Ostatnia wyprawa Rzeczypospolitej na Moskwę. Kampania zadnieprzańska 1663–1664
Wojna z Rosjanami trwała od 1654 roku. W wyniku podjętej przez nich ofensywy zajęta została większość Wielkiego Księstwa Litewskiego. Część jego terenów udało się odzyskać w 1660 roku. To samo dotyczyło też niektórych, zajętych wcześniej przez Rosjan i Kozaków, południowo-wschodnich obszarów Rzeczypospolitej. Nie odnosiło się to jednak do wszystkich ziem, które wcześniej wchodziły w skład państwa polsko-litewskiego. Poza granicami Rzeczypospolitej pozostały między innymi dawne Inflanty polskie wraz z Dyneburgiem, a także Smoleńszczyzna i Czernihowszczyzna. Tereny te cały czas znajdowały się w rękach Rosjan.
Przygotowania do kampanii
Odzyskanie powyższych terenów było podstawowym celem planowanych działań. Ich przeprowadzenie opóźniły wystąpienia żołnierzy domagających się wypłaty zaległego żołdu. Miały one miejsce w Rzeczypospolitej w latach 1661–1663. Decyzję o przygotowaniach do nowej ofensywy podjęto jednak na dworze jeszcze przed uspokojeniem polskiej armii.
Północne ramię strategicznych kleszczy miały stanowić oddziały litewskie. Południowo-wschodnie zaś – wojsko koronne wraz z oddziałami Kozaków i Tatarów sprzymierzonych z Rzecząpospolitą. Pod koniec maja 1663 roku we Lwowie odbyła się rada wojenna. Ustalono na niej, że trzeba będzie zmusić nieprzyjaciela do stoczenia decydującej, walnej bitwy w polu. Na oblężenie głównych twierdz dawniej należących do Rzeczypospolitej, a wtedy obsadzonych przez Rosjan – Smoleńska i Kijowa – brakowało odpowiedniej ilości piechoty i artylerii. 22 lipca nastąpiło uroczyste pojednanie zbuntowanych żołnierzy z królem, co umożliwiło przeprowadzenie działań przeciwko Moskwie.
W planowanej kampanii uderzał przede wszystkim rozmach. Wojska sojusznicze miały działać na bardzo dużym obszarze, którego szerokość i głębokość wynosiły około 700 kilometrów. Armia koronna liczyła ok. 22 tysięcy ludzi, w tym 8600 piechoty, natomiast oddziały litewskie wynosiły ok. 15 tysięcy żołnierzy. Sprzymierzone siły Kozaków i Tatarów liczyły ok. 27 tysięcy (15 tysięcy Tatarów i 12 tysięcy Kozaków). Z kolei siły moskiewskie, zdolne do podjęcia natychmiastowych działań obronnych przeciwko Rzeczypospolitej, szacowano na 40 tysięcy ludzi. Kampania zadnieprzańska stanowiła rzadki wypadek wystawienia przez Litwinów podobnej ilości żołnierzy z armią koronną. Pomimo to przewaga liczebna w pierwszej fazie ofensywy leżała po stronie Moskwy.
Wartość bojowa wojsk sprzymierzonych była wysoka. Osłabiały ją jednak niechęć Kozaków do walki ze swoimi rosyjskimi pobratymcami oraz frustracja żołnierzy polsko-litewskich spowodowana nieuregulowaniem zaległego żołdu. Sytuacji nie zmieniło nawet zawarcie formalnego porozumienia z królem Janem Kazimierzem. Pod Mikulińcami doszło nawet do krótkotrwałego buntu części regimentów cudzoziemskiego autoramentu. Kiepskie nastroje pogłębiał zaostrzający się konflikt dworu z magnatem Jerzym Lubomirskim.
Pierwszy etap działań
Dowództwu polsko-litewskiemu udało się zaskoczyć nieprzyjaciela przede wszystkim wyborem czasu rozpoczęcia operacji. Kampania wypadła w chwili gdy trzon wojsk moskiewskich został rozpuszczony do domów. Ponowna ich koncentracja musiała zająć sporo czasu. W tej sytuacji warunkiem koniecznym dla sukcesu strony polsko-litewskiej była szybkość działań i uwieńczenie sukcesem akcji najszybciej jak się da.
