Obozy internowania w czasie I wojny światowej
Internowanie obywateli wrogich państw podczas I wojny światowej zapoczątkowało wielki eksperyment społeczny. Cudzoziemców transportowano – każąc im maszerować, statkami bądź pociągami – do opuszczonych więzień, nieczynnych wesołych miasteczek lub nieprzeznaczonych do zimowego użytku obozów wakacyjnych dla dzieci. Sypiali w chatach, pospiesznie wzniesionych barakach lub okrągłych namiotach na pustkowiu. Nowo budowane obozy zapełniały się, nim jeszcze były gotowe. Na murach otaczających istniejące budynki montowano drut kolczasty. Wieże wartownicze obsadzali uzbrojeni strażnicy. Ludzie, których nie podejrzewano o przestępstwa, byli znienacka poddawani rozkazom i dyscyplinie wojskowej.
Doświadczenie masowego internowania podczas I wojny światowej, które opisał szczegółowo Cohen-Portheim, powtórzyło się setki tysięcy razy na całym świecie. W listopadzie 1914 roku Niemcy aresztowały wszystkich Brytyjczyków, Francuzów i Rosjan płci męskiej w wieku od 17 do 55 lat; pod koniec wojny przetrzymywały ponad sto jedenaście tysięcy obywateli wrogich państw. W tym samym okresie Francja internowała sześćdziesiąt tysięcy cywilów niemieckich i austro-węgierskich; Bułgaria zatrzymała ponad czternaście tysięcy nieuczestniczących w walkach Serbów i Chorwatów, a Rumunia przetrzymywała sześć tysięcy cywilów, głównie obywateli Niemiec i Austro-Węgier.
Brytyjska decyzja o internowaniu obywateli wrogich państw w całym Imperium spotkała się z wzajemnością na świecie. Obozy pojawiły się wszędzie. W październiku 1914 roku obywateli wrogich państw w Południowej Afryce podzielono ze względu na płeć: mężczyźni trafili do obozów wojskowych wraz z jeńcami wojennymi, a kobiety i dzieci rozlokowano jako uchodźców. W tym samym roku słowiańskich górników zakwaterowano w namiotach na wyspie Rottnest u wybrzeży Australii, gdzie nad ogniskami musieli gotować posiłki. W 1915 roku Turków uczestniczących w pielgrzymce do Mekki aresztowano, a następnie internowano w brytyjskich obozach w Egipcie. Francuskich oraz brytyjskich cywilów w Jerozolimie w tym samym roku internowano w hotelach i uczyniono zakładnikami – za każdego zabitego w nalotach poddanego Imperium Osmańskiego trzech miało ponieść śmierć. Na szczęście groźby tej nigdy nie zrealizowano.
Po przystąpieniu do wojny w kwietniu 1917 roku Stany Zjednoczone postępowały dość powściągliwie w kwestii masowych aresztowań, gdyż amerykańscy ambasadorowie w Londynie i Berlinie zobaczyli już, czym grozi pospieszne internowanie ludzi. Ustawa o obywatelach wrogich państw z 1798 roku nadal umożliwiała prezydentowi Woodrowowi Wilsonowi decydowanie o losach cudzoziemców w czasie wojny i na jej mocy narzucono znane już dobrze ograniczenia dotyczące posiadania takich przedmiotów jak broń, aparaty fotograficzne oraz odbiorniki radiowe. Wprowadzono przy tym drakońskie środki radykalnie ograniczające swobody obywatelskie w innych obszarach – przyjęto na przykład nową ustawę o podżeganiu do buntu, której towarzyszyła ustawa o szpiegostwie umożliwiająca ściganie wszelkich rodzajów sprzeciwu politycznego, a także inwigilację wszystkich osób podejrzanych o nielojalność.
Chociaż w chwili przystąpienia kraju do wojny jego niemieckojęzyczna populacja liczyła więcej niż dwa miliony, początkowo dokonano zaledwie dziesięć tysięcy aresztowań, a po przesłuchaniach ostatecznie zatrzymano nieco ponad dwa tysiące trzysta obywateli wrogich państw, niemal bez wyjątku Niemców. Dwudziestodwuletni wówczas przyszły dyrektor Federalnego Biura Śledczego (FBI) J. Edgar Hoover, który zaledwie kilka miesięcy wcześniej ukończył studia prawnicze, doskonalił swoje umiejętności zatrzymywania cywilów, kierując jedną z jednostek do spraw rejestracji obywateli wrogich państw.
