Od prawa recytowanego do pisanego
22 listopada 643 r., w Pawii, król Rotari ogłosił pierwszą pisemną kodyfikację prawa Longobardów. W pełniącym funkcję epilogu rozdziale 386 tego aktu czytamy: „Niniejszy edykt naszych rozporządzeń (...) ułożyliśmy, poszukując i przypominając sobie z najwyższą starannością, jakiej użyczyła nam łaska niebios (...) starodawne prawa ojców naszych, które [dotychczas] nie były spisane ([inquirentes et rememorantes antiquas legis patrum nostrorum, quae scriptae non erant]), i (...) za wspólną radą i zgodą naszych wielmożów, sędziów oraz całego naszego najszczęśliwszego wojska poleciliśmy zapisać je na tym oto pergaminie (...) potwierdzając nadto przez gairethinx, według zwyczaju naszego ludu, że ma to być prawo trwałe i niewzruszone”. Jednocześnie król zastrzegł na przyszłość, „że cokolwiek z bożą łaską badając wnikliwie starodawne prawa Longobardów, zdołamy sobie jeszcze przypomnieć osobiście lub przez starców ([tam per nosmetipsos quam per antiquos homines memorare potuerimus]), winniśmy to dołączyć do niniejszego edyktu”.
Jest to jedyna w swoim rodzaju uroczysta deklaracja królewskiego kodyfikatora, sformułowana i zapisana dokładnie w tej samej chwili, gdy normy plemiennego prawa przenoszono z ustnej tradycji „na ten oto pergamin” ([in hoc membranum scribere iussimus]). Zwraca uwagę dwojaka legitymizacja edyktu. Nie wystarczył sam akt królewskiej woli, nawet wsparty formułką o wspólnej zgodzie wielmożów i „całego wojska”; trzeba jeszcze było wspomnieć o zatwierdzeniu kodyfikacji per gairethinx, czyli przez tradycyjny rytuał wiecowej aklamacji. Rotari nie był malowanym władcą, ale uważał za stosowne podkreślić, że oprócz niego i w zgodzie z nim w tak ważnej sprawie wypowiedział się wiec. Stary plemienny obyczaj ([ritus gentis nostrae]) wymagał, aby w ten sposób, przez potrząśnięcie włóczniami na zgromadzeniu, wyrażona została powszechna zgoda dostojników i ogółu wojowników, czyli całego ludu Longobardów. Nie bez powodu redaktorzy tego edyktu w uroczystym prologu posługiwali się zamiennie etnicznym określeniem ludu ([Langobardi]) i technicznym określeniem wojska ([exercitus]).
Przeczytaj:
- Mozarabowie: iberyjscy chrześcijanie pod muzułmańskim panowaniem
- Statuty nieszawskie Kazimierza Jagiellończyka (1454)
Przed 643 r. prawo Longobardów nie było spisane, ale istniało od wielu pokoleń. W epilogu stwierdzono to czarno na białym. Godna uwagi jest przy tym deklaracja o stosunku edyktu do wcześniejszego, niepisanego prawa. Rotari nie przedstawił się w epilogu jako prawodawca, lecz jako kodyfikator dawnych norm. Król podkreślił z naciskiem, że poszukiwał starannie w pamięci starodawnego prawa przodków, aby je przenieść na pergamin. Nie chodziło tu o pamięć jednostki, lecz o pamięć wspólnoty przekazywaną ustnie z pokolenia na pokolenie. Istotną rolę odgrywali w tym zapewne „starcy” ([antiqui homines]), na których powołał się w epilogu królewski kodyfikator.
