Peter Heather – „Odrodzenie Rzymu. Cesarze i papieże: bój o władzę nad chrześcijaństwem” – recenzja i ocena
Heather sięgał już do czasów starożytnych w swoich wcześniejszych pozycjach – w „Upadku cesarstwa rzymskiego” oraz w „Imperiach i barbarzyńcach”. „Odrodzenie Rzymu” stanowi kontynuację jego badań, a jednocześnie jest kolejnym argumentem za tym, że pewne idee wyczerpują się, a trupów dawnych mocarstw nie da się wskrzesić. Na poparcie swojej tezy dzieli książkę na cztery części, w których opisuje kolejno losy państw Teodoryka, Justyniana, Karola Wielkiego oraz papiestwa wczesnego średniowiecza. Kwartet dobrany przez Heathera nie jest oczywiście nowym zestawieniem – wymienieni władcy podejmowali w trakcie swoich rządów mniej lub bardziej zaawansowane próby wskrzeszenia Cesarstwa Rzymskiego, skrojonego pod własne potrzeby, każdorazowo nieprzystającego do czasów im współczesnych. Właśnie te modyfikacje pomysłu imperialnego fascynują autora książki, który swoim szczerym zaangażowaniem w temat buduje dynamiczną podróż przez wieki, tworząc książkę naukową, w której nie brak jednak ironicznego humoru.
Podtytuł książki – „bój o władzę nad chrześcijaństwem” – podkreśla główną różnicę, oddzielającą wersję 1.0 Cesarstwa Rzymskiego, tę zamkniętą w V wieku, od jego kolejnych wcieleń. Walkę o rząd dusz chrześcijańskich Heather stawia w centrum zabiegów polityków, pokazuje, jaką siłą jest wsparcie religijne dla władcy, prowadzi czytelnika przez wieki średnie aż do sporu o inwestyturę stanowiącego ukoronowanie, aczkolwiek nie zakończenie, przejmowania cesarskich zaszczytów. O co im wszystkim chodziło? – zdaje się pytać wybitny historyk. O władzę, o prestiż, o podporządkowanie, o obudowanie tego wielkimi hasłami – odpowiada sam sobie Heather, jednak ma dla swoich bohaterów wiele sympatii. Największa zaletą jego książki, odróżniającą go od innych opisujących obumieranie i odrodzenia idei Rzymu, jest właśnie specyficzny sposób opisu. Autor oczywiście z detalami przedstawia wydarzenia historyczne, jednak nie ukrywa się za nimi. Wprost prezentuje swoje zdanie na temat prezentowanych władców, broni ich oraz oskarża, swobodnie posługuje się kolokwializmami w sposób, który sprawia, że w wielu miejscach książka opisująca meandry średniowiecznej polityki staje się wręcz zabawna.
Nic jednak dziwnego, że Heather sam jest rozbawiony prezentowaną przez siebie historią – imperia postrzymskie w nowym, zdominowanym przez układy feudalne i chrześcijaństwo świecie nie miały racji bytu, skazane były na powolny rozpad, na dynamiczne zmiany warty. Prawdziwym spadkobiercą cesarstwa jest – o ironio! – organizacja, do której w jej początkach władze cesarskie czuły sporą antypatię. Mowa oczywiście o religii chrześcijańskiej, o wyrosłym z niej papiestwie. Zreorganizowane i coraz silniejsze na przestrzeni wieków jest nowym typem imperium – trwającym najdłużej, stawiającym czoła kolejnym tąpnięciom historii. Wyrosłe ze średniowiecznej pornokracji i krwawych intryg, obecnie wygląda inaczej niż w początkach swojego zależnego od władzy silniejszych istnienia.
Heather, opisując losy czterech postrzymskich imperiów, na samym końcu swojej książki skupia się właśnie na papiestwie oraz wysnuwa zaskakującą w świetle całej publikacji konkluzję: oni są prawdziwymi dziedzicami Juliusza Cezara. A osiągnęli to nie metodą krwi i żelaza, ale skutecznymi intrygami, sojuszami oraz wyrafinowaną dyplomacją. Swoją, wydawałoby się, oczywistą tezą Heather puszcza po raz kolejny oko do czytelnika. Papiestwo wygrało z wszystkimi współzawodniczącymi z nim bytami państwowymi, a przez setki lat nikt nawet tego nie zauważył. Czyż nie świadczy to o genialności tego projektu? Patrząc na kolejne wieki istnienia państwa papieskiego, nie trudno przyznać Heatherowi, a raczej jego wybitnej książce, racji.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska