Pandurang Khankhoje i indyjscy bojownicy
Ten tekst jest fragmentem książki Patricka Deville’a „Sansara”.
Widziałem go — Panduranga Khankhoje — na pokładzie statku, ale pod zmienionym nazwiskiem. Obywatela Persji, który wraca do siebie, do Teheranu. Są pierwsze dni września 1914 roku, załoga zwija cumy. Khankhoje obserwuje statuę Bartholdiego, zostającą daleko za rufą. Pandurang chce, aby to Indie mogły wreszcie wznieść sztandar Wolności. Ma już za sobą przeprawę przez Ocean Indyjski i Pacyfik, teraz wypływa na Ocean Atlantycki.
Szlaki morskie nie są bezpieczne. Tamtego lata flota niemiecka wszędzie na świecie atakuje porty Ententy. Pod koniec lipca Eskadra Wschodnioazjatycka wiceadmirała Maximiliana von Spee opuszcza bazę niemiecką w Qingdao w Chinach. Przemierza Pacyfik, na Tahiti zbombarduje niebawem francuski port w Papeete, od eskadry odłącza się krążownik „Emden”, podejmuje samodzielne działania rajderskie na Oceanie Indyjskim, sieje zniszczenie, posyła na dno kilka statków handlowych w Zatoce Bengalskiej, 22 września ostrzeliwuje Pondichéry, niszczy zbiorniki z ropą. Ale efekt wydaje się odwrotny do zamierzonego, gdyż obawa przed drożyzną wzmaga jedynie niechęć ludności wobec agresora. Anglicy wysyłają do Europy pierwszą jednostkę żołnierzy indyjskich, niektóre księstwa robią to samo, na przykład maharadża Patijali, Bhupinder Singh, który na własny koszt posyła w bój do Francji swoje wojska. Na cześć jednych i drugich nad Sommą stanie później pomnik z napisem „1914 — INDIA — 1918”.
Czy Pandurang Khankhoje wie wówczas, jak rozwija się sytuacja? Trzech ghadarystów na pokładzie statku obawia się, czy fałszywe dokumenty wystarczą, by przechytrzyć Anglików pod czas postoju w Gibraltarze. I wreszcie Morze Śródziemne. Tu mijają się ze swoimi rodakami, którzy pod koniec września 1914 roku docierają do Marsylii i ruszają do walki z Niemcami. Ghadaryści nie są tego świadomi, schodzą na ląd w Pireusie. Konsul Persji w Atenach załatwia im przepustki. Ponownie wsiadają na statek, zachwycają się Morzem Egejskim. W Izmirze, czyli ówczesnej Smyrnie, trafiają na krótko do więzienia. Turcy chcą sprawdzić ich dokumenty. A potem jeden z nich, zgodnie z rozkazem, rusza do Egiptu, skąd przez Kanał Sueski ma przedostać się do Indii. Dwóch pozostałych jedzie do Istambułu, ówczesnego Konstantynopola.
Słabo przygotowani Turcy nie wiedzą, kogo poprzeć. Jednym z celów wojny jest dla państw Ententy doprowadzenie do rozpadu imperium osmańskiego. Niemcy naciskają na Turków, oddają do ich dyspozycji dwa krążowniki wraz z załogą i tym samym wciągają ich w konflikt. Cele niemieckiego projektu bliskowschodniego są trzy: nakłonić emira Afganistanu do powstania przeciwko Anglikom i udzielić mu wsparcia, siać odpowiednią propagandę wśród Indusów walczących w szeregach armii brytyjskiej w Mezopotamii i nad Kanałem Sueskim, wreszcie — dostarczyć broń i amunicję rebeliantom w Indiach.
W Konstantynopolu Pandurang Khankhoje zostaje przyjęty przez Envera Paszę, wówczas ministra wojny. I przede wszystkim spotyka się z legendarnym Wilhelmem Wassmussem. Ten ostatni był kiedyś konsulem w Buszehrze nad Zatoką Perską. Potem zamieszkał na pustyni wśród Beduinów, nauczył się kilku ich języków, nosi strój nomady. Znienawidzony przez Anglików strateg, „Wassmuss of Persia”, nieuchwytny sobowtór angielskiego „Lawrence’a z Arabii”, sam obmyślił plan, który spodobał się Kaiserowi. Sułtan, skądinąd zwolennik pan islamizmu, ogłasza świętą wojnę przeciwko Anglikom, mimo że Niemcy to przecież tacy sami niewierni. Wassmuss wyrusza do Syrii ze skrzyniami pełnymi złota od Kaisera. W ramach pierwszej misji organizuje akcje sabotażowe, których celem są brytyjskie instalacje naftowe.
Pandurang Khankhoje dołącza do grupy indyjskich bojowników, którzy z przygodami dotarli do Konstantynopola. Plan przekazany przywódcom Ghadar Movement przez ambasadę niemiecką w Stanach Zjednoczonych zakładał wysłanie broni i nowych ochotników do portu w Basrze, skąd mieliby dostać się do Indii przez Beludżystan i dołączyć do rebeliantów w Pendżabie. Ghadaryści przebywający na terenie Niemiec mieli zaś udać się do obozów jenieckich, aby rekrutować przetrzymywanych tam żołnierzy indyjskich. Z myślą o powstaniu przeciwko Anglikom w Dublinie odwiedzał te same obozy Roger Casement, szukając ochotników wśród jeńców irlandzkich.
Grupa Panduranga Khankhoje jedzie pociągiem do İskenderunu, stamtąd bojownicy zostają przerzuceni do Aleppo, gdzie Wassmuss oświadcza im, że nie ma zamiaru traktować ich jak regularne wojsko. Dołączą jako cywile do sformowanych już wcześniej lokalnych grup wsparcia. Pandurang Khankhoje nazywa się teraz Mohamed Khan i ma udawać muzułmanina. Turcy i Niemcy organizują konwój, obładowane muły i konie wyruszają z Aleppo nad brzegi Eufratu. Na skalistej pustyni, w ciepłym wietrze, grupa omija główne szlaki, trzyma się z dala od angielskich szpiegów próbujących podburzać plemiona arabskie. W styczniu 1915 roku, gdy Mohandas Gandhi, który właśnie wrócił do Indii, udaje się do Kalkuty, a stamtąd do Śantiniketanu, gdzie Rabindranath Tagore pomaga mu rozeznać się w sytuacji, Pandurang Khankhoje jest już w Bagdadzie. Drukowane w wielu językach ulotki wzywają żołnierzy indyjskich, aby zabijali brytyjskich oficerów, tak jak to zrobił bohaterski Mangal Pandey w 1857 roku w Barakpurze, w Bengalu, na początku powstania sipajów.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Patricka Deville’a „Sansara” bezpośrednio pod tym linkiem!
Grupa ghadarystów rozdziela się. Część rusza na północ, do Persji i Teheranu, a potem do Afganistanu. Pozostali, wraz z Wilhelmem Wassmussem i Pandurangiem Khankhoje, płyną na południe rzeką Tygrys do odległego o sto pięćdziesiąt kilometrów Kut al-Amara, a potem kierują się nad Zatokę Perską. Nim podejmą próbę wyparcia Anglików z Buszahru, postanawiają za trzymać się w Persji, okrężną drogą, przez góry, docierają do Isfahanu, a potem do Szirazu. Ghadaryści podróżują osobno, udają kupców, przesiadają się z koni na wielbłądy, w karawanseraju rozdają wieczorami ulotki, chodzą do meczetu, uczą się muzułmańskich modlitw. Ze złotem Kaisera w sakwach, znając dobrze tutejsze plemiona, Wassmuss podburza mieszkańców Chuzestanu do ataku na Anglików w Buszahrze. Ghadaryści są tu odcięci od świata, nie mają kontaktu z Niemcami ani żadnych nowych wieści o statku japońskim ze wsparciem i ochotnikami, którzy podobno mieli do nich dołączyć. Tylko Anglicy i ich służby wywiadowcze posiadają jakąś wiedzę o ogólnej sytuacji Ghadar Movement, o grupkach działających niezależnie od siebie w Stanach Zjednoczonych, Chinach, w Japonii i Persji, w Niemczech i w Indiach, o garstkach bojowników, które nigdy nie połączą sił.
Po powrocie do Indii w styczniu 1915 roku Mohandas Gandhi, nieobecny tutaj od ponad dwudziestu lat, postanawia odbyć po dróż po całym kraju. Nie zakłada już przyciasnego surduta, owija się khadi, nosi okrągłe okulary, tworzy wizerunek, który pozostawi na kartach Historii i na banknotach. Kolejne lata to pisma po lityczne, marsze, coraz to nowe gazety, głodówki, manifestacje i represje. Gandhi, który twierdzi, że do niepodległości dojść można bez stosowania przemocy, zyskuje coraz większą sławę, podczas gdy Pandurang Khankhoje, nieobecny w kraju już od prawie dziewięciu lat, jest postacią nikomu nieznaną.
Winston Churchill służył kiedyś w Indiach, a teraz dowodzi flotą brytyjską. Będzie zażartym wrogiem Gandhiego, którego nazywa „buntowniczym fakirem”. Churchill żyje marzeniem o Imperium herosów takich jak Nelson spod Trafalgaru, Wellington spod Waterloo, Gordon spod Chartumu i wkrótce Lawrence spod Akaby, o Imperium niezwyciężonym, niosącym Kiplingowskie „brzemię białego człowieka”. Dopiero po zakończeniu kolejnej z wojen światowych, kiedy Churchill straci na kilka lat fotel premiera, Anglicy skorzystają z okazji i wykonają ruch, na który były szef rządu nigdy by się nie zgodził: w 1947 roku rzucą ręcznik na ring i uznają niepodległość Indii. Gandhi natomiast, w przeciwieństwie do Panduranga Khankhoje, darzył swych wrogów szacunkiem, zwłaszcza po tym, jak odkrył, że „każdy poddany Imperium może wedle własnego mniemania rozwijać swój potencjał, umacniać energię i kształtować poczucie honoru”. Skrajnym nacjonalistom nie podobało się, że zawsze chciał negocjować z Anglikami, zamiast stanowczo się im sprzeciwić.
[…]
W kwietniu 1915 roku, trzy miesiące po powrocie Gandhiego do Indii, jakieś dwadzieścia kilometrów na południowy wschód od Verdun toczy się bitwa o wzgórze pod Les Éparges. W ciągu niespełna trzech miesięcy ciągłych prób jego zdobycia po obu stronach zginęło niemal dziesięć tysięcy mężczyzn. Kiedy wspinałem się na to wzgórze, całe było pokryte lejami po pociskach artyleryjskich. Wśród tych, którzy wyszli z tej bitwy cało, byli między innymi: po stronie niemieckiej Ernst Jünger, po francuskiej — Maurice Genevoix oraz młody gimnastyk, mój dziadek, będący wówczas w tym samym wieku co Pandurang Khankhoje, którego zjawę śledziłem. Miesiąc później, w maju 1915 roku, na obrazie z wy imaginowanego satelity krążącego wokół planety można było ujrzeć gimnastyka w mundurze i jego ludzi schwytanych przez Niemców na Tranchée de Colonne i jednocześnie Panduranga Khankhoje i jego towarzyszy szukających kryjówki w okolicach Borazdżanu w Persji.
W tym samym czasie, w maju 1915 roku, satelita mógłby również zarejestrować pierwsze pogromy Ormian w Konstantynopolu, o których Indusi nic nie wiedzą. Podburzają miejscową ludność do powstania przeciwko Anglikom i do ataku na port naftowy w Buszahrze. Czego się nie robi, by osiągnąć cel. Oto hinduski bramin namawia muzułmanów, aby stanęli do walki z niewiernymi: „Mieliśmy przy sobie ulotki z proklamacją sułtana Turcji wzywającą do dżihadu oraz ulotki z deklaracją niepodległości Indii wydaną przez rząd tymczasowy ghadarystów w Afganistanie”.
Podobnie jak większość jego rodaków, Pandurang Khankhoje szybko uczy się języków i przyzna później, że opanował ich osiem. Podobnie jak Wilhelm Wassmuss, czuje się zatem wśród tutejszych plemion jak ryba w wodzie. Dołączy później do bojowników z plemienia Kaszkajów. „Byłem teraz nomadą, jednym z nich, przenosiłem się z miejsca na miejsce, nosiłem ich strój, jadłem to, co oni, i przyjąłem większość ich zwyczajów. Była to idealna przykrywka dla moich rewolucyjnych działań”. Ze względów strategicznych musiał więc od czasu do czasu spożywać mięso.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Patricka Deville’a „Sansara” bezpośrednio pod tym linkiem!
Wydaje się, że po półtora roku wojny sytuacja ghadarystów operujących na terytorium Persji nie jest zła. Udaje im się do prowadzić do oblężenia Buszahru, w zamachu ginie konsul brytyjski w Szirazie. W grudniu dowiadują się od Wilhelma Wassmussa, że Niemcy, Turcja i Austro-Węgry uznały tymczasowy indyjski rząd utworzony w Kabulu przez jedną z grup ghadarystów. Grupa Panduranga przenosi się na południe, prowadzi działania partyzanckie w okolicach Kermanu, toczy potyczki pod Bamem, jest coraz bliżej granicy z Indiami. Od momentu spotkania z Erichem Zugmayerem Pandurang Khankhoje nie czuje się już tak samotny.
Erich Zugmayer, zoolog austriacki, autor licznych opracowań na temat rozmaitych gatunków ryb, gadów i płazów, z których kilka — jak choćby małą ropuchę Bufotes zugmayeri — nazwa no na jego cześć, na początku wojny przebywał z misją naukową w Beludżystanie, a kiedy nie mógł już prowadzić swoich ba dań, został w Kermanie konsulem Niemiec. Z rozmów, jakie obaj toczyli, narodziła się przyjaźń pomiędzy indyjskim agronomem zafascynowanym pierwszymi dokonaniami genetyki a nieco zagubionym naukowcem, który miał wreszcie okazję opowiedzieć komuś o swoich badaniach w Laponii, Tybecie i Kaszmirze. Niewykluczone, że Pandurang Khankhoje zaczął żałować niedokończonych studiów i laboratorium w Kalifornii, ogarnęły go rozterki i miał poczucie, że wojna zmusiła go do ustępstw i kompromisów. Tymczasem wieści, które do niego docierały, mimo wszystko podnosiły go na duchu, ponieważ wyglądało na to, że plan ghadarystów się powiedzie. W grudniu 1915 roku wojska tureckie otoczyły Anglików pod Kut al-Amara, oblegały miasto przez kilka miesięcy, odcinając dostawy żywności do garnizonu.
[…]
W kwietniu 1919 roku zwycięskie Indie Brytyjskie dokonują masakry w mieście Amrytsar. Podczas sikhijskiego święta wajsakhi generał brygady Reginald Dyer każe strzelać do tłu mu dwudziestu pięciu tysięcy demonstrantów, którzy nie mają gdzie uciec. W parku Dźalijanwala giną setki ludzi, w tym kobiety i dzieci. Tagore wysyła list do wicekróla i składa symboliczny protest, rezygnując z tytułu szlacheckiego. Mimo tych okrucieństw ze strony Brytyjczyków Gandhi kontynuuje walkę o niepodległość bez stosowania przemocy. We wrześniu 1920 roku, podczas obrad Indyjskiego Kongresu Narodowego, wzywa ludność do bojkotu towarów brytyjskich. Z jego inicjatywy w statucie Kongresu pojawia się hasło swaradź, czyli autonomia.
Traumy przechodzą z pokolenia na pokolenie. W 2021 roku, w pierwszy dzień chrześcijańskich świąt Bożego Narodzenia, kiedy szykowałem się do powrotu do Indii, młody Anglik pochodzenia sikhijskiego, który prawdopodobnie nigdy nie był w Pendżabie, ojczyźnie przodków, usiłował wtargnąć na teren zamku w Windsorze. Miał przy sobie kuszę i chciał zabić królową Elżbietę II, mszcząc się w ten sposób za masakrę w Amrytsarze, dokonaną w czasach rządów dziadka Elżbiety, króla Jerzego V.
Jak mówiła mi maharini Trawankoru — „Without yesterday no tommorow”.
Pandurang Khankhoje ponosi klęskę, a jego marzenia leżą w gruzach. Ukrywa się w obozie Bachtiarów niedaleko Isfahanu. Nie może wrócić ani do Indii, gdzie grozi mu kara śmierci, ani do Stanów Zjednoczonych, gdzie czeka na niego więzienie. Mógłby do końca życia mieszkać wśród koczowników, którzy uznali go za swojego, wykorzystać wiedzę o agronomii i uprawiać ogródek warzywny. Wieści o obcokrajowcu docierają do sułtana Amira Ashayera. Sułtan wzywa do siebie wykształconego poliglotę, mianuje go swoim osobistym sekretarzem, a wkrótce prosi, by towarzyszył mu w podróży do Europy.
Te zdania mogłyby wyjść spod pióra Panduranga Khankho je przebywającego w Isfahanie, ale napisał je kilka lat później Malraux w swojej L’Expédition d’Ispahan: „Pamiętam głód, pragnienie i dźwięk dzwonka karawany jucznych wielbłądów, z którą podążałem na Północ przy śpiewie żab. Opiekowali się mną poganiacze w turbanach. Przybyłem na miejsce oszołomiony, ogłupiały, pod strażą dzieci obwieszonych amuletami. Przyjął mnie książę; wszyscy mówili tylko o naszej klęsce”.
Pandurang Khankhoje pojawia się ponownie na scenie, jak zwykle pod pseudonimem. Jest teraz profesorem i nazywa się Hadżi Agha Khan Bakhtiari. Pod tym nazwiskiem, wraz ze świtą sułtana, wypływa z portu nad Zatoką Perską, przemierza cieśninę Ormuz, przez Morze Arabskie dociera do Bombaju. Podczas kilkudniowego postoju nie wychodzi z hotelu, ze względów bezpieczeństwa udaje, że nie rozumie, co mówią hotelowi służący. W otoczeniu Amira Ashayera jest jedynym niskim mężczyzną o śniadej skórze. Przez okno ogląda niebo nad Indiami. To koniec jego pierwszej podróży dokoła świata, east bound. Czas na kolejną, więc bagaże czekają już na nabrzeżu. Pandurang Khankhoje raz jeszcze widzi port w Bombaju, który opuszczał trzynaście lat temu, w 1906 roku, na pokładzie „Yarry”. Tym razem wyrusza w kierunku zachodnim, przez Kanał Sueski na Morze Śródziemne. Ma trzydzieści trzy lata.