Mimo ogłoszenia edyktu prawo pisane nie uzyskało wyłączności. Rotari zapowiedział, że będzie w dalszym ciągu badał tradycję i sięgał do pamięci prawnej swego ludu, aby uzupełnić edykt o normy, które przeoczył podczas prac nad pierwszą kodyfikacją. Być może władca, który już w edykcie z 643 r. zmodyfikował niejedną starą regułę, pozostawiał sobie otwartą furtkę pozwalającą wprowadzać do prawa Longobardów kolejne zmiany pod pozorem uzupełnień. Dopisany po epilogu rozdział 387, eliminujący krwawą zemstę za nieumyślne zabójstwo, wydaje się taką zakamuflowaną innowacją. Ale król Liutprand, największy po Rotarim kodyfikator, choć otwarcie ustanawiał nowe i zmieniał dawne normy prawne, w dwóch wypadkach powołał się na stare zwyczaje ([antiquae cawarfidae]). Obowiązywały one od dawna w sądowej praktyce – wyjaśniał król – mimo że nie były dotąd zapisane w edyktach. Liutprand zapełnił lukę, wpisując owe normy do korpusu praw. Postąpił więc dokładnie tak samo, jak deklarował Rotari w epilogu z 643 r. Nie ulega wątpliwości, że wiele zwyczajowych norm pozostało poza pisanym prawem. Działo się tak nie tylko u Longobardów. Prawa barbarzyńców miały kazuistyczny, a nie systematyczny charakter. Zakres rzeczowy tych kodyfikacji bywał rozmaity, ale żadna nie ogarniała wszystkich obowiązujących norm. Obok spisanego funkcjonowało i cieszyło się uznaniem prawo niepisane, które przed kodyfikacją panowało niepodzielnie.
Ktoś musiał zachowywać to prawo w pamięci, głosić je na zgromadzeniach, gdzie rozsądzano spory i osądzano przestępstwa, oraz dbać o wierny przekaz tradycji. U Franków sformułowanie wyroku należało do tzw. rachinburgów, którzy na lokalnym wiecu sądowym ([in mallo]) pełnili funkcję podobną do późniejszej ławy przysięgłych. Na placu wiecowym zasiadali oni w wyróżnionym miejscu ([rachinburgi in mallobergo sedentes]) i mieli obowiązek przedstawić zgromadzonym, zapewne do aklamacji, uzgodniony między sobą wyrok. Sprowadzał się on do wskazania odpowiedniej normy, czyli – jak to wprost określały Lex Salica i Lex Ribuaria – do „powiedzenia prawa salickiego” (bądź prawa ripuarskiego). Siłą rzeczy rachinburgowie musieli to prawo znać. Nie wygląda jednak na to, by ich wiedza mogła pochodzić z lektury. Mallus był ośrodkiem lokalnej wspólnoty wiecu i sądu. W tej wspólnocie rachinburgowie cieszyli się bez wątpienia autorytetem, ale należeli do grona sąsiadów i czytać, do tego jeszcze po łacinie, na ogół nie potrafili. Nie tylko przed pisemną kodyfikacją, ale i w jakiś czas po niej, głównymi kustoszami tradycji prawnej musieli być sędziowie wyższego rzędu, wyrastający ponad lokalne wspólnoty.
Tekst jest fragmentem książki Karola Modzelewskiego Barbarzyńska Europa :
W Średniowiecznej Islandii główną rolę odgrywał na tym polu człowiek piastujący urząd głosiciela prawa ([logsogumadr)]. Przewodniczył on na dorocznym ogólnokrajowym wiecu zwanym althingiem, a otwierając to zgromadzenie, musiał za każdym razem uroczyście recytować normy islandzkiego prawa. Najsłynniejszy z logsogumadrów, Snorri Sturluson, piastował ten urząd w latach 1215–1218 i 1222–1231. Był on człowiekiem pióra, a islandzkie prawa zwyczajowe zostały spisane około 1117–1118 r. Mimo to Snorri w ciągu trzynastu lat urzędowania musiał te prawa trzynastokrotnie wygłaszać. Nie czytać, ale właśnie recytować z pamięci. Taka była zwyczajowa powinność logsogumadra, prastary rytuał, który w kulturze tradycyjnej, opartej na przekazie ustnym, miał też istotne znaczenie praktyczne. W Norwegii podobną rolę, tyle że w skali regionalnej, odgrywali lagmanowie: głosili oni prawo i przewodniczyli na thingach poszczególnych prowincji. Już Konrad Maurer uważał, że u podstaw dwunastowiecznych praw Frostatingu i Gulatingu legły zapisy zwyczajowych norm głoszonych na tamtejszych wiecach przez lagmanów. Podobnego zdania jest Aron Gurewicz. Nie mamy wprawdzie bezpośrednich informacji o trybie norweskich kodyfikacji, wydaje się jednak, że zapis ustnej tradycji plemiennego prawa musiał odbywać się w taki właśnie sposób. Za trafnością tego domysłu przemawiają informacje i poszlaki dotyczące sporządzenia prawa Bawarów, prawa salickiego i prawa Fryzów.
Prolog prawa Bawarów jest prawdziwym popisem średniowiecznej erudycji. Osnowa została zapożyczona z Etymologii Izydora z Sewilli. Na początku figuruje poczet antycznych prawodawców, od Mojżesza do Teodozjusza, po czym następuje stwierdzenie, że z czasem rozmaite ludy wybrały sobie prawa wedle własnego zwyczaju. „Stary zwyczaj traktowany jest bowiem jak prawo ([longa enim consuetudo pro lege habetur]). Prawo są to rozporządzenia ustanowione na piśmie, zwyczaj zaś jest sprawdzonym od dawna obyczajem, czyli prawem niepisanym. Albowiem prawo bierze nazwę od czytania ([nam lex a legendo vocata]), gdyż jest spisane (...). Zwyczajem zaś nazywamy to, co jest zwykle w użyciu”.
Przeczytaj:
W tym miejscu kompilator odstąpił od Izydora, by przedstawić pogląd na kodyfikację prawa Bawarów: „Gdy król Franków, Teodoryk, bawił w Châlon, wybrał mędrców, którzy byli w jego królestwie znawcami starodawnych praw ([elegit viros sapientes qui in regno suo legibus antiquis eruditi erant]). Król polecił im, by według jego wskazań spisali prawa Franków, Alemanów i Bawarów oraz wszystkich [innych] ludów podlegających jego władzy, zgodnie ze zwyczajem każdego z nich; dodał to, co należało dodać, i usunął to, co nieporządne; to zaś, co było według zwyczaju pogan, zmienił zgodnie z prawem chrześcijan. A czego król Teodoryk ze względu na starodawny zwyczaj pogan nie zdołał naprawić, to później zaczął [zmieniać] król Childebert, król Chlotar zaś doprowadził do końca. Wszystko to przesławny król Dagobert przez jaśnie oświeconych mężów Klaudiusza, Chadoinda, Magnusa i Agilulfa odnowił, ulepszył wszystkie stare prawa i przekazał je na piśmie każdemu ludowi w takiej postaci, w jakiej trwają do dziś”.
W tej postaci, jaką znamy, Lex Baiuvariorum nie pochodzi jednak z czasów, o których wspomina prolog, lecz z pierwszej połowy VIII w. Dokładna data sporządzenia tekstu jest sporna. Zdaniem Franza Beyerle i Karla Augusta Eckhardta spis powstał w klasztorze Altaich między r. 741 a 743. Mogłoby to tłumaczyć książkową uczoność prologu oraz wizygockie koneksje pisarza. Kimkolwiek zresztą ów pisarz był, z pewnością nie uważał się za kodyfikatora. Opatrzył tylko istniejący już tekst prologiem, a może też w innych miejscach przyłożył rękę do nadania spisowi prawa pewnej ogłady literackiej.
