Pić jak prawdziwi wikingowie

opublikowano: 2018-05-22, 15:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Thor, Loki i zakład o wypicie rogu z piwem? Pod okiem wiecznie pijanego Odyna było to możliwe. A wikingowie z całą pewnością dorównywali swoim bogom w piciu.
reklama

Bo samym winem orężny bóg sprawny

Odyn zawsze żyje.

Odyn nie pił niczego oprócz wina. Więcej, nie brał do ust niczego prócz wina. Nic nie jadł. Niczego na przegryzkę bełta. Nawet tartinki z pleśniakiem. Edda Starsza nie pozostawia pod tym względem cienia wątpliwości.

Może wydać się dziwne, że skandynawskie bóstwo nie widzi świata poza winem, gdy nie jest ono zbyt znanym skandynawskim produktem. Ale właśnie o to chodzi. Wino było najdroższym napitkiem w zasięgu bogatego wikinga. Mogło pochodzić z Germanii albo nawet z Francji, importowane z pozostałości Cesarstwa Rzymskiego. Wino było symbolem statusu, tak więc Odyn, bóg nr 1 panteonu wikingów, musiał je mieć za wszelką cenę. Król bogów nie mógł pić piwa, nieszczególnie by to wyglądało.

Thor walczący z gigantami (obraz Mårtena Eskila Winge, 1872, domena publiczna)

Może się wydać równie dziwne, że Odyn niczego nie jadł. Wino na pusty żołądek szkodzi. Tego rodzaju dieta ciągnięta wieczność może spustoszyć przewód pokarmowy i na pewno skutecznie znietrzeźwić. To, że Odyn pił tylko wino, zapewne sprawia, iż jego imię dosłownie znaczy „oszalały”. Niektórzy tłumaczą to „ekstatyczny”, ale szczerze mówiąc i biorąc pod uwagę jego nawyki żywieniowe, „Odyn” oznacza po prostu pijanego.

To radykalna zmiana. Większość politeistycznych religii ma jednego szefującego boga, a także nieco pobocznego boga pijaństwa/wina/warzenia piwa itd. Enlil stał wyżej od Ninkasi; Amon względem Hathor, Zeus względem Dionizosa. Bóg pijaństwa przybywa, sprowadza zabawę i zamieszanie, ale zawsze podlega mądrzejszym zwyczajom i wyższej władzy głównego boga, który na ogół ma brodę. Nie trzeba najbystrzejszego teologa, żeby się połapać, dlaczego tak było. Pijaństwo musiało znaleźć sobie niszę w ramach społeczeństwa, kącik, w którym dało się je ujarzmić i kontrolować.

Ale u wikingów główny bóg jest bogiem pijanym. Nawet nosi imię „pijany”. Wikingowie nie mieli innego boga alkoholu. Był nim Odyn. A to dlatego, że alkohol i pijaństwo nie musiały szukać sobie miejsca w ramach społeczności, one tę społeczność tworzyły. Alkohol był władzą, rodziną, mądrością, poezją, służbą wojskową i przeznaczeniem.

Bycie wikingiem abstynentem musiało być karkołomnym zadaniem i nie pozostał żaden ślad mówiący, że żył takowy osobnik.

Wypada co nieco powiedzieć o rodzajach napojów procentowych, wchłanianych przez wikingów. Były tylko trzy. Wyżej wspomniane wino, które jak napomknięto, kosztowało majątek, więc znajdowało się poza zasięgiem niemal wszystkich. Hierarchicznie następnym napojem był miód, pitny, słodki i całkiem drogi. Prawie każdy prawie zawsze najzwyczajniej pociągał piwo. Browarek wikingów prawdopodobnie miał nieco większą moc od naszego, jakieś osiem procent, i jak dowodzą wykopaliska, był ciemny i słodowy.

Ale w sagach wikingów wszyscy bohaterowie piją miód, bo miód to była elegancja Francja. Stąd też, kiedy chciałeś zademonstrować, że jesteś prawdziwe panisko, budowałeś salę miodową, nawet gdy jej ściany nie powąchały niczego poza piwem. Ale i tak dla zachowania pozorów nazywało się ją salą miodową. Mogła być zaledwie rozmiarów średniego pokoju – niektóre miały 3,5 metra na 5. Bywały ogromne, prawie stumetrowe. Kiedy w Beowulfie Hrothgar chce zostać potężnym królem, buduje Heorot, największą salę do picia miodu, jaką widział świat, wypełnioną filarami i złotem.

reklama

Jak masz salę miodową, toś pan całą gębą, bo twoim pierwszym obowiązkiem jest dostarczać trunek wojownikom, więc skoro masz salę miodową, to masz komu stawiać miód. Tak w sposób jasny i czytelny demonstrowało się wszem wobec swoją pańskość. 

