaliśmy już Polskę z pod dwu zaborców i że ostateczne zwycięstwo jest przed nami, że maszerujemy po nie z naszymi lśniącemi w słońcu bagnetami, owiani przepotężną wiarą spowici we własną wewnętrzną moc (Leon Bąkowski, Wielkie dni, „Strzelec 1914-1934”, Rok IV (XIV), 5 sierpnia 1934, Nr 31, Warszawa 1934).
Patos i egzaltacja towarzyszące temu opisowi są charakterystyczne dla wszystkich wspomnień uczestników marszu Pierwszej Kadrowej – zwłaszcza dowódców. Trudno się dziwić, bowiem ci, którzy szli na Kielce żywili ogromną nadzieję na odzyskanie wolności, a patriotyczny entuzjazm osiągnął swe apogeum. Najlepszym na to przykładem jest piosenka ułożona w tamtym czasie przed Tadeusza „Ostera” Ostrowskiego:
Raduje się serce,
Raduje się dusza,
Gdy pierwsza kadrowa
Na wojenkę rusza.
Ojda, ojda dana,
Kompanio kochana,
Nie masz to jak pierwsza, nie!
Tekst jest częścią dodatku tematycznego do Histmag.org, opracowanego we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim, poświęconego Świętu Niepodległości. Inspiracją do publikacji stały się monety NBP:
Stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości – Józef Piłsudski
Przeczytaj też o pozostałych wartościach kolekcjonerskich, wyemitowanych przez NBP wokół tematyki Święta Niepodległości
Po jakimś czasie kolejni żołnierze dorzucali swoje kolejne strofy, które pisało samo życie…
Chociaż w butach dziury i na portkach łaty,
to pierwsza kadrowa pójdzie na armaty.
Oj da, oj da dana...
Rzeczywistość bowiem nie była wcale tak kolorowa, jakby się mogło wydawać. Problem było nie tylko umundurowanie, ale i – jak już zostało wspomniane – uzbrojenie. Do legendy przeszły karabiny na sznurku – jednostrzałowe Werndle, dawno wycofane z c. k. armii – i naboje noszone przez strzelców w kieszeniach. Również gromadzenie pożywienia nastręczało intendenturze kłopotów – okoliczni mieszkańcy zazwyczaj niechętnie udzielali pomocy i byli nieufnie nastawieni do przybywających strzelców, których często brano za wojsko nie polskie, tylko austriackie, a więc z perspektywy obywateli Królestwa Polskiego – wrogie. Jedzenie zdobywano więc prośbą, albo… groźbą.
Zjechało się kilkudziesięciu Żydów. Zażądałem od nich żeby zajęli się przygotowaniem posiłku dla strzelców, za który zapłacę. (…) Odmówili, motywując bliskością wojsk moskiewskich. Wtedy kazałem trzem najstarszym wystąpić, (…) wyciągnąłem rewolwer, skierowałem do tych trzech, oświadczając innym, że jeżeli w ciągu godziny reszta obiadu nie przygotuje – to będę strzelał. Byłem sam, a Żydów w miasteczku kilkuset. Widocznie miałem tak groźną i zdesperowaną minę, że w przeciągu pół godziny Żydzi tak się zakrzątnęli z dostarczeniem żywności, kotłów i drzewa, że obiad był na czas gotowy i oddział przybyłych strzelców najadł się do syta (I. Boerner, Ci, którzy przeżyją, będą korzystać z naszej serdecznej ofiary, wspomnienia z sierpnia 1914 roku).
Wyszkolonym, młodym ludziom, nienawykłym jednak do marszu w pełnym rynsztunku, doskwierało także zmęczenie. Być może z tego powodu dochodziło do kuriozalnych pomyłek, w których strzelcy brali za wrogów własnych sprzymierzeńców:
Piszę dłuższy raport o marszu i zajęciu Miechowa. Jeden z pewniejszych skautów dostaje konia i polecenie dostarczenia do Krakowa (…) dokumentu, na którego wysłaniu zależało Komendantowi Głównemu. Patrole rosyjskie kręcą się jakoby w okolicy. Nasi i Austrjacy postrzelali się nawzajem.
W nocy alarmy. Nasza placówka znów postrzelała Austrjaków. Melduje się austriacki oficer łącznikowy, por. kawalerji Krasicki (?). Podobno i do niego nasi wygarnęli. Inspekcja »własnych wojsk«, uspokajam nerwy, daję reprymendy (T. Kasprzycki, Kartki z dziennika oficera I Brygady, Warszawa 1934).
Kielce i trzask okiennic
Zanim Pierwsza Kompania Kadrowa dotarła do Kielc, dołączyły do niej jeszcze dwie inne kompanie. Samo zajęcie miasta nastąpiło 12 sierpnia 1914 roku – praktycznie bez większej walki. Jedynie zajęcie dworca poprzedziła niewielka potyczka z patrolem kozaków.
Jak strzelcy zostali przyjęci przez mieszkańców? Do legendy przeszły opowieści o tym, że witał ich jedynie trzask zamykanych okiennic. Jest w tym oczywiście pewna przesada, niemniej jednak nastroje były więcej niż niepewne, tym bardziej, że znalazł się w Kielcach zaciekły wróg Piłsudskiego i równocześnie przeciwnik socjalizmu – biskup Augustyn Łosiński. Odmówił on nie tylko przyjęcia delegacji strzelców, ale i odprawienia dla nich i mieszkańców miasta mszy polowej przed bazyliką. Sytuacja ta dała początek konfliktowi między biskupem a Komendantem – potem Marszałkiem – który trwał nawet i po śmierci tego ostatniego.
Polskie wojsko nie zagrzało długo miejsca w Kielcach. Już 13 sierpnia w wyniku walk z rosyjskim oddziałami, Pierwsza Kompania Kadrowa została zmuszona do opuszczenia miasta. Powróciła jednak 19 sierpnia, by dokończyć przegrupowanie i zasilić oddziały nowymi rekrutami. Piłsudskiemu nie udało się jednak – co było pierwotnym zamysłem – dotrzeć do Warszawy i wzniecić powstania antyrosyjskiego, dlatego też Pierwsza Kadrowa powróciła do Krakowa, stając się w grudniu 1914 roku zalążkiem Pierwszej Brygady Legionów Polskich. Ale to już zupełnie inna historia.
Tradycja marszu
Mimo swego nikłego znaczenia z punktu widzenia militarnego, czyn Pierwszej Kompanii na trwale zapisał się w świadomości Polaków jako symbol marszu ku niepodległej Polsce. Legendę samej Kadrówki stworzono w dwudziestoleciu międzywojennym, zachowując pamięć o czynie strzelców i drużyniaków corocznymi marszami 6 sierpnia, w których uczestniczyło wojsko, organizacje strzeleckie i paramilitarne, harcerze i młodzież szkolna. Przed wojną marsze szlakiem Pierwszej Kompanii Kadrowej z Krakowa do Kielc były głównie rywalizacją sportową i miały charakter elitarny. Do tej tradycji nawiązano w 1981 roku. Pierwszy od ponad czterdziestu lat marsz, organizowany przez środowiska bliskie Konfederacji Polski Niepodległej, stał się manifestacją patriotyczną i mimo represji władz – w 1984 roku SB aresztowała nawet pod Jędrzejowem wszystkich uczestników – kontynuowano nieprzerwanie przez całe lata 80. XX wieku. Po 1989 roku powrócono do formuły sprzed II wojny światowej.
Bibliografia:
- Boerner Ignacy, Ci, którzy przeżyją, będą korzystać z naszej serdecznej ofiary… [w:] Jpilsudski.org [dostęp: 20 października 2015 roku] <[http://www.jpilsudski.org/artykuly-ii-rzeczpospolita-dwudziestolecie-miedzywojnie/wojskowosc-i-militaria/legiony-polskie/item/2297-ci-ktorzy-przezyja-beda-korzystac-z-naszej-serdecznej-ofiary-wspomnienia-ignacego-boernera-z-sierpnia-1914-r]>.
- Kasprzycki Tadeusz, Kartki z dziennika oficera I Brygady, Wojskowy Instytut Naukowo-Wydawniczy, Warszawa 1934.
- Majchrowski Jacek Maria, Pierwsza kompania kadrowa. Portret oddziału, Księgarnia Akademicka, Kraków 2004.
- Milewska Wacława, Nowak Janusz Tadeusz, Zientara Maria, Legiony Polskie 1914-1918. Zarys historii militarnej i politycznej, Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, Kraków 1998.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz