Paweł Chojnacki – „Gmina. Życie powszednie na południu Polskiego Londynu (lata pięćdziesiąte–osiemdziesiąte XX wieku)” – recenzja i ocena
Paweł Chojnacki – „Gmina. Życie powszednie na południu Polskiego Londynu (lata pięćdziesiąte–osiemdziesiąte XX wieku). Dzieje Gminy Polskiej Londyn-Południe” – recenzja i ocena
„Gmina. Życie powszednie na południu Polskiego Londynu (lata pięćdziesiąte-osiemdziesiąte XX wieku)” to wydana przez Instytut Pamięci Narodowej publikacja, stanowiąca kontynuację badań autorami nad powojenną społecznością polską na wychodźtwie w Londynie. Sam Paweł Chojnacki ma zresztą związki z brytyjską stolicą, jest bowiem doktorem filozofii w zakresie historii społecznej na University College of London (jego Alma Mater jest z kolei Uniwersytet Jagielloński. Chojnacki jest pracownikiem Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Krakowie, współpracuje też z Instytutem Historii PAN.
Praca w założeniu stanowi monografię Gminy Polskiej – Londyn Południe, jednak w praktyce jest zakres tematyczny jest dużo szerszy. Co prawda autor zarzeka się, że książki żadną miarą nie należy traktować jako całościowego obrazu życia polskiego w południowym Londynie, ale moim zdaniem jak najbardziej ona nim jest, co więcej zgromadzony i zsyntetyzowany przez Pawła Chojnackiego podnieca do ogólniejszych refleksji nad powojenną emigracją.
Należy zaznaczyć, że omawiana pozycja nie jest rekreacyjną lekturą „do poduszki”, a rzetelną i spełniającą wszelkie wymogi warsztatowe pracą naukową. Moim zdaniem czytelniczy „próg wejścia” ustanowiony jest dość wysoko. Wydaje się, że aby w pełni docenić walory publikacji, wskazana jest uprzednia elementarna chociaż wiedza o Polskim Londynie. Znajomość np. topografii stolicy Zjednoczonego Królestwa nie jest wymagana, natomiast może okazać się dość pomocna. Książka stanowi lekturę miejscami niełatwą, natomiast nie oznacza to że mało interesującą. Życie polskich imigrantów i ich sprawy okazują się wręcz być materią niezwykle wciągającą.
Praca oparta została na bardzo bogatej bazie źródłowej, na którą składają się materiały archiwalne, korespondencja, relacje, wspomnienia, materiały prasowe, publicystyka czy nawet dzieła literackie. Nietrudno dostrzec, że autor dokonał bardzo rzetelnej i wnikliwej krytyki tych źródeł. Świadczy o tym chociażby to, że niejednokrotnie przywołując kogoś oznaczonego w danym źródle inicjałem imienia, zastanawia się czy może być to osoba występująca w innym źródle. Chojnacki zdaje sobie sprawę z różnych motywacji i uwarunkowań przytaczanych autorów. Zaznacza chociażby, że broszura Stanisława Cata-Mackiewicza poświęcona aferze Bergu była nie tylko tendencyjna, ale też niejawnie subsydiowana przez ambasadę PRL. Podobnie wspomina, że – skądinąd często przytaczana – publicystyka Juliusza Mieroszewskiego cechowała się dużą niechęcią do oficjalnych ośrodków politycznych Polskiego Londynu.
Na szczególną uwagę i osobne wspomnienie zasługuje bogaty (głównie czarno-biały) materiał fotograficzny zawarty w książce, przedstawiający londyńskich Polaków podczas różnych przejawów życia społecznego (zabawy taneczne), codziennego i rodzinnego czy rozmaitych „rytuałów przejścia” (np. śluby). Zgromadzone zdjęcia są niezwykle interesujące pod kątem historycznym, artystycznym, ale także z czysto ludzkiego punktu widzenia, naprawdę chciałoby się dowiedzieć więcej o historii i losach ludzi z tych fotografii. Choć jak już pewnie nietrudno się domyślić moja ocena omawianej publikacji jest pozytywna, to jednak niezależnie od jej walorów, warto byłoby po książkę sięgnąć nawet tylko po to, by oglądać te zdjęcia. Myślę, że ten materiał fotograficzny, uzupełniony jeszcze, doskonale sprawdziłby się jako osobne wydawnictwo albumowe i publikację taką szczerze doradzam czy to IPN-owi, czy może specjalizującemu się w podobnych publikacjach Instytutowi POLONIKA. Na uwagę zasługują pełne inteligentnego humoru podpisy pod zdjęciami, zapewne autorstwa samego Pawła Chojnackiego.
Swój tok narracji autor rozpoczyna od zwrócenia uwagi na, że emigracja po II wojnie światowej była największą falą emigracji polskiej po Wielkiej Emigracji po powstaniu listopadowym. Podkreśla podobieństwa, w tym zbliżone znaczenie dla kultury polskiej, ale także sygnalizuje różnice pomiędzy obydwoma falami wychodźstwa, dotyczące chociażby struktury ich składu osobowego. Zapoznaje też czytelnika z ogólną charakterystyką Gmin Polskich jako organizacji mających stanowić ramy polskiego życia społecznego oraz postaciami dla nich istotnymi. Zwraca przy tym uwagę na interesującą, acz być może niezamierzoną (przynajmniej świadomie) paralelę z „Gminami” w jakie organizowały się Gromady Ludu Polskiego, radykalnie społecznie nurt emigracji polistopadowej.
Czytelnik poznaje zatem uwarunkowania i przejawy różnych gałęzi życia społecznego w ramach Gmin, szczególnie oczywiście Gminy Południe – wydarzeń kulturalnych, działalności edukacyjnej (szkoły sobotnie miały za zadanie zapoznawać uczniów z wiedzą, jaką zgłębialiby w polskim toku kształcenia) zabaw towarzyskich (duża rola bali maturalnych) czy też sportowym (oprócz piłki nożnej grano także w rugby, a na niwie futbolu współpracować miano nawet z „jednym z trenerów sławnej Chelsea”).
Dla mnie znacznie ciekawsze od tych szczegółowo i rzetelnie udokumentowanych i opisanych przejawów życia polskiej społeczności były pewne obserwacje wysnute na ich podstawie. Na przykład co najmniej dwukrotnie zwraca Paweł Chojnacki uwagę, że model wychowawczy w Gminach Polskich zasadniczo oparty był o wzorzec „Polaka-katolika”. Mimo swoistej wielokulturowości armii gen. Andersa (samego przecież przez znaczną część życia ewangelika) i mimo obecności w Londynie polskich ewangelików, prawosławnych czy muzułmanów, ich istnienie było z perspektywy Gmin praktycznie niezauważalne, być może po prostu było ich za mało. Pewne ślady tej wielokulturowości i wielowyznaniowości widać we wspomnianym materiale fotograficznym. Na zdjęciach widzimy np. piękną ukraińską parę przygrywającą na jakiejś imprezie czy też moment udzielania ślubu w polskiej parafii prawosławnej.
Najciekawszy w książce jest chyba wyłaniający się z uważnej jej lektury obraz ewolucji społecznej, w jakiejś mierze także światopoglądowej, polskiej społeczności. Początki tuż po wojnie były bardzo ciężkie, również pod względem materialnym. Duże problemy były też z łączeniem rodzin. Warto zauważyć, że sensu obecności w ich kraju tak dużej liczny Polaków nie widzieli w większości sami Brytyjczycy – uważając, że skoro Polska została wyswobodzona od Niemców, to dziwne jest, że Polacy do niej nie wracają. Należy też jednak zaznaczyć, że obrazie „perfidnego Albionu”, który plecami odwrócić się od wczorajszych sojuszników walczących w jego obronie, jest może ziarno prawdy, ale jednak w dużej mierze podsycany on był przez PRL-owską, a obecnie różnej proweniencji antyzachodnią propagandę. W istocie w latach 50 rząd Macmillana wprowadził zapomogi dla byłych żołnierzy polskich, zaś polscy generałowie mogli liczyć na nieoprocentowane, rozłożone na wiele lat pożyczki. O tym, że były to środki niewystarczające, a może też uznaniowe, świadczyć może to, że pożyczki takiej nie otrzymał gen. Sosabowski, który po niepowodzeniu podjętych inwestycji parać się musiał ciężką pracą fizyczną – zatem w jego wypadku pewne rozgoryczenie postawą aliantów ma uzasadnienia. Resentyment taki miał jednak także źródła występujące na samej emigracji.
Wspominany już Juliusz Mieroszewski, piszący wszak do paryskiej „Kultury” jako Londyńczyk, zwracał uwagę na faktyczną nieznajomość Brytyjczyków przez Polaków – bo Anglicy na froncie czy podczas wojny myślą i żyją jednak inaczej niż Anglicy w Anglii podczas pokoju, a także na pewien polski kompleks niższości, który zdaniem Mieroszewskiego przejawia się z jednej strony aroganckim szowinizmem, albo wręcz przeciwnie irracjonalną niechęcią do własnej kultury i chęcią przyjmowania wzorców angielskich.
Z czasem jednak społeczność polska w Wielkiej Brytanii zaczęła się bogacić. Występują w nim przedstawiciele dwóch klas społecznych – niższej klasy średniej, która chce stać się po prostu klasą średnią i klasy robotniczej, aspirującej do niższej klasy średniej. Polacy angażują się w główny nurt życia brytyjskiego i co więcej odnajdują się w nim. Na pierwszy rzut oka jest to zjawisko o wyłącznie pozytywnych skutkach. Reprezentujący postawę radykalnie antykomunistyczną Józef Mackiewicz (chyba skądinąd lubiany przez autora, skoro cytaty z niego lub jego żony Barbary Toporskiej dominują jako motta rozdziałów) ubolewał nad tym, że materialne sukcesy usypiają polityczną świadomość Polaków. Chojnacki chyba trafnie snuje paralele miedzy tym zjawiskiem a dokonującą się w zbliżonym czasie w kraju „małą stabilizacją”.
Sytuację jeszcze bardziej komplikowało pojawienie się pokolenia wychowanego już na obczyźnie. Pojawiał się, chyba zwyczajny w takich okolicznościach (autor snuje bardzo interesujące paralele z masową emigracją polską na Wyspy Brytyjskie w ostatnich dwóch dekadach, gdzie pojawiły się podobne problemy) problem odpowiedniego balansu pomiędzy zachowaniem łączności z kulturą ojczystą czy wręcz ze świadomością polską, a partycypowaniem w życiu kraju w którym się na co dzień funkcjonuje. Dzieci emigrantów były bardzo pragmatyczne – być może pamiętające jak ich rodzice, nierzadko ludzie z dyplomami musieli podejmować się prac poniżej kwalifikacji i ambicji i chcąc uniknąć podobnego losu. Dominowało kształcenie się na kierunkach technicznych. Mało kto garnął się za to do prawa, historii, literatury. Zanikała emigracyjna humanistyka – młodzi ludzie, którzy w normalnych warunkach w Polsce zasililiby warstwę inteligencką, na Wyspach (czy, jak wtedy ściślej pisano „na Wyspie” stawali się „drobnomieszczaństwem”)
Paweł Chojnacki nie rozpatruje życia na emigracji osobno od życia polskiego tylko jako jego integralną część. Przytoczona przez niego liczebność Polskiego Londynu, przewyższająca przedwojenną, a czasem nawet powojenną ludność niejednego z ważnych polskich miast daje do myślenia i każe przyznać autorowi rację. Dodatkowo, jak zostaje kilkakrotnie podkreślone, wychodźstwo był to jedyny segment społeczeństwa polskiego, który nie żył w państwie komunistycznym, nie został poddany zmasowanej propagandzie i nie nabrał określonych nawyków społecznych. Dlatego nie dziwi kiedy za symboliczną datę zmierzchu polskiej inteligencji, niejako w związku z opisanymi powyżej procesami, przyjmuje rok 1981, w którym zamknięto „Wiadomości”, kontynuacją „Wiadomości Literackich” Mieczysława Grydzewskiego. Prawdopodobnie też nad Tamizą miał miejsce ostatni istotny dla kultury polskiej pojedynek, choć sądząc z relacji Wacława Alberta Zbyszewskiego, ludzie gadający w kółko o obronie honoru i kodeksie Boziewicza, jak Bogusław Miedziński, traktowani byli jako relikt dawnych czasów, jakby żywcem wyjęci z XIX w.
Można nieco żartobliwie powiedzieć, że opisanym wyżej przemianom w „bazie” towarzyszyły przemiany w „nadbudowie”. Nie tylko niedoszła inteligencja aspirowała raczej do bycia burżuazją, ale też zanikały, częste początkowo, postawy lewicowe na emigracji, pojawił się też, zasadniczo obcy polskiej inteligencji przed wojną klerykalizm. Na to ostatnie wpływ mógł mieć też fakt, że najżyczliwszą społeczności polskiej grupą społeczeństwa kraju pobytu byli brytyjscy katolicy. O znaczeniu społeczności polskiej świadczyć może fakt, że utrzymywali z nią kontakt i pojawiali się na polskich imprezach brytyjscy politycy – np. poseł David Ennals (później minister w gabinecie Callaghana, a jako członek Izby Lordów zaangażowany w sprawy Wolnego Tybetu) czy doskonale orientujący się w sprawach polskich i znający dobrze naszą historię Irlandczyk z pochodzenia Lionel Denny – tu określony jako burmistrz Londynu, dodajmy dla ścisłości, że chodzi o Lorda Mayora o raczej ceremonialnym znaczeniu i głównie wspierającego biznes.
Książka stanowi niejako ukoronowanie dotychczasowych badań autora na omawiany temat. Pozostaje tylko życzyć Pawłowi Chojnackiemu dalszych sukcesów badawczych i wydawniczych – o ile nie uznaje tematu za wyeksploatowany (albo znalezienia równie pociągającego tematu badawczego. Omawiana pozycja jest lekturą obowiązkową dla każdego zainteresowana emigracją polską w Wielkiej Brytanii po II wojnie światowej, poruszając zagadnienie tego jej wycinka, jakim była działalność Gmin Polskich. Oczywiście temat emigracji ma jeszcze wiele niedostatecznie zbadanych kart. Sam autor wskazuje wspomnianą już sprawę Bergu, której dostateczne zbadanie wymaga zapoznania się także z archiwami zagranicznymi czy też na fakt, że porządnej monografii nie doczekał się jeszcze Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny. Ja sam chętnie poczytałbym np. o wychodźczym życiu mniejszościowych polskich Kościołów i związków wyznaniowych czy kontynuowaniu na emigracji tradycji polskich korporacji akademickich. Miejmy nadzieję, że Paweł Chojnacki zainspiruje innych historyków do badań nad dziejami emigracji polskiej.
W oczekiwaniu na to pozostaje nam spacer po Londynie z omawianą książką w ręku. Sam autor pisze, że można jej użyć też w charakterze bedekera, odwiedzając opisywane miejsca…