Październikowe nowości Karty!
Czarnoskóry wnuk króla afrykańskiego ludu Vai, a zarazem syn Niemki, dorasta w Hamburgu w czasach rosnącego w siłę nazizmu. Czując się niemieckim patriotą, stopniowo odkrywa, że to właśnie on określany jest przez ideologię jako wróg i podczłowiek. Udaje mu się przeżyć wojnę i wyjechać do Stanów Zjednoczonych, gdzie robi karierę dziennikarską i dołącza do ruchu na rzecz zniesienia nierówności rasowych.
Książka – wydana po angielsku i niemiecku – w ostatnich latach stała się międzynarodowym bestsellerem.
– Heil Hitler! Czym mogę służyć? – spytał [matkę] zza biurka przystojny dwudziestolatek […].
– Czy tu składa się podania o przyjęcie [do Hitlerjugend]?
Młody człowiek spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– O przyjęcie kogo? Jego? – świdrował mnie wzrokiem, jakby wypatrzył jakiegoś paskudnego robala.
– Tak, mojego syna – odpowiedziała bez zmrużenia oka.
Mężczyzna aż się cofnął.
– Proszę natychmiast wyjść! Jeśli jeszcze to do pani nie dotarło, zmuszony jestem przypomnieć, że dla pani syna nie ma miejsca ani w naszej organizacji, ani w Niemczech, które budujemy. Heil Hitler! […]
Kiedy znaleźliśmy się w domu, matka tylko mnie przytuliła i się rozpłakała.
– Tak mi przykro, tak bardzo mi przykro – powtarzała raz po raz. […]
– Mutti, proszę cię, nie płacz – błagałem, ale i mnie łzy spływały po policzkach.
Rzadki widok, bo zwykle prześcigaliśmy się w zachowywaniu swoich smutków dla siebie. W końcu byliśmy Niemcami.
Hans-Jürgen Massaquoi
Opowieść o działającym przez 33 miesiące – od jesieni 1976 do lata 1979 – miejscu spotkań niezależnych twórców – Salonie stworzonym przez Tadeusza Walendowskiego, wspólnie z żoną Anną Erdman, wnuczką Melchiora Wańkowicza, w dawnym mieszkaniu pisarza przy ulicy Puławskiej w Warszawie.
Istniały rozmaite nurty, różne filozofie i sposoby działania, ale wszystkie były obecne razem. Byliśmy otwarci i gotowi ucierać poglądy. Potrafiliśmy się różnić – może nie zawsze pięknie, ale było nas zbyt mało, żeby wykluczyć kogokolwiek, kto chciał stawiać opór systemowi. [...] Pójście do Salonu nie wynikało z nieposłuszeństwa obywatelskiego – już byliśmy dużo dalej. Czuliśmy, że to my tworzymy alternatywną elitę.
Czesław Bielecki
Najważniejszym aspektem naszego miejsca było to, że tam przychodzili też ludzie, którzy żyli na obrzeżach albo w ogóle poza układami opozycyjnymi. To nie była przestrzeń spotkań opozycjonistów, korowców – tacy też tam się licznie zjawiali – ale byli też ludzie spoza, niedziałający, niewychylający się. Nie bali się przychodzić. To piękne – pomost między zwykłymi ludźmi a tymi najbardziej wychylonymi, jawnie się opowiadającymi przeciwko «władzy ludowej». Zrozumiałem, jaką to odegrało rolę, kiedy nazwiska tych ludzi, ich twarze rozpoznawałem w okresie «Solidarności», a zwłaszcza gdy powstał rząd Mazowieckiego. Rząd, Sejm – tam było mnóstwo uczestników salonu. Zrozumiałem, że to ziarno, które wtedy zostało zasiane czy przez KOR, czy przez salon – dało plon.
Tadeusz Walendowski