Nie wynika z tego, że można przyjąć za dobrą monetę zawarte w prologu twierdzenie, jakoby pierwszą kodyfikację prawa Bawarów, a także Franków, Alemanów i jakichś jeszcze innych ludów przeprowadził Teodoryk I (511–534). W rzeczywistości prawo salickie skodyfikował ojciec Teodoryka, Chlodwig, w ostatnich latach panowania (507–511), a Frankowie ripuarscy długo jeszcze czekali na swoją kolej. Harald Siems słusznie zauważył, że podjęcie takiej inicjatywy wobec Bawarów przez Teodoryka Inie mieści się w granicach historycznego prawdopodobieństwa. Przedstawiając władcę sprzed dwóch stuleci jako inicjatora pierwszej bawarskiej kodyfikacji, kompilator prologu po prostu wyraził pogląd, że Lex Baiuvariorum jest tekstem o bardzo starym, czcigodnym rodowodzie. Opowieść o tym, jak Teodoryk zabrał się do dzieła, nie jest jednak bezwartościowa. Jest ona projekcją doświadczeń duchowieństwa, które w VIII w. całkiem dobrze wiedziało, jak to się robi. Autor prologu zdawał sobie sprawę, że pisemna kodyfikacja musiała trzymać się starych zwyczajów, wobec czego należało zaangażować w to przedsięwzięcie znawców ustnej tradycji prawnej. Wiedział ponadto, że stare zwyczaje nosiły znamię pogańskich wierzeń, które król przy kodyfikacji starał się wyeliminować, ale ze względu na głębokie zakorzenienie starodawnej tradycji nie mógł zmienić zbyt wiele za jednym zamachem. Nie powinniśmy lekceważyć tej wiedzy.
Tekst jest fragmentem książki Karola Modzelewskiego Barbarzyńska Europa :
Najstarsze wiadomości o tym, jak postępowano przy kodyfikacji zwyczajów prawnych, zawiera tzw. Krótki prolog do prawa salickiego. Prolog ten pochodzi z VI w. i zasadniczo zasługuje na wiarę, mimo że dołączono go do korpusu norm prawnych w jakiś czas po ich spisaniu. Charakterystyczne, że w roli inicjatora kodyfikacji nie występuje tu król, lecz plemię: „Spodobało się z pomocą Pana i zostało uzgodnione między Frankami oraz ich możnymi, aby dla zachowania między sobą pokoju położyć kres narastaniu wszelkich gwałtownych sporów (...)”. Sformułowanie to przywodzi na myśl decyzję wiecu lub przynajmniej konsens zgromadzenia, zwłaszcza że w następnym zdaniu czytamy: „Byli więc między nimi wybrani spomiędzy wielu czterej mężowie o imionach Wisogast, Arogast, Salegast i Widogast we wsiach położonych za Renem: w Bodeheim, Saleheim i Widoheim, którzy [to mężowie], spotykając się na trzech [kolejnych] wiecach i omawiając starannie początki wszelkich spraw sądowych, wydali o każdej następujący osąd (...)” ([qui per tres mallos convenientes omnes causarum origines sollicite discutientes de singulis iudicium decreverunt in hoc modo]). Po tych słowach następuje spis 65 tytułów prawa salickiego.
Salegasta i Widogasta wolno uznać za eponimów położonych na wschód od Renu miejscowości Saleheim i Widoheim. Wymienione w prologu nazwy miejscowe wskazują widocznie na miejsca pochodzenia ludzi wybranych do kodyfikacji. Byli oni niewątpliwymi Frankami z jednolicie germańskich obszarów Austrazji. Trudno spodziewać się po takich ludziach, że w ciągu dziesięciu lat od chrztu Chlodwiga poznali łacinę i sztukę pisania w stopniu wystarczającym do uwiecznienia prawa salickiego na pergaminie. Prolog nie sugeruje zresztą niczego podobnego. Czterej mężowie, których Frankowie wybrali ze swego grona dla przeprowadzenia kodyfikacji, wykonywali powierzone im zadanie nie przy pulpicie do pisania, lecz per tres mallos.
Termin mallus był zlatynizowaną formą starogermańskiego wyrazu mahla (mowa, zgromadzenie). Był też synonimem wyrazu thing (wiec). W stosunkowo późnym (1071 r.), ale w kwestiach słownictwa miarodajnym dokumencie opata Odalryka z Lorsch czytamy, że grupa chłopów została zwolniona z obowiązkowego udziału w trzech walnych wiecach sądowych ([mallus]), zwanych pospolicie ungebotene ding, które co roku odbywały się we dworze klasztornym ([a tribus principalibus mallis, qui vulgo ungeboden ding vocantur, quibus ad curtim Liutereshusin annuatim manniebatur]). W tym wypadku chodziło o sądownictwo patrymonialne, sprawowane na mocy immunitetu przez opata jako pana gruntowego, ale same instytucje sądowe oraz ich nazwy miały przedimmunitetowy rodowód. Określenie principalis mallus, czyli ungebotene thing, oznaczało wiec powszechny, na którym w zwyczajowych, znanych każdemu terminach gromadzili się, w zasadzie obowiązkowo, mieszkańcy okręgu sądowego. Gebotene thing oznaczał natomiast zgromadzenie zwołane specjalnie dla rozpatrzenia jakiejś sprawy, często w węższym składzie, z obowiązkowym udziałem rachinburgów i zainteresowanych stron.
Przeczytaj:
W prawie salickim wyraz mallus występuje wielokrotnie i oznacza zawsze wiec sądowy – powszechny lub specjalnie zwołany. Nie sposób przypuścić, by w prologu użyto tego słowa w jakimś innym znaczeniu. Waga sprawy oraz zwrot per tres mallos wskazują, że mowa o trzech kolejnych wiecach powszechnych. Tam, w obecności zgromadzonego ludu, Wisogast, Arogast, Salegast i Widogast spełnili powierzoną im misję. Polegała ona, według lapidarnych słów prologu, na rozpatrzeniu przyczyn wszelkich spraw sądowych – nie tylko tych, które zostały akurat wniesione podczas trzech kolejnych wieców, ale wszystkich w ogóle ([omnes causarum origines]) i na wydaniu w każdej z nich wyroku ([de singulis iudicium decreverunt]). Wydanie wyroku na wiecu polegało na wygłoszeniu odpowiedniej normy prawa Franków salickich; należało dicere legem salicam. Nasuwa się wniosek, że czterej mężowie wybrani przez Franków do przeprowadzenia kodyfikacji robili to samo, co islandzki logsogumadr na kolejnych althingach, a norwescy i szwedzcy lagmanowie na thingach prowincjonalnych: głosili prawo. Wisogast, Arogast, Salegast i Widogast robili to jednak ze szczególną starannością i komisyjnie, gdyż zostali do tego specjalnie wybrani jako ludzie najbardziej kompetentni. W toku kodyfikacji rola tych najwybitniejszych głosicieli plemiennego prawa Franków nie polegała na pisaniu, lecz na mówieniu.
Ich słowa musiał tłumaczyć na łacinę i zapisywać ktoś inny: jakiś skryba, którego imię nie było widocznie godne uwiecznienia w prologu. Ów skryba znał – rzecz jasna – mowę Franków, bodaj nawet lepiej niż łacinę, jak można wnosić z licznych barbaryzmów występujących w tekście prawa salickiego. Zanotowane przez niego słowa głosicieli prawa musiały jeszcze przejść redakcyjną obróbkę, a przy okazji cenzurę. Na Ślad takiej dwuetapowej redakcji oraz ingerencji cenzorskich naprowadza osobliwa struktura prawa Fryzów.
Tekst jest fragmentem książki Karola Modzelewskiego Barbarzyńska Europa :
Decyzja o kodyfikacji zwyczajowych praw Sasów, Turyngów, Franków Chamawskich i Fryzów zapadła z inicjatywy Karola Wielkiego na zjeździe w Akwizgranie w 802 r. Tradycja rękopiśmienna tych kodyfikacji jest wątła: Lex Saxonum zachowała się w dwóch kopiach, Lex Turingorum w jednej kopii z X w., a tekst prawa Fryzów znamy tylko z edycji ogłoszonej drukiem w 1557 r. przez Johannesa Herolda. Podstawa rękopiśmienna tego wydania zaginęła.