Wojska koronne zostały podzielone na trzy grupy. Pierwszą z nich dowodził wojewoda ruski Stefan Czarniecki, drugą pisarz polny Jan Sapieha, a trzecią oboźny koronny Szymon Kawecki. Wyruszyły one z okolic Lwowa 9 sierpnia. Początkowo kampania przebiegała spokojnie – maszerowano przez ziemie znajdujące się pod kontrolą Rzeczypospolitej. 16 września wojsko dotarło do Szarogrodu na Podolu. Pod koniec września wyruszono stamtąd w kierunku Białej Cerkwi, gdzie armia znalazła się 18 października. Tam król Jan Kazimierz został uroczyście przywitany przez hetmana kozackiego Pawła Teterę, a następnie odbyła się wielka rada wojenna. Postanowiono na niej, że główne siły polskie wraz z Janem Kazimierzem przekroczą Dniepr pod Rzyszczewem poniżej Kijowa, następnie zaś ruszą traktem wzdłuż rzeki Desny. Prowadzone przez Pawła Sapiehę i Michała Kazimierza Paca oddziały litewskie przeszły w tym czasie Dniepr pod Orszą i zmierzały do połączenia z wojskami koronnymi.
Dla zabezpieczenia tyłów i zajęcia Zadnieprza pozostawiono na Prawobrzeżu 4 tysiące żołnierzy pod wodzą chorążego koronnego Jana Sobieskiego, a także część Kozaków Tetery. Grupa ta do końca roku opanowała sporą część miasteczek, które znajdowały się wcześniej pod kontrolą nieprzyjaciela, i dotarła aż nad rzekę Worsklę.
Ten tekst pochodzi z e-booka Marka Groszkowskiego „Batoh 1652 – Wiedeń 1683. Od kompromitacji do wiktorii”. Zamów e-booka i wspieraj nasz portal!
Polecamy e-book Marka Groszkowskiego „Batoh 1652 – Wiedeń 1683. Od kompromitacji do wiktorii”
W granicach państwa carów
Wojska
królewskie przekroczyły Dniepr i po krótkiej walce zajęły
Woronków. Następnie, z niewyjaśnionych przyczyn (prawdopodobnie
związanych z wypłatą zaległego żołdu), stacjonowały w jego
okolicy przez trzy tygodnie.
Traciły w ten sposób zyskaną na początku kam- panii przewagę
zaskoczenia. Dopiero 5 grudnia dotarły pod Ostrze, znajdujące się
w okolicy Czernihowa. Na zorganizowanej tam naradzie postanowiono dać
wojsku od- poczynek. Założono,
że połą- czenie
z Litwinami nastąpi za cztery tygodnie. W tym czasie
dywizja Czarnieckiego
nie
próżnowała i zajęła okoliczne miejscowości.
Armia litewska również maszerowała bardzo powoli. Na przełomie grudnia i stycznia podjęła nieudaną próbę zdobycia Rosławia, leżącego w okolicach Smoleńska. Podążyła następnie pod Siewsk, gdzie oczekiwała na wojska królewskie. Te ostatnie, po wymarszu z Ostrza na północny-wschód, coraz częściej napotykały opór. Przy zdobywaniu Sołtykowej Dziewicy straciły 5 dni, po których zrównały ją z ziemią. Czas naglił i Jan Kazimierz, mimo sprzeciwu części dowódców, zdecydował się iść najkrótszą drogą w kierunku Moskwy – przez Głuchów i Siewsk.
Dalszy marsz trwał około dwóch tygodni. Każdą z okolicznych miejscowości trzeba było zdobywać siłą, w bardzo ciężkich warunkach. Ostra zima dawała się we znaki. Poza stawiającymi opór mniejszymi miastami wojsko napotykało jedynie opuszczone wsie. Taktyka „spalonej ziemi” stosowana w tym czasie przez Rosjan okazała się bardzo skuteczna. Żołnierzom zaczął doskwierać brak żywności, a w trakcie kolejnych potyczek ich stan liczebny systematycznie się zmniejszał.
Jeszcze gorsze skutki pociągnęło za sobą oblężenie Głuchowa. Wbrew woli króla do walki doprowadził Stefan Czarniecki. Jan Kazimierz nie chciał angażować się w długotrwałe działania, ale wojewoda ruski postawił go przed faktem dokonanym, z częścią wojska atakując miasto. Pozostawano pod nim od 22 stycznia do 9 lutego 1664 roku. Większość szturmów osobiście prowadził Czarniecki, przy czym dwukrotnie został raniony. W końcu od oblężenia odstąpiono z bardzo dużymi stratami. Szacowano je na 2 tysiące ludzi, w tym stu kilkudziesięciu oficerów.
Połączenie wojsk koronnych i litewskich
Zdecydowano się następnie przerzucić siły koronne pod Siewsk, aby połączyć je z dywizjami litewskimi. Ta decyzja była spowodowana między innymi wiadomościami o kontrofensywie wojsk moskiewskich. Oddziały pod wodzą Grigorija Romodanowskiego, wraz z Kozakami wiernymi carowi Aleksemu Michajłowiczowi, rzeczywiście zajęły zdobyty wcześniej przez Polaków Królewiec. Inna armia, dowodzona przez księcia Jakowa Czerkasskiego, skierowała się w kierunku Siewska. W jego okolicach oddziały koronne znalazły się w połowie lutego. Odbyła się tam narada z udziałem dowódców wojskowych i senatorów, na której podjęto decyzję co do dalszych losów kampanii. Wśród obecnych zarysowały się cztery różne stanowiska. Jedna grupa chciała kontynuować wojnę bez przerywania działań. Druga była za odłożeniem ofensywy do wiosny, cofnięciem wojska koronnego na kwatery na Polesie i rozłożeniem oddziałów litewskich między Dnieprem a Desną. Król miałby pozostawać wtedy w Ostrzu. Zwolennicy trzeciej koncepcji chcieli przerwać działania, ale nie wycofywać wojska i rozłożyć je w pasie przygranicznym; czwartej zaś – powrotu wojska do kraju. Najgorętszym sympatykiem kontynuowania walki był sam Jan Kazimierz. Jednym z największym przeciwników pozostawał zaś Stefan Czarniecki, wydawałoby się bardzo wierny stronnik królewski.
Ten tekst pochodzi z e-booka Marka Groszkowskiego „Batoh 1652 – Wiedeń 1683. Od kompromitacji do wiktorii”. Zamów e-booka i wspieraj nasz portal!
Polecamy e-book Izabeli Śliwińskiej-Słomskiej – „Trylogia Sienkiewicza. Historia prawdziwa”
Książka dostępna również jako audiobook!
Przyjęty plan był kompromisem między pierwszym a trzecim stanowiskiem. W głąb państwa Aleksego Michajłowicza wyruszył dziesięciotysięczny korpus pod wodzą Stefana Bidzińskiego i pisarza polnego litewskiego Aleksandra Hilarego Połubińskiego. Dodano im do pomocy kilka tysięcy Kozaków i Tatarów. Reszta wojsk miała w tym czasie rozłożyć się na leże nad granicą.
W sensie wojskowym zagon spełnił pokładane w nim nadzieje. Dotarł on na odległość kilkunastu kilometrów od Moskwy. Dostarczył dokładniejszych informacji o oddziałach Romo- danowskiego i uratował oblężoną przez Kozaków Sośnicę. Rozbił też stacjonujący w Czernihowie oddział moskiewski. Sukcesy te nie miały wprawdzie większego znaczenia strategicznego, jednak poprawiły nadszarpnięte morale wojska. Wiadomości przyniesio- ne przez Bidzińskiego i Połubińskiego zaktywizowały dowództwo polskie. Pojawiła się bowiem realna możliwość rozbicia wojsk moskiewskich, działających w okolicach Nowogrodu Siewierskiego.
Nadzieja zwycięstwa
W tym celu główne siły Rzeczypospolitej wyruszyły spod Siewska 21 lutego. Do pośpiechu zachęcała informacja, że mieszkańcy Nowogrodu Siewierskiego byli skłonni, mimo obecności załogi ro- syjskiej, otworzyć bramy Janowi Kazimierzowi. Czarniecki wraz ze swoją dywizją 26 lutego wyprawił się przodem w celu zajęcia miasta. Droga była jednak dość trudna, a przeprawa przez Desnę pochłonęła wiele ofiar. Wobec tego zawrócił do króla. Forsowanie rzeki przez główne siły było jeszcze trudniejsze, gdyż kozackie oddziały przeciwnika nieustannie ostrzeliwały przeprawę.
Spotkanie wojsk polsko-litewskich z rosyjskimi nastąpiło wreszcie między Worońcem a Nowogrodem, w nocy z 29 lutego na 1 marca. Romodanowski zdawał sobie sprawę z przewagi liczebnej i jakościowej przeciwnika, dlatego unikał starcia w polu, otaczając swoje wojska taborem. Wszystkie próby wywabienia Rosjan zza umocnień zawiodły. Wobec tego zamierzano wycofać się do Sośnicy. Niespodziewanie, w nocy z 3 na 4 marca, nadeszły wiadomości, że Romodanowski staje do bitwy. Poderwano się natychmiast i uszykowano wojska, ale alarm okazał się fałszywy. Rosjanie i Kozacy przez kilka następnych dni nie opuszczali taboru. Dłuższe trzymanie strudzonego wojska w polu było niepodobieństwem i Jan Kazimierz wycofał się. Po kilku dniach nadeszły wiadomości, że Romodanowski odszedł z wojskiem w głąb państwa moskiewskiego. Król pragnął podjąć pościg. Musiał jednak ustąpić wobec zdecydowanego sprzeciwu części senatorów.
Oznaczało to koniec kampanii zimowej 1663/1664. Na naradzie zwołanej 8 marca postanowiono, że Jan Kazimierz uda się do Mohylewa, a wojska polsko-litewskie rozłożą się w pasie przygranicznym. Zamierzano jeszcze na wiosnę kontynuować ofensywę, ale skończyło się tylko na deklaracjach. Armia wycofała się w głąb Rzeczypospolitej. Spora część sił znalazła się na Prawobrzeżnej Ukrainie i obsadziła tamtejsze miejscowości, m.in. Białą Cerkiew czy Korsuń.
Podsumowanie działań
Kampania zadnieprzańska spotkała się w historiografii z bardzo negatywną oceną. Według Zbigniewa Wójcika:
„wielkie okazje historyczne (…) zostały ostatecznie przez Polskę zmarnowane i nie miały się już nigdy więcej powtórzyć. Rosja przetrzymała najcięższe dla niej lata 1660–1663, w których groźba klęski wisiała nad nią jak miecz Damoklesa”.
Niewspółmierny bilans wyprawy do jej perspektyw dostrzegali także współcześni opisywanym wydarzeniom, w tym król Jan Kazimierz. Tłumaczył on wojsku, że całą winę za niepowodzenia ponosi nieprzyjaciel. W pożegnalnym uniwersale pisał:
Nieprzyjaciela nie tylko na Zadnieprzu, ale i w ziemi jego własnej szukaliśmy i gdziekolwiek się odezwał siły nasze obracaliśmy. Czego nam tak wielmożny wojewoda krakowski hetman wielki koronny (Stanisław Potocki – przyp. MG) z wojewodą ruskim jako i wszyscy pułkownicy obersterowie, rotmistrze i całe wojsko zwykłej ochoty i powinności swojej szczerze dopomagając, z tym nieprzyjacielem życzyli rozprawy. Ale że od zwyczajnych fortelów swoich nie odstępując nieprzyjaciel w miastach i horodach zamknąwszy się w pole wyniść (…) nie chciał i nie chce.
Król miał rację. Stosowana przez Rosjan taktyka „spalonej ziemi” skutecznie uniemożliwiła Polakom i Litwinom zadanie decydującego ciosu. Dowództwo polsko-litewskie jednak nie ustrzegło się błędów. Całej kampanii brakowało rozmachu, wojska Rzeczypospolitej poruszały się bardzo wolno. W zachowanej korespondencji z tego czasu często podkreślany był fakt, że nie można tracić czasu na zdobywanie małych miasteczek i trzeba, jeśli nie rozbić siły nieprzyjaciela, to przynajmniej jak najszybciej dotrzeć do Moskwy. Trudno powiedzieć, dlaczego przy pierwszej sposobności odstąpiono od tej słusznej decyzji. Jedną z przyczyn były zapewne nastroje nieopłaconego wojska. Żołnierze liczyli, że zdobyte łupy z nawiązką pokryją zaległy żołd. Te zaś można było znaleźć właśnie w małych miastach.
Działania wojenne na terenie państwa moskiewskiego spowodowały, że Rosjanie wyrazili gotowość do ustępstw terytorialnych i deklarowali, że spotkają się w tej sprawie z przedstawicielami Rzeczypospolitej pod koniec marca. Wycofanie wojsk polskich spowodowało jednak opóźnienie wspólnego zjazdu posłów obydwu państw i zdecydowane usztywnienie stanowiska cara. Dalszą konsekwencją nieudanej kampanii był niekorzystny dla strony polskiej rozejm w Andruszowie, który wszedł w życie z dniem 30 stycznia 1667 roku. Na jego mocy Rzeczypospolita straciła potężne połacie ziem na Wschodzie.
Kampania zadnieprzańska nie przyniosła Polsce i Litwie żadnych trwałych zdobyczy terytorialnych. Była też ostatnią tak dużą operacją ofensywną, jaką prowadziły wojska Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Odsiecz wiedeńska nie miała takiego charakteru, a kampania chocimska z 1673 roku nie zakończyła się wtargnięciem tak dużej grupy wojsk w głąb terytorium nieprzyjaciela.
Ten tekst pochodzi z e-booka Marka Groszkowskiego „Batoh 1652 – Wiedeń 1683. Od kompromitacji do wiktorii”. Zamów e-booka i wspieraj nasz portal!
redakcja: Michał Przeperski