Ordensburg nad Krosinem (cz. I)

opublikowano: 2009-08-12, 07:18
wszelkie prawa zastrzeżone
Tajemniczy Ordensburg jest tematem wielu współczesnych legend, według których miał on być połączony ukrytym tunelem ze starym zamkiem w Złocieńcu. Inni opowiadają, że na czterech wieżach (wybudowano jedynie dwie) miała stanąć gigantyczna hala sportowa, że płyta miejscowego stadionu miała podgrzewaną nawierzchnię, a nawet że w wodach Krosina miał istnieć ośrodek szkoleniowy miniaturowych łodzi podwodnych. Tego typu mitów jest wiele więcej. Fakt, że od lat pięćdziesiątych XX wieku nad Krosinem rozlokowały się polskie jednostki wojskowe, czyni obiekt niedostępnym i sprzyja powstawaniu kolejnych legend.
reklama
Autor artykułu jest badaczem dziejów Pojezierza Drawskiego. Spod jego pióra wyszły dotąd 4 książki, w tym Od nazistowskiej twierdzy do polskich koszar poświęcona obiektowi w Budowie koło Złocieńca.

Złocieniec leży na Pomorzu Zachodnim w urokliwej krainie wśród licznych jezior i zalesionych pagórków. Kilka kilometrów na północny wschód od miasteczka znajdują się dwa jeziora o kryształowo czystej wodzie: Wilczkowo i Krosino, które łączy rzeka Drawa, lubiana przez kajakarzy z całej Polski. Między jeziorami rośnie się piękny las, który jeszcze w latach pięćdziesiątych nazywany był Puszczą Polską (przed II wojną światową: Polenheide). Nazwa nie jest przypadkowa, gdyż od końca XIV przez ponad trzysta lat obydwa jeziora i rzeka Drawa leżały na granicy I Rzeczpospolitej i Brandenburgii (później królestwa Prus). Dla Niemców z dawnego Falkenburga (dziś Złocieniec) las między jeziorami leżał za polską granicą, dlatego nazywali go Puszczą Polską (Polenheide). Przebieg granicy w tym miejscu opisał między innymi siedemnastowieczny lustrator w dokumencie „Lustracja województw wielkopolskich i kujawskich 1628-1632”.

Zanim w drugiej połowie XIX wieku zbudowano szosę ze Złocieńca do Czaplinka, stary szlak do Polski biegł między wspomnianymi jeziorami, przecinając Puszczę Polską. Miejsce to od setek lat ludzie traktowali jako szczególne i tajemnicze, gdzie według miejscowych legend natrafić można było na działanie mrocznych i obcych człowiekowi sił. To tutaj straszyć miały upiory francuskich żołnierzy zabitych w zasadzce przez miejscowych rabusi (legenda o Francuskim Stanowisku). Zupełnie niedaleko nad Drawą wznosi się niewielkie wzgórze nazywane niegdyś Wzgórzem Szubienicznym (Galgenberg), gdzie podobno w 1618 roku spalono czarownicę ze Złocieńca. Jeszcze sto lat temu mieszkańcy okolic opowiadali, że na Wzgórzu Szubienicznym spoczywa uśpiona księżniczka Swantja. Nocni podróżni widywali ją ponoć siedzącą na wzniesieniu i rozczesującą swoje długie, piękne włosy. Inna legenda mówi o dawnym zamku rycerzy-rabusi, wznoszącym się tuż obok. Występni rycerze postawili na wzgórzu szubienicę, gdzie pozbawili życia wielu niewinnych ludzi. Nad brzegami Wilczkowa grasować miał dawny właściciel folwarku i pałacu w pobliskiej wsi Bobrowo, który nie dość, że pozbawiony był głowy, to jeszcze lubił zamieniać się w zająca lub lisa. Na domiar złego sieci rybakom na obydwu jeziorach zrywał nocą upiorny orszak „dzikich łowców”, który występuje bardzo często w świecie regionalnych legend na terenach niemieckojęzycznych.

Złocieniec na mapie Polski.

Najbardziej zaintrygowała mnie jednak legenda dotycząca kawałka lasu położonego nad południowym brzegiem jeziora Krosino, który od wieków nazywany był Kobiecymi Łowami. Pochodzenie tej nazwy tłumaczy, dość makabryczna, dziewiętnastowieczna legenda, według której grasował tutaj sam diabeł, który konno urządzał polowania na kobiety. W 1936 r. właśnie w tym miejscu wzniesiony został monumentalny ośrodek szkoleniowy nazwany Ordensburgiem nad Krosinem. Każdego, kto zapędzi się w te strony, może zaskoczyć widok dwóch strzelistych wież, które jeden z moich przyjaciół obrazowo porównał do tolkienowskiej wieży Barad-dur w krainie Mordoru. Im bardziej zagłębimy się w mroczną historię tego ośrodka, tym bardziej doceniać będziemy trafność tego porównania.

reklama

Pamięć o legendach, o których wspomniałem powyżej, wyjechała w 1945 roku wraz z transportami Niemców, ale miejsce między Krosinem i Wilczkowem nadal pobudza wyobraźnię miejscowej ludności. Tajemniczy Ordensburg jest tematem wielu współczesnych legend, według których miał on być połączony ukrytym tunelem ze starym zamkiem w Złocieńcu. Inni opowiadają, że na czterech wieżach (wybudowano jedynie dwie) miała stanąć gigantyczna hala sportowa, że płyta miejscowego stadionu miała podgrzewaną nawierzchnię, a nawet że w wodach Krosina miał istnieć ośrodek szkoleniowy miniaturowych łodzi podwodnych. Tego typu mitów jest wiele więcej. Fakt, że od lat pięćdziesiątych XX wieku nad Krosinem rozlokowały się polskie jednostki wojskowe, czyni obiekt niedostępnym i sprzyja powstawaniu kolejnych legend.

Wieże dawnego Ordensburga nad Krosinem. Widok od strony południowej. Fot. M. Leszczełowski.

Prawdziwa historia Ordensburga nad Krosinem jest może nieco mniej spektakularna, lecz również bardzo interesująca. W niniejszym artykule spróbuję przybliżyć czytelnikom podstawowe informacje dotyczące tego obiektu.

Czym były ordensburgi?

Władze hitlerowskie przywiązywały wielką wagę do indoktrynacji młodzieży. Szczególną rolę w systemie kształcenia miały odgrywać ośrodki służące kształtowaniu młodych elit partyjnych. Budowę tego typu obiektów finansował początkowo Niemiecki Front Pracy (DAF), który powstał w miejsce wcześniej rozwiązanych związków zawodowych. Pierwotnie planowano budowę obozów, złożonych głównie z prymitywnych baraków mieszkalnych. Szybko jednak stwierdzono, że ambitny cel tworzenia „elity” wymaga dalece wspanialszych budowli. Rozpoczęto równoległe prace nad trzema monumentalnymi ośrodkami szkoleniowymi, nazywanymi ordensburgami (zamkami zakonnymi), które nawiązywały nazwą i wyglądem do średniowiecznych twierdz zakonu krzyżackiego. Nie przypadkiem położony w górach Eifel w Nadrenii Północnej Westfalii ordensburg nosił nazwę Vogelsang, tak jak pierwszy zamek krzyżacki w krainie Prusów. W południowej Bawarii, w krainie Allgaeu, powstawał drugi ośrodek w Sonthofen, a trzeci ordensburg zlokalizowano w Złocieńcu (Falkenburg) na Pomorzu Zachodnim. Planowano też utworzenie dwóch następnych ordensburgów: w Malborku i w okupowanej Polsce, w Kazimierzu nad Wisłą (Weichselburg – Zamek Wiślany).

Uczestników szkolenia w ordensburgach nazywano ordensjunkrami, co dobrze ilustrowało sposób kształcenia, którego głównym celem było pozyskanie fanatycznych zakonników w pełni oddanych führerowi – „mesjaszowi” nowej obłąkańczej wiary. Stosowanie przez nazistów terminologii religijnej było dość częste i wynikało z głoszonej przez nich ideologii. Nie zaprzeczali oni istnieniu Boga. Co więcej twierdzili, że to właśnie oni właściwie odczytują jego intencje, a kościoły chrześcijańskie wprowadziły Niemcy na fałszywą drogę, ponosząc winę za zanieczyszczenie „germańskiej rasy panów”. Tym samym ideologia nazistowska tworzyć miała odmianę nowej religii, konkurencyjnej w stosunku do kościoła katolickiego i protestanckiego. Wierzono, że Bóg w istocie wspiera narodowosocjalistyczną misję. Przekraczając bramy ośrodków, niemal wszyscy kursanci stanowili członków chrześcijańskich społeczności: katolickich lub ewangelickich. Jednym z pierwszych efektów wodzowskiego kształcenia były liczne wystąpienia ordensjunkrów z tych grup wyznaniowych. Widać chrześcijański szacunek do bliźniego nie pasował do nazistowskiego światopoglądu, opartego na dyskryminacji innych narodów i kultur.

reklama

Szkolenie w Ordensburgach nie było dostępne dla wszystkich. Dokonywano wieloetapowych i starannie zaplanowanych selekcji. Według zarządzenia Arbeitsanweisung nr 13/1938 o przyjęcie na kurs ubiegać się mogli jedynie mężczyźni o niemieckim obywatelstwie w wieku od 23 do 26 lat. Kandydat musiał mierzyć minimum 160 centymetrów i nie mógł nosić okularów, ponadto konieczne było zaświadczenie o aryjskim pochodzeniu i o zdolności do zawarcia związku małżeńskiego. Przyszły führer musiał mieć odbytą służbę wojskową i służbę pracy (RAD) oraz być w pełni zdrowy. Powinien nie tylko być członkiem lub kandydatem do partii, ale i zasłużyć się pewną aktywnością w działalności partyjnej, przy czym w jej toku powinny ujawnić się jego cechy przywódcze.

Program szkoleniowy obejmował: naukę o rasie, historię, naukę światopoglądową, filozofię, kulturę i sztukę, naukę o gospodarce, socjologię, nauki obronne, wiedzę o wrogach światopoglądowych i praktyczną pracę polityczną. Doskonałą analizę treści nauczanych w ordensburgach przeprowadził F. A. Heinen w swojej książce pod intrygującym tytułem Bezbożni, bezwstydni, pozbawieni sumienia („Gottlos, schamlos, gewissenlos”). Wspomniany autor podkreśla, że narodowosocjalistyczna nauka o rasie stanowiła główny punkt ciężkości programu szkoleniowego, prowadzonego w duchu skrajnego antysemityzmu. Kluczowym hasłem głoszonej przez nazistów pseudonauki było przekonanie o wyższości tak zwanej rasy nordyckiej. Zachowanie czystości tej rasy miało decydować o powodzeniu narodu i państwa, a jej zanieczyszczenie było rzekomo przyczyną upadku wielu wcześniejszych kultur. Synonimem zła i przeciwieństwem Aryjczyka był Żyd, który miał wnosić stałe zagrożenie „zatruwania krwi ras twórczych”.

reklama

Budowniczowie ordensburgów przyjęli pewne wspólne założenia, dotyczące wznoszonych obiektów. Po pierwsze ośrodki powinny dobrze wpisywać się w krajobraz najbliższej okolicy. W tym celu do ich budowy należało stosować materiały powszechnie dostępne w danym regionie. Ordensburg nad Krosinem zbudowano więc przy użyciu doskonałej cegły, produkowanej przez liczne złocienieckie cegielnie, dachy pokryto stylową trzciną, a wiele elementów konstrukcyjnych wykonanych było z drewna i piaskowca. Efekt był bardzo udany, później mówiło się, że poszczególne budowle wzniesiono w tak zwanym „burg-stylu”. Po drugie założono, że obiekt będzie wyposażony w najnowocześniejsze instalacje techniczne. Zgodnie z tym założeniem powstały: najnowszej generacji kotłownia, centralne ogrzewanie, hydrofornia, rezerwowy agregat prądotwórczy i kompleks oczyszczalni ścieków. W planach była również budowa spalarni śmieci.

Nazwa ośrodka koło Złocieńca ewoluowała na przestrzeni lat: początkowo nazywano go „Ordensburg am Krossinsee”, co znaczyło „Zamek Zakonny nad Krosinem”, ale 16 maja 1941 roku przyjęto oficjalną, wydłużoną nazwę: „NZ Ordensburg. Die Falkenburg am Krossinsee”, czyli „Narodowosocjalistyczny Zamek Zakonny Falkenburg nad Krosinem”. Powszechnie stosowano też skrót Kroessinsee lub Croessinsee. W niniejszym artykule stosować będę nieco skróconą i spolszczoną nazwę – Ordensburg nad Krosinem.

Wyprawa nad Krosino

Chyba najlepszym sposobem przedstawienia historii i obecnego stanu poszczególnych budynków i instalacji Ordensburga nad Krosinem, będzie udanie się wraz czytelnikami na wirtualną wyprawę terenową, którą rozpoczniemy przy ulicy Czaplineckiej w Złocieńcu. Stąd udajemy się szosą w kierunku Czaplinka. Po lewej stronie tej drogi zbudowano piękną trasę spacerową, z której dobrze widać oddalone o kilka kilometrów wieże ordensburga. Po przebyciu około kilometra miniemy znajdujące się po prawej stronie osiedle budynków z czerwonej cegły, które przed wojną służyły niemieckim pracownikom, odpowiedzialnym za budowę węzła autostrady Berlin – Królewiec, popularnej „Berlinki”. Nad wejściem głównym najokazalszego budynku administracyjnego (dawniej Strassenmasterei) dostrzec można płaskorzeźbę hitlerowskiego orła. Trzymaną w szponach swastykę ktoś zasłonił tabliczką z numerem domu. Po minięciu tego osiedla zwyczajowo nazywanego w Złocieńcu „czerwonymi domkami”, dotrzemy do miejsca gdzie nieukończona „Berlinka” przecina szosę. Dawną autostradę porastają dziś dość wysokie drzewa, a po lewej stronie między jej wałami urządzono miejskie wysypisko śmieci. Jest to właściwie odnoga słynnej autostrady, prowadząca do Frankfurtu nad Odrą, która łączy się z główną trasą kilka kilometrów na północ, w pobliżu wsi Cieszyno. Połączenie tych dwóch tras nazywane było węzłem Falkenburg (dziś Złocieniec).

reklama

Po kilkudziesięciu metrach mijamy stację benzynową i skręcamy w lewo. Do dawnego ordensburga prowadzi szosa, po której obu stronach znajduje się podwójny szpaler wysokich drzew. Dotrzemy w ten sposób do miejscowości Budów, która leży dziś w granicach administracyjnych Złocieńca. Nazwa osady pochodzi od starej wsi Bueddow, którą wymieniono już w 1333 r. w dokumencie lokacyjnym Złocieńca. Wieś wyludniła się i dopiero w XVI wieku zbudowano tutaj folwark, należący do wielkiej posiadłości ziemskiej zamku Falkenburg. Ordensburg nad Krosinem postał w 1936 r. niedaleko od folwarku na obszarze nazywanym Kobiecymi Łowami. Nawiasem mówiąc wszystkie ordensburgi powstawały na dziewiczym terenie. Takie było założenie, gdyż nauka „rewolucyjnej”, narodowosocjalistycznej ideologii winna odbywać się w zupełnie nowych obiektach, będący symbolem nowego porządku. Po wojnie doszło do pewnego zamieszania w nazewnictwie. Dawny folwark nazwano „Budowem” (Budów), a Ordensburg nad Krosinem początkowo określano jako „Burg”. Później przez dziesiątki lat utarło się stosowanie dwóch nazw: dawny folwark i niewielką osadę po południowej stronie Drawy określano jako „Budów”, natomiast do dawnego ordensburga i pobliskiego wojskowego osiedla mieszkaniowego przylgnęła nazwa „Budowo”. Tymczasem w oficjalnym spisie miejscowości widniała jedynie nazwa „Budów”. Ten chaos nazewniczy trwa do dziś. Na przykład przy szosie do Czaplinka stoi drogowskaz ze zwyczajową, jednakże formalnie nieistniejącą nazwą „Budowo”. Podobnie jest z wieloma dokumentami i powojennymi mapami.

Po przekroczeniu mostu drogowego na Drawie po lewej stronie dostrzeżemy rząd drewnianych baraków, które należały do interesującego nas obiektu. Te niepozorne budowle mają dość interesującą historię. Wybudowano je w latach trzydziestych XX wieku. Początkowo służyły robotnikom budującym ośrodek, a także młodzieży wcielonej do obowiązkowej służby pracy RAD (Reicharbeitsdienst). W 1939 r. umieszczono tutaj siedemdziesięciu pięciu polskich jeńców wojennych, którzy pracowali na terenie ordensburga. Żołnierze ci zostali przewiezieni do Budowa z większego obozu w Bornem Sulinowie. W maju 1940 roku do Budowa przybyli jeńcy francuscy, którzy, jak się miało okazać, zastąpili Polaków przy pracy. Jeden z polskich jeńców Ignacy Wyroba opisał dalsze losy Polaków:

„13 czerwca nie kazano nam iść do pracy, tylko umyć się i ogolić. Nie wiedzieliśmy, co to ma znaczyć. Tymczasem około godziny ósmej zrobiono zbiórkę. Wachmani wynieśli kilka stołów, nadjechało parę samochodów osobowych, pojawiło się kilku oficerów. Kazano nam się ustawić i jeden z oficerów przemówił w języku polskim. Powiedział, że rząd niemiecki postanowił od dziś zwolnić nas z obozu i przekazać władzom cywilnym, że od teraz nie podlegamy władzom wojskowym, lecz policji. Jak po roku wojna się skończy – to za dobrą pracę dla Niemiec zostaniemy zwolnieni do swych domów. Zapytał, czy się zgadzamy. Tym, którzy się nie zgodzili, kazał wystąpić. Wśród nas zapanowała konsternacja, bo nie wiedzieliśmy, do czego Niemcy zmierzają. Jeden z cywilów, o wyglądzie zbója, podszedł do najstarszego wiekiem jeńca i spytał go, czy pragnie wrócić do żony i dzieci. Ten mu odpowiedział, że chce wrócić zaraz, a nie po roku. Cywil wymierzył mu potężny cios w twarz. Podchodził do kilku innych, tak samo pytał i przy takich samych odpowiedziach to samo robił. Wreszcie kazał pytanym wystąpić i ustawić się twarzami do ściany baraku, a nas ponownie zapytał, czy teraz się zgadzamy, bo jeżeli nie, to tamtych czeka kula w łeb i nas również. Cóż mieliśmy zrobić? Cichym szmerem wyraziliśmy zgodę

reklama

W ten sposób pod groźbą śmierci zmuszono jeńców do zmiany statusu na robotników przymusowych.

Po wojnie w tych barakach stacjonowały: 73 batalion saperów, 8 batalion rozpoznawczy i tak zwane kompanie polowe. W listopadzie 1982 r. kwaterowali tu przez kilka miesięcy żołnierze rezerwy, których powołano do wojska po to, żeby uniemożliwić im organizowanie protestów przeciwko nowej ustawie o związkach zawodowych. Stacjonująca tu kompania składała się jedynie z aktywnych działaczy nielegalnej wówczas „Solidarności”.

Drewniane baraki, po prawej droga prowadząca w kierunku Puszczy Polskiej
Drewniane baraki - stan obecny. Fot. M. Leszczełowski.

Od baraków idziemy wspinającą się ostro pod górę szosą, po lewej stronie znajduje się osiedle bloków, gdzie mieszkają rodziny żołnierzy zawodowych. Dochodzimy do małego parkingu, gdzie skręcamy w prawo. Przed nami brama koszar 2 Brygady Zmechanizowanej Legionów imienia marszałka J. Piłsudskiego. Niestety, obiekt jest zamknięty dla turystów. Dzięki uprzejmości Dowództwa Wojsk Lądowych i dowództwa brygady miałem jednak przyjemność kilkakrotnie zwiedzić historyczną część koszar i porównać jej stan obecny z historycznymi zdjęciami i opisami.

Wejście do dzisiejszych koszar wysunięte jest wyraźnie na zachód w stosunku do dawnej bramy ordensburga. Mijamy biuro przepustek i po kilkuset metrach docieramy do kompleksu budynków historycznych. W 1939 roku wybudowano wielki gmach komendantury, który był najdalej wysuniętym na zachód budynkiem ordensburga. Oprócz komendy ośrodka i siedziby komórki partyjnej NSDAP mieściły się tutaj: kancelaria, biblioteka, dział personalny, archiwum, laboratorium i ciemnia fotograficzna oraz sale narad i konferencyjne.

Budynek komendantury i hali widowiskowej zimą 1943 roku. Na pierwszym planie widać również bramę ośrodka, która padnie ofiarą pożaru latem 1944 r.

Komendantura, nazywana dzisiaj „sztabem” lub „czworokątem”, zachowała jedynie częściowo swój pierwotny wygląd. Powodem takiego stanu rzeczy był pożar, który wybuchł latem 1967 r. w wyniku niefrasobliwości kwaterujących w tym budynku żołnierzy. Trzcinowy dach, wysuszony podczas długotrwałych upałów, palił się bardzo szybko. Pomimo przybycia do Budowa ponad dwudziestu jednostek pożarniczych długo nie udawało się powstrzymać żywiołu. W końcu strażacy zerwali znaczny odcinek dachu, co powstrzymało dalsze rozprzestrzenianie się płomieni.

reklama

Pożar pochłonął pokrycie dachu i drewnianą więźbę, część pomieszczeń nie została zniszczona ani zdewastowana, dlatego też stosunkowo szybko żołnierze wprowadzili się z powrotem do „czworoboku”. Szkoda, że podczas odbudowy tego gmachu skupiono się na funkcjonalności budynku, a zupełnie zaniedbano walory estetyczne i zachowanie jego pierwotnego stylu. Spalone fragmenty zwieńczono brzydkim płaskim dachem, co zeszpeciło dawną komendanturę. Dziś łatwo rozpoznać, które partie gmachu były objęte pożarem przed czterdziestu laty. Na szczęście północne, reprezentacyjne skrzydło „czworoboku” zachowało dawny układ i wygląd. Również wnętrze budynku posiada dziś historyczny wystrój. Zachowała się też kompletna drewniana kolumnada otaczająca wewnętrzny dziedziniec.

Podobne ujęcie z 2008 r. Budynki „czworoboku” (komendantury) i nowej hali gimnastycznej (dawnej hali widowiskowej). Ta ostatnia ma oryginalne przedwojenne mury dawnej hali widowiskowej, co można rozpoznać między innymi po okrągłych oknach na parterze i kamiennych kolumnach w lewej ścianie hali. Zdjęcie pozwala ocenić fatalne skutki pożaru z 1967 r. Fot. M. Leszczełowski.
Rejon bramy głównej, po prawej budynek komendantury.

Pewną ciekawostkę stanowią metalowe posągi jeleni znajdujące się przed gmachem „czworoboku”. Nie należą one do oryginalnego wystroju ordensburga, gdyż na początku lat pięćdziesiątych zostały przeniesione z pobliskiego pałacu w Bobrowie, należącego dawniej do rodziny von Knebel-Doeberitz.

Brama wjazdowa z płaskim dachem. Na drugim planie widać okrągłą wieżę.

Do lata 1944 r. droga do ośrodka prowadziła przez bramę, nad którą umieszczono orła ze swastyką w szponach i która wspierała się na ośmiu solidnych, dębowych kolumnach. Brama oraz znajdujące się obok centrala telefoniczna i wartownia padły ofiarą wielkiego pożaru latem 1944 r. Ogień pojawił się w pralni i szybko rozprzestrzeniał się w kierunku komendantury. Strażacy zerwali jednak fragment zadaszenia, co tym razem uchroniło komendanturę przed płomieniami. W trakcie gaszenia pożaru wiatr zmienił kierunek i ofiarą żywiołu padła górna część pięknej kantyny. Efekty pożaru z 1944 r. widać do dziś, gdyż w miejscu stylowego kompleksu budynków administracyjno-gospodarczych stoją nieestetyczne klockowate budyneczki. Nieco na lewo od dawnego wejścia w końcu lat sześćdziesiątych zbudowano bramę dla wagonów z miałem węglowym dla podziemnej kotłowni. Wtedy też powstała bocznica kolejowa poprowadzona od linii Złocieniec – Połczyn Zdrój. Tę inwestycję zrealizowała jednostka polskich wojsk inżynieryjnych.

Bocznica kolejowa i fragment spalonego w 1944 r. zachodniego skrzydła kompleksu budynków administracyjno-gospodarczych.
W wyniku powojennych zdarzeń wygląd Placu Honorowego zmienił się w sposób zasadniczy. Po dawnej Hali Honorowej i hali sportowej nie ma praktycznie śladów.

Z gmachem komendantury sąsiaduje dawna hala widowiskowa, która dziś jest wykorzystywana przez polskich żołnierzy jako hala sportowa. Budynek wzniesiono na tak zwanym Placu Honorowym, który obramowany był trzema obiektami, z których tylko jeden dotrwał do naszych czasów.

reklama
Hala Honorowa

Na południowym krańcu placu zbudowano otoczoną kolumnadą otwartą Halę Honorową, której masywne kamienne kolumny dźwigały pokryte strzechą zadaszenie. Wewnątrz wzniesiono dwumetrowy pomnik poświęcony szesnastu monachijskim puczystom, którzy zbyt wcześnie spróbowali zaprowadzić w Niemczech faszystowski porządek i zginęli w walce z monachijską policją. Pomnik autorstwa Willy’ego Mellera przedstawiał orła ze swastyką. Nazwiska puczystów zostały wygrawerowane na uchwytach pochodni przymocowanych do szesnastu tylnych kolumn. Według relacji polskich żołnierzy zawodowych halę rozebrano w drugiej połowie lat sześćdziesiątych, dziś nie ma po niej śladu.

Po zachodniej stronie placu zbudowano, wspomnianą już, halę widowiskową, która oprócz wielkiej auli mieściła też bibliotekę. W 1967 r. ten piękny budynek padł ofiarą pożaru, który strawił trzcinowo-drewniane zadaszenie. Usuwając skutki kataklizmu, zniszczoną drewnianą konstrukcję dachu zastąpiono betonowym stropem. Dodatkowo dobudowano jeszcze jedno piętro zwieńczone brzydkim, pospolitym płaskim dachem. Przed pożarem hala widowiskowa wyposażona była w składane krzesełka i pełniła również rolę kina. Odbywały się tutaj różnorodne imprezy kulturalne i uroczystości. Po przebudowie budynek stał się typową halą sportową.

Oryginalne kamienne kolumny starego budynku dydaktycznego w murach nowej hali gimnastycznej. Fot. M. Leszczełowski.

Po wschodniej stronie Placu Honorowego, dokładnie naprzeciwko hali widowiskowej, wzniesiono bardzo podobną do tej ostatniej halę gimnastyczną. Budynek ten został zniszczony w latach 1945-1946 podczas pobytu w ordensburgu wojsk rosyjskich. Okoliczności zburzenia hali nie są znane. Obok hali sportowej miała powstać kryta pływalnia, ale prac nad nią nie ukończono. W miejscu dawnej hali sportowej znajduje się ośrodek służby wartowniczej i skromne pozostałości dawnego budynku (klinkierowa podłoga i podstawy kamiennych kolumn).

Ciekawostką jest fakt wykorzystywania placu w latach sześćdziesiątych jako parku wozów bojowych dla czołgów 68 Pułku Czołgów Średnich. Po wybuchu pożaru komendantury i hali widowiskowej, kierowcy szybko dotarli do swoich maszyn na placu i odprowadzili czołgi w bezpieczne miejsce. Żołnierze musieli działać błyskawicznie, gdyż paliła się już hala widowiskowo, która bezpośrednio graniczyła z parkiem wozów bojowych. Sytuacja była poważna, ponieważ znaczna cześć czołgów stała na tak zwanej konserwacji (gotowe do użycia w wypadku wojny) i wypełniona była amunicją bojową. Jeszcze większym zagrożeniem były zbiorniki paliwa i dwustulitrowe beczki z olejem napędowym przytroczone do czołgów. Niektóre plandeki przykrywające wozy bojowe już zaczęły się palić. Czołgi stały pod gołym niebem, przykryte jedynie tymi plandekami. Początkowo akcją zjeżdżania z placu nikt nie kierował i żołnierze działali całkowicie spontanicznie. Pomimo tego nie doszło do żadnego wypadku, a wszystkie czołgi zostały uratowane.

++Zobacz drugączęść artykułu <<++

Nieistniejąca dziś hala sportowa w czasie budowy.

Przeczytaj część drugą artykułu.

Zobacz też

Bibliografia

  1. F. Brill, Die Burggemeinschaft. NS Ordensburg „Falkenburg am Krossinsee”, odcinek 11/1943.
  2. F. A. Heinen, Gottlos, schamlos, gewissenlos. Zum Osteinsatz der Ordensburg-Manschaften, Duesseldorf 2007.
  3. J. Leszczełowski, Ostatnie stulecie Falkenburga, Warszawa 2007.
  4. R. Sawinski, J. Leszczełowski, Od nazistowskiej twierdzy do polskich koszar. Historia obiektu w Budowie koło Złocieńca, Warszawa 2008.

Zredagował: Kamil Janicki

reklama
Komentarze
o autorze
Jarosław Leszczełowski
Historyk-amator, hobbystycznie bada historię regionalną Pojezierza Drawskiego. Autor czterech książek („Ostatnie stulecie Falkenburga”, „Drawsko Pomorskie. Pojezierze Drawskie zaklęte w starej widokówce”, „Złocieniec. Przygoda z historią”, „Od nazistowskiej twierdzy do polskich koszar”) i wielu artykułów w regionalnej prasie. Wydawca, współwłaściciel rodzinnej oficyny Aljar

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone