Ostatnie dni polskiego Lwowa
Zobacz też: 1 września 1939 roku i kampania wrześniowa - jak Niemcy zaatakowały Polskę?
Dzień 1 września 1939 roku wielu lwowiaków było przekonanych, że nadlatujące nad miasto samoloty to fragment kolejnych ćwiczeń w napiętej do granic sytuacji. Wielu chłopców z konieczności skróciło swe wakacyjne pobyty na Bukowinie, w Jaremczu, Truskawcu, bowiem w sierpniu dostali pilne karty powołania do wojska.
Ale tu, w mieście, 1 września zadzierano głowy do góry i niemal ze zdziwieniem obserwowano odrywające się od lecących samolotów przedmioty. Za moment miastem wstrząsnęły huki eksplozji i ponure odgłosy walących się domów. Głównie na przedmieściach. Niemcy po „spacerze” przez Polskę, zakładając łatwe zdobycie miasta, nie chcieli naruszać infrastruktury miejskiej. Poza tym operacyjni dowódcy niemieccy, nawet ci najwyższego stopnia, nie znali linii granicznych dla okupacji własnej i sowieckiej, choć jak się miało okazać w kilku przypadkach, ogólne ustalenia paktu Ribbentrop-Mołotow były im znane.
Hitlerowskie rachuby okazały się mylne, bo jak wiadomo, w pierwszym okresie wojny, która stać się miała wkrótce konfliktem światowym, jedynie polska armia stanowczo przeciwstawiła się najeźdźcy. Tym, którzy postponują wysiłek i bohaterstwo polskich żołnierzy, wymyślając hasła „z szablą na czołgi” przypomnimy, że tzw. inwazja na Wyspy Brytyjskie nigdy nie nastąpiła, a tamtejsze walki toczyły się jedynie w powietrzu. Po błyskawicznym pokonaniu Francji w 1940 roku Hitler zatrzymał operację, pozwalając na ewakuację niepokonanych sił w Dunkierce. By pokonać Niemcy sześć lat później, potrzebna była koalicja wielu państw, i żołnierzy kilkudziesięciu narodowości.
Polacy zadali agresorom ogromne straty, co odsunęło plany inwazji hitlerowskich o wiele miesięcy. Dowodzenie naczelne to zupełnie inna bajka.
Polska została zaatakowana ze wszystkich stron, a zupełnie pomija się fakt wkroczenia od południa – ze Słowacji, Legionu Ukraińskiego, towarzyszącego oddziałom SS, który rozpoczął „walkę” od pacyfikacji wiosek na Nowosądecczyźnie.
No, ale wracamy do tragicznego nalotu, w którym ucierpiały najbardziej domy na Gródeckiej, Łyczakowskiej i zabudowania najbliższe Dworca Głównego. Zbombardowano również Wytwórnię Baczewskiego na Zniesieniu. Największa wytwórnia wódek w Europie przestała istnieć. Łącznie zginęło 67 osób.
Do działań osłonowych w okręgu lwowskim przeznaczona była 10. Samodzielna Grupa Zmotoryzowana płk. Stanisława Maczka. Nie mogła ona zapobiec wszystkim atakom. Gdy zatrzymano niemieckie natarcie od strony Żółkwi, do Lwowa, od południowego zachodu, zbliżyły się siły kawalerii pancernej SS, strzelcy górscy i wspomniany Legion Ukraiński.
12 września zamknął się pierścień wokół Lwowa.
Przeczytaj:
Rozkaz feldmarszałka Gerda von Runstedta, wygłoszony do sztabowców, brzmiał: (…) wziąć prastare niemieckie miasto Lemberg z marszu. I tu się srogo zawiódł, albowiem dowódca VI Okręgu Korpusu Lwowskiego, gen. Władysław Langner, 10 września utworzył na linii rzeczki Wereszycy i linii kolejowej Żółkiew-Rawa Ruska, w kierunku Dniestru, pierwszą linię obrony. Wykopano głębokie doły przeciwczołgowe i zaminowano okolice torów kolejowych.
W samym Lwowie, z powodu niemożliwości przyjęcia do wojska tłumów ochotników, utworzono parawojskową Straż Bezpieczeństwa. Przydała się bardzo przy intensywnie działającej V kolumnie żydowskiej i ukraińskiej. Gen. Langner wyprzedził decyzję Naczelnego Wodza, który organizację i dowództwo wyżej wymienionej linii obrony, postanowił powierzyć dowódcy frontu Południowego – gen. Kazimierzowi Sosnkowskiemu. Był to rozkaz spóźniony, bo wróg przeszedł już przez tę linię.
14 września Niemcy zbombardowali elektrownię na Persenkówce. Tym razem urządzenia przesyłowe zdołano naprawić. Niestety, następnego dnia zbombardowane zostały wodociągi. Skutecznie. Warunki bytowe w mieście uległy zasadniczemu pogorszeniu.
Rozgorzały ciężkie walki na przedmieściach Lwowa, w Hołosku Wielkim. Do dziś znajduje się tam zbiorowa mogiła poległych w tych dniach polskich żołnierzy. Za czasów sowieckich urządzono tam wysypisko odpadów budowlanych. Krzyż ustawiono ponownie w 1990 roku.
Na Kortumowej Górze zainstalowali się niemieccy strzelcy alpejscy i snajperzy. Ponad 65 polskich kontrataków zostało niestety odpartych.
17 września dotarły do Lwowa wieści o wkroczeniu sowietów, a kolejne potwierdziły marsz bolszewików na Lwów. Ugasiło to optymizm, który zapanował po wyparciu Niemców z Zamarstynowa.
18 września zjawił się u Langnera wysoki oficer SS. Parlamentariusz. Zaproponował poddanie Lwowa Niemcom. I, co charakterystyczne, podkreślił, że wówczas miasto pozostanie w Europie, a nie w Azji, co może wkrótce nastąpić. Potwierdza to, wcześniej podaną przez nas informację, że oficerowie niemieccy nie znali ustaleń granicznych wiadomego paktu.
19 września zjawiły się na trakcie winnickim i Piaskach forpoczty wojsk sowieckich, dowodzonych przez kombryga Siemiona Tymoszenkę.
Sytuacja w mieście była koszmarna. Nie działały wodociągi, po kolejnych bombardowaniach linii przesyłowych nie było prądu. Ustały co prawda naloty, bo Niemcy zwijali posterunki i przekazywali je Rosjanom, ale ranni umierali bez możliwości przeprowadzenia operacji.
18 września. Na wieść o zbliżaniu się sowietów dyrektor Ossolineum dr Ludwik Bernacki doznał zapaści serca. Pierwsza wojenna wielka strata dla kultury i nauki, nie tylko Lwowa. Grób ostatniego dyrektora macierzystego Ossolineum na Cmentarzu Łyczakowskim został w czasach sowieckich unicestwiony. Bez ekshumacji.
Powyższy tekst jest fragmentem książki „Lwów. Dzieje miasta”:
Amunicji było jeszcze na dwa tygodnie walki. Początkowo powstał pomysł przebijania się wojska do granicy węgierskiej. Ale przecież to ponad 100 km drogi przez tereny zajęte przez agresorów.
W nocy, z 19 na 20 września, sowieckie czołgi wdarły się na Łyczakowską. Dwa z nich zostały zniszczone z działek bofors i zablokowały ulicę. Gen. Langner, mający złudzenia co do Rosjan, 21 września zaproponował sztabowi poddanie miasta. Zarządzono głosowanie. Z kilkunastu oficerów tylko płk Jarosław Szafran zgłosił votum separatum. Reszta zgodziła się z generałem.
Tego samego dnia Langner spotkał się z Nikitą Chruszczowem, politrukiem i faktycznym dowódcą agresorów. We wspomnieniach spisanych na emigracji w Londynie generał zawarł obietnicę Chruszczowa:
(…) zapewnił mnie, bym był spokojny o los oficerów, bo Rosja zawsze dotrzymuje zobowiązań. Oficerowie otrzymają odpowiednie dokumenty i będą wypuszczeni, a i ludność cywilna skorzysta z takich samych praw jak obywatele Rosji Sowieckiej. Odpowiedziałem wówczas – Z Niemcami prowadzimy wojnę – miasto biło się z nimi zwycięsko przez dziesięć dni. Oni to wrogowie całej Słowiańszczyzny. Wy jesteście Słowianie.
Okropna naiwność Drodzy Państwo. Ale przecież i dziś wielu widzi w Rosjanach Słowian. Z drugiej strony, przecież już przed wojną wiadomo było powszechnie o metodach reżymu Stalina i można było spodziewać się takiego losu Polaków, a tym bardziej oficerów. Wkrótce zresztą oficerowie NKWD zaczęli otwarcie mówić do rodzin oficerów (tam, gdzie byli najczęściej zakwaterowywani: (…) przybyliśmy zapłacić za rok dwudziesty.
Przeczytaj:
- Wrzesień 1939 - alternatywna wersja historii
- Raginis kontra Guderian. Obrona odcinka „Wizna” we wrześniu 1939 r.
No, ale wróćmy do kalendarium. 22 września w Winnikach podpisano akt kapitulacji i protokół, którego pełny tekst, w oryginalnym brzmieniu, zamieszczamy poniżej:
PROTOKÓŁ Umowy o przekazaniu miasta Lwowa wojskom Związku Sowieckiego.
22 IX 1939 miasteczko Winniki. Przedstawiciele dowództwa wojsk sowieckich: Kombryg. Kuroczkin, kombryg. Jakowlew, płk Diedow, płk Fotczenkow, komisarz pułkowy Makarow. Przedstawiciele dowództwa wojsk polskich: Dowódca 6. Korpusu gen. Władysław Langner, płk Sztabu Centralnego. Bronisław Rakowski.
Wobec okrążenia wojsk polskich w mieście Lwowie przez oddziały Armii Czerwonej, a z drugiej strony przez oddziały niemieckie, dowódca Korpusu Polskiej Armii gen. Władysław Langner nie widzi praktycznego sensu w przedłużaniu dalszego wyniszczania wojska i narażania cywilnej ludności miasta.
Na podstawie powyższego dowódca Korpusu gen. Władysław Langner zmuszony jest do powzięcia decyzji i porozumienia z dowódcą wojsk Armii Czerwonej w sprawie poddania m. Lwowa i jego garnizonu na następujących warunkach:
1. Polskie Wojska na linii przednich pozycji z miejsca wywieszają białe flagi przed frontem Armii Czerwonej – Zboiska, Winniki, Żubrza. 2. Broń będzie składana w punktach odbioru broni. 3. Polskie wojska odchodzą według odcinków: Odcinek 1. – Zboiska, Zamarstynów, Wielkie Hołosko. Odcinek 2. – Droga na Janów, Rzęsna Polska. Odcinek 3. – Droga Stryjska. Odcinek 4. – Południowo-Zachodnia część miasta. 4. Władze cywilne miasta Lwowa przedstawiają się komendantowi miasta i pozostają na miejscu. 5. Składy środków zaopatrzenia, poczta, telegraf, koszary, stacja kolejowa i państwowe urzędy przekazuje się przedstawicielom wojsk sowieckich. 6. Jeńców szeregowego i młodszego oficerskiego stopnia wyprowadza się oddziałami. Jeńców średniego i wyższego stopnia – wywozi się autami szosą Lwów-Kurowice. 7. Ranni jeńcy, niemogący poruszać się pieszo, pozostają w swoich miejscach wraz z personelem medycznym wojsk polskich. 8. Oficerom wojsk polskich gwarantuje się osobistą wolność i nietykalność ruchomego mienia. Przy przejazdach na terytorium innych państw sprawy będą załatwiane przez władze cywilne, drogą dyplomatyczną. 9. Razem z rozbrojeniem garnizonu podlega rozbrojeniu policja i żandarmeria.
Niżej znajdują się podpisy i data: 22 września 1939 roku.
Wkroczenie sowietów do Lwowa to kolejny, dla swego charakteru w tamtejszych uwarunkowaniach, odrębny temat. Ponownie chcemy zachęcić Państwa do lektur wspomnieniowych książek: Emila Hliba, Barbary Mękarskiej-Kozłowskiej i Witolda Szolgini, świadków tych ponurych wydarzeń. Tytuły znajdą Państwo w bibliografii.
22 września, od rogatek łyczakowskich, wkraczała do Lwowa triumfalnie Azja, w swym zwykłym, acz przerażającym obliczu. Wlewała się do miasta szara, brudna, cuchnąca masa. Witold Szolginia zobaczył w tej wielkiej masie gąsienicę, glistę, gdyż ciasno stłoczone rzędy maszerujących piechurów musiały rzeczywiście sprawiać takie wrażenie. Setki oblepionych błotem, potwornie hałasujących ciężarówek wwoziły resztę tej pożal się Boże armii. Nawet mdłe wyziewy palonego oleju opałowego pojazdów nie zagłuszały odoru masy, niemytych od tygodni, ciał.
Powyższy tekst jest fragmentem książki „Lwów. Dzieje miasta”:
Umundurowania to kolejna porażająca kwestia. Drelichowe koce poprzerabiane na szynele. Na nogach wykoślawione brezentowe buty z wojłokowymi cholewami. Na głowach słynne czubate budionówki, z koślawo przyszytymi, czerwonymi gwiazdami. Lwów zaraz przezwał je dwojako: „cycki” lub „wsze mnogo”. Etymologia tej drugiej nazwy jest nieco skomplikowana. Sowieccy żołnierze bowiem zostali poinstruowani przez politruków, by na każde pytanie, dotyczące warunków życia w Rosji, odpowiadać, że wszystkiego jest pod dostatkiem, z kolei czubki owych czapek były siedliskiem insektów na nie mytych głowach. I tyle… Lwowscy kanalarze oraz pracownicy służb asenizacyjnych wyglądali w pracy znacznie czyściej i schludniej. Pani Mękarska-Kozłowska posłyszała dialog dwóch lwowianek, z których jedna z rozpaczą mówiła:
Jak to się stało, to niemożliwe, żeby oni pobili, pokonali naszych chłopców? Jak to możliwe? A jednak. To, co wydawało się niemożliwe, stało się rzeczywistością na długie dekady.
Moglibyśmy napisać o porażeniu całego Lwowa tą tragedią, gdyby nie liczne grupy żydowskich mieszkańców, którzy z wielką radością, a nawet triumfalnie, witali wkraczających tu sowietów. Z balkonów domów, zamieszkałych przez przedstawicieli licznej bądź co bądź diaspory, zwisały czerwone flagi, wykonane metodą bezczeszczenia polskiej. Na górnym Łyczakowie, ze ściętych w pobliskim parku świerków, wykonano bramę triumfalną.
Nie uogólniając, podkreślmy, że część Żydów (jak wszędzie na Kresach i nie tylko) była represjonowana przez okupantów, ale znaczna część włączyła się w kadry sowieckiego aparatu – bezpieczeństwa przede wszystkim. Jeśli chodzi o młodzież to około 82% członków komsomołu stanowili właśnie Żydzi.
Przeczytaj:
Czas jednak na konkretne przykłady, na ulicach bowiem mnożyły się napady na wszystkich, którzy nosili polskie mundury. Dotyczyło to żołnierzy, policjantów, strażaków, a nawet listonoszy, którzy nieopatrznie wyszli z domów, czy miejsc zakwaterowania. Gdyby ktoś nam chciał imputować antysemityzm, zacytujemy J.T. Grossa z jego książki W 40- tym nas matko na Sybir zesłali. Króciutki fragment:
(…) zdarzało się także, że przedstawiciele ludności żydowskiej szydzili z Polaków, podkreślając tak nagłą odmianę losu, jaka stała się udziałem obydwu społeczności. W stronę ludności polskiej padały często złośliwe uwagi w rodzaju „chcieliście Polski bez Żydów, macie Żydów bez Polski” czy „skończyło się już wasze”.
Na urządzonym 22 września ad hoc przed gmachem Teatru Wielkiego podium, z egzaltowanym przemówieniem powitalnym pod adresem sowieckich dowódców, wystąpił rabin, dr Jecheskiel Lewin. W wystąpieniu towarzyszył mu młodszy rabin Izaak Hanin, ojciec pewnej znanej potem aktorki, która wówczas nosiła imię Rojse, czyli Róża. On z kolei wyraził wdzięczność żydowskiej społeczności za wyczekiwaną likwidację „opresyjnego” państwa polskiego. Informacje te współautor uzyskał od Adama Hanuszkiewicza, świadka wydarzeń.
Nowy czas zapisać się miał od samego początku zbrodniami. Sowieci dali polskim oficerom i żołnierzom na rejestrację i składanie broni 24 godziny od chwili podpisania aktu kapitulacji. Po tym terminie każdy, u którego znaleziono by broń, miał zostać natychmiast rozstrzelany. Miejscem składania broni był dziedziniec Komendy VI Korpusu Okręgu Lwowskiego przy pl. Bernardyńskim.
Wbrew ustaleniom kapitulacyjnym, wszystkich oficerów natychmiast aresztowano. Pozbawionych pasów, kabur itp., osadzano w ciasnych pomieszczeniach. Później byli wyprowadzani grupami ze Lwowa w kierunku Złoczowa. Tam, po dniu morderczej wędrówki, część z nich została zamordowana w więzieniu-obozie na Zamku, reszta zmarła podczas kolejnego marszu śmierci w kierunku Charkowa, Starobielska, Bykowni. Nikt z nich nie powrócił. Masowe Groby Katyńskie kryją ich ciała.
Jedną z prowadzonych grup policjantów zatrzymano przy ul. Zielonej i skierowano na puste pole na Przedmieściu Winnickim. Tam czekały przykryte brezentem samochody ciężarowe. W pewnym momencie klapy opadły i ukazały się charakterystyczne lufy ciężkich maximów. Zamordowano 52 policjantów. Zakopano ich na miejscu. Położenie mogiły, którą później zalesiono, jest obecnie nie do ustalenia. Miejmy nadzieję, że nie na zawsze.
Działo się tak we wszystkich miastach i miasteczkach sowieckiej okupacji.
Niemal od razu po wkroczeniu okupantów doszło do napadów, gwałtów i rabunków. Szczególnie narażone były domy i mieszkania przedsiębiorców. Chruszczow, na dochodzące do niego prośby o ukrócenie rabunków, odpowiedział oficjalnie, że nie może blokować: (…) słusznych odruchów gniewu proletariatu.
„Urzędowanie” w samym mieście sowieci zaczęli od ratusza. Wkraczając, zastrzelili staruszka – portiera. Potem pobito i poturbowano urzędników, a prezydent Stanisław Ostrowski został aresztowany.
Powyższy tekst jest fragmentem książki „Lwów. Dzieje miasta”:
Znacznie gorszy los dotknął dyrektora elektrowni Stefana Kozłowskiego. Na żądanie enkawudzisty o natychmiastowe wznowienie przesyłu energii do miasta odpowiedział, że przed naprawą linii przesyłowych jest to niemożliwe. Został w swym gabinecie natychmiast zastrzelony.
Na wieży ratuszowej zawieszono ukraińską flagę, zaś na murach pojawiły się, wspomniane wcześniej, plakaty. Opierając się znów na wspomnieniach Witolda Szolgini, trochę o tych plakatach. Były ich ze trzy wersje. Najcelniejszy, „socrealistycznym” stylem przedstawiał wspomnianego kombryga Timoszenkę, a konkretnie jego pierś w pełnej gali orderowej. Uśmiechnięty generał dzierżył w dłoniach lornetkę polową, a rękawy bluzy mundurowej miał podwinięte po łokcie. I to najbardziej lwowiaków zszokowało, bo na obu przedramionach zapiętych było… kilkanaście zegarków i kompasów. Trofiejnych, czyli po polsku – zdobycznych. I nie jest to bynajmniej dowcip.
Drugi z plakatów przedstawiał grupę ubranych w ukraińskie krajki młodych ludzi, obrzucających kwiatami czołg z czerwoną gwiazdą, z którego luku wychynęła właśnie kałmucka twarz tankisty.
Trzeci był równie celny i powtórzony został na znaczkach pocztowych. Miał charakter niemalże erotyczny, bo obrazował namiętny pocałunek sołdata i chłopa na tle pejzażu z orką. Wszystko oświetlało wschodzące słońce.
Oba ostatnie plakaty „zdobił” czerwony blokowy napis: „spot hnita panskoj Polszy” (spod knuta pańskiej Polski).
Przeczytaj:
- „Chcą do Polski należeć...”. Obrona Lwowa w listopadzie 1918 r.
- Witold Szolginia – „Tamten Lwów”, tom 1, „Oblicze miasta”
29 września kombryg. Tymoszenko, awansowany wkrótce na stanowisko marszałka Związku Sowieckiego, wydał dekret o tworzeniu tymczasowych organów władzy. Urzędnikami i organizatorami stawali się dotychczasowi członkowie zakazanych w Polsce komunistycznych struktur, podlegli jednak w większości przybyszom ze wschodu.
Rozpoczął się gigantyczny rabunek polskiego mienia i rozdrapywanie polskiego majątku narodowego.
Cały ukraiński aparat partyjny (OUN), wbrew temu co pisze się obecnie, nawoływał do współpracy z komunistami, którzy zapłacić mieli za nią wkrótce wysoką cenę. Zesłanie. Ale największym despektem dla Ukraińców było to, że podlegali „byłym polskim” komunistom, o nazwiskach zgoła nie ukraińskich ani słowiańskich, a także tym, którzy przybyli ze wschodu. Ot, choćby taki Leonid Karmazyn, przywieziony do Lwowa w enkawudzistowskiej teczce. Gdzieś tam w tle majaczy podobna postać Iwana Brylanta, z tytułem profesora, zapewne nadanym okazjonalnie.
Następowała zagłada wielu cymeliów z muzeów i kolekcji prywatnych. Likwidacji podległy także ukraińskie. Wydawało się, że Ukraińcy winni zwrócić się w stronę Polaków. Nienawiść na to jednak nie pozwoliła, gdyż Sowieci zręcznie sterowali konfliktami narodowościowymi.
Tzw. „lustracji” podległy, już w październiku zawieszone w swej działalności: Muzeum Przyrodnicze Dzieduszyckich, Muzeum Towarzystwa Tarasa Szewczenki, Muzeum Historyczne Miasta Lwowa, Zakład Narodowy Ossolińskich, Muzeum – Zamek Sobieskich w Olesku, Muzeum Narodowe, Galeria Obrazów (Lwów), Muzeum Przemysłowe i Sztuki Użytkowej, Muzeum Wojska Ukraińskiego i wiele pomniejszych.
Przed powtórnym udostępnieniem, lustracji podlegały również biblioteki. Wyrzucano i palono wiele książek i obrazów, które mogły „źle wpływać na umysły w nowej rzeczywistości”.
Czymś zupełnie niebywałym było dla lwowian zachowanie żon sowieckich oficerów, i innych kobiet w ichnich mundurach. Chodzi o kreowanie specyficznej mody. Otóż na „dziękczynnych” imprezach, urządzanych w wielkich salach kin, teatrów itp., i po nich, paradowały one w nowych „kreacjach”. Spod wierzchnich okryć – szyneli, bo od października było już zimno, wystawały im falbany i gipiury… koszul nocnych, traktowanych przez owe damy jako suknie wizytowe. Bowiem pierwszym towarem, który w ciągu dosłownie kilku godzin zniknął ze sklepów, były pidżamy i koszule nocne. Zdarzało się, że i mężczyźni, nie chcąc występować w mundurach… również zakładali te „szczególne” marynarki.
Gdybyśmy jednak na tym opisie poprzestali, obraz wydawać by się mógł z pogranicza pure nonsensu. Więc dla równowagi króciutki fragment ze wspomnień Władysława Andersa (pułkownika wówczas), który ranny, z okien więziennej kibitki, tak widział miasto:
Wjeżdżamy do Lwowa. Cóż za smutny widok. Sklepy rozbite, puste, tylko w jednym na wystawie kilka kapeluszy. Niekończące się kolejki przed sklepami spożywczymi. Wszędzie propagandowe hasła wysławiające komunizm. Gdzie ten piękny roześmiany Lwów. Pełno żołnierzy i NKWD na ulicach. Wrażenie okropne.
Wkrótce jedynym, czego w nowych państwowych sklepach nie brakowało po „wykupieniu” polskich produktów, była machorka i wódka, przywiezione ze wschodu. Tego „zajzajeru” (według lwowskiego nazewnictwa) nikt nie kupował.
O wykupie towarów ze sklepów nie chcemy więcej wspominać. Pisząc „wykup” – mamy na myśli pospolity rabunek. Chodzi bowiem o rekwizycje i zrównanie bezwartościowego rubla ze złotówką, zanim polskiego środka płatniczego nie unieważniono.
Centrum handlowym miasta stały się Krakidały, czyli pl. Krakowski na zapleczu Teatru Wielkiego. Tu, za bezcen, można było kupić cenne nakrycia stołowe, obrazy, ubrania. Handlującymi byli prawie wyłącznie przedstawiciele inteligencji, zdobywający w ten sposób środki na utrzymanie.
Nieliczni właściciele sklepów – ci, którym zezwolono jeszcze chwilkę działać, dostali polecenia zalepienia szyb afiszami propagandowymi.