Petlura i sojusz z Wojskiem Polskim
W połowie grudnia 1919 r. sytuacja politycznomilitarna na Ukrainie zaczęła się zmieniać. Po nieudanym pochodzie na Moskwę Biała Armia gen. Antona Denikina została rozbita w ciężkich walkach pod Orłem i w pośpiechu wycofywała się w kierunku południowym. Na jej miejsce przyszła Armia Czerwona. 11 grudnia 1919 r. jej jednostki zajęły Połtawę i Charków, 16 grudnia – Kijów, 30 grudnia – Jekaterynosław, 1 stycznia 1920 r. – Czerkasy, 2 stycznia – Winnicę, 5 stycznia – Smiłę i Aleksandrowsk, 6 stycznia – Żmerynkę, 12 stycznia – Humań, 18 stycznia – Krzywy Róg, 24 stycznia – Jelizawietgrad, 3 lutego – Mikołajów i Chersoń, a 7 lutego – Odessę. Wyparci z Ukrainy „biali” zdołali utrzymać jedynie Półwysep Krymski. Korzystając z porażki białogwardzistów, wojska polskie nieco rozszerzyły swoją strefę kontroli na Podolu. Pod koniec grudnia 1919 i na początku stycznia 1920 r. bez walki zajęły opuszczone przez „białych” miasta Płoskirów, Starokonstantynów, Dunajowce, Jarmolińce i Nową Uszycę. Jednak w opisanej sytuacji zmiany te nie wróżyły niczego dobrego dla sprawy ukraińskiej. Na Ukrainę powrócili bolszewicy, nowy i jednocześnie stary i dobrze znany przeciwnik, bardziej niebezpieczny i potężniejszy niż pokonana Biała Armia. W tym samym czasie ukraiński rząd praktycznie zszedł z areny zmagań politycznych jako samodzielny czynnik. Musiał podporządkować się polityce silniejszych uczestników. Dalsze sukcesy w walce narodowowyzwoleńczej zależały teraz od tego, czy rząd URL będzie miał silnego sojusznika. Wierząc w tymczasowość takiej sytuacji, ukraińscy przywódcy z Przewodniczącym Dyrektoriatu i Atamanem Głównym Wojska i Floty URL Symonem Petlurą obrali kurs na sojusz z Polską, w której pokładali nadzieję na skuteczne przeciwstawienie się agresji Rosji bolszewickiej.
Sojusz ten odpowiadał interesom geopolitycznym części polskiej elity rządzącej z Naczelnikiem Państwa i Naczelnym Wodzem Wojska Polskiego Józefem Piłsudskim na czele, który był głównym promotorem idei federalizmu w polityce wschodniej Rzeczypospolitej. Koncepcja ta miała realizować dwa cele: osłabić Rosję, która zagrażała polskiej niepodległości, i zaangażować w osiągnięcie tego zadania narody, które także czuły się zagrożone przez wielkorosyjski imperializm i rosyjską hegemonię. Piłsudski pragnął w istocie rozerwania bolszewickiej Rosji po szwach narodowościowych i stworzenia pod przewodnictwem Polski bloku sprzymierzonych (inaczej mówiąc – zależnych) państw satelickich na przestrzeni pomiędzy Bałtykiem a Morzem Czarnym. Dzięki tej strefie buforowej Rosja byłaby odsunięta daleko na wschód, a Polska stałaby się regionalnym mocarstwem w Europie Wschodniej. Z tego powodu Piłsudski stwierdzał: „Musimy być gospodarzami nie tylko u siebie w domu, lecz i w całym państwie cara”. Kluczowa rola w realizacji tych planów przypadała Ukrainie, której oddzielenie od Rosji miało zabezpieczyć Polskę przed ekspansjonistycznymi zapędami Moskwy. Jeszcze w marcu 1919 r. w wywiadzie udzielonym korespondentowi jednej z ważniejszych francuskich gazet, „Le Petit Parisien”, Piłsudski powiedział odnośnie do tego: „Ich [bolszewików – przyp. A.R.] atak na Polskę zależny jest w pierwszym rzędzie od kwestii ukraińskiej. Na politykę Sowietów wpływają względy materialne, a przede wszystkim głód. Muszą się zaopatrywać w bogatej Ukrainie. Jeżeli sprawa Ukrainy będzie załatwiona na ich korzyść, wówczas pójdą na Polskę; ale żeby do niej dojść, muszą przebyć kraje zniszczone, nieomal pustynne, które nie dostarczyłyby im niczego. Muszą więc wszystko brać z Ukrainy”.
Marszałek Józef Piłsudski traktował swoją ukraińską politykę jako wielki eksperyment polityczny, który dawałby Ukraińcom możliwość odrodzenia swojego państwa. W maju 1920 r., podczas marszu wojsk polskich na Kijów, w rozmowie z dziennikarzem angielskiej gazety „Daily News” powiedział o tym wprost: „Jeśli im się uda, to się uda, nie osiągną sukcesu, to nie będą go mieć. Są dwa sposoby, by nauczyć ludzi pływania. Wolę sposób rzucania ich na głęboką wodę i zmuszania, by pływali. To właśnie robię z Ukraińcami”. Z wytycznych, jakie Piłsudski dał wyjeżdżającemu na rozmowy z bolszewikami Leonowi Wasilewskiemu, można zrozumieć, jak wielką skalę miał ten eksperyment i jak był dalekosiężny: „Ukrainie Rakowskiego (sowieckiej) przeciwstawiamy Ukrainę Petlury i nie będziemy dyskutowali nad tem, która jest prawdziwsza, bobyśmy mogli to robić bez końca. Niech Ukraińcy sami zdecydują. W tym celu żądamy zneutralizowania Kijowa dla zwołania tam konstytuanty z całej Ukrainy w granicach uznanych przez nas na prawym brzegu, a przez nich [Rosjan – przyp. A.R.] na lewym brzegu Dniepru. Ta konstytuanta rozstrzygnie sprawę ukraińską”. Piłsudski był bardziej szczery odnośnie do swoich planów w rozmowie z dowódcą Frontu Wołyńskiego, gen. Antonim Listowskim, któremu powiedział, poruszając problem ukraiński: „Idąc w głąb Ukrainy, ale tylko do granic [17]72, przez to samo nie uznajemy rozbioru i głosząc «samostijność» na tych ziemiach, jakby poprawiamy błędy naszych przodków. Chcemy dać możność samookreślenia i rządzenia się przez własny naród [sic!]... Ale czy ten lud się samookreśli, czy stworzy rząd, wojsko... w co wątpię – przyszłość pokaże! To nas nic nie obchodzi! Jak również czy wybuchnie ten sam ruch [narodowowyzwoleńczy – przyp. A.R.] i połączenie się z Ukraińską respubliką po drugiej stronie Dniepru”. Na pytanie gen. Listowskiego, kto ostatecznie zrekompensuje straty wojenne i powojenną odbudowę zniszczonego państwa, Piłsudski odpowiedział: „Sami wrócimy, władając Ukrainą”. Trudno nie zauważyć, że przyszła niepodległa Ukraina w wizji polskiego przywódcy miała być słabym, kadłubowym państwem buforowym – politycznym satelitą i rolniczo-surowcowym zapleczem Rzeczypospolitej.
Jednak nie wszyscy w Polsce podzielali nawet takie dość umiarkowane poglądy Piłsudskiego na kwestię ukraińską. W momencie patriotycznego uniesienia po odzyskaniu niepodległości w polskim społeczeństwie dominowały nastroje otwarcie szowinistyczne. Ich głównym wyrazicielem byli narodowi demokraci (endecy), którzy postulowali państwo jednolite narodowościowo, w którym monoetniczność osiągnięta byłaby przez asymilację mniejszości słowiańskich i wypędzenie Żydów. Endecy w ogóle nie uznawali Ukraińców za odrębny naród, twierdząc przy tym, że dla polskiego interesu narodowego lepiej byłoby pójść na kompromis z Rosją (obojętnie jaką – białą czy czerwoną) i podzielić się z nią ziemiami ukraińskimi, jak nieraz już w historii bywało. Zatem w geopolitycznych kalkulacjach endecji zwyczajnie nie było miejsca dla niepodległej Ukrainy. Jej lider, Roman Dmowski, główny oponent i konkurent Piłsudskiego, bezwzględnie krytykował jego koncepcję federacyjną, nazywając ją polityką słabości. Stwierdzał, że Polska po prostu nie ma wartościowych sąsiadów, z którymi można by utworzyć federację. W czasie obrad konferencji pokojowej w Paryżu Dmowski, stojąc na czele polskiej delegacji, wskazywał, że w środku Europy, pomiędzy silnymi Niemcami a licznymi Rosjanami, nie ma miejsca dla małych narodów, dlatego aby przetrwać, Polacy muszą koniecznie stać się wielkim narodem i zbudować własne potężne państwo. Takie idee były ówcześnie dość popularne wśród Polaków, stąd narodowi demokraci i ich ideowi sojusznicy mieli większość w tymczasowym parlamencie Polski – sejmie ustawodawczym, przed którym odpowiadał Naczelnik Państwa Józef Piłsudski. W związku z tym musiał on działać bardzo ostrożnie i nie odkrywać przedwcześnie swoich planów odnośnie do Ukrainy, doskonale zdając sobie sprawę z ryzyka budowania sojuszu polsko-ukraińskiego, gdyż jakiekolwiek jego niepowodzenia na odcinku wschodnim niewątpliwie wywołałyby falę zajadłej krytyki ze strony przeciwników politycznych.
Ten tekst jest fragmentem książki Andrija Rukkasa „Razem z Wojskiem Polskim. Armia Ukraińskiej Republiki Ludowej w 1920 r.”:
Rozmowy polskou-kraińskie odbywały się w Warszawie, gdzie na początku października 1919 r. miała siedzibę Misja Dyplomatyczna URL pod kierownictwem ministra sprawiedliwości Andrija Liwyckiego, pełniącego również obowiązki ministra spraw zagranicznych. W jej skład wchodziło czterech przedstawicieli Ukrainy naddnieprzańskiej (Leonid Mychajliw, Borys Rzepeckyj, Prokip Poniatenko, Petro Mszaneckyj) i trzech z Galicji (były sekretarz spraw zagranicznych ZURL Stepan Wytwyckyj, Anton Horbaczewskyj, Mychajło Nowakiwskyj). Z uwagi na wewnątrzpolityczną koniunkturę Piłsudski, główny inspirator sojuszu z Ukraińcami, nie brał udziału w rozmowach, wydelegowawszy do tego dobrane przez siebie osoby z kadr dyplomatycznych Ministerstwa Spraw Zagranicznych (Augusta Zaleskiego, Zdzisława Okęckiego, Romana Knolla, Mariana Szumlakowskiego). Pomimo wspólnoty interesów szybkie osiągnięcie porozumienia nie było łatwe. Bardzo ostro dyskutowano o kwestii granic pomiędzy dwoma państwami, przede wszystkim o przynależności Galicji Wschodniej, zajmowanej przez polskie wojska. Polacy kategorycznie, wręcz ultymatywnie, domagali się od ukraińskich partnerów zrzeczenia się jakichkolwiek pretensji do tego obszaru.
Głównym zadaniem, z jakim ukraińska misja przybyła do Warszawy, było nawiązanie z Polakami współpracy w walce przeciw bolszewikom. Koniecznym warunkiem wstępnym miało być zobowiązanie się strony polskiej do niewspierania armii Denikina. Członkowie misji mieli unikać omawiania wprost kwestii granic i zgodzić się maksymalnie na odstąpienie Chełmszczyzny i Podlasia, jednak z zastrzeżeniem, że zatwierdzenia ostatecznych postanowień dokona przyszły parlament URL. Jednocześnie wedle instrukcji rządu ukraińscy dyplomaci mieli kategoryczny zakaz prowadzenia rozmów dotyczących zmiany statusu Galicji Wschodniej. Mieli oni wskazać Polakom, że ta kwestia leży w wyłącznej kompetencji konferencji pokojowej w Paryżu. W ten sposób, nie zważając na znaczne pogorszenie się sytuacji militarnej, Misja Dyplomatyczna URL miała twardo stać na swoim stanowisku.
Podczas poprzednich spotkań polscy rozmówcy – upoważnieni pracownicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej – zadeklarowali wielką przychylność dla ukraińskiej państwowości, ale odrzucili jakąkolwiek możliwość uznania URL, tłumacząc to skrajnie negatywnym nastawieniem ententy względem niepodległej Ukrainy. Już na samym początku polscy dyplomaci dali jasno do zrozumienia, że udzielenie przez ich kraj wsparcia militarnego będzie bezpośrednio zależeć od ustępliwości Ukraińców w sprawie Galicji Wschodniej i odstąpienia od roszczeń do tego terytorium. 16 października, podczas oficjalnego wręczenia listów uwierzytelniających, delegacja ukraińska odbyła rozmowę z podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Władysławem Skrzyńskim, który powtórzył, że Warszawa ma ręce związane przez ententę, więc dopóki ta nie zmieni swojego stanowiska, rząd polski nie będzie mógł uznać niepodległości Ukrainy. Jednocześnie zaświadczył, że mimo to jego rząd jest gotowy udzielić pomocy wojskowej, a nawet umożliwić pobór ochotników do Armii URL na terytorium Galicji Wschodniej. Jednak już pięć dni później polski premier Ignacy Paderewski oświadczył liderowi ukraińskiej misji Andrijowi Liwyckiemu, że pomoc wojskowa będzie uwarunkowana kilkoma dodatkowymi wymaganiami, tj. rozwiązaniem przez ukraińskie władze wszelkich problemów mniejszości polskiej na Ukrainie, nadaniem koncesji gospodarczych i zgodą na bezcłowy tranzyt polskich towarów do portu w Odessie. Jednak z uwagi na instrukcje rządu szef misji URL nie mógł się zgodzić na te warunki. Tymczasem Petlura naciskał na Liwyckiego, żądając od niego jak najszybszego zawarcia ugody, aby wykrwawione wojsko ukraińskie wreszcie otrzymało niezbędne wsparcie w postaci uzbrojenia, amunicji, medykamentów i innego zaopatrzenia.
Nie zważając na znaczne rozbieżności w poglądach, 28 października rozpoczęto oficjalne rozmowy. Delegacja URL wystąpiła z oświadczeniem, w którym zawarte były podstawowe postulaty strony ukraińskiej. Wywołało ono ostrą reakcję Polaków, którzy w kategorycznej formie zadeklarowali, że chcą rozmawiać z Ukraińcami jak z równymi, jednak z uwzględnieniem faktycznego stanu rzeczy; podkreślali przy tym nieuznawanie URL przez ententę i problemy na froncie. Dlatego Polacy zaczęli się domagać, aby zamiast podpisania dwustronnej umowy strona ukraińska wystąpiła najpierw z jednostronną deklaracją, która miała zaświadczyć o politycznej dojrzałości i gotowości do kompromisu. Rozmowy utknęły w martwym punkcie, a o ich fiasko Polacy otwarcie obwiniali delegację ukraińską, która według nich zajmowała nieustępliwe i nieadekwatne do sytuacji stanowisko.
Rozmowy zostały przerwane na kilka tygodni. Wznowiono je 11 listopada. Do tego czasu stanowiska stron nie zmieniły się zbytnio. Polacy w dalszym ciągu nalegali na ustanowienie granicy wzdłuż Zbrucza, obiecując nadać galicyjskim Ukraińcom narodowo-terytorialną autonomię w takim zakresie, w jakim otrzyma ją polska mniejszość na Ukrainie. Szef delegacji URL Andrij Liwyckyj, chcąc złagodzić polskie warunki, dwukrotnie apelował do Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, jednak wszystkie rozmowy pozostały bez rezultatu.