W 1899 roku, a później ponownie w 1907 roku dyplomaci uczestniczący w konferencjach w Hadze próbowali uzgodnić zasady cywilizowanego prowadzenia wojny – od zrzucania materiałów wybuchowych z balonów po użycie gazów bojowych. Konwencje genewskie z 1864 i 1906 roku koncentrowały się na poprawie warunków bytowych rannych żołnierzy, marynarzy i opiekującego się nimi personelu. Jak na ironię, te pierwsze standardy humanitarne opracowane dla uczestników walk stały się punktem odniesienia dla norm dotyczących kategorii więźniów, której w konwencjach nie przewidziano w żaden sposób: cywilów.
Gdy dyplomaci negocjowali lepsze warunki przetrzymywania ludzi, przedstawiciele Czerwonego Krzyża współdziałali z krajami neutralnymi jako pośrednicy między walczącymi stronami, przekazując miliony paczek i dziesiątki milionów listów oraz starając się aranżować wymiany jeńców. W całym nadchodzącym stuleciu Czerwony Krzyż miał nieustannie działać na rzecz poprawy trudnych warunków zarówno w obozach cywilnych, jak i jenieckich, starając się zarazem nie utracić możliwości dostępu do więźniów w przyszłości. Podczas I wojny światowej wysłannicy organizacji odwiedzili ponad pięćset obozów w trzydziestu ośmiu krajach. Archiwizowane w siedzibie Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie wojenne raporty indywidualnych pracowników i organizacji członkowskich zawierają w niektórych przypadkach konkretne nazwiska więźniów, których należy odszukać, częściej jednak dotyczą ogólnie złych warunków bądź doniesień o przypadkach niewłaściwego traktowania przez strażników.
W pierwszych miesiącach konfliktu żołnierze niemieccy dokonali w Belgii i Francji egzekucji tysięcy cywilów, ale wkrótce potem, gdy zaczęły się walki w okopach, przeszli do bardziej konwencjonalnych działań wojennych. Ogólnie w obozach dla obywateli wrogich państw nie doszło podczas I wojny światowej do masakr ludności cywilnej. Nie znaczy to, że w żadnym przypadku nie dopuszczano się stosowania jawnej przemocy wobec przetrzymywanych cywilów – w stołówce obozu dla cudzoziemców przetrzymywanych w Douglas na Wyspie Man zastrzelono na początku wojny pięciu nieuzbrojonych więźniów, co poskutkowało rządowym dochodzeniem. Jednak w większości takich obiektów podczas I wojny światowej więźniom bardziej zagrażało niedożywienie lub choroba psychiczna niż śmierć z rąk przetrzymującego ich państwa.
[…]
W tych i innych miejscach wykształciła się dziwaczna równowaga prowadzonych przez pośredników negocjacji dotyczących zatrzymanych obywateli wrogich państw, podczas których każde państwo uważało się za uprawnione do potępiania innych za okrucieństwa i złe traktowanie więźniów. W ten sposób wypracowano powszechnie akceptowany zestaw zasad humanitarnego przetrzymywania niewinnych cywilów.
Ten tekst jest fragmentem książki Andrei Pitzer „Noc, która się nie kończy. Historia obozów koncentracyjnych”:
Zgodnie z prawem międzynarodowym wykształciła się biurokracja, która zarządzała obozami. Artykuł 5 rozdziału II konwencji haskiej z 1907 roku zezwalał na internowanie więźniów w mieście, fortecy, obozie lub innym miejscu, stwierdzając jednak zarazem, że „zamknięcie ich może być zarządzone tylko jako niezbędny środek bezpieczeństwa”. W artykule 14 nakazano, aby biura informacji o jeńcach wojennych identyfikowały wszystkich więźniów, w tym także internowanych, i posiadały aktualne informacje o miejscu ich pobytu. Najważniejszy przepis określający warunki internowania znajdował się w artykule 7, gdzie wymagano, aby jeńcy wojenni otrzymywali pożywienie, pomieszczenie i ubranie w równej mierze jak wojska rządu, który wziął ich do niewoli.