I na odwrót, kiedy się szło do kogoś pić miód w jego sali miodowej, honor nakazywał zbrojnie strzec fundatora. Alkohol był władzą. Dosłownie. Sprawiał, że ludzie przysięgali lojalność. Król bez sali miodowej był jak bankier bez pieniędzy albo biblioteka bez książek.

Nie mogło też zabraknąć królowej, bo choć może się to wydać dziwne, kobiety były niezwykle ważną częścią uczty w sali miodowej. Kobiety – albo prząśniczki pokoju w nomenklaturze wikingów – pilnowały ustalonego porządku uczty, łagodziły burzliwą atmosferę i zapewniały zdrową dawkę kobiecego spokoju. Odpowiadały za logistykę sumbl, które to słowo w nordyc­kim oznaczało pijacką ucztę. Być może nawet lubiły początkowe chwile wieczoru, gdy pierwsze kolejki poświęcano Odynowi (za zwycięstwo), Njordowi i Frei (za pokój i dobre zbiory), a potem pito minnisöl, piwo pamięci, na cześć duchów przodków i zmarłych przyjaciół.

Pierwszy róg z całym ceremoniałem napełniała królowi królowa.

Groźny Loki na XVII-wiecznym wyobrażeniu (domena publiczna)

Nalewała miodu (albo piwa) przez małe sitko, które nosiła na łańcuszku na szyi. Był to też moment, podczas którego mogła mu ceremonialnie, publicznie udzielić rady. Ta była zapewne dość prosta, np. „pij”, ale też zdarzały się urzędowe oświadczenia. Jak król już wypił, królowa obsługiwała wszystkich jego wojowników, od najważniejszego do najmniej ważnego, a na końcu podawała trunek gościom.

Prawdę powiedziawszy, w poezji wikingów rola kobiety polegała na serwowaniu drinków. W poezji nie nazywano kobiety kobietą, nazywało się ją podającą trunki. Jest trzynastowieczny podręcznik dla początkującego barda. Według niego:

Kobieta powinna być opisywana określeniami wziętymi od wszelkiego rodzaju niewieściego przyodziewku, złota i kamieni szlachetnych, a także piwa, wina i innych napitków, które nalewa czy podaje; podobnie z określeniami naczyń na piwo i także wszystkiego, co przystoi jej czynić lub dostarczać.

Tak więc kobieta może być nazywana nalewającą piwo, miodną panną lub czarą trunku, bo w pojęciu wikingów, którzy nie słynęli z galanterii, nie mogła być nikim i niczym więcej. To nadużywanie peryfrazy wynikało z faktu, że wikingowie nigdy nie potrafili nazwać rzeczy po imieniu. Cała ich poezja jest zbudowana wokół zasady, że należy wynajdywać mętne określenia na rzeczy powszechnie znane. Tak więc morze nazywano napojem wieloryba, królestwem krabów czy pienistym piwem wybrzeża. Krew to była ciepła wilcza posoka, ogień – zniszczenie domu, a niebo – brzemię karłów. To właśnie dzięki temu poezja wikingów jest tak sympatycznie niezrozumiała.

reklama

Ten tekst jest fragmentem książki Marka Forsytha „Krótka historia pijaństwa”:

Mark Forsyth
„Krótka historia pijaństwa”
cena:
90,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo Dolnośląskie
Okładka:
Oprawa twarda
Liczba stron:
256
Format:
225x145mm
ISBN:
978-83-245-8309-6
EAN:
9788324583096

Także dlatego piło się miód z hrimkaldarów, oszronionych pucharów, bo tak faktycznie to wikingowie pili ze szklanych naczyń. Nie wszyscy – szkło było drogie, ale król w swojej sali miodowej zapewne miał szklanicę wyglądającą nie inaczej niż te, których dziś używamy. Były różnych kształtów, rozmiarów i kolorów. Większość prezentowałaby się całkiem normalnie na dzisiejszym stole, choć może trochę kiczowato. Pewnie spotkał was ciężki zawód, jeśli wyobrażaliście sobie, że wszyscy wikingowie pili z wydrążonych czaszek i rogów.

Elfy na łące (obraz Nilsa Blomméra, 1850, domena publiczna)

Jest taki zabawny rodzaj oszronionego pucharu wikingów, który archeologowie nazywają kielichem lejkowatym. No ale to dlatego, że archeologowie nie mają poetyckiej natury. Kielich lejkowaty ma około 12 cm wysokości i jest dokładnie takiego kształtu, jaki sobie wyobrażacie, co oznacza, że nie da się go postawić na stole. Po prostu zaraz by się gibnął. Jest taki nie bez powodu, jako że chodzi o to, by łyknąć całość na raz. Wikingowie przywiązywali do tego niezwykłą wagę, bo jak walnąłeś kielicha na raz, to było widać, że jesteś prawdziwym mężczyzną. Temu też celowi służyło bardziej tradycyjne picie róg-na-raz; testowało się męskość delikwenta, sprawdzając jego zdolność całościowego połykania dużych dawek płynów odurzających.

Jest taka opowiastka o Thorze (bogu wojowania i młotów) i Lokim (bogu wrednych numerów). Loki rzucił Thorowi wyzwanie, twierdząc, że nie da rady wypić rogu piwa. Thor, który nigdy nie potrafił się oprzeć wyzwaniu, przyjął je, na co Loki kazał dostarczyć do stołu róg i powiedział, że prawdziwy mężczyzna wypiłby go za jednym zamachem. Thor porwał róg, przyłożył go do ust i pił, i pił, i pił, ale choć mało nie wysiadł, róg nadal był niemal pełny. Loki okazał zawód i powiedział, że byle przeciętniak wykończyłby róg na dwa łyki. No to Thor znów spróbował i znów boskie picie marnie się skończyło. Loki mruknął, że byle słabizna potrafiłaby wypić zawartość rogu na trzy. Sytuacja się powtarza. Potem Thor czuje się bardzo zawstydzony i zniewieściały, dopóki Loki nie ujawni, że wyprowadził go w pole i że podłączył róg do morza. Thor wypił tyle, że obniżył poziom oceanów świata, i tak zdaniem wikingów powstały pływy.

reklama

Poza prześciganiem się w pijaństwie wikingowie na potęgę się chełpili. Nie widziano w tym nic złego. Od wikinga oczekiwano, że będzie się pysznił. Że będzie opowiadał o wszystkich swoich łupieżczych wyskokach. Następnie inny wiking miał go przebić. Niestety, nie było skromnych wikingów, nieśmiałych Normanów, niezdarnych gwałcicieli i wstydliwych łupieżców wybrzeży Anglii. Lubili wywrzaskiwać, czego to dokonali, przechwalać się i twierdzić, że w zakresie gwałcenia i łupienia bardziej się wykazali niż kolega obok.

A te ich przechwałki nie były kompaktowymi bon motami. To były potoki gadulstwa pełne poetyckich wirów i lirycznych tsunami. To były wielkie, sformalizowane wydarzenia, zupełnie jak współczesne pojedynki raperów, takie przynajmniej mam doniesienia. Co więcej, wszystkie przechwałki traktowano śmiertelnie poważnie. Oczekiwano, że pyszałek nie wyprze się niczego, czym się chełpił, bez względu na to, czy chodziło o przeszłość, czy o dopiero planowane sprawy. Nie można było się wymówić następnego ranka, jak my byśmy to zrobili, tłumacząc się, że to był tylko bełkot przy kieliszku. Nie, nie, było dokładnie na odwrót. Używano specjalnego pucharu, bragarfullu, pucharu obietnicy. Jak się przysięgło coś zrobić i golnęło ze wzmiankowanego pucharu, obietnica stawała się wiążąca na sto procent. Nie można było się wywinąć. Bragarfull = los.

Walhalla w islandzkim manuskrypcie z XVII wieku (domena publiczna)

Żeby się upewnić, że bragarfull nie zostanie cofnięty, przywlekano do sali świętego dzika i przysięgało się na niego, kładąc rękę na szczecinie. Potem zwierzaka zarzynano, jego duch ulatywał do bogini Frei i relacjonował pijacką przysięgę.

Jest opowieść o facecie imieniem Hethin. Kiedy podczas uczty u króla krążył bragarfull, Hethin walnął z niego, poklepał dzika i wyrywał się z zapowiedzią, że ożeni się z bratową. Następnego dnia było mu cholernie głupio, każdemu by było, więc poszedł do brata i przyznał się, co nawyczyniał. Reakcja zainteresowanego sprowadza się do słów: „No, bragarfull to bragarfull, więc musisz szybko brać się do roboty”.

Nie smuć się Hethinie,

Boć prawda przeważy

Słów któreśmy obaj

Przy piwie wyrzekli.

Może to jeszcze bardziej wzbogaci waszą wiedzę na temat wartości kobiety w społeczności wikingów. Ale że kilka dni potem brat zginął w przypadkowym pojedynku, wszystko skończyło się szczęśliwie.

Wszystko to przynajmniej częściowo tłumaczy, dlaczego kobiety nazywano prządkami pokoju i czemu pokój trzeba było prząść, ile wlazło. To było wyjątkowo awanturnicze społeczeństwo, sale pełne wojowników zmuszonych pić zbyt wiele zbyt szybko, przechwalać się, jak wymagał ceremoniał, obrażać jedni drugich i wszyscy nosili miecze. Sumę tego najlepiej wyraża epos wikingów i Anglosasów, Boewulf, w którym poeta stara się wytłumaczyć, jakim wspaniałym mężczyzną był Boewulf. Wychwala go bez opamiętania, a największa pochwała sprowadza się do tego, że Boewulf „nigdy nie zabił przyjaciela pijany”.

reklama

To najwyraźniej musiało być niebywałe osiągnięcie jak na wikinga – cecha charakteru tak wyjątkowa, że należało ją podkreślić w poemacie.

Miód poezji

Na sumbl byli też skaldowie i muzycy śpiewający ile tchu w gardle. Wikingowie mieli zakorzenione przekonanie, że poezja płynie prosto z alkoholu. Jak wieść niosła, bogowie dawno, dawno temu toczyli między sobą wojnę. W końcu zawarli pokój i żeby go przypieczętować, postanowili napluć w kociołek. Hm, wam może się to wydać dziwne i niehigieniczne, ale wypada zauważyć, że w wielu prymitywnych kulturach ludzie żuli jęczmień na miazgę, którą wypluwali, tak rozpoczynając proces wyrobu piwa.

Ten tekst jest fragmentem książki Marka Forsytha „Krótka historia pijaństwa”:

Mark Forsyth
„Krótka historia pijaństwa”
cena:
90,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo Dolnośląskie
Okładka:
Oprawa twarda
Liczba stron:
256
Format:
225x145mm
ISBN:
978-83-245-8309-6
EAN:
9788324583096

No nieważne; w każdym razie kiedy kociołek był pełen śliny, wyskoczył z niej pewien gość, Kwasir, najmądrzejszy człowiek-bóg, jaki kiedykolwiek wynurzył się z plwocin. Kwasir to była hojna duszyczka i wędrował po ziemi, nauczając ludzki ród wszelkich mądrości, aż napotkał dwóch plugawych karłów, którzy go zabili i spuścili jego krew do kotła. Następnie dolali do niej trochę miodu i tak powstał Odrörir, Miód Poezji.

Potem zjawił się olbrzym, ukradł karłom Odrörir i zaniósł go do swojego górskiego pałacu. Usłyszał o tym Odyn i zapragnął łyknąć tego miodku. Ale na nieszczęście Odrörir stał teraz w zamku olbrzyma, dzień i noc strzeżony przez jego córkę.

Odyn wędrowiec (obraz Georga von Rosena, domena publiczna)

Jednak Odyn miał wielką ochotę na miód i to doprawdy niebywałe, co taki gość potrafił zrobić, kiedy naszła go ochota na picie. Przekopał się do zamku i wśliznął do środka, przyjmując postać węża. Tak dotarł aż do córki olbrzyma, którą niewiele myśląc, uwiódł. Obiecał jej małżeństwo w zamian za miodowy napój. Może tu chodzić o specjalny zwyczaj w świecie wikingów: jeśli dziewczyna poczęstowała mężczyznę specjalnym napitkiem, musiał się z nią ożenić. Nie jest jasne, jak popularny był ten zwyczaj, jako że większość par zwyczajnie kojarzyli rodzice, ale mamy kolejny przykład, że wystarczyło się skusić na łyk czegoś procentowego, a zostawało się pobratymcą/wojownikiem/mężem fundatorki.

Ale Odyn był zwyczajną świnią. Walnął kociołek na raz (typowe), przemienił się w orła i odleciał z Miodem Poezji w brzuchu. Olbrzym to zobaczył, natychmiast przemienił się w orła i rzucił się w zażartą, orlą pogoń.

reklama

Gonitwa był bardzo wyrównana. Kiedy inni bogowie zobaczyli, że Odyn wraca do domu w Asgardzie, wystawili kadź, żeby miał gdzie zwymiotować Odrörir. Olbrzym był tuż-tuż. Odyn zapikował i wyrzygał do kadzi czystą poezję. Żeby tylko. Tak się napiął i miał w sobie tyle poetyckiego zapału, że trochę Miodu Poezji strzyknęło mu z tyłka. Z miodu, który Odyn zwymiotował, powstała garstka największych poetów, jaka żyła i żyje wśród ludzi. To, co poleciało z tyłka, przyczyniło się do powstania rzesz wierszokletów. I tak jeden mit tłumaczy narodziny ludzi o talencie Szekspira i W.H. Daviesa.

Piwo

Piwo było zwornikiem życia wikingów. Poświęcili je Odynowi. Było celem życia, inspiracją poetów, a także szukających okazji do mordu wojowników. W jednej z heroicznych sag król postanawia skończyć z zazdrością między dwoma żonami, zatrzymując tę, która wręczy mu lepsze piwo, gdy powróci z bitwy.

Sala miodu nad ranem to prawdopodobnie był jeden wielki chlew. Brakowało jedynie dwóch elementów. Po intensywnym piciu zwykle dochodzi do wymiotowania i spółkowania (najlepiej niejednocześnie). U starożytnych Egipcjan wszystko się do tego sprowadzało. Ale wikingowie bez względu na ilość rogów z miodem/piwem nigdy nie wspominają ani o jednym, ani o drugim. Nie wymiotowali, nie spółkowali. Zasypiali.

Jest taki uroczy, mityczny stwór, Czapla Zamroczenia (nie mam pojęcia, dlaczego czapla), która podobno sfruwała z niebios podczas sumbl i tak długo unosiła się w powietrzu, aż wszyscy zasnęli. Nikt nie wracał do domu. Przebywało się w sali miodu możnowładcy, aż powieki same opadły, padało się na ławę czy stół i błyskawicznie zasypiało kamiennym snem.

Walhalla (obraz Emila Doeplera, domena publiczna)

To był trochę niebezpieczny moment. Wszyscy wojownicy byli pijani do nieprzytomności i bezbronni jak niemowlęta. Kawał poematu Boewulf opowiada o tym, jak pewien potwór dopóty wślizgiwał się nocą do sali miodu, dopóki bohater w przebłysku inteligencji nie zapił do nieprzytomności.

Uczciwość nakazuje dodać, że ryzyko, iż zostanie się zeżartym przez potwora, było statystycznie pomijalne, ale spalenie żywcem już nie. Podobno w VIII wieku żył w Szwecji król Ingjald, który zaprosił wszystkich swoich sąsiadów królów na koronację. Kiedy przyszło do bragarfullu, przysiągł zwiększyć królestwo o połowę w każdym kierunku. Wszyscy pili. Wszyscy się upili. Czapla Zamroczenia wykonała swoją usypiającą akcję i gdy wszyscy zasnęli, Ingjald wyszedł, zaryglował drzwi i spalił swoją salę miodu ze wszystkimi zaproszonymi królami w środku.

Chciałbym powiedzieć, że wyczyn był jednorazowy, ale skłamałbym. Przetrwało sporo relacji o spalonych salach miodów z ludzką zawartością w środku. Nawet jedna królowa wycięła ten numer małżonkowi, ot, żeby sprawiedliwości stało się zadość.

Ale jak się było wikingiem, to zostanie zmarłym wikingiem wcale nie było takie złe. Wikingowie na wizję śmierci reagowali entuzjastycznie. Po prostu lądowało się w Walhalli, gdzie była wieczna balanga, sumbl po kres czasów. Był tam Odyn, oszalały od wina, byli wszyscy starzy kumple, do których przypijało się piwem pamięci, i była Heidrun, boska koza, której wymiona wiecznie tryskały dobrym, mocnym miodem. To był raj wikingów, w Walhalli byłeś pijany wieczność.

Ten tekst jest fragmentem książki Marka Forsytha „Krótka historia pijaństwa”:

Mark Forsyth
„Krótka historia pijaństwa”
cena:
90,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo Dolnośląskie
Okładka:
Oprawa twarda
Liczba stron:
256
Format:
225x145mm
ISBN:
978-83-245-8309-6
EAN:
9788324583096
reklama
Komentarze
o autorze
Mark Forsyth
Angielski pisarz. Autor bestsellerowych książek z dziedziny etymologii.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone