Piero Ferrari, Leo Turrini – „Enzo Ferrari. Wizjoner z Maranello” – recenzja i ocena
Szybkie samochody i sport – dwie wielkie miłości wielomilionowej rzeszy ludzi na całym świecie. Enzo Ferrari (1898-1988) połączył je obie tworząc w małej włoskiej miejscowości swoją fabrykę. Swoją popularność zawdzięcza ona zarówno talentowi konstruktora, jak i strategii marketingowej czyniącej samochody Ferrari obiektami pożądania, a samą markę synonimem luksusu. Wywiad rzeka z synem nieżyjącego twórcy potęgi Ferrari przeprowadzony przez Leo Turriniego ukazuje Enzo nie tylko jako ojca, ale także przełożonego, lokalnego patriotę i przede wszystkim owładniętego pasją wizjonera.
Rozmowa o życiu Enzo Ferrariego staje się pretekstem do poruszenia innych kwestii związanych z jego osobą. Począwszy od relacji rodzinnych poprzez karierę zawodową aż do roli zapalonego fana Formuły 1, który chce znać wynik swojego teamu nawet leżąc na łożu śmierci. Enzo poznajemy głównie przez pryzmat jego relacji z kierowcami F1, politykami i innymi graczami branży motoryzacyjnej. Książka staje się też rzadką okazją do poznania Ferrariego przez pryzmat wspomnień jego syna, który podzielał pasję ojca i sam współtworzył przez wiele dekad historię marki z czarnym rumakiem.
Piero Ferrari nie idealizuje swojego ojca – widzi jego wady i ich nie ukrywa. Enzo, miłośnik samochodów i pięknych kobiet przez długi czas miał dwie rodziny. Piero dowiedział się o istnieniu brata wiele lat po jego śmierci.
Drake, jak Enzo nazywali jego podwładni, był wymagającym i surowym szefem, ale potrafił być także kochającym ojcem. Był do bólu pragmatyczny, jednak wybierając swoich współpracowników bądź kierowców do teamu Ferrari w dużej mierze polegał na intuicji, która w najważniejszych kwestiach prawie nigdy go nie zawiodła.
Skomplikowane relacje łączące Enzo z największymi gwiazdami z jego stajni nakładają się na historię samej Formuły 1. Pogoń za najdoskonalszym i najszybszym bolidem kosztowała życie wielu kierowców oraz nierzadko fanów wyścigów. Wszystkie te wydarzenia wpływały na Drake’a, ale na okazywanie emocji pozwalał sobie jedynie prywatnie. Jako szef i założyciel Ferrari po wypadkach kolejnych kierowców na torach F1 od razu szukał im zastępców. Popularność i innowacyjność Ferrari przyciągała wielkie nazwiska, choć sam Enzo raczej wolał tworzyć „nowe gwiazdy” kierownicy, niż eksploatować „stare”. Stajnia Ferrari stała się domem dla Austriaka Niki Laudy, Kanadyjczyka Gillesa Villenneuve, czy pochodzącego z RPA Jody’ego Schecktera. Każdy, kto siadał za kierownicą bolidu Ferrari przechodził do historii sportu, a wielu zapisało dzięki temu swoją własną i niepowtarzalną opowieść.
Sukcesy Ferrariego przyciągały także polityków. Zanim Enzo stał się Drake’em spotkał Benito Mussoliniego. Samochody ze stajni Enzo wzbudziły nawet zainteresowanie Jana Pawła II. Krótko przed śmiercią Ferrari odbył prywatną rozmowę telefoniczną z papieżem, który przyjechał z wizytą apostolską do Modeny. Piero ujawnia szczegóły owej wizyty jednocześnie wyjaśniając, jak stał się kierowcą Ojca Świętego – oczywiście prowadząc samochód firmy z Maranello.
Wywiad rzeka z Piero Ferrarim, to uzupełnienie obrazu wielkiego Enzo, który doczekał się biografii chociażby pióra Richarda Williamsa. Piero, naoczny świadek prywatnych i zawodowych wzlotów i upadków ojca, jak nikt potrafi opisać złożoność motywacji ojca, który zrewolucjonizowała Formułę 1 i nasze wyobrażenia o luksusie. Legendą stało się stwierdzenie, że Ferrari nigdy nie reklamował swoich samochodów – reklamą były dla niego wyścigi F1, teraz tę funkcję może pełnić sam mit Enza.
Hermetyczność świata F1 widać także w książce. Większość odniesień i anegdot będzie zrozumiała jedynie dla „wtajemniczonych” czytelników – dla jednych będzie to zaletą, dla innych wadą. Leo Turrini raczej średnio sprawdza się w roli prowadzącego wywiad – nie zgłębia tematów, pozwala Piero zbywać swoje uwagi lub dowolnie zmieniać temat. Dodając do tego wielość podejmowanych wątków otrzymujemy jednak dość powierzchowny wizerunek Enzo – obaj rozmówcy „ślizgają” się po powierzchni poruszanych kwestii, których wybór w żadnej części książki nie został przekonująco wytłumaczony.
Książki Leo Turriniego i Piero Ferrariego nie trzeba polecać fanom Formuły 1, szybkich samochodów i historii motoryzacji – to rzecz oczywista, że po nią sięgną, i powinni. Nie jest to jednak pozycja dla kompletnych laików w kwestiach motosportów.