W pierwszej dekadzie istnienia obozów koncentracyjnych cywilów przetrzymywano w danym momencie tylko w jednym kraju, a czasem w jednym czy dwóch spornych regionach. Podczas I wojny światowej koncepcja koncentrowania ludności cywilnej oderwała się od strategii bitewnej i rozprzestrzeniła na cały świat. Poszczególne kraje nadal utrzymywały obozy, ale mocarstwa stworzyły globalnie zarządzaną sieć ośrodków odosobnienia z obawy przed szpiegostwem, spiskami i piątą kolumną.
Większość obozów zakładano z dala od frontu – wiele o tysiące kilometrów od stref działań wojennych. Fakt, że obozy tworzono w przeważającej mierze poza spornymi terytoriami, zmniejszył zachorowalność więźniów, dzięki czemu doszło do niewielu zgonów i udało się w zupełności uniknąć masowych tragedii.
Europejskie mocarstwa wskrzesiły obozy koncentracyjne i stworzyły je na nowo. Nie musiały one już być wynikiem lokalnego chaosu spowodowanego przez wojnę – stanowiły zamierzony wybór: struktury wojenne zaszczepiano w samym społeczeństwie. W poprzednich konfliktach również zdarzało się więzić cywilów, ale z dala od frontu nawet pojmanych żołnierzy wroga często zwalniano warunkowo lub deportowano po tym, gdy przyrzekli, że nie będą już uczestniczyć w wojnie. W erze wojny totalnej i powszechnego poboru uznano jednak, że każdy mężczyzna w wieku poborowym jest potencjalnym żołnierzem. Generałowie obawiali się, że deportowani jednego dnia do ojczyzny sprawni fizycznie cudzoziemcy mogą następnego pojawić się na polu bitwy.
Jednak nawet wtedy, gdy w prawidłowy sposób wprowadzano w życie ustawy wymierzone w cudzoziemców, przynosiły one skutki odwrotne do zamierzonych. Angielskie gazety, popierające koncepcję internowania, odnotowywały przypadki aresztowania Polaków z zaboru pruskiego wraz z Niemcami i Austriakami. Ci Polacy byli formalnie obywatelami wrogiego państwa, o których mówiły przepisy ustawy, pochodzili jednak z regionu zbuntowanego przeciw Cesarstwu Niemieckiemu i współpracowali z Brytyjczykami w działaniach wojennych. Prasa brytyjska zaczęła wtedy używać zwrotu „obywatele wrogiego państwa w sensie formalnym”, wskazując, że nie apeluje wcale o internowanie ludzi, którzy występują przeciwko Niemcom. Aby zaradzić problemowi stworzonemu przez przepisy regulujące status cudzoziemców podczas wojny, w Stanach Zjednoczonych utworzono specjalny pułk zwany „Legionem Słowiańskim” dla imigrantów z terenów takich jak późniejsze Jugosławia i Czechosłowacja stawiające opór wrogowi.
Strony walczące, przez których ziemie przebiegała linia frontu, czyli Francja i Niemcy, musiały podjąć dodatkowe wyzwania. Jako że to samo terytorium było wielokrotnie tracone i odzyskiwane w trakcie walk, pojawiały się pytania o sympatie polityczne mieszkańców danego miasta lub wioski oraz o to, w jakim stopniu będą oni skłonni do sabotażu wobec obecnego okupanta. Wśród dokonujących inwazji wojsk niemieckich krążyły pogłoski o franc-tireurs, czyli belgijskich i francuskich sabotażystach oraz snajperach. W pobliżu linii frontu obydwie strony źle traktowały ludzi nieuczestniczących w działaniach wojennych – podczas wojny być może to właśnie oni doświadczali najgorszych warunków.
Ogólnie internowani zdawali sobie sprawę, że obóz koncentracyjny zapewnia względne bezpieczeństwo w porównaniu do życia w okopach. Internowanie miało jednak swoją cenę. Nawet w miejscach, gdzie cudzoziemcy byli przez całe dziesięciolecia członkami lokalnych społeczności, ich firmy plądrowano lub zamykano, a ich majątki konfiskowały rządy. Internowani sypiali na statkach więziennych, w namiotach, chatach, przerobionych halach fabrycznych, barakach, boksach dla koni, celach więziennych i wreszcie hotelach, często w warunkach przeludnienia. Nie wszystkie te miejsca były otoczone drutem kolczastym, a jednak stał się on symbolem pobytu w obozie. Standardem stały się też co najmniej dwa apele dziennie, które w większych obozach trwały czasem bez końca, aż wszyscy zostali policzeni. Internowani nie byli żołnierzami, lecz nowym rodzajem niezbyt wartościowych zakładników. Nie oczekiwano od nich, że będą walczyć lub umierać, więc pozostawało im tylko wytrzymać.
Internowanie obywateli wrogich państw oznaczało kolejny krok w ewolucji obozów koncentracyjnych, lecz nie byli oni jedynymi cywilami przetrzymywanymi w czasie I wojny światowej. Mgła wojny i obowiązujące podczas niej przepisy poskutkowały różnymi innowacjami w zakresie zatrzymywania ludności cywilnej. Wielka Brytania uruchomiła równoległy system ośrodków odosobnienia dla Irlandczyków podejrzanych o terroryzm, a w Imperium Osmańskim obozów użyto jako elementu zorganizowanego ludobójstwa popełnianego na jego ormiańskich obywatelach. W obydwu tych, choć radykalnie różnych, przypadkach uprawnienia przysługujące władzom w czasie wojny wykorzystano jako prawne uzasadnienie dla niepokojącej polityki wewnętrznej.
W 1916 roku, czyli w połowie wojny w Europie, której losy nie toczyły się wówczas po myśli Wielkiej Brytanii, Irlandzkie Bractwo Republikańskie zorganizowało zbrojne powstanie wielkanocne i ogłosiło niepodległość od Zjednoczonego Królestwa. Powstanie stłumiono po sześciu dniach walk kosztem niemal pięciuset ofiar. Plany aresztowania od pięćdziesięciu do stu osób porzucono ze względu na chaos w Dublinie, a policja i armia przeprowadziły w zamian szeroko zakrojone łapanki. Doszło do masowych zatrzymań, a z około trzech i pół tysiąca podejrzanych połowę wysłano do Anglii, by ich tam internować.
Ten tekst jest fragmentem książki Andrei Pitzer „Noc, która się nie kończy. Historia obozów koncentracyjnych”:
Na mocy brytyjskiej ustawy o obronie królestwa irlandzcy więźniowie trafili do obozu internowania we Frongoch. Z braku lepszego pomysłu na postępowanie z podejrzanymi, którzy nie mieli być postawieni przed sądem, mężczyzn przetrzymywano na takich samych zasadach, jak obywateli wrogich państw – w obozach koncentracyjnych prowadzonych przez armię, ale znajdujących się pod kontrolą brytyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Znaczna liczba zatrzymanych nie miała nic wspólnego z powstaniem wielkanocnym.
W trakcie ośmiu miesięcy wspólnego uwięzienia bez procesu przywódcy zdołali przekształcić współtowarzyszy w kadry ruchu republikańskiego, przez co obóz we Frongoch miał zyskać przydomek „Uniwersytetu Rewolucji”. Oprócz indoktrynacji politycznej dla chętnych więźniowie prowadzili „wykłady, lekcje języka irlandzkiego, kursy tańca, chemii, architektury i innych przedmiotów”.
Po I wojnie światowej, gdy Irlandczycy ponownie ogłosili niepodległość, Brytyjczycy wykorzystali obóz internowania Ballykinlar w Irlandii do przetrzymywania tysięcy więźniów podejrzanych o przynależność do Irlandzkiej Armii Republikańskiej. Brutalność policji pomocniczej w połączeniu z długotrwałym internowaniem stały się stałymi elementami reakcji zarówno na bomby, jak i na pogłoski, natomiast irlandzcy więźniowie usiłowali stawiać opór władzom, urządzając strajki głodowe oraz skarżąc się na bezprawne przetrzymywanie bez nakazu sądowego. Już w 1921 roku brytyjscy posłowie zaczęli dyskutować, czy obozy dla Irlandczyków, gdzie więzione są kobiety i dzieci, nie budzą upiorów wojny burskiej. Brytyjska praktyka internowania irlandzkich republikanów miała jednak utrzymać się przez większość stulecia i jeszcze dziesiątki lat później była przedstawiana jako model dla innych krajów decydujących się na zatrzymywanie lokalnych radykałów bez nakazu sądowego.
Chociaż w latach 1914–1919 przetrzymywaniu cywilów w przeważającej większości przypadków nie towarzyszyła masowa śmiertelność, obozy koncentracyjne nie do końca oderwały się od swoich okrutnych korzeni. W niektórych przypadkach bez zawahania działano brutalnie. Podczas I wojny światowej Imperium Osmańskie wdrożyło po raz pierwszy strategię, która miała okazać się krótkotrwała w odróżnieniu od stosowanej przez Brytyjczyków w Irlandii, ale znacznie bardziej zabójcza – obozy wykorzystano mianowicie, aby przyspieszyć eksterminację ludności ormiańskiej.
Imperium Osmańskie straciło znaczną część swojego terytorium, zanim jeszcze zaczęła się wojna światowa – niepodległość uzyskały Rumunia, Serbia, Bułgaria i Czarnogóra. Miliony muzułmanów uciekających ze straconych ziem zalały pozostałą jego część, co dało początek długotrwałemu i trudnemu do rozwiązania kryzysowi uchodźczemu.
Pierwotna przyczyna kryzysu była jednak głębsza niż sam napływ uchodźców. W Imperium Osmańskim od dawna obecna była mniejszość ormiańska, która zamieszkiwała wschodnią Anatolię oraz Konstantynopol wśród muzułmanów, Greków i Żydów. Wszyscy niemuzułmanie, w tym Ormianie, byli obywatelami drugiej kategorii. Byli oni zobowiązani do noszenia odzieży w określonych kolorach i musieli ustępować muzułmanom na ulicy. Podlegali mieszance prawa świeckiego i szariatu, a ich domy nie mogły być wyższe od domostw muzułmańskich sąsiadów. Mimo to część Ormian prosperowała finansowo, a ich kultura kwitła, co czyniło ich celem (podsycanej przez wrogów) zawiści ze strony grup, którym mniej się poszczęściło.
Lokalna niechęć i usankcjonowany przez rząd rasizm połączyły się pod koniec wieku w mieszankę wybuchową, a zapalnikiem stała się ormiańska rewolta przeciw wysokim podatkom, w reakcji na którą zorganizowano serię pogromów. Doniesienia mówiły o paleniu żywcem, gwałtach i mordowaniu – w ciągu 48 godzin zginęło około ośmiu tysięcy osób. W ten sposób rozpoczęły się trzy lata masakr [1894–1896 – przyp. red.], których wynikiem było około osiemdziesięciu tysięcy ofiar śmiertelnych, a stanowiły one zapowiedź jeszcze większego rozlewu krwi. Na początku 1914 roku w związku z przypadkami masowych zabójstw zawarto układ o reformach mających poprawić sytuację Ormian, na mocy którego dwóch niebędących Turkami inspektorów generalnych miało obserwować warunki we wschodniej Anatolii, gdzie zamieszkiwała większość ludności ormiańskiej. Jednak po wybuchu I wojny światowej układ ten został unieważniony.
W kwietniu 1915 roku bez ostrzeżenia zaczęto zatrzymywać tysiące polityków, nauczycieli, pisarzy, lekarzy i bankierów – najważniejsze osobistości społeczności ormiańskiej w całym kraju – oraz zamykać ich w więzieniach. Później rozpoczęły się wygnania i egzekucje, a tempo represji wzrastało wykładniczo. Cywile z wiosek u podnóża Musa Dagh nad Morzem Śródziemnym ukrywali się przez ponad miesiąc na zboczach wzgórza, dopóki nie uratował ich francuski okręt, ale większość mieszkańców innych miejsc wymordowano lub deportowano na południe. Miesiąc po rozpoczęciu masakr rządy Francji, Wielkiej Brytanii i Rosji wydały wspólną deklarację, w której wyliczyły miejsca mordów – w tym sto wiosek w pobliżu miasta Van – oraz stwierdziły, że pociągną Turcję do odpowiedzialności za zbrodnie „przeciwko ludzkości i cywilizacji”.
Obwiniając ormiańskich poborowych o szybką i sromotną klęskę w walce z Rosją, rząd przedstawił wyimaginowaną „wojskową konieczność” jako powód czystek etnicznych w regionie. W następnym epizodzie rzezi kobiety, dzieci oraz starców wypędzono z domów i obszarów, gdzie zamieszkiwali, zmuszając ich do marszu w kierunku Pustyni Syryjskiej. Eskortujące wojsko zapędziło tam Ormian do zagród, gdzie próżno oczekiwali na pożywienie lub ratunek – trzymano