Tekst ogłoszony przez Herolda składa się z dwudziestu dwu tytułów właściwego prawa Fryzów oraz jedenastu tytułów określonych przez wydawcę jako Dodatek mędrców ([Additio sapientum]). Nagłówek Additio sapientum pochodzi najprawdopodobniej od samego Herolda, z pewnością jednak nie była to integralna część skodyfikowanego prawa. Additio jest zbiorem orzeczeń wydanych przez dwóch nieznanych skądinąd ludzi: Wlemara i Saksmunda. Na samym początku, przed pierwszym tytułem Dodatku zapisano „Wlemarus”, a w połowie tytułu III, po paragrafie 48 jeszcze raz, całkiem jednoznacznie: „Te wyroki podyktował Wlemar” ([haec iuditia Wlemarus dictavit]). Paragrafy 59–75 opatrzono adnotacją, że podyktował je Saksmund ([haec iuditia Saxmundus dictavit]). Kolejną grupę norm poprzedzono charakterystyczną formułą „Wlemar mówi” ([Wlemarus dicit]), tytuł VI przypisano Saksmundowi, a tytuły VII–XI ponownie Wlemarowi.
Lex i Additio mówią niekiedy o tych samych przestępstwach, ale przewidują za nie różne kary. Dotyczy to zwłaszcza długiej listy nawiązek za rozmaite rany i okaleczenia ([Lex], tit. XXII i Additio, tit. II i III). Ale w tekście właściwego prawa Fryzów też nie brak powtórzeń i niespójności. Wysokość wergeldów np. normuje Lex Frisionum w tytule I i w tytule XV, za każdym razem nieco inaczej. Słusznie więc Willi Krogmann, Clausdieter Schott i Harald Siems uznali, że opublikowany przez Herolda tekst Legis Frisionum nie był ostatecznym spisem prawa, lecz wersją roboczą, swego rodzaju półproduktem niedokończonych prac redakcyjnych. Additio sapientum nie wchodziła jednak ani w skład owej roboczej wersji, ani w skład ostatecznej redakcji. Nie była też Additio, jak mylnie przypuszczał Herold, dodatkiem późniejszym, dołączonym do spisu prawa wyborem sądowych orzeczeń. Nazwa Dodatek mędrców jest myląca.
Przeczytaj:
Rola, jaką tzw. Additio sapientum odgrywała w pracach nad kodyfikacją prawa Fryzów, daje się najlepiej objaśnić na przykładzie podyktowanego przez Wlemara tytułu XI. Głosił on, że człowieka, który włamał się do Świątyni ([qui fanum effregerit]) i zrabował przedmioty kultu, należy po obcięciu uszu i wykastrowaniu złożyć w ofierze znieważonym bogom, grzebiąc go żywcem w mokrym nadmorskim piasku. Włączenie tej ewidentnie pogańskiej normy do chrześcijańskiego spisu praw pod auspicjami Karola Wielkiego nie wchodziło w rachubę. Philipp Heck miał jednak szczyptę racji: norma ta mogła posłużyć – rzecz jasna, po odpowiedniej przeróbce – ochronie chrześcijańskich obiektów sakralnych. W Capitulatio de partibus Saxoniae z 785 r. Karol Wielki domagał się, „aby kościoły Chrystusa, które teraz budowane są w Saksonii, miały cześć nie mniejszą, lecz większą i wspanialszą od tej, jakiej zażywały Świątynie bałwanów” ([fana idolorum]). Stosownie do tego w 3 rozdziale Capitulatio król ustanowił karę Śmierci za wdarcie się do kościoła i dokonanie w nim grabieży ([si quis ecclesiam per violentiam intraverit et in ea per vim vel furtu aliquid abstulerit]), a więc za czyn analogiczny do opisanego w tytule XI fryzyjskiej Additionis sapientum.
Właściwe Lex Frisionum wyszczególnia w tytule V tych, których można było zabić bezkarnie ([de hominibus, qui sine conpositione occidi potest]). Nie płaciło się więc kary za zabicie człowieka w pojedynku sądowym ani za zabicie cudzołożnika, włamywacza lub podpalacza pochwyconego na gorącym uczynku, ani za sztuczne poronienie wywołane przez samą matkę, ani za zgładzenie Świętokradcy, który włamał się do Świątyni. Czyn owego Świętokradcy określony został dokładnie tymi samymi słowami, które figurują w XI tytule tzw. Dodatku mędrców: qui fanum effregerit. Wydaje się oczywiste, że to nie pogańska tradycja przejęła tę formułę z chrześcijańskiego spisu, lecz przeciwnie – redaktorzy prawa Fryzów przejęli ją żywcem ze zwyczajowej normy pogańskiej zapisanej w Additio. Mogła ona posłużyć – po odrzuceniu szczegółów dotyczących obcięcia uszu, kastracji i pogrzebania żywego jeszcze winowajcy w mokrym piasku na ofiarę pogańskim bogom – ochronie Świątyń chrześcijańskich. Poprawność polityczna i religijna mogłaby jeszcze wymagać zastąpienia wyrazu fanum, kojarzącego się z sanktuarium pogańskim, przez jednoznaczny termin ecclesia. Może uczyniono to w toku dalszych prac redakcyjnych, których ostatecznego wyniku nie znamy. Nie ulega w każdym razie wątpliwości, że redaktor zachowanej wersji prawa Fryzów posłużył się w tytule V formułą zaczerpniętą z Additio, eliminując przy tym ze słów Wlemara to, co zbyt rażąco kłóciło się z chrześcijaństwem.
Odpowiedź na pytanie o charakter tzw. Dodatku mędrców leży teraz w zasięgu ręki. Wbrew nazwie nadanej przez Herolda Additio sapientum wiąże się z początkowym ogniwem prac kodyfikacyjnych. Nie był to aneks ani nawet półprodukt, lecz surowiec. Rękopis, w którym szesnastowieczny wydawca dopatrzył się zbioru orzeczeń sądowych, był w istocie protokolarnym zapisem wypowiedzi dwóch głosicieli prawa, sporządzonym na użytek kodyfikacji. W Krótkim prologu do prawa salickiego też określono czynności Wisogasta, Arogasta, Salegasta i Widogasta tak, jakby chodziło o wydawanie wyroków: iudicium decreverunt. W rzeczywistości recytowali oni normy składające się na tradycję prawną Franków salickich. Niemal identycznie określono to, co przy kodyfikacji prawa Fryzów robili Wlemar i Saksmund: haec iudicia Wlemarus dictavit, haec iudicia Saxmundus dictavit. Szczególnie znamienne sformułowanie Wlemarus dicit („to mówi Wlemar”) nie pozostawia wątpliwości, że chodziło o ustne głoszenie norm prawnych. Anonimowy skryba zapisywał je pod dyktando Wlemara, Saksmunda oraz im podobnych. Był to pierwszy krok w procesie kodyfikacji. Na tym etapie zapis tradycji prawnej był zasadniczo wierny, jeśli nie liczyć zakłóceń spowodowanych trudnościami przekładu, niekompatybilnością pojęć i nieporozumieniami.
Następnie przychodził czas redakcyjnej obróbki zgromadzonego materiału. W tej fazie mogły pojawiać się uczone nawiązania do prawa rzymskiego, zapożyczenia z wcześniej spisanych praw innych ludów barbarzyńskich, przede wszystkim zaś – jak w wypadku tytułu V prawa Fryzów – cenzuralne zabiegi, oczyszczające tradycyjne normy z najjaskrawszych przejawów kultu pogańskiego. W procesie kodyfikacji chrześcijańska kultura słowa pisanego spotykała się z tradycyjną kulturą opartą na przekazie ustnym. Było to spotkanie naznaczone konfliktem, choćby dlatego, że tradycja ustna przekazywała prawo zwyczajowe w połączeniu z mitami i wartościami, których chrześcijaństwo nie mogło akceptować.