Obrazki z piekła chłopskiego w dawnej Polsce
Problem chłopski był podstawowym zagadnieniem ustrojowym Rzeczypospolitej szlacheckiej. Istotę feudalnego układu społecznego określił dosadnie król Stanisław Leszczyński w wyznaniu: „Nie byłbym szlachcicem, gdyby chłop nie był chłopem; podłość kondycji chłopskiej naszę wynosi”.
Prawdziwe piekło dla chłopa zaczęło się z chwilą, kiedy służebność jego wobec właścicieli ziemskich zatraciła wszelkie cechy poddaństwa regulowanego przez państwowe ustawodawstwo, stając się domeną niczym nieskrępowanych, bo zależnych li tylko od indywidualnego charakteru i sumienia rządów warstwy uprzywilejowanej. Już w 1546 r. król Zygmunt Stary przyrzekł szlachcie nie wtrącać się w spory między feudałami a podwładnymi kmiotkami. W praktyce znaczyło to, że pan mógł z przywiązanym do jego gruntu chłopem wyczyniać, co mu się żywnie spodobało. Poddaństwo przemieniło się rychło w najczarniejszą niewolę. Chłopów zamieniono w bydło robocze, zaprzęgnięte w jarzmo morderczej pracy, byle jak odżywione i odziane, w sposób nieludzki ciemiężone i wyzyskiwane.
Stefan Garczyński, ujmujący się w połowie XVIII wieku w imię dobra pospolitego za marniejącym chłopstwem, maluje obraz jego niedoli następującymi słowy:
Nędzny wieśniak chatkę ma ukleconą jak na sikorkę klatkę, i to dziur w niej około pełno, sam gościem prawie w domu, bo czyli mu swojej roli dosyć czynić, czyli zaciąg codzienny panu odprawić; więc jedne dzieci jego od głodu, biedy i mizerii, drugie od zimna i niewygody, trzecie od fetoru i chorób zaraźliwych muszą przed czasem zadychać. Tymczasem kiedy pan zaorze i zasieje folwark, i pustych niemało śladów nie ma kim sprzątnąć, nuż na tłukę z batogiem podstarości lub włodarz bez respektu nawet ciężarne wypędza niewiasty, a pan zaszczyca się, że «mi się urodziło, jak nigdy przedtym nie bywało», a o tym ani wspomni, że dla tak wielkich sprzętów niemało z świata ludzi sprzątnął.
Tłuki, nazywane też gwałtami, powtarzały się szczególnie w czasie żniw. „Na te gdy poddanych pędzą - czytamy w «Monitorze» z 1766 r. - gdyby 10 osób było w chałupie, tylko jedną zostawią; a gdyby był tylko mąż i żona, oboje wypędzą i wiele podczas takich gwałtów chałup zamkniętych, tylko małe dzieci w sobie mających. Ta powinność istotnie nazywana gwałtem, bo ludzie na odbycie jej pędzeni wołają: «Gwałtu!»”. Wybuchające często w tej czy innej części kraju bunty chłopskie były topione z całym okrucieństwem w morzu krwi. Oporni na co dzień byli za byle przewinienie zamykani do lochów i bici wymyślnie i bez miłosierdzia, jak pisał nieznany poeta:
Niech w byle bagateli panu nie dogodzi,
Zaraz do rózg, kańczugów lub kijów przychodzi.
Zbić, zabrać chłopa wolno szlachcicowi:
„Dusza boska, ciało nie”-jak niejeden mówi.
Ignacy Miączyński (Rozprawa o dziesięcinach, Rocznik Towarzystwa Naukowego z Uniwersytetem Krakowskim Połączonego, t. II, Kraków 1817, s. 136-137) przytacza ocenę Kamery Płockiej z 1796 r.: „[Włościanin] żyje nędznie jak bydlę i z bydlęciem swym razem z głodu umiera, które mu i dlatego pożytku w gospodarstwie nie robi, że grunt z mierzwy przez dziesięcinę ogołocony zostaje. Idzie on z workiem do pana, który go dożywia, bydlę wygania nawet w zimie do boru, w czas na wiosnę na zboże lub je żywić musi przegniłymi z dachów, które odziera, snopkami”.
Wszelkie próby wzięcia w obronę prawną chłopa, podejmowane przez reformatorów w okresie oświecenia, były kamieniem obrazy dla szlachty i spotykały się z gwałtownym potępieniem. Odebranie dziedzicom przez konstytucję z 1768 r. prawa życia i śmierci nad poddanym nie odniosło skutku w praktyce. Dlatego postępowi pisarze starali się przynajmniej wychować szlachcica na „dobrego pana”(I. Krasicki, S.Trembecki, A. Naruszewicz, J. Wybicki, P. Świtkowski, publicyści „Monitora” i „Pamiętnika Historyczno-Polityczno-Ekonomicznego”). Jakie takie ulżenie przyniosła chłopstwu dopiero Konstytucja 3 maja.
Nauka oświeconych myślicieli o naturalnej albo - jak wtedy mówiono - „przyrodzonej” równości wszystkich ludzi była zwalczana przez ogół Sarmatów jako zamach na „złotą wolność szlachecką”. Mimo postępowych teorii filozoficznych, mimo usilnych zabiegów reformatorskiej publicystyki i literatury pięknej tyrania panów nie ustawała. I tak było do ostatnich lat niepodległości pierwszej Rzeczypospolitej. nieludzkie metody stosowane wobec poddanych przez niektórych właścicieli ziemskich przejmowały grozą współczesnych i potomnych. Nazwiska ich niesławiono w rozmowach i przekazywano z pokolenia na pokolenie.
W Ossolineum znaleźliśmy wykaz najokrutniejszych gnębicieli ludu wraz z opisem ich barbarzyństwa, sporządzony przez wziętego ongiś poetę, znanego nam już z poprzednich sensacji, Stanisława Doliwę Starzeńskiego. Autor, wywodzący się ze średniej szlachty, „krew z jej krwi i kość z jej kości”, był aż po koniec swoich dni libertynem przepojonym najszczytniejszymi hasłami oświecenia. Zanim przywołamy w całości (z autografu zachowanego w rękopisie 2290, k. 189) pozostawiony przez niego pokaz niedoli chłopskiej w dawnych czasach, pragniemy zaznaczyć, że niektóre wyszczególnione przez autora wypadki ciemięstwa potwierdzają także inni współcześni pamiętnikarze, m.in. Marcin Matuszewicz i znany poeta Franciszek Karpiński.
Powyższy fragment pochodzi z książki Romana Kalety pt. "Sensacje z dawnych lat"
Mój ojciec miał dawnego i zaufanego przyjaciela, Józefa Morawskiego, pisarza latyczowskiego; trudno by znaleźć dwa tak godne i zbliżone do siebie charaktery. Z poufałych ich rozmów, którym byłem przytomny, gdy na mnie jak na dziecię nie uważano, często ze zgrozą dowiadywałem się o bezprawiach i zbrodniach bogatej naszej szlachty. Zwierzanie się tych dwóch przyjaciół i ubolewanie nad tym stanem rzeczy wraz z wykazem czynów, o których rozprawiali, to wszystko tkwi dotąd w mojej pamięci.
Raz trafiło mi się słyszeć, gdy czytali wyjątek z listu kasztelana markowskiego do rządcy dóbr jego, z którego ten wypis pamiętam: „Już mi Waszeć zabiłeś pod batogami kilku chłopów, między tymi był kołodziej bardzo zdatny i grabarz potrzebny memu skarbowi. Pamiętaj Waszeć, abym w tej materii nie pisał mu powtórnej admonicji etc ?.
To lekceważenie życia bliźniego dlatego, że ten bliźni urodził się chłopem, wszystkie na koniec zbrodnie i okrucieństwa, które opisał Swetoniusz w życiu dwunastu cezarów, znaleźlibyśmy powtórzone w dziejach naszej bogatej szlachty, i to już za panowania Poniatowskiego. I tak Dobrzycki, starosta grodzki żytomierski, a zatem najwyższy sędzia kryminalny w województwie wołyńskim, sam wykonywał na winowajcach własne wyroki, zawsze obecny przy torturach, na które przy inkwizycjach ciągniono obżałowanych. Jego to był wynalazek zapalonymi świecami kazać pod pachą piec tych, na których inne tortury nie mogły wymóc wyznania winy. Nieszczęsnym kobietom, szczególnie tym, które posądzono o namowę do rozpusty szlacheckich dziewcząt, obrzynano piersi, przykładając potem do ran rozpieczone żelazo. Złodziejów przekonanych o wykradanie pasiek kazał żywcem zakopywać w mrowiska, skąd po kilku dniach kościotrupy wyciągano i w tym stanie na szubienicach zawieszano. Wyrównywali w okrucieństwach Dobrzyckiemu na Wołyniu między innymi Denisko, a na Podolu Jaszowski, Stadnicki, Dulski, Markowski i wielu tym podobnych.
W tym względzie mogła pierwsze miejsce trzymać bogata i liczna familia Potockich; ta miała swoich tronów i Kaligulów. I tak mikołaj Potocki, starosta kaniowski, na rozpuście i pijatyce trwoniąc życie, własną ręką kilkadziesiąt ludzi zabił gwałtownie albo w mękach życia pozbawił. Jego krewny, Franciszek Salezy Potocki, wojewoda ruski, prawdziwy tygrys, utopić kazał swoją synową, z domu Komorowską, i to za namową żony, istnej hieny. Wprawdzie za tę zbrodnię opłacił się pieniędzmi, za które później Komorowscy kupili tytuł hrabiów austriackich. Niecna rozpustnica, Radziwiłłowa, wojewodzina wileńska, przysłanego do niej litwina Czeczejkę za przymówienie się nieco ostre sama na śmierć osądziła i kata sprowadziwszy ze Stanisławowa do Białego Kamienia, gdzie mieszkała, w swoich oczach rzeczonego szlachcica Czeczejkę ściąć kazała. Czapski, starosta knyszyński, dla swojej fantazji miał zwyczaj wsadzać w beczkę gwoździami nabitą tych, których winnymi sobie osądzi, i takie beczki dla rozrywki toczyć przed sobą albo spuszczać z góry kazał. Wprawdzie niby za te okrucieństwa, ale w istocie, aby Knyszyn po Czapskim posiadł, hetman Branicki zyskał na nim banicję, co hetmanowi jako krewnemu króla udało się bez zachodu. Chorąży litewski Radziwiłł, mieszkający w Białej, podobny z wielu względów do tyrana Ludwika XI, trawił czas na wymyślaniu nowych tortur dla mniemanych winowajców swoich i lubował się w słuchaniu jęczeń tych nieszczęsnych, których w podziemnych lochach trzymał, nazywając ich najlepszymi swymi śpiewakami. W Litwie Żaba, podkomorzy upicki, miał chowane niedźwiedzie, którym na pastwę rzucał niemowlęta swoich chłopów, a szczenięta swoich psów gończych oddawał włościankom, aby je piersiami własnymi karmiły.
Ta szlachta, tak pastwiąca się nad swymi chłopami, kłóciła się między sobą, podzielona na partie, i z zebraną tak zwaną drobną szlachtą pomagała do zajazdów możniejszym, wichrzyła na sejmikach i zrywała sejmy, Ale nie tylko właściciele dóbr; każdy podług swych wyuzdanych chuci pastwił się nad chłopami. Lada ekonom kluczowy czy folwarczny nigdy nie tłumaczył się z zadawanych chłopom katowni. U każdego z tych tak zwanych oficjalistów nahaj, czyli kańczug boćkowski, w Krasickiego satyrach opisany, był honorowym znakiem, który zwykle nosił za pasem.
W czasie posuchy w każdej niemal wsi pławiono stare kobiety, uważając one za czarownice, a nierzadko za wyrokiem ławników żywcem palono...