Paweł Kupsik: Bitwa pod Termopilami to jedno z najbardziej obrosłych w mity starć starożytności
Magdalena Mikrut-Majeranek: Bitwa pod Termopilami to symbol olbrzymiego poświęcenia. Jakie było jej rzeczywiste znaczenie?
Paweł Kupsik: Dla antycznych Spartan, ale też innych Greków, Termopile faktycznie były swego rodzaju „moralnym zwycięstwem”. To, jak odnosili się oni w kolejnych latach do owej bitwy, dowodzi, że starcia nie traktowano jako porażkę. W powszechnej opinii Helleni swą postawą górowali nad ogromną armią „barbarzyńców”, co sprawiło, że stali się niemal herosami, hołubionymi na równi z bohaterami mitycznych opowieści. Szczególnie istotne były tu bardzo wyraźne dysproporcje w liczebności obu armii. To właśnie ten element starcia do dziś stanowi o sławie bitwy i nie inaczej było 2500 lat temu. Hoplici, udowadniając, że można skutecznie przeciwstawiać się wielokrotnie liczniejszemu przeciwnikowi, dali swym rodakom przede wszystkim – nadzieję, która jest nie do przecenienia w obliczu walki o wolność z potężnym przeciwnikiem. Poświęcenie Leonidasa oraz towarzyszących mu wojowników natchnęło zatem Greków nowymi siłami i wiarą w skuteczną obronę. Doskonale oddaje to cytat z tekstu Diodora Sycylijskiego: Słusznie mógłby ktoś twierdzić, że bardziej za sprawą tych mężów, niż dzięki późniejszym zwycięzcom walk z Kserksesem, mogli Grecy cieszyć się z powszechnego pokoju. Ilekroć bowiem barbarzyńcy przypominali sobie o tych czynach, wpadali w wielkie przerażenie; Greków zaś wspomnienia te zagrzewały do [okazywania] podobnego męstwa.
A jaka była geneza konfliktu Imperium perskiego z Grekami?
Doszukując się podłoża konfliktu grecko-perskiego zwykle wskazuje się symboliczny udział Hellenów we wstępnym etapie powstania jońskiego. Taki przynajmniej wniosek wyciągamy z antycznych źródeł. Herodot, wspominając statki posłane przez Ateny i Eretrię na pomoc mieszkańcom jońskiego wybrzeża, pisze: Te okręty stały się początkiem nieszczęść dla Hellenów i barbarzyńców. Wmieszanie się Hellenów w wewnętrzne sprawy imperium perskiego miało rozwścieczyć Dariusza i doprowadzić do zemsty, jaką były kolejne wyprawy na ziemie Półwyspu Bałkańskiego. Czy jednak ten czynnik był decydujący? Trudno orzec. Analizując szybki i dość łatwy dla przedstawicieli dynastii Achemenidów rozrost imperium perskiego, atak na Grecję zdaje się być naturalną koleją rzeczy. Helleni byli stosunkowo silnym przeciwnikiem, jaki za sprawą ostatnich podbojów znalazł się u granic państwa perskiego. Azjatyccy władcy mogli w nowych sąsiadach dostrzegać zagrożenie zarówno militarne jak i gospodarcze. Grecy już wówczas stanowili konkurencję w handlu morskim i mogli stanowić zagrożenie dla interesów imperium. Podbój Hellady był dla Achemenidów zatem swoistą koniecznością, którą tylko potwierdził udział jej mieszkańców w powstaniu. Tym samym można przyjąć założenie, że przyłączenie się części Greków do buntu Jonów jedynie przyspieszyło wzajemny konflikt, nie zaś go wywołało.
O starciu pisało wielu antycznych autorów, jednakże do naszych czasów przetrwała jedynie relacja Herodota, spisana w jego „Dziejach”. Swoją relację napisał krótko po bitwach pod Maratonem czy Termopilami. Z uwagi na niedostatek źródeł praca nad publikacją z pewnością nie była łatwa. Z jakimi trudnościami musiał się Pan zmierzyć?
Właściwie każdy historyk badający wydarzenia z przeszłości staje przed tym samym problemem, jakim jest tzw. krytyka źródeł, czyli ocena wartości zachowanych tekstów czy też znalezisk archeologicznych. Warto bowiem podkreślić, że nie zawsze podana przez autora danej epoki informacja musi być prawdziwa. Tak jak i dziś, teksty tego rodzaju zawierają choćby zabarwienie polityczne czy ideologiczne, jakie wpływa na wiarygodność przekazu. W przypadku antyku dochodzą do tego też naleciałości mityczne i religijne, przypisujące wielu wydarzeniom boską interwencję. Największą trudność dla badacza starożytności stanowi jednak najczęstszy niedobór samych materiałów źródłowych. Z racji upływu czasu wiele ówczesnych tekstów zaginęło w mrokach przeszłości i wiemy o nich jedynie za sprawą późniejszych autorów, którzy mieli je jeszcze do dyspozycji. Podobnie jest ze znaleziskami archeologicznymi. Upływ czasu i niezliczone zmiany zarówno naturalne jak i te będące dziełem człowieka bezpowrotnie zniszczyły świadectwa tamtych czasów. Trzeba zatem dogłębnie przeanalizować zachowany materiał, niekiedy posiłkując się analogią do innych okresów czy regionów geograficznych. W przypadku wojen perskich faktycznie mamy do dyspozycji tylko jedno źródło pisane, powstałe bezpośrednio po ich zakończeniu i są to „Dzieje” Herodota.
Choć tekst ten ewidentnie zawiera pewne widoczne z perspektywy dzisiejszego stanu nauki wady, to jest jedynym świadectwem epoki i trzeba mu zawierzyć, gdyż odrzucenie Herodota równa się jedynie snuciu domysłów. Oczywiście późniejsze teksty, choćby Diodora czy Plutarcha również są bardzo cenne, gdyż powstały w oparciu o (inne niż Herodota) relacje z V wieku p.n.e., lecz z racji czasu spisania są siłą rzeczy zwykle mniej wiarygodne. Ponadto nasz „ojciec historii” porusza wiele tematów jako jedyny. Przykładowo tylko u niego znajdujemy relację z przebiegu powstania jońskiego, czy wydarzeń na dworze perskim. To wszystko sprawia, że każdą zachowaną informację należy bardzo dokładnie przeanalizować i ocenić. Wiele niedomówień z kolei prowadzi do licznych domysłów i snucia kolejnych teorii, a tym samym nowych publikacji. Choć można to uznać za wadę, to faktycznie sprawia, że bitwa termopilska jest wciąż żywa i rozbudza wyobraźnię kolejnych pokoleń miłośników epoki.
Wskazuje Pan w publikacji, że „wyznaczenie dokładnej daty starcia pod Termopilami od wieków stanowi znaczący problem”. Można ją ustalić na podstawie różnych poszlak. Co wskazują?
Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Pawła Kupsika „Termopile 480 p.n.e.”!
W książce zebrałem dotychczasowe wyniki badań naukowców odnośnie daty bitwy, które dowodzą właściwie jednego – miała ona miejsce latem 480 r. p.n.e. Zachowane w źródłach antycznych wskazówki, jakie mogą posłużyć do wskazania konkretnej daty, niestety wykluczają się wzajemnie. Każdy dotychczas zaproponowany dzień można równie dobrze poprzeć jakimś zapisem, jak i obalić innym. Dlatego ja sam nie forsuję jednej konkretnej daty, a jedynie przedstawiam za i przeciw poszczególnym teoriom, dając czytelnikowi możliwość własnej oceny. Osobiście jednak uważam, że jest to problem, którego na tę chwilę zwyczajnie nie da się rozstrzygnąć. Oczywiście nie można wykluczyć, że kiedyś jeszcze uda się odnaleźć jednoznaczny dowód, np. w formie inskrypcji, który rozwieje wszelkie wątpliwości, lecz póki co musimy pozostać jedynie w sferze domysłów.
Pod Termopilami w 480 r. p.n.e. bój stoczyły oddziały króla Leonidasa z ogromną armią Kserksesa, a bitwa ta jest jedną z najbardziej znanych w historii wojen prowadzonych w starożytności. Stanowi symbol poświęcenia życia na polu bitwy. Z pewnością wokół wydarzenia narosło wiele mitów?
Bitwa pod Termopilami to zdecydowanie jedno z najbardziej obrosłych w mity starć starożytności i ustępuje tu chyba jedynie wojnie trojańskiej, w przypadku której mity przeważają nad faktami. Niemal każdy element starcia w słynnym przesmyku obrósł z biegiem czasu legendami i zatarł się w klasycznym brzmieniu, co znalazło odzwierciedlenie w późniejszych tekstach, które często spłycają lub całkiem pomijają jego mniej chlubne elementy. Stało się tak właśnie z racji tego niezwykłego symbolu, jakim stała się bitwa u kolejnych pokoleń. Z zachowanych źródeł wiemy, że wielokrotnie odwoływano się do walk pomiędzy siłami królów Leonidasa i Kserksesa, nawet kilka wieków później, zagrzewając się wzajemnie do walki. Wspominając heroiczny wyczyn przodków, jaki miał być przykładem dla żołnierzy stających w szranki choćby z Macedończykami czy Rzymianami, należało zapomnieć o ówczesnych sporach, dezercjach czy aktach zdrady. Każdorazowo, jak ma to miejsce z legendami, pomijano zatem pewne elementy, zarazem wzbogacając całość nowym wątkiem. Tak zrodził się obraz, jaki dziś znamy głównie za pośrednictwem kultury masowej, ograniczający przebieg bitwy do kilku niekoniecznie zgodnych ze stanem faktycznym wyobrażeń.
W zbiorowej pamięci funkcjonuje pogląd, że w walce uczestniczyło 300 Spartan. Jaka była faktyczna liczebność armii greckiej i perskiej?
Liczebność obu armii jest właśnie przykładem wspomnianego wyżej mitu termopilskiego. Chcąc powiększyć osiągnięcia swych przodków, Grecy sukcesywnie zmniejszali liczbę własnych wojowników, przy jednoczesnym zwiększeniu liczebności armii perskiej. W przypadku Greków konkretne liczby są zdecydowanie łatwiejsze do określenia, różnią się jednak w zależności od dnia bitwy, który opisujemy. W dwóch pierwszych dniach Hellenów było zdecydowanie więcej niż trzeciego – ostatniego, gdy większość wycofała się na południe. Początkowo było to ok. 7-8 tysięcy hoplitów ciężkozbrojnych wraz z przynajmniej kilkoma tysiącami piechoty lekkiej. W finalnym starciu pozostało jednak ledwie ok. 300 Spartan, 700 Tespijczyków i 400 Tebańczyków. Są to jednak znów liczby adekwatne do wyżej cenionych wojowników ciężko uzbrojonych.
O udziale w starciu przedstawicieli niższych warstw społecznych Sparty, tj. periojków i helotów, jako lekkozbrojni, wspomina jedynie Herodot i szacuje się ich na ok. 3000 ludzi. Razem daje to ok. 4000 Greków pod rozkazami Leonidasa o niewątpliwie różnym poziomie wyszkolenia i wykorzystania bitewnego. Samych rodowitych Spartan niewątpliwie było już wówczas mniej niż 300. Tylu przybyło na miejsce starcia, lecz wiemy, że dwóch z pewnych powodów nie przystąpiło do walki, a przynajmniej kilku poległo zapewne w pierwszych dniach konfrontacji. Większy problem stanowi oszacowanie armii przybyłej wraz z Kserksesem. Rozbieżności w ocenie sił azjatyckich są u poszczególnych autorów niebywałe i oscylują mniej więcej w granicach od 800 000 do ponad 5 000 000. Znaczne różnice można też znaleźć we współczesnych szacunkach, które zwykle mieszczą się między 200 000, a 500 000. Spośród wyliczeń starożytnych, osobiście uważam, że za najbliższego prawdy należy uznać, podającego najniższą liczbę Ktezjasza, Greka tworzącego na dworze perskim, na zlecenie tamtejszego władcy. Szczegółowy opis daleko idących przygotowań i zakrojonej na szeroką skalę logistyki, każe bowiem uznać, że armia faktycznie była bardzo liczna, jednak niewątpliwie nie na tyle, by liczyć ją w milionach.
A jak wyglądała kwestia zwierząt wykorzystywanych podczas bitwy? Kręcone w XX wieku filmy pokazują olbrzymią różnorodność – od bojowych rumaków, wielbłądów aż po słonie, a wszystkie – w bogatych naczółkach i innych zdobnych elementach mających na celu nie tylko ich ochronę. Ile jest prawdy w popkulturowych przekazach?
Zwierzęta po stronie perskiej były bardzo liczne i zasadniczo może je podzielić na dwie grupy. Pierwszą były te, które stanowiły środek transportu (zarówno ludzi jak i towarów), czyli konie i wielbłądy. Drugą zaś żywy inwentarz, pędzony wraz z wojownikami, w celu pozyskania dodatkowej żywości. Liczby tych sworzeń nie podaje żaden z autorów, lecz współcześnie szacuje się ją na ok. 75 000. Co się tyczy pierwszej grupy, to wspomniane przez Herodota wielbłądy, jeśli w ogóle znalazły się w pochodzie Kserksesa, to były raczej nieliczne i wbrew słowom antycznego autora, służyły raczej jako zwierzęta juczne, a nie bojowe. Co prawda niewielki oddział Arabów mógł dosiadać wielbłądów, lecz był to co najwyżej dowód na rozległe panowanie Kserksesa, nie zaś realna siła bojowa. Tę stanowiła z kolei konnica.
Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Pawła Kupsika „Termopile 480 p.n.e.”!
Formacja ta była domeną Persów, od kiedy podbili rozległe tereny stepowe Medii i przejęli tamtejsze zwyczaje. Przypuszcza się, że po stronie Azjatów mogło być nawet 40 000 koni, wśród których prym wiodły szczególnie cenione rumaki nesajskie, na które mogli sobie pozwolić jedynie najzamożniejsi członkowie wyprawy. Każdy właściciel takiego konia starał się chronić swój cenny nabytek, zatem faktycznie zwierzęta były wyposażone w naczółki oraz łuskowe napierśniki. Nie były to jednak elementy przynależne wszystkim wierzchowcom i były adekwatne do odpowiedniego statusu majątkowego właściciela. Ci szczycący się największym majątkiem chętnie dodawali swym rumakom także cenne ozdoby, wykonane niekiedy ze złota. Jeśli zaś chodzi o słonie, to brak najmniejszych choćby przesłanek wskazujących na wykorzystanie tych zwierząt i każdą próbę zasugerowania ich udziału należy jednoznacznie odrzucić. Co się tyczy drugiej grupy, posiadamy jedynie wzmianki o pędzeniu stad bydła. Były to zwierzęta zarówno zdolne do długiego marszu, jak i stanowiące bogate źródło pokarmu, dla rzeszy ludzi będących w wielomiesięcznej podroży do Grecji.
Jakie były konsekwencje bitwy termopilskiej?
Bezpośrednią konsekwencją bitwy było przede wszystkim otwarcie Persom drogi do Grecji Środkowej, co skutkowało podporządkowaniem Kserksesowi takich krain jak Fokida czy Beocja oraz zdobyciem i splądrowaniem Aten. Na tym ostatnim królowi perskiemu zależało szczególnie mocno, gdyż była to swoista kara za udział w powstaniu jońskim, jaką niewątpliwie wykorzystano w achemenidzkiej propagandzie. Mimo ostatecznej porażki Persów w Helladzie teoretyczny cel, jakim była zemsta na Atenach i Eretrii (zdobytej wcześniej) został osiągnięty, zatem król mógł uważać się za zwycięzcę, a przynajmniej kreować się na takowego w obliczu późniejszych porażek. Następstwem bitwy była także zmiana taktyki defensywy i konieczność zastosowania innego scenariusza walk. Wycofano zatem stacjonujące u przylądka Artemizjon okręty greckie i skupiono siły u wybrzeży wyspy Salaminy, gdzie jak wiadomo, udało się pokonać flotę w służbie „wielkiego króla”. Wkroczenie armii perskiej wywołało też konieczność rozstrzygającej konfrontacji zbrojnej na lądzie. Poleis Peloponezu, dotąd unikające starcia musiały w końcu stanąć w szranki z wrogiem, gdyż ich ziemie były teoretycznie kolejne na trasie perskiego pochodu. To starcie również zakończyło się sukcesem i znacznymi startami po stronie Azjatów. Można zatem uznać, że w konsekwencji porażki termopilskiej, gdzie poległo stosunkowo niewielu hoplitów, Grecy finalnie odnieśli zdecydowane zwycięstwo.