Pierwsze postępy w rokowaniach nastąpiły pod koniec listopada 1919 r., kiedy obydwie strony wreszcie zgodziły się pójść na wzajemne ustępstwa. Popchnął je do tego ciąg ważkich wydarzeń. Jak wiadomo, 17 listopada jednostki UAH przeszły na stronę „białych”, a do tego 21 listopada paryska konferencja pokojowa przyjęła niewygodne dla Polaków rozwiązanie kwestii Galicji Wschodniej – miała być ona przekazana Polsce na 25 lat, po czym odbyłby się tam plebiscyt dotyczący dalszych losów kraju. Polacy nie spodziewali się pozytywnego rezultatu referendum z uwagi na wyraźną przewagę ludności ukraińskiej na tych terenach. Faktyczna zdrada UAH rozwiązywała ręce delegacji URL, a decyzja ententy zmuszała Polaków do szukania możliwości niewykonania jej, zatem ugoda z misją URL stawała się dla nich najszybszym wyjściem z tej sytuacji. Oprócz tego brak porozumienia z Ukraińcami nie pozwalał Piłsudskiemu na praktyczną realizację jego polityki wschodniej w najbliższym czasie. W takich warunkach 24 listopada miało miejsce spotkanie Liwyckiego z polskimi dyplomatami, którzy domagali się przyjęcia ich żądań, grożąc przerwaniem rozejmu i wznowieniem działań wojennych przeciwko Armii URL, niewizowaniem ukraińskich paszportów i przerwaniem tranzytu przez terytorium Polski wszelkich funduszy i towarów, które szły z Europy na Ukrainę. Był to jawny dyktat, któremu szef ukraińskiej delegacji był zmuszony ulec. Po konsultacjach z czołowymi ukraińskimi politykami, nie zważając na protesty delegatów z Galicji, 2 grudnia 1919 r. Andrij Liwyckyj, jak sam twierdził, „z żalem i bólem” przystał na polskie warunki, wystąpiwszy z jednostronną deklaracją, na którą cały czas naciskali Polacy. Wedle tego dokumentu rząd URL brał na siebie wiele istotnych zobowiązań: oficjalnie zgadzał się na poprowadzenie granicy wzdłuż Zbrucza i przez północnozachodnią część Wołynia; obiecał nadać polskiej mniejszości na Ukrainie narodową i kulturalną autonomię; odłożył kwestię reformy rolnej do czasu zwołania ukraińskiego parlamentu ustawodawczego i zobowiązał się nie naruszać majątków polskich posiadaczy ziemskich; przystał na nawiązanie z Polską stosunków gospodarczych „na zasadach wzajemności i wymiany usług w zakresie tranzytu przez swoje terytorium”. W zamian za to rząd ukraiński prosił Polaków o następujące rzeczy: uznanie niepodległości URL i sprzyjanie uznaniu jej przez inne państwa; zwolnienie wszystkich uwięzionych, aresztowanych, internowanych i zatrzymanych Ukraińców; udzielenie URL pomocy wojskowej w postaci broni, amunicji, wyposażenia, umundurowania i innych materiałów wojennych; zezwolenie na tranzyt ukraińskich jeńców wojennych z krajów europejskich oraz pieniędzy, zaopatrzenia i innego mienia państwowego URL. Pod koniec dokumentu Liwyckyj w imieniu ukraińskiego rządu wyrażał nadzieję, że ta deklaracja stanie się podstawą „dla nawiązania braterskich i dobrosąsiedzkich stosunków między URL i Polską”, a „dwa narody stworzą [...] potężną, niezwyciężoną siłę, która będzie podstawą pokoju na wschodzie Europy”. Deklaracja Liwyckiego wywołała ostrą reakcję ze strony członków ukraińskiej misji pochodzących z Galicji. Opuścili oni jej skład w trybie natychmiastowym, oznajmiając 4 grudnia 1919 r. o anulowaniu Aktu zjednoczenia URL i ZURL. Jednak na tle katastrofalnego rozwoju wydarzeń na Ukrainie te zabiegi dyplomatyczne nie zachwiały pragnieniem Petlury, aby osiągnąć porozumienie z Polakami i otrzymać od nich pomoc dla ratowania państwa ukraińskiego. Dla tego celu był gotowy na wielkie ofiary, w tym rezygnację ze znacznych terytoriów.
Ten tekst jest fragmentem książki Andrija Rukkasa „Razem z Wojskiem Polskim. Armia Ukraińskiej Republiki Ludowej w 1920 r.”:
Strona polska odniosła się z aprobatą do treści ukraińskiej deklaracji. Roman Knoll wprost stwierdził: „teraz już możemy uważać się za sojuszników w Europie Wschodniej”, i zapewnił szefa delegacji URL Andrija Liwyckiego o tym, że Polska jest gotowa wspomóc Ukrainę jak tylko może w jej obecnie bardzo złożonej sytuacji. Jednak Polacy, z uwagi zarówno na wewnętrzne, jak i zewnętrzne okoliczności, zawiesili oficjalne rozmowy na ponad trzy miesiące. Główną wewnątrzpolityczną przyczyną był potężny opór wobec polityki wschodniej Piłsudskiego ze strony narodowych demokratów, którzy woleli raczej porozumieć się z Rosją, niż przystać na niepodległość Ukrainy. Na arenie międzynarodowej Polska nie ważyła się drażnić wszechmocnej ententy, która uparcie wspierała białogwardzistów z ich koncepcją Rosji „jednej i niepodzielnej”.
Pomimo że oficjalne rozmowy polsko-ukraińskie zostały przerwane, kontakty dwustronne trwały nadal, tylko z płaszczyzny dyplomacji przeszły one na płaszczyznę wojskową, nabrawszy przy tym bardziej konkretnej, praktycznej i przede wszystkim produktywnej treści.
Nowy impuls dla kontaktów polskou-kraińskich dał przyjazd do Warszawy Symona Petlury, który ‒ jak wiemy – miał „organizować za granicą choćby niewielkie formacje z naszych jeńców”. 7 grudnia Ataman Główny przybył do stolicy Polski i kilka dni później spotkał się sam na sam z Józefem Piłsudskim. Obydwaj mężowie stanu omawiali plany dalszej walki przeciwko bolszewikom i najwidoczniej doszli do porozumienia, ponieważ na początku stycznia 1920 r. polskie dowództwo wojskowe podjęło pierwsze działania wobec Ukraińców. Kontrola parlamentu nad Piłsudskim jako głównodowodzącym była mniejsza, zatem w sferze militarnej mógł on działać bardziej zdecydowanie i aktywniej niż w politycznej, w której wykazywał większą ostrożność. Ponadto niemało przedstawicieli wyższego dowództwa popierało jego politykę wschodnią i podzielało ideę poparcia sprawy ukraińskiej i wspólnej walki z bolszewikami. Z podobną propozycją wystąpił zwłaszcza dowódca Frontu Wołyńskiego, gen. Antoni Listowski, który proponował, by sformować jednostki wojskowe z ukraińskich żołnierzy przebywających w niewoli w Polsce i razem z nimi wyruszyć w celu wyzwolenia Ukrainy. Generał podkreślał przy tym, że Polacy mają być nie przeciwnikami, lecz sojusznikami Ukraińców. Jego pomysł całkowicie popierał szef Sztabu Generalnego gen. Stanisław Haller. Na początku stycznia 1920 r. pisał: „jedynie przez restytucję Ukrainy możemy być zabezpieczeni od wschodu”, jednak proponował trochę poczekać z tym do zupełnej porażki wojsk gen. Denikina. Swoje obserwacje tłumaczył tym, że aktywne wtrącanie się w sprawy ukraińskie na tym etapie mogłoby rozdrażnić Wielką Brytanię i Francję, które wciąż popierały „białych”, a w interesie Polaków nie leżało wchodzenie w spór z wszechpotężną ententą.
Głównym tematem rozmów polsko-ukraińskich odnośnie do spraw wojskowych był los ukraińskich żołnierzy przebywających w polskich obozach jenieckich i obozach internowania. Rząd URL utracił wówczas kontrolę nad swoimi terytoriami, a zatem i bazę mobilizacyjną; od dłuższego czasu nie było wiadomości o kilku tysiącach zdolnych do walki żołnierzy, którzy pod dowództwem gen. Mychajły OmelianowiczaPawlenki wyruszyli w daleki rajd partyzancki na tyły wroga. W tej problematycznej sytuacji, kiedy siły zbrojne faktycznie nie istniały, trzeba było zwrócić się ku „zagranicznemu” potencjałowi ludzkiemu, gdyż poza granicami Ukrainy w wielu europejskich krajach jeszcze od czasu pierwszej wojny światowej znajdowały się setki tysięcy wziętych do niewoli i internowanych żołnierzy pochodzenia ukraińskiego. Jednak w następstwie izolacji na arenie międzynarodowej rząd URL mógł realnie liczyć tylko na żołnierzy, którzy przebywali na terytorium Polski. W ten sposób tylko oni pozostali jedynym źródłem zasobów ludzkich, niezbędnych do odtworzenia zdolnej do walki armii – głównego argumentu za kontynuowaniem walki o niepodległość Ukrainy.
Pod koniec 1919 r. w polskich obozach jenieckich było ok. 15 tys. ukraińskich żołnierzy. W odróżnieniu od innych państw, gdzie grupy ukraińskich jeńców składały się w przeważającej części z byłych żołnierzy armii rosyjskiej i austrowęgierskiej, w Polsce przebywali wyłącznie żołnierze ukraińskich formacji wojskowych: około 10 tys. oficerów i szeregowych Armii URL i kilka tysięcy żołnierzy UAH. Odznaczali się oni większym patriotyzmem i gotowością do walki za wyzwolenie ojczyzny i stworzenie własnego niepodległego państwa. Wszelako wielu z nich nie chciało iść pod sztandarami Petlury. Najbardziej opozycyjnie nastrojeni byli żołnierze z Galicji, wrogo nastawieni do rządu URL z uwagi na deklarację gotowości uznania polskiej okupacji ich małej ojczyzny. Jednak zdecydowana większość żołnierzy wciąż była gotowa wstąpić w szeregi Armii URL. Oprócz tego pod koniec lutego 1920 r. w polskich obozach internowania znalazło się około 20 tys. białogwardzistów z rosyjskiej Oddzielnej Armii Ochotniczej pod dowództwem Nikołaja Bredowa. Wśród nich było niemało Ukraińców, których po sprawdzeniu i przeszkoleniu ideologicznym planowano wysłać do służby w Armii URL.
Właśnie na ten potencjał ludzki w polskich obozach liczył Ataman Główny Symon Petlura. Zamierzał on w najbliższym czasie przystąpić do organizacji na terytorium Polski własnych sił wojskowych z przebywających w niewoli i internowanych tu Ukraińców. 30 grudnia pisał posłowi URL w Szwajcarii Mykole Wasylce o pozytywnym przebiegu odpowiednich rozmów z Polakami. Następstwem tych rozmów była specjalna narada, która odbyła się 2 stycznia 1920 r. w Ministerstwie Spraw Wojskowych Rzeczypospolitej. W czasie jej trwania uregulowano status prawny żołnierzy ukraińskich przebywających na terytorium Polski. Odtąd byli oni uznawani za „personel wojskowy zaprzyjaźnionego państwa zewnętrznego” i traktowani życzliwie i przychylnie w ramach „braterstwa broni”. Centrum formowania ukraińskiego wojska wyznaczono w Łańcucie, gdzie lokalny obóz jeniecki został przeorganizowany na punkt zborny, którego zaopatrzenie we wszystko, co potrzebne, zobowiązało się zapewnić polskie Ministerstwo Spraw Wojskowych. W pierwszych dniach lutego 1920 r. w punkcie zbornym w Łańcucie rozpoczęło się formowanie 1. (od 21 marca – 6.) Dywizji Strzelców, którą dowodził ppłk Marko Bezruczko. Wkrótce pracę nad organizacją jednostki przeniesiono do Brześcia Litewskiego, gdzie założono specjalne przedstawicielstwo (ekspozyturę) polskiego Ministerstwa Spraw Wojskowych, które zajmowało się zaopatrywaniem oddziałów ukraińskich we wszelkie potrzebne środki. Na jej czele stał kpt. Juliusz Ulrych. Mniej więcej w tym samym czasie w zajmowanym przez polskie wojska Kamieńcu Podolskim formowała się 4. Brygada Strzelców, a na obszarze faktycznie „niczyich” powiatów mohylowskiego i jampolskiego – Samodzielna Brygada Strzelców. 20 marca 1920 r. obydwie brygady zostały połączone w ramach 2. Dywizji Strzelców pod dowództwem płk. Ołeksandra Udowyczenki. Także tę jednostkę strona polska aktywnie wspomagała bronią, amunicją i rozmaitym zaopatrzeniem wojskowym.