Orzeszkowa i Konopnicka. Pisarki i emancypantki
Ten tekst jest fragmentem książki Andrzeja Nowaka i Doroty Truszczak „Żywoty równoległe. Wyjątkowi Polacy, tragiczne wybory, heroiczne postawy”.
Czternastoletnia Eliza i trzynastoletnia Maria poznały się na pensji sióstr sakramentek w Warszawie w 1855 roku. Dziewczęta lubiły czytać i deklamować poezję, w tym zakazane utwory Adama Mickiewicza. Zainteresowania literackie zrodziły ich długoletnią przyjaźń. W dorosłym życiu obie sięgnęły po pióra i stały się głosami swojej epoki. Eliza Orzeszkowa, z domu Pawłowska, żona Piotra Orzeszki, autorka Nad Niemnem i konkurentka Henryka Sienkiewicza do literackiej Nagrody Nobla, oraz Maria Wasiłowska, po mężu Konopnicka, autorka Roty, licznych nowel, utworów dla dzieci — to bohaterki opowieści. Pisarki i emancypantki, kobiety, które wiele osiągnęły jak na wiek dziewiętnasty. Każda o niekonwencjonalnym życiorysie. W życiu prywatnym tej drugiej niektórzy wciąż doszukują się sensacyjnych wątków obyczajowych. Dlaczego Orzeszkowa i Konopnicka wybrały karierę literacką? Jak pojmowały rolę swojej twórczości?
DOROTA TRUSZCZAK: Witam pana profesora.
PROFESOR ANDRZEJ NOWAK: Dzień dobry, witam serdecznie. Dziś z pewną nieśmiałością, bo przecież wchodzę na teren, którego gospodarzami są historycy literatury, krytycy literaccy, a jednak ośmielam się zaproponować spotkanie z dwoma wspaniałymi pisarkami, by spojrzeć na nie w kontekście historii Polski drugiej połowy dziewiętnastego i pierwszej dekady dwudziestego wieku.
Eliza Orzeszkowa urodziła się szóstego czerwca 1841 roku w Milkowszczyźnie koło Grodna. Po śmierci ojca, znanego w Grodnie prawnika Benedykta Pawłowskiego, i powtórnym zamążpójściu matki Franciszki z Kamieńskich, wychowała się na pensji wspomnianych już sióstr sakramentek w Warszawie. W 1858 roku wydano ją za Piotra Orzeszkę, krewnego jej ojczyma. Wydawało się, że przed nią małżeńskie życie w majątku w Ludwinowie na Polesiu, prowadzenie domu, opieka nad dziećmi. Tymczasem wybuchło powstanie styczniowe. Czy to ono zmieniło życie Elizy Orzeszkowej, wpłynęło na to, że stała się pisarką?
Jak zawsze bardzo ważne było także dziedzictwo i domowe wychowanie. Jej ojciec miał tutaj istotną rolę; wprawdzie umarł, kiedy córeczka miała zaledwie dwa lata, ale wychowywana była w jego kulcie: prawnika, człowieka niezwykle ceniącego sobie słowo pisane, o zdecydowanie postępowych, jak to się niegdyś mówiło, poglądach. Z drugiej strony podkreślić trzeba wpływ babki, która wychowywała małą Elżbietkę — bo to jest pełne imię pisarki. Babka, Elżbieta z Kaszubów Kamieńska, podsuwała wnuczce patriotyczne lektury, czytała jej Śpiewy historyczne Niemcewicza, opowiadała legendy o rodowych bohaterach z okresu napoleońskiego. Ważny był też na pewno etap edukacji na pensji u sióstr sakramentek, przy Rynku Nowego Miasta w Warszawie, przyjaźń z Marysią Wasiłowską, późniejszą Konopnicką, a także wpływ poszerzającego horyzonty literackie obu panien znakomitego nauczyciela języka polskiego, Ignacego Kowalewskiego.
Te aspekty wychowania w pewien sposób przygotowały spotkanie przyszłej pisarki z historią przez duże „H”, które nastąpiło już kilka lat po zaaranżowanym przez matkę zamążpójściu Elizy za zamożnego ziemianina z powiatu kobryńskiego, pana Piotra Orzeszkę. Małżeństwo nie było dobrane. Pasje społecznikowskie dzieliła Eliza raczej z bratem męża, lekarzem, z którym wspólnie prowadziła szkółkę dla wiejskich dzieci. Dramatyczna zmiana nastąpiła w momencie, kiedy w progu dworku państwa Orzeszków stanął Romuald Traugutt, na swej drodze do roli dyktatora powstania styczniowego. Jego oddział partyzancki, działający na Polesiu, uległ rozbiciu. Traugutt szukał sposobu dostania się do Królestwa. Konspiracyjną przystań znalazł na kilka tygodni właśnie u Orzeszków w Ludwinowie. To bardzo ważne wydarzenie w życiu Elizy. Pociągnie za sobą ogromne koszty, zesłanie jej męża, ostateczne rozbicie małżeństwa i długoletnie wyrzuty sumienia pisarki.
Pan Orzeszko nie uczestniczył w powstaniu, ale zapłacił dużą cenę za przyjęcie tak wyjątkowego gościa jak Romuald Traugutt.
Nie trzeba było sięgać po broń, żeby stać się męczennikiem sprawy narodowej. Orzeszko nie doniósł w momencie, kiedy miał taki obowiązek — z punktu widzenia rosyjskich władz okupacyjnych. Przypomnijmy, że reżim rosyjski był bez porównania sroższy na wschód od Bugu, na terenach wcielonych bezpośrednio do cesarstwa. Samo ugoszczenie dowódcy oddziału partyzanckiego, bez złożenia doniesienia o tym, że taki podejrzany osobnik się kręci w okolicy, kończyło się właśnie tak jak w wypadku Piotra Orzeszki, to znaczy wyrokiem skazującym na zesłanie w głąb Rosji.
Eliza Orzeszkowa podjęła się niezwykłej misji, czyli przemytu Romualda Traugutta do Królestwa Polskiego. Niebezpieczne?
Tak, doprowadzenie go do granic, wtedy na nowo zaostrzonych, wprawdzie wewnętrznych, to jest wewnątrz Imperium Rosyjskiego, ale jednak granic — między zachodnimi guberniami, tymi wcielonymi bezpośrednio do cesarstwa, a formalnie wciąż jeszcze istniejącym Królestwem Polskim — to była naprawdę ryzykowna wyprawa i na pewno zostawiła poczucie patriotycznej przygody w doświadczeniu Elizy. Po wielu latach pisarka nawiąże do spotkania z Trauguttem w wyjątkowym świadectwie literackim. Pod sam koniec życia Orzeszkowej powstanie cykl opowiadań Gloria victis — „Chwała zwyciężonym”, w których wróci ona do doświadczeń 1863 roku w formie wielkiej, bezwarunkowej pochwały patriotyzmu swojego ówczesnego gościa i tych wszystkich, którzy odważyli się rzucić wyzwanie Imperium Rosyjskiemu w imię niepodległości.
Przyszła pisarka organizowała także zaopatrzenie i pomoc lekarską dla walczących oddziałów powstańczych. Niezwykłe, że tak mocno się w to zaangażowała. Mąż zesłany na Syberię. Początkowo miała mu towarzyszyć, ale zrezygnowała. Postarała się o rozwód. Pojawiło się też nieodwzajemnione uczucie do doktora medycyny Zygmunta Święcickiego.
Obie nasze dzisiejsze bohaterki, i Eliza Orzeszkowa, i Maria Konopnicka, przeczą stereotypowi, zgodnie z którym kobiety polskie pozostawały w dziewiętnastym wieku tylko na marginesie historii, gdzieś stłamszone zupełnie, w cieniu swoich mężów. Oczywiście, w niejednym wypadku tak bywało, ale to właśnie tak zwana sprawa narodowa czyniła z kobiet postaci wyzwolone do nowych ról społecznych, czy raczej przekształcała ich społeczną rolę. Ta szczególna droga poprzez patriotyczne zaangażowanie prowadziła do emancypacji pań na ziemiach polskich. Polki były pod koniec wieku dziewiętnastego na pewno najbardziej wyemancypowaną grupą wśród kobiet europejskich, może obok niektórych mieszkanek krajów skandynawskich.
Powiedział pan profesor, że Eliza Orzeszkowa i Maria Konopnicka przeczą stereotypowi, że w rozbiorowej Polsce dziewiętnastego wieku kobiety znajdowały się w cieniu swoich mężów. I w dodatku były najbardziej wyemancypowane w Europie. Jak do tego doszło?
Wyobraźmy sobie taką sytuację, jak najbardziej rzeczywistą. Dwadzieścia tysięcy śmiertelnych ofiar powstania styczniowego, mężczyzn. Do tego czterdzieści tysięcy zesłanych na Syberię czy w inne oddalone rejony Rosji. Brakuje kilkudziesięciu tysięcy potencjalnie najbardziej aktywnych w życiu publicznym i zawodowym mężczyzn. Czy wszystkie te role społeczne, które wiązały się z troską o rodzinę, o dobrze wykonywaną pracę, także o utrzymanie polskości, tego, co zostało po powstaniu styczniowym — czy to mogło być udźwignięte przez innych mężczyzn, często tych mniej energicznych, mniej odważnych, słabszych? Nie, właśnie w tę lukę wytworzoną przez ogromną ofiarę związaną z powstaniem — nie tym jednym, ale poprzednimi także — wchodzi niejako w naturalny sposób rola kobiet, przygotowana przez tradycję romantyczną, przez wiersz Mickiewicza o Matce Polce, przez inicjatywy sięgające aż do Izabeli Czartoryskiej, o której wspominaliśmy w naszych audycjach. Oczywiście propagowana przez księżnę Izabelę pod koniec osiemnastego wieku rola „matki Spartanki”, przygotowującej dzieci do walki, ulegała przemianom wraz z całym społeczeństwem. Po zesłaniu męża Orzeszkowa przeniosła się do miasta, do Grodna, utrzymywała się w coraz większym stopniu z działalności pisarskiej. Założyła w Wilnie spółkę księgarsko-wydawniczą, której celem stało się popularyzowanie literatury. Ponieważ nie wolno było wypożyczać książek w języku polskim, uruchomiła tajną wypożyczalnię. Została ona wykryta przez policję i była przyczyną internowania Orzeszkowej w Grodnie. Aktywności pisarskiej to jednak nie zatrzymało.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Andrzeja Nowaka i Doroty Truszczak „Żywoty równoległe. Wyjątkowi Polacy, tragiczne wybory, heroiczne postawy” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki Andrzeja Nowaka i Doroty Truszczak „Żywoty równoległe. Wyjątkowi Polacy, tragiczne wybory, heroiczne postawy”.
Orzeszkowa chciała zostać nawet telegrafistką, myślała też o nauczaniu. Zaczęła pisać i pierwszym utworem przyjętym do druku było opowiadanie Obrazek z lat głodowych. Dlaczego?
Pokolenie Orzeszkowej i Konopnickiej to nie jest to samo pokolenie co Izabeli Czartoryskiej. To także czas rozrachunku z doświadczeniem powstania i obie nasze dzisiejsze bohaterki biorą w tym rozrachunku czynny udział. Oczywiście ich twórczość nie jest wyłącznie pochwałą martyrologii, ducha powstańczego. Nie, to bardzo ważna część ich dorobku, ale na pewno nie jedyna i nie wiem, czy najważniejsza. Obok niej bardzo ważnym wątkiem jest motyw krytyki rozmaitych patologii społecznych, zwrócenie uwagi — kobiecym, ostrym spojrzeniem, wnikliwym, a jednocześnie pełnym empatii, współczucia — na ofiary sytuacji uderzających w ludzi słabszych, społecznie upośledzonych, pozbawionych środków do życia, poniewieranych przez to życie. To jest czas pozytywizmu, przypomnijmy, i obie autorki bardzo intensywnie w owym ruchu pozytywistycznym biorą udział. Nie identyfikują się z nim bez reszty, ale stają się szczególnie ważnym głosem w debacie, jaka przechodzi wtedy przez polskie społeczeństwo, zwłaszcza pod zaborem rosyjskim. To są pytania, jak żyć w warunkach, kiedy wielkie powstanie upadło, upadły nadzieje na niepodległość, a przecież trzeba jednocześnie poprawić byt setek tysięcy współmieszkańców tej ziemi, by kiedyś w przyszłości i Polska mogła się odrodzić, i lepsze życie wraz z Polską.
Orzeszkowa sformułowała nawet w artykule tezy, uwagi na temat powieści. Twierdziła, że powieść powinna podejmować aktualne problemy społeczne, a bohaterowie winni być wzięci z życia. To są te idee pozytywistyczne, którym hołdowała?
Na pewno. To przywrócenie kontaktu literatury z życiem toczącym się wokół pisarzy w kraju, zejście z Parnasu czy z wyżyn Mont Blanc, na które wspinał się Kordian Słowackiego, zejście do życia nizin. Niektórzy zdecydują się na metodę naturalistyczną, wybór tego, co najbardziej brutalne, wstrząsające, często z jednoznacznie pesymistycznym przesłaniem — to nie jest wybór Orzeszkowej ani Konopnickiej. Im bliższy jest realizm, pozwalający na rzetelny opis życia rozmaitych grup społecznych, ale nie z intencją szokowania czytelników, tylko z myślą o poprawie tego życia. Akurat Orzeszkowa zajmie się — co delikatnie wyrzucał jej skądinąd bardzo z jej twórczością sympatyzujący Henryk Sienkiewicz — między innymi losem nieślubnych dzieci czy przedstawicieli miejskiego lumpenproletariatu. To już może za nisko, jak by uważał Sienkiewicz. Dla Orzeszkowej także bardzo ważny był problem Żydów polskich i kwestia zahamowania ich asymilacji, spowodowanego zarówno świadomą polityką władz rosyjskich, jak i falą antysemityzmu, która pojawia się w latach osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku. W tej sprawie ważkim głosem odzywają się teksty literackie Orzeszkowej: Meir Ezofowicz czy Eli Makower, ale też jej teksty publicystyczne, nawołujące do zatrzymania emocji antysemickich.
Oczywiście Orzeszkowa kojarzy nam się, i słusznie, ze swoimi arcydziełami, na pierwszym miejscu z Nad Niemnem, choć myślę, że gdzieś tuż obok powinien znaleźć się Cham: ten opis życia rybaka nadniemeńskiego, nazwany przez wielkiego krytyka literackiego i historyka literatury dwudziestego wieku, Stanisława Pigonia, literackim uwłaszczeniem chłopa. Ale pamiętajmy, że obok pisarstwa powinniśmy widzieć także żywą kobietę, która angażuje się w rozmaite afery uczuciowe, jak byśmy to mogli nazwać. Najpierw nieudany romans z młodym chirurgiem Zygmuntem Święcickim, a później długoletnia miłość z żonatym prawnikiem Stanisławem Nahorskim, uwieńczona ostatecznie, po śmierci pierwszej żony Nahorskiego, małżeństwem Orzeszkowej w 1894 roku.
Bardzo krótkim małżeństwem, ponieważ Nahorski szybko zmarł. Wiele lat wcześniej, jak już wspomniałam, Eliza Orzeszkowa rozwiodła się z panem Orzeszką, który był na zesłaniu.
Tak, to jest kwestia, którą sama Orzeszkowa wyrzucała sobie. Mąż został aresztowany, a następnie skazany w pewnym sensie za jej czyn na zesłanie, a ona nie zdecydowała się, inaczej niż wiele innych kobiet, towarzyszyć mu w tej niedoli. Przeciwnie, kiedy pan Orzeszko siedział w dalekiej guberni permskiej, Eliza zaczęła proces o unieważnienie małżeństwa, uwieńczony powodzeniem. To był jakiś jej wyrzut sumienia, podobnie jak dokonana pod wpływem czy za namową Nahorskiego sprzedaż majątku rodzinnego w ręce rosyjskie. Tego się nie robiło, tego patriotyczna opinia publiczna nie akceptowała. A więc miała takie dylematy, wątpliwości, a nawet grzechy — z punktu widzenia patriotycznej ortodoksji. A jednak reputacji patriotki sobie ostatecznie nie zepsuła, przede wszystkim dzięki ogromnej roli, jaką odegrały jej utwory, w tym wspomniana przez nas i przecież wciąż pozostająca w kręgu lektury jej wielka powieść Nad Niemnem, a później owe cudowne opowiadania-wspomnienia o powstaniu styczniowym — Gloria victis.
Nad Niemnem była powieścią drugiego okresu jej twórczości, czyli lat 1877–1891. Trzeci etap aktywności literackiej, od 1892 do 1910 roku, do śmierci, to był okres powieści historycznej — Gloria victis, o której pan profesor wspomniał, czy Czciciel potęgi. W tym czasie zaszła też zmiana światopoglądu, bo wróciła do Kościoła; wcześniej zarzucano jej odejście od niego.
Istotnie, taki zwrot w kierunku katolicyzmu, choć modernistycznie rozumianego, w ostatnim okresie życia wielkiej pisarki nastąpił. Nie oznacza to jednak, że jednocześnie nie targały nią po śmierci drugiego męża miłosne namiętności do młodszych o ćwierć wieku kawalerów, Franciszka Godlewskiego czy Tadeusza Bochwica. Właśnie z korespondencji z tym drugim znamy jej rozterki duchowe i zarazem możemy śledzić, przynajmniej do pewnego stopnia, przebieg tego zwrotu duchowego w stronę katolicyzmu, z którym całkowicie pogodzona odchodziła z tego świata. Ten ostatni okres nie przynosi już tak wybitnych dzieł jak wspomniane wcześniej utwory, ale to jest czas, jak nierzadko bywa w życiu twórców, kiedy wyczerpują się twórcze energie i przychodzi największe uznanie dla twórczości zapisanej już w świadomości odbiorców. Wtedy właśnie zgłoszono kandydaturę Orzeszkowej do literackiej Nagrody Nobla. Jej pisma były bardzo popularne w Szwecji, szerzej — w Skandynawii. W 1905 roku rywalizowała o tę nagrodę z Henrykiem Sienkiewiczem. Przegrała, na pewno ceniąc wysoko swojego zwycięskiego rywala, zresztą z wzajemnością: Sienkiewicz często wyrażał się z podziwem o dziełach Orzeszkowej. W 1909 roku raz jeszcze została zgłoszona do Nagrody Nobla i raz jeszcze przegrała w ostatniej fazie z inną wybitną pisarką, Szwedką Selmą Lagerlöf, autorką Cudownej podróży. To, że wciąż wraca się do utworów Orzeszkowej, że nie wszystko z tego, co zostało napisane sto dwadzieścia, sto trzydzieści lat temu, umarło, że z przyjemnością sięga się do ekranizacji choćby Nad Niemnem — to jest świadectwo wielkiego, autentycznego sukcesu jej pisarstwa.
Z punktu widzenia pisarki nie bez znaczenia jest fakt, że mogła ostatnie dziesięć lat życia spędzić w atmosferze ogromnego społecznego uznania. Stała się jednym z największych autorytetów swojego pokolenia, nie tylko literackich, ale do pewnego stopnia moralnych. Przypomnę jej bardzo ostrą, być może niesprawiedliwą krytykę pod adresem Josepha Conrada, Józefa Konrada Korzeniowskiego, za to, że wybrał karierę na Zachodzie, że nie pozostał wierny polskości. Samo ówczesne powodzenie tej krytyki obrazuje pozycję, z której Orzeszkowa mogła tego rodzaju oskarżenia rzucać. Była autorytetem nie tylko dla swojego pokolenia, dla kobiet czy jakiejś grupy społecznej, ale dla całego społeczeństwa polskiego.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Andrzeja Nowaka i Doroty Truszczak „Żywoty równoległe. Wyjątkowi Polacy, tragiczne wybory, heroiczne postawy” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki Andrzeja Nowaka i Doroty Truszczak „Żywoty równoległe. Wyjątkowi Polacy, tragiczne wybory, heroiczne postawy”.
Czy takim samym autorytetem stała się Maria Konopnicka, urodzona w 1842 roku w Suwałkach córka Józefa Wasiłowskiego i Scholastyki z Turskich? Ojciec Marii był bardzo znanym prawnikiem, znawcą i miłośnikiem literatury. Życie tej pisarki także należało do burzliwych. W 1862 roku poślubiła właściciela ziemskiego Jarosława Konopnickiego. Mieszkała między innymi w Kaliszu, Bronowie, Gusinie. Ostatecznie wyprowadziła się od męża, któremu w trakcie dziesięcioletniego pożycia urodziła ośmioro dzieci; dwoje zmarło tuż po urodzeniu. Dzieci utrzymywała sama w Warszawie, potem je porzuciła, co w biografii Konopnickiej się podkreśla.
Odpowiadając na pani pytanie: tak, Maria Konopnicka była takim autorytetem. Trudno zmierzyć, która z pisarek cieszyła się nim w większym stopniu, ale obie w ostatniej dekadzie swojego życia zdobyły najwyższy poziom społecznego uznania. Żyły w jednakowych ramach czasowych: Maria z Wasiłowskich Konopnicka urodziła się ledwie kilka miesięcy później od Elizy z Pawłowskich Orzeszkowej, zmarły niemal dokładnie w tym samym czasie. Różnica między doświadczeniem, życiem Konopnickiej i Orzeszkowej jest taka, że Maria Konopnicka miała liczne dzieci. Jak stwierdziła kiedyś: „Stronnictwem, do którego należę duszą i ciałem, są dzieci moje. Poza nimi istnieje dla mnie tylko świat myśli i pracy”. Tak pisała do Elizy Orzeszkowej.
Trzeba koniecznie przypomnieć to „stronnictwo”, te dzieci, które wychowała — niestety, nie można powiedzieć, że z pełnym sukcesem. Jakże silnym piętnem musiały się odcisnąć na pisarce dramatyczne doświadczenia z córką Heleną, kleptomanką, która niezwykle utrudniała życie swojej matce, wywoływała skandale, próbowała kompromitować Marię. Inny przykład: tragiczna śmierć syna Tadeusza w roku 1891. Takie przejścia osobiste niejedną osobę mogłyby całkowicie złamać. Należy o nich przypomnieć, by uświadomić sobie, że w tym czasie, kiedy to najważniejsze „stronnictwo”, czyli dzieci, było tak istotną częścią życia pisarki, ona potrafiła tworzyć swoje najważniejsze dzieła. Czy można je postawić na jednej płaszczyźnie z osiągnięciami Orzeszkowej? To trochę inny rodzaj twórczości, dominują w niej utwory poetyckie, oceniane zresztą bardzo wysoko między innymi przez tak różnych od Konopnickiej czarodziejów polskiego słowa, jak Bolesław Leśmian czy Stefan Żeromski. Autorka Pana Balcera w Brazylii także odniosła prawdziwy triumf wśród publiczności. Największym sukcesem, nieporównywalnym chyba z osiągnięciem jakiegokolwiek poety polskiego po Mickiewiczu i Słowackim, jest jej Rota. Ten tekst, który błyskawicznie urósł niemal do rangi hymnu narodowego i na równi z hymnem jest zazwyczaj na baczność wykonywany, odzwierciedla nie tylko szczególną nośność podjętego tematu: walki w obronie polskości przed germanizacją, ale także niezwykłą ówcześnie popularność samej Konopnickiej. Opublikowany po raz pierwszy w roku 1908 na łamach czasopisma „Przodownica” — choć nie było to pierwsze nawiązanie Konopnickiej do prześladowania polskości pod zaborem niemieckim — został od razu uznany za głos całego społeczeństwa, co wynikało także z tego, że szła przed nim sława, popularność wierszy patriotycznych, wierszy dla dzieci i liryków miłosnych autorki.
Ale była przecież Konopnicka także znakomitą nowelistką. Nie zostawiła po sobie tak wybitnych powieści jak Orzeszkowa, ale w dziedzinie noweli — czy była mniejszym talentem niż Prus, niż Czechow? Kiedyś Jan Lechoń, wielki polski poeta dwudziestolecia międzywojennego, później tragiczna postać emigracji po drugiej wojnie światowej, powiedział, że Konopnicka byłaby pewnie uznana na świecie jak Czechow, gdyby nie zdecydowała się poświęcić części swojej twórczości serwitutom patriotycznym, pisaniu utworów, które przynosiły jej i sprawie narodowej coś istotnego w innym wymiarze niż tylko czysto artystyczny. Dodajmy, że pisarstwo przynosiło Konopnickiej także pieniądze, bo oczywiście musiała utrzymywać liczną rodzinę. Nie miała środków, które pozwoliłyby jej uprawiać literaturę jako rozrywkę, sztukę dla sztuki.
Współcześni krytykowali Konopnicką za to, że pisała utwory patriotyczne za pieniądze.
Można zadać pytanie: czy robiła to wbrew swoim przekonaniom? Na pewno nie, to nie był głos fałszywy, głos kupiony za pieniądze.
Konopnicka była chyba największą w naszej literaturze ofiarą zarówno biedy, która kazała jej zarabiać pisaniem patriotycznych „szlagierów”, jak też polskiego losu, który kazał poetom harować za polityków, księży i za wojsko. Mówię, że była ofiarą, bo była zmarnowanym talentem na miarę Czechowa w noweli, i mogła być w wierszach poetką, gdyby nie musiała udawać wciąż wieszczki, hetmanki, pouczać, zagrzewać i krzepić. [Jan Lechoń, Dziennik, t. 3, Warszawa 1993]
[…]
Czy Orzeszkową i Konopnicką można nazwać pierwszymi feministkami?
Nie, na pewno nie były feministkami. Oczywiście sprzyjały ruchowi emancypacji kobiet, ale przypomnijmy, jak pisała Konopnicka kiedyś właśnie o środowisku feministek, z wyraźną nawet złośliwością. Wspomniała, że była na wiecu kobiet domagających się prawa głosu: „Że go nie mają, tego sądząc po szalonej wrzawie nikt by się domyślić nie mógł”. Potrafiła zdobyć się na ironiczny dystans.
Zgryźliwą uwagę?
Ironiczny dystans do wszystkich, którzy z takim fanatyzmem ideowym podchodzą do rozmaitych zagadnień. Ale jak najbardziej obie pisarki wspierały i symbolizują realną emancypację polskich kobiet drugiej połowy dziewiętnastego wieku. Dwie kobiety w tak trudnych warunkach, w szczególności Konopnicka, ale i Orzeszkowej łatwo po stracie dużej części majątku nie było, potrafiły wybić się do stanowiska pierwszych autorów — celowo używam rodzaju męskiego, by nie różnicować płci — pierwszych głosów w polskiej literaturze początku dwudziestego wieku, na równi z Prusem i Sienkiewiczem. Nie ma chyba porównywalnej sytuacji w innych literaturach europejskich owego czasu, takiego — można powiedzieć — doskonałego parytetu płci na szczytach literackiej sławy i uznania. To świadczy właśnie o swoistej zdolności emancypacyjnej w polskim społeczeństwie, silniejszej niż w wielu innych, a zarazem o przykładzie zachęcającym dla innych kobiet: i my możemy stać się wielkie, ważne, wyzwolone. Wyzwolone jednakże nie od wszelkich zasad — przed tym i Orzeszkowa, i Konopnicka bardzo mocno przestrzegały kobiety swojego czasu — ale od tego, co trzyma nas poniżej poziomu aspiracji dostępnych dla mężczyzn. W tym sensie obie pisarki jak najbardziej można by nazwać nie tyle feministkami, ile wzorami polskiej drogi do emancypacji. Nie przeciw wspólnocie narodowej, nie przeciw innym obowiązkom społecznym, ale poprzez zaangażowanie w te najważniejsze sprawy właśnie, na równi z mężczyznami. Tak się ta polska emancypacja dokonywała.
Czy twórczość obu pań wytrzymała próbę czasu? Wspomniałam wcześniej o Naszej szkapie, noweli z końca dziewiętnastego wieku, która w ostatnich dziesięcioleciach uchodziła w szkole za lekturę mało związaną z naszą rzeczywistością. Była dyskusja między innymi i o tym tytule przy opracowywaniu kolejnych podstaw programowych i list lektur obowiązkowych.
Sądzę, że zasługuje na odczytanie na nowo na przykład Miłosierdzie gminy, czyli opis bezwzględności, pseudoopieki społecznej. Ileż razy wracają te problemy dzisiaj, współcześnie. Czy tego rodzaju aktualizujące odczytanie bardzo drapieżnych i jednocześnie świetnie operujących czysto literackimi środkami opowiadań Konopnickiej nie mogłoby odświeżyć znaczenia, przypomnieć wartości tych lektur? Myślę, że to zabieg, który warto podjąć w polskich szkołach choćby na próbę. Do takiej lektury codziennej, domowej szczególnie — jeszcze raz to powtórzę — warto polecić wiersze Konopnickiej, najrozmaitsze, i te patriotyczne, piękne, mówiące na przykład w bardzo nowoczesny sposób o zagrożeniu polskiej własności wykupem przez obcych, przez Niemców, i te wiersze czysto liryczne, wykorzystujące arcybogate i arcytrudne doświadczenia życiowe poetki. One, moim zdaniem, próbę czasu znakomicie wytrzymują, a to, że nie są wznawiane, że nie są dzisiaj popularyzowane, na przykład przez magazyny kobiece, to myślę — tym gorzej dla tych magazynów. Tym gorzej świadczy to o wyobraźni i kulturze literackiej, jeżeli jedynym środkiem do sławy Marii Konopnickiej ma być w dwudziestym pierwszym wieku jej homoerotyczna więź z Marią Dulębianką. Taka interpretacja świadczy nie o Marii Konopnickiej, ale o tych, którzy do tego rodzaju perspektywy redukują kulturę i ludzkie życie.