Na koniec muszę zapytać, dlaczego pomimo ustaleń historyków wciąż utrwalany jest mit termopilski?
Powód jest właściwie ten sam od stuleci. Tak dla antycznych Greków, jak i dla nas współcześnie, bitwa pod Termopilami to przede wszystkim symbol. Walczący w przesmyku wojownicy nie okazali lęku i bez kompleksów przeciwstawili się perskiej potędze, udowadniając, jak ogromne znaczenie ma w walce motywacja. O ile dla poddanych Achemenidy, było to tylko kolejne starcie, w którym decydująca miała okazać się przewaga liczebna, o tyle dla Hellenów było to swoiste być, albo nie być. Walczyli oni nie o dodatkowy kawałek ziemi czy urażoną dumę, lecz o wolność własną, swych bliskich oraz wszystkich innych współobywateli i mieszkańców Hellady. Ludzie Leonidasa wykrzesali zatem wszelkie możliwe siły, wzbudzając podziw i zdumienie w to, ile jest w stanie osiągnąć nawet nieliczna grupa zmotywowanych ludzi.
To sprawiło, że kolejne generacje stawiały i stawiają nadal przykład Spartan i ich towarzyszy, na piedestale, dowodząc ogromnej wartości wiary w siebie i bezgranicznej ofiarności. Jak pokazują przykłady z późniejszych epok, liczni dowódcy przypominali swym podkomendnym obronę Termopil i nawoływali do podobnego zaangażowania. Wyraźne dysproporcje w siłach obu stron doprowadziły do określania bitew o podobnych różnicach liczbowych „Termopilami”. Stąd choćby określenie „polskie Termopile” w odniesieniu do bitew pod Hodowem (1694), Węgrowem (1863), Zadwórzem (1920), Dytiatynem (1920), czy obrony Wizny (1939). Analogicznie tego określenia używają także inne narody w odniesieniu do starć swej historii, gdzie nieliczne jednostki stawiały opór nieprzebranym zastępom wroga.
Jest też drugi powód, choć bezpośrednio połączony z powyższym. Jest to siła przekazu kultury masowej. Ta, jak wiadomo, ogranicza się ogólnych założeń i zwykle powiela elementy antycznego mitu termopilskiego, nierzadko dodając własne, bezpodstawne interpretacje. Powieści, komiksy, filmy czy gry mają bez wątpienia znacznie większe grono odbiorców, niż antyczne przekazy źródłowe. Właśnie dlatego wielu, a zapewne większość, słysząc o bitwie pod Termopilami ma przed oczami amerykańską produkcję z 2006 roku zatytułowaną „300”. Film ten (ale też inne produkcje kultury popularnej) zawiera niezliczone błędy i skupia się na nośnych ogólnikach, utrwalających mit. Choć na kartach swej książki dostrzegam ogromne zalety zarówno tej produkcji, jak i innych form utrwalenia dziejów antyku we współczesnym świecie, to należy pamiętać, że nie są one wiarygodnym źródłem do poznania historii. Mogą jednakże wzbudzić zainteresowanie w odbiorcach i doprowadzić do poszukiwania faktów na dany temat. Sam jestem tego żywym dowodem, gdyż na moje dzieciństwo przypada ogromna popularność telewizyjnych seriali „Herkules” i „Xena”, które wywarły na mnie wrażenie i skłoniły do dogłębniejszego zainteresowania starożytnością, co finalnie zaowocowało zarówno ścieżką zawodową jak i życiową pasją.
Dziękuję serdecznie za rozmowę!
Materiał powstał dzięki współpracy reklamowej z Wydawnictwem Bellona