Philippe Maxence – „Maksymilian Kolbe. Kapłan. Dziennikarz. Męczennik” – recenzja i ocena
W 1894 roku w Zduńskiej Woli, leżącej nieopodal Sieradza, przyszedł na świat Rajmund Kolbe – przyszły franciszkanin i założyciel Niepokalanowa. Zmarł w sierpniu 1941 roku w obozie Auschwitz, oddając życie za Franciszka Gajowniczka. W 1971 roku został beatyfikowany przez papieża Pawła VI. Jedenaście lat później Jan Paweł II włączył franciszkanina do grona świętych. Męczeńska śmierć w oświęcimskim obozie uczyniła z ojca Maksymiliana świętego niezwykle popularnego, będącego wręcz symbolem okrutnej wojny. Miejsce jego agonii do dziś dnia pozostaje jednym z głównych punktów wycieczek odwiedzających Auschwitz. Pomimo tej popularności postać ta nie doczekała się biografii, która odpowiadałaby wymogom historycznej rozprawy. Te, które pojawiały się na rynku, nie mogły zazwyczaj oderwać się od hagiograficznego tonu, ulegając wizji człowieka idealnego.
Kolejną próbę napisania monografii dotyczącej Kolbego podjął Philippe Maxence, francuski dziennikarz, redaktor naczelny katolickiego pisma L’Homme nouveau i popularyzator historii. Autor nie zajmował się wcześniej historią Polski. Książka o Kolbem jest raczej efektem fascynacji autora wybitnymi postaciami katolickiego świata. Widać to w samej lekturze książki. Choć autor próbuje opisać rzeczywistość, w której dojrzewał i żył polski święty, to opis ten jest zaledwie dalekim tłem narracji. Skupia się raczej na samej postaci ojca Maksymiliana, co z jednej strony wydaje się zrozumiałe, z drugiej zaś powoduje, że niezaznajomiony z historią naszego kraju czytelnik może poczuć się zagubiony. Nawet Polacy, którzy w tym roku będą mogli sięgnąć do książki dzięki wydawnictwu „Noir sur Blanc”, tkwić będą w niedosycie, karmieni bardziej pojedynczymi wydarzeniami czy anegdotami z życia świętego, niż całościową monografią pozwalającą poznać Kolbego jako człowieka żyjącego w konkretnej rzeczywistości.
Zarzut o brak szerszego tła nie jest zresztą jedynie wymysłem kąśliwego recenzenta. Luka ta powoduje wyraźne zakłócenie spójności narracji, która stawia sobie za cel przedstawienie świętego jako człowieka wyprzedzającego epokę, w której żył. Brak konfrontacji idei i myśli ojca Maksymiliana z opisem otaczającego go świata powoduje pewien dysonans poznawczy. Z jednej strony autor zapewnia nas, że działalność franciszkanina miała charakter nowatorski, z drugiej zaś nie do końca wiemy, dlaczego. Nie jest to jedyne pytanie, na które nie znajdziemy w tej książce odpowiedzi. Co prawda dowiemy się, że Maksymilian bywał zakonnikiem niepokornym, który często spotykał się z nieufnością hierarchii kościelnej, z drugiej zaś trudno dociec, jakie były przyczyny tego dystansu, a czasem wręcz niechęci. Autor stara się generalnie unikać negatywnych opinii na temat Kolbego. Nie zastanawia się nad sensownością oskarżeń o antysemityzm, nacjonalizm czy wręcz nad zarzutami o herezję związanymi z nadmiernym – zdaniem niektórych – podkreślaniem kultu maryjnego. Być może refleksja nad tymi zagadnieniami zakłócić mogłaby wizję postaci, jaką stara się zarysować Philippe Maxence.
Z pewnością daleko jej do krytycyzmu. Bliżej do naiwnej hagiografii niż trzeźwego spojrzenia na człowieka i czasy. Francuskiemu dziennikarzowi nie udaje się uciec od irytującej niekiedy idealizacji postaci Kolbego. Wszelką krytykę nazywa najczęściej atakami, nie zastanawiając się nad tym, na ile były zwyczajnymi paszkwilami, a na ile uzasadnionymi oskarżeniami. Po raz kolejny czytelnik nie dostaje więc monografii, która wypełniałaby wymogi monografii historycznej. Choć z pewnością usatysfakcjonuje ona tych, którzy szukają potwierdzenia niezwykłości postaci Maksymiliana Kolbego, to bardziej wymagający mogą się poczuć zawiedzeni.
Książkę Philippe'a Maxence’a czyta się całkiem dobrze. Choć styl może się czasem wydawać nadmiernie prosty i laurkowaty, nie należy odmawiać narracji płynności i swobody. Ma ona charakter typowo dziennikarski i eseistyczny. Nad żadnym elementem życia ojca Maksymiliana autor nie zatrzymuje się na dłużej, lecz wtapia w opowieść. Zaletą książki jest to, że francuski publicysta nie przedstawia życia Kolbego wyłącznie w kontekście jego męczeńskiej śmierci. Wręcz przeciwnie, stara się uciec od takiego patrzenia, nie poświęcając temu tematowi zbyt dużo miejsca. Kluczowe wydaje się wspomniane już spojrzenie na postać franciszkanina jako na wizjonera i człowieka wyprzedzającego epokę. Jego świętość, zdaniem autora, nie polega więc jedynie na fakcie oddania życia za innego człowieka, ale wynika z wzorcowego życia łączącego nowatorstwo z religijnym konserwatyzmem.
Kończąc lekturę książki Philippe'a Maxence’a, czułem dość duży niedosyt. Jako mieszkaniec miasta, w którym św. Maksymilian Kolbe żył i dojrzewał, nie dowiedziałem się na jego temat niczego nowego. Nie dostałem satysfakcjonującej odpowiedzi na zarzuty, jakie stawiane są świętemu, bo trudno za taką odpowiedź uznawać hagiograficzną papkę, która po raz kolejny jest nam serwowana. Całe szczęście sposób podania tej książkowej potrawy jest znośny, przez co lektura może wciągnąć, od czasu do czasu wzbudzając jednak irytację słodyczą, jaka wylewa się z każdej ze stron. Na prawdziwie dobrą lekturę dotyczącą tej wybitnej niewątpliwie postaci przyjdzie nam chyba jeszcze poczekać.
Zobacz też:
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska