Październikowe nowości Karty! (informacja reklamowa)
Listy Gai i Jacka poruszają do głębi. Czytając je, widzimy parę kochających się, młodych ludzi, bezwzględnie rozdzielanych przez Los i Historię, którzy potrafili nawzajem się wspierać i utwierdzać w słuszności wybranej drogi. Piszą do siebie często i o wszystkim, piszą przejmująco i tkliwie, zabawnie i z rozczuleniem. Chciałabym zobaczyć twarz cenzora czytającego tę korespondencję. Niemożliwe, żeby nie robiła na nim wrażenia.
Agnieszka Glińska, reżyserka
„Listy jak dotyk” (1965–82) to fascynująca opowieść o wyjątkowym uczuciu łączącym jednego z najważniejszych opozycjonistów – Jacka Kuronia i jego przedwcześnie zmarłą żonę Gaję (Grażynę), a zarazem nieznane dotąd świadectwo historyczne PRL-u.
Jacek Kuroń spędził łącznie blisko 10 lat życia w więzieniu, areszcie czy ośrodku odosobnienia. Podstawową formą kontaktu były wtedy listy – pisane głównie do Gai. Jest to korespondencja pod wieloma względami wyjątkowa: przez lata pozostawała w rękach SB, dziś pomaga zrozumieć rzeczywistość przełomowych momentów w historii PRL-u. Obrazki więzienne Jacka przeplatają się w niej z opisem codzienności na wolności Gai. Możemy w nich odnaleźć głębokie przemyślenia czy echa lektur, możemy być świadkami narodzin wielu koncepcji, które przekształciły się później w wielkie idee zmieniające historię Polski.
Listy są świadectwem bardzo osobistym – tworzą obraz poruszającej więzi dwóch bliskich sobie osób, które mimo fizycznego rozdzielenia, budują przestrzeń miłości i porozumienia wykraczającą ponad ingerencję władzy.
Książka stanowy wybór z około 1800 stron listów pozostających w zbiorach Ośrodka KARTA, do którego trafiły – z woli Jacka Kuronia – w 1998 roku, po likwidacji archiwów Służby Bezpieczeństwa. Listy w tak szerokim wyborze zostają udostępnione publicznie po raz pierwszy.
Publikacja została dofinansowana ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Ważne świadectwo tego, jak dalekie od stereotypowych wyobrażeń mogły być wojenne losy Polaków ze Śląska i Pomorza.
W Wehrmachcie służyło około 500 tys. Polaków. Większość z nich przez resztę życia ukrywała ten fragment swojej historii. Joachim Ceraficki, jako jeden z nielicznych, zdecydował się o tym opowiedzieć. Wcielony do Wehrmachtu w maju 1942 jako obywatel Rzeszy III kategorii spędził w niemieckim wojsku niemal trzy lata. Zdezerterował w styczniu 1945 r. Starał się być dobrym żołnierzem, bo w ten sposób minimalizował ryzyko śmierci. W okopach jego patriotyczna postawa nie miałaby znaczenia – tam najważniejsze okazywało się koleżeństwo.
Ceraficki bez patosu opisuje swoje doświadczenia tego czasu: pisze o kolegach, o strachu, o dziewczynach, o urlopach w domu, o warunkach życia niemieckich żołnierzy na froncie. Nie próbuje ani bronić żadnej tezy, ani z niczego się tłumaczyć. Po prostu opisuje jak było.
Kiedy byłem dzieckiem, na podwórku naszej kamienicy często bawiliśmy się w wojnę. Żaden z chłopców nie chciał jednak odgrywać roli żołnierza niemieckiego. Oczywiste było, ze armia niemiecka musiała zawsze w końcu przegrać.
Joachim Ceraficki
Publikacja została dofinansowana ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego