Pierwsi lotnicy na wojnie. Narodziny samolotu myśliwskiego (cz. 2)
Przeczytaj też pierwszą część artykułu.
Za pierwszego w historii pilota myśliwskiego uchodził Roland Garros. W kwietniu 1915 r. Francuz korzystając z jednomiejscowego samolotu wyposażonego w zamocowany w stałej pozycji karabin maszynowy, zestrzelił trzy niemieckie aeroplany. Krótko potem lotnik wraz ze swym częściowo spalonym samolotem, wpadł w ręce nieprzyjaciela. Zdobyczna francuska maszyna trafiła do Anthonego Fokkera – holenderskiego konstruktora pracującego w zakładach w Schwerinie na usługach II Rzeszy.
Fokker wraz ze sztabem inżynierów natychmiast zabrał się do pracy. Jej owocem okazał się „jednopłat z karabinem maszynowym” (niem. Eindecker mit MG). Holender ulepszył w nim rozwiązanie znane z aeroplanu Garrosa (niezaawansowane technologicznie metalowe odbijacze) i wyposażył swój samolot bojowy w synchronizator, który blokował ogień, gdy ten napotykał na płat śmigła.
Pokazy myśliwców i wizyta księcia
Innowacyjna maszyna zaprezentowana przez Fokkera wysokim rangą niemieckim oficerom, wywarła na nich duże wrażenie. W drugiej połowie maja 1915 r. armia zdecydowała się zakupić od Holendra pierwsze pięć maszyn o numerach seryjnych E.1/15-E.5/15. Samoloty te dość szybko trafiły do frontowych jednostek, a liczba zamówionych aeroplanów tego typu stale rosła.
W czerwcu Fokker wraz towarzyszącym mu Otto Parschauem – pilotem doświadczalnym, pracującym w schwerińskich zakładach, przybyli do miejscowości Douai położonej w północno-wschodniej Francji. Na lokalnym aerodromie stacjonowały dwie jednostki: FFA (niem. Feld-Flieger-Abteilung) 20 i 62. Wizyta tych nietypowych gości w przyfrontowej bazie lotniczej zgrana została z inspekcją przeprowadzaną przez bawarskiego następcę tronu, księcia Rupprechta. Arystokrata z rodu Wittelsbachów dowodził w tym czasie niemiecką 6. Armią, która działała na tym odcinku frontu. Wydarzenia te opisywał Max Immelmann, członek FFA 62, w liście do matki:
W ostatnim czasie otrzymaliśmy dwa małe jednomiejscowe myśliwce z fabryki Fokkera. Kronprinz Bawarii przybył na nasze lotnisko głównie po to, aby zobaczyć nowe maszyny bojowe. Dyrektor Fokker, budowniczy samolotów, również był obecny. On, a także podporucznik Parschau, dali księciu pokazy lotów oraz strzelania do celów naziemnych. Szczególnie dyrektor Fokker wprawił nas w zdumienie swoimi umiejętnościami.
[M. Immelmann, Meine Kampfflüge …].
Max Immelmann urodził się 21 września 1890 r. w Dreźnie. Po śmierci ojca, wraz z dwójką rodzeństwa, wychowywany był przez matkę. Za namową dziadka w wieku piętnastu lat wstąpił do drezdeńskiej szkoły kadetów. Po jej ukończeniu miał zostać zawodowym oficerem. Okazało się jednak, że sztywna dyscyplina towarzysząca pracy w wojsku nie odpowiadała jego wyobrażeniom o przyszłości. Od dzieciństwa przejawiał zamiłowanie do techniki, a w 1911 r. postanowił opuścić wojskowe szeregi, by podjąć studia na Politechnice Drezdeńskiej.
Światowe wydarzenia rozgrywające się trzy lata później, przeszkodziły Maxowi w naukach. Saksończyk musiał wrócić do swej dawnej, stacjonującej z dala od frontu jednostki, w której nudził się tak bardzo, że poprosił o przeniesienie do piechoty. Immelmann nie zdążył jednak odbyć służby w infanterii. Jak relacjonował w liście do matki:
Byłem w tym bagnie, kiedy dziesiątego sierpnia w trakcie spaceru przeczytałem obwieszczenie Inspektoratu Lotnictwa. Wedle tej informacji młodzi goście, którzy chcieliby rozpocząć trening pilotażu, mają złożyć wniosek na podany adres, a ci posiadający wiedzę techniczną będą mieli pierwszeństwo. Od razu się zgłosiłem, Franz też to zrobił; wysłałem wniosek do Inspektoratu, lecz niestety pozostał on bez odpowiedzi, z tego co słyszałem jest ogromny tłum chcących wstąpić do lotnictwa. Następnie dwunastego sierpnia otrzymałem rozkaz, aby dołączyć z powrotem do mojego starego pułku i nie słyszałem nic więcej na temat mojej aplikacji. Odpowiedź nadeszła później wraz z twoją ostatnią przesyłką. Inspektorat pisał: „Czy aplikant wciąż chce odbyć szkolenie?”. Od razu poszedłem ze swoim zgłoszeniem do adiutanta Inspektoratu i powiedziałem, że tak jak trzy miesiące wcześniej, wciąż chcę rozpocząć kursy”.
[Cyt. za: K.J. Gęsior, „Gentelman” Max Immelmann …]
Wczesną wiosną 1915 r. Immelmann trafił do FFA 10. W nowej jednostce nie służył jednak zbyt długo. Szybko uznano go za „specjalistę” od nieudanych lądowań kończących się uszkodzeniem samolotu. Saksończyk został stamtąd przeniesiony do formującej się na przełomie kwietnia i maja FFA 62.
„Mój wielki świąteczny prezent”
Jednak to nie Immelmann został pierwszym pilotem w szeregach FFA 62, który miał sprawdzić nowy aeroplan w warunkach bojowych. Zadanie to przypadło Oswaldowi Boelcke. Ten, urodzony 19 maja 1891 r. w saksońskim Gebichenstein, zawodowy oficer swą przygodę z armią rozpoczął w 1908 r. Zainspirowany awiacją poprzez uczestnictwo w pokazach jako widz, na krótko przed wybuchem światowego konfliktu zasilił szeregi niemieckiego lotnictwa.
We wrześniu 1914 r. po odbyciu szkolenia, Boelcke został członkiem FFA 13. Latając na dwupłatowej i dwumiejscowej maszynie typu Albatros B.I, Saksończyk już w połowie października otrzymał Krzyż Żelazny II Klasy za pięć misji bojowych. W tym czasie Boelcke zazwyczaj odbywał loty ze swoim starszym bratem Wilhelmem, który zasiadał na tylnym miejscu maszyny jako obserwator. Na początku grudnia pilot przesiadł się do nowego samolotu. Był to wyprodukowany w schwerińskiej manufakturze model M8. W następstwie doświadczeń uzyskanych w czasie lotów tym jednopłatowcem, który był w gruncie rzeczy nieuzbrojonym Eindeckerem, Boelcke już wkrótce otrzymał jego bojową wersję. Lotnik zapisał swoje przemyślenia na temat nowego aeroplanu w dzienniku bojowym pod datą 9 grudnia 1914 r.:
Wczoraj byłem w R. i otrzymałem mojego Fokkera, który został dostarczony w międzyczasie. To mały jednopłatowiec, z francuskim silnikiem rotacyjnym z przodu, który jest około o połowę mniejszy od Taube [jednopłatowy samolot używany przez państwa centralne w początkowym stadium konfliktu – przyp. aut.]. To ostatnia nowoczesna maszyna, na której nauczyłem się latać; teraz potrafię sterować wszystkimi typami wyprodukowanymi w Niemczech. Fokker był moim wielkim świątecznym prezentem.
[O. Boelcke, An Aviator’s Field Book …]
Nowy rok nie zaczął się jednak dla Niemca pomyślnie. Powodem były powracające ataki astmy, które nawiedzały lotnika od czasów wczesnego dzieciństwa, gdy zachorował na krztusiec. W związku z tym, Boelcke musiał udać się na przymusową hospitalizację. Pierwsze cztery miesiące 1915 r. spędził krążąc między swą jednostką a lazaretem. Na początku kwietnia Wilhelm został przeniesiony z FFA 13 do Poznania. Młodszy z braci także zmienił swoje otoczenie. Zgodnie z informacją zamieszczoną przez niego w liście do rodziców z dn. 25 kwietnia, Oswald Boelcke miał zostać członkiem formującej się wówczas w Döberitz, jednostki FFA 62 dowodzonej przez kapitana Hermanna Kastnera. To właśnie na tym podberlińskim aerodromie Boelcke poznał Immelmanna. Niecały miesiąc później obaj lotnicy znaleźli się we francuskim Douai. „Dotychczas bywałem codziennie w kawiarni z dwoma towarzyszami, Immelmannem oraz por. von Taubenem, obaj pochodzą z Królestwa Saksonii” – relacjonował Oswald w liście do rodziców opisując pierwsze dni w nowym miejscu.
Mimo otrzymania Eindeckera w następnym miesiącu, doświadczony już Boelcke, latał głównie na aeroplanie typu C – czyli dwumiejscowym samolocie, który z powodu wyposażenia obserwatora w karabin maszynowy, został nazwany „bojowym”. To właśnie w czasie jednej ze wspólnych misji, 4 lipca 1915 r., obsługujący pokładowe uzbrojenie porucznik Heinz Heluth Wunschlich, zestrzelił nieprzyjacielską maszynę. W tym miejscu należy dodać, że obu członkom dwumiejscowych aparatów przyznawano ówcześnie zwycięstwa powietrzne. Tak więc Boelcke otworzył swoje konto pilotując aeroplan, nie zaś pociągając za spust.
„Teraz było jasne: to wróg”
Rankiem 1 sierpnia 1915 r., na aerodrom w Douai uderzyło pięć brytyjskich maszyn z Królewskiego Korpusu Lotniczego. Boelcke poinformowany wcześniej tego dnia, że pogoda nie sprzyja lotom, leżał w chwili ataku w łóżku. W liście do rodziny opisał całą sytuację następująco:
Podniosłem się i pobiegłem szybko do okna. Jednak Anglik parł naprzód, więc nie miałem szans na złapanie go, wczołgałem się z powrotem pod pościel, bluźniąc. Ledwo znów się ogrzałem zanim Fischer wpadł w pośpiechu po raz drugi; Anglik wrócił ponownie. Cóż, jeśli facet jest tak bezczelny, pomyślałem, podniosę się szybko [z łóżka – przyp. aut.] i ruszę na niego. W ten sposób nieumyty, wciąż w koszuli nocnej, ale nie w owijaczach, pędziłem wzdłuż aerodromu na swoim motocyklu. Dotarłem w odpowiedniej chwili, aby zobaczyć, że ci goście – nie jeden, lecz czterech – zabawiają się zrzucając bomby na nasze lotnisko. Wskoczyłem do mojej maszyny i wystartowałem. Jednak Anglicy mieli bardzo szybkie samoloty. Polecieli do domu, gdy tylko zrzucili bomby - nie miałem szans zbliżyć się do nich na odpowiedni zasięg. Zawróciłem smutny.
[O. Boelcke, cyt. za: J. Werner, Knight of Germany …]
Po chwili oficer ujrzał kolejną falę brytyjskich aeroplanów szykujących się do ataku na niemiecką bazę. Niestety dla Boelckego, karabin maszynowy w jego Eindeckerze uległ zacięciu. Z tego powodu pilot został zmuszony do powrotu na ziemię, aby naprawić usterkę. Po wylądowaniu Boelcke ujrzał w powietrzu drugi z należących do FFA 62 myśliwskich Fokkerów. Za sterami samolotu zasiadał, przeszkolony przez niego kilka dni wcześniej, Immelmann.
Byłem w połowie drogi między D. (Douai – przyp. aut.) a Arras, gdy zobaczyłem nowy samolot przed sobą. Byliśmy mniej więcej na tej samej wysokości. Nie wiedziałem, czy to był nieprzyjaciel, czy też jeden z naszych. Kiedy tylko się zbliżyłem, ujrzałem, że zrzuca on bomby nad Bitry. Teraz było jasne: to wróg.
[M. Immelmann, Meine Kampfflüge …]
Immelmann podleciał do nieprzyjacielskiej maszyny na odpowiednią odległość i oddał do niej ok. 60 strzałów. Następnie, podobnie jak u Boelckego, jego karabin maszynowy odmówił współpracy. Jednak w przeciwieństwie do swojego kolegi z jednostki, Immelmann naprawił usterkę wciąż znajdując się w powietrzu.
W tym czasie załogi dwóch brytyjskich aeroplanów uznały, że ruszą na pomoc pilotowi atakowanemu przez Niemca. W tym momencie Immelmann mógł jednak liczyć już na pomoc Boelcke, który ponownie znalazł się w powietrzu. Lotnicy z Królewskiego Korpusu Lotniczego widząc kolejny nadlatujący nieprzyjacielski samolot, postanowili się wycofać.
Wówczas Immelmann mógł przeprowadzić kolejną próbę ataku na wrogi samolot. Pilot ponownie zbliżył się do atakowanej uprzednio maszyny i wystrzelił w jej kierunku około 500 pocisków. Następnie, widząc jak brytyjski aeroplan zaczyna zmierzać ku ziemi, podążył za nim. Gdy uszkodzony samolot zetknął się z nawierzchnią, zdenerwowany Immelmann wylądował obok niego.
„Niemiec zachował się w ten uprzejmy sposób”
Czy załoga będzie stawiała opór? To był niekomfortowy moment. Z daleka krzyczałem: "Prisoniers!" Dopiero teraz zobaczyłem, że jest tylko jeden lotnik. Podniósł swoją prawą rękę, żeby zasygnalizować, że nie będzie się opierał. Podszedłem do niego, uścisnąłem mu dłoń i powiedziałem:
– „Bon jour, Monsieur!” – i zapytałem – „Ah, you are an Englishman?” [Ah, jesteś Anglikiem?] przytaknął.
– „You are my prisoner.” [Jesteś moim jeńcem].
– „My arm is broken, you shot very well.” [Moja ręka jest złamana, strzelałeś bardzo dobrze].
Dopiero wtedy ujrzałem, że był ciężko ranny w lewe ramię. Pomogłem mu wysiąść z samolotu i położyłem go na trawie, zdjąłem mu rękawiczki i przeciąłem rękawy skórzanego płaszcza, munduru i koszuli. Przedramię zostało przestrzelone.
[M. Immelmann, Meine Kampfflüge …]
Brytyjskim pilotem okazał się porucznik William Reid z 2. Dywizjonu Królewskiego Korpusu Lotniczego. Ranny Anglik po błyskawicznej pierwszej pomocy udzielonej przez Immelmanna, został prędko przewieziony do wojskowego lazaretu. Co ciekawe Reid przeżył wojnę i wrócił na wyspy. W raporcie złożonym już w Wielkiej Brytanii potwierdził wersję wydarzeń opisaną w liście przez Immelmanna.
Dziewiętnaście dni później Boelcke tryumfował po raz drugi, a przy tym pierwszy raz zasiadając za sterami Eindeckera. Tydzień później Immelmann podwoił liczbę zestrzeleń. Obaj Saksończycy do końca roku odnieśli odpowiednio sześć i siedem zwycięstw powietrznych.
Polecamy e-book: „Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”
Pod koniec 1915 r. ówczesne media pełne były informacji na temat sukcesów tych dwóch pilotów z FFA 62. Wieści o kolejnych zestrzelonych przez ów duet aeroplanach, docierały nawet do znajdujących się pod zaborami ziem polskich. Tak, w ukazującym się w Krakowie „Ilustrowanym Kuryerze Codziennym” z 3 listopada, pisano o ostatnim zwycięstwie Boelckego w zbliżających się ku końcowi roku:
Porucznik Boelcke w dniu 30 października spowodował, na południe od Tahure, upadek francuskiego dwupłatowca i tem samem uczynił szósty z rzędu nieprzyjacielski aparat lotniczy niezdolnym do walki.
Mimo kolejnych sukcesów zachowanie obu „gwiazdorów” w stosunku do nieprzyjacielskich lotników pozostawało takie samo, jak po pierwszym zwycięstwie Immelmanna. Boelcke opisywał w swym dzienniku jedno z takich wydarzeń świadczących o szacunku, jaki żywił wobec pokonanych przez siebie lotników:
Wczoraj odwiedziłem obserwatora w szpitalu; pilot został w międzyczasie przeniesiony. Dałem obserwatorowi angielskie książki i fotografie jego maszyny. Był bardzo zadowolony. Powiedział, że zna moje nazwisko bardzo dobrze.
[O. Boelcke, An Aviator’s Field Book…]
Przy takim zachowaniu obu niemieckich pilotów, nie powinien nas dziwić fakt, że część brytyjskich lotników uznała ich za honorowych przeciwników. Na temat trzeciego zwycięstwa Immelmanna oraz późniejszych następstw tego wydarzenia, pisano m.in. w brytyjskim tygodniku „Flight” poświęconym awiacji:
Immelmann, będąc pewnym, że brytyjski samolot nie będzie już w stanie uciec, najwyraźniej przestał strzelać. Ujrzawszy, że Anglicy wciąż pozostają przy życiu, wylądował i opuścił samolot, aby udzielić im możliwej pomocy. Niemiec zachował się w ten uprzejmy sposób, gdyż uznał, że jego zadanie zostało wykonane. Dlatego por. Slade stwierdził: „Jest on gentelmanem i jeśli kiedykolwiek zostanie przez nas wzięty do niewoli, to mam nadzieję, że będzie on traktowany w ten sam sposób”.
[Aircraft Work at the Front …, „Flight”]
Najwyższe odznaczenie
W pierwszej połowie stycznia 1916 r. Boelcke oraz Immelmann dopisali do swoich sukcesów kolejnych osiem zwycięstw powietrznych. Nagroda jaką otrzymali zaskoczyła wszystkich łącznie z ich dowódcą, kapitanem Kastnerem.
Jak zawsze przy przyjemnym wydarzeniu w naszej jednostce, dowódca powiedział kilka słów, jednak tym razem bardziej żywo i jeszcze bardziej radośnie. Nie pamiętam co mówił, byłem zbyt podekscytowany. Słuchałem tylko końcówki jego krótkiej wypowiedzi. Mówił, że jest to kamień milowy w historii lotnictwa, punkt zwrotny, uznanie ze strony Najwyższego Autorytetu. W końcu usłyszeliśmy te wielkie słowa: „Jego Wysokość Cesarz ma przyjemność nadać dwóm zwycięzcom w walce powietrznej najwyższe wojskowe odznaczenie, Pour le Mérite”.
[M. Immelmann, Meine Kampfflüge …]
Z kolei Boelcke opisał w liście to wydarzenie następująco:
Siadaliśmy właśnie do kolacji, kiedy zostałem zawołany do telefonu. W słuchawce przedstawił się adiutant dowódcy [chodzi o zwierzchnika niemieckich Fliegertruppen, Hermana von der Lieth-Thomsena – przyp. aut] i pogratulował mi otrzymania Pour le Mérite. Pomyślałem, że sobie ze mnie żartuje, jednak poinformował mnie, że odznaczenie zostanie asygnowane dla Immelmanna i mnie telegramem od Jego Wysokości [Wilhelma II - przyp. aut.]. Wielkie było moje zaskoczenie i radość”.
[O. Boelcke, cyt. za: J. Werner, Knight of Germany …]
W tym miejscu należy zaznaczyć, że w 1914 r. tylko 13 osób służących w kajzerowskich wojskach otrzymało tak wysokie odznaczenia. Następny rok przyniósł już 56 następnych wyróżnień. W ciągu dwunastu miesięcy, w których początkach nadano Pour le Mérite Immelmannowi i Boelcke, podobnego zaszczytu dostąpiło jeszcze 11 lotników, a ogólnie 85 Niemców. Nie powinno zatem dziwić, że jego posiadacz stawał się sławny i rozpoznawalny. Wydarzenia z 12 stycznia odnotował także przywołany wyżej „Ilustrowany Kuryer Codzienny”:
Porucznicy Boelcke i Immelmann zestrzelili na północny wschód od Tourcoing i koło Bapaume po jednym angielskim aparacie lotniczym. Jego Ces. Mość nadał nieustraszonym oficerom w uznaniu ich nadzwyczajnych czynów order pour le merite.”
[Zachodni teatr wojenny, „Ilustrowany Kuryer Codzienny”]
Ogólnie do końca 1915 r. duet Immelmann-Boelcke zestrzelił prawie połowę aeroplanów z całkowitej liczby zniszczonych przez pilotów Eindeckerów maszyn. W tym czasie OHL (Naczelne Dowództwo Wojsk Niemieckich) przygotowywało nową ofensywę mającą zakończyć wojnę. Na jej czas pierwszy z ekspertów wciąż pozostawał w szeregach FFA 62. Z kolei Boelcke, odbywając w pierwszych miesiącach roku hospitalizację z powodu gnębiącej go astmy, wiosną udał się na południowy odcinek frontu, gdzie w tym czasie toczyły się walki. Niebo nad „piekłem Verdun” już wkrótce stało się miejscem krwawych lotniczych zmagań niemiecko-francuskich.
Przeczytaj też pierwszą część artykułu.
Bibliografia:
- Aircraft Work at the Front. From Other Sources, „Flight”, nr. 15, t. 8, 13.04.1916.
- Lance J. Bronnenkant, The Blue Max Airmen. German Airmen awarded the Pour le Mérite. Vol. I. Boelcke & Immelmann, Aeronaut Books, 2012.
- Norman Franks, Sharks Among Minnows. Germany’s First Fighter Pilot and the Fokker Eindecker Period, July 1915 to September 1916, London 2001.
- Kacper Jan Gęsior, „Gentelman” Max Immelmann. Portret bohatera wojny powietrznej, [w:] Magis quam homo. Świętość i heroizm w dziejach. Studia Międzyepokowe II, (red.) Michał Gniadek-Zieliński, Warszawa 2020, s. 251-290.
- Max Immelmann, Meine Kampfflüge. Selbsterlebt und selbsterzält, Berlin 1916 (2016).
- Johannes Werner, Knight of Germany. Oswald Boelcke German Ace, tłum. C.W. Sykes, London 1991.
- Zachodni teatr wojenny, „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, 03.11.1915.
- Zachodni teatr wojenny, „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, 15.01.1916.
redakcja: Jakub Jagodziński
Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!
Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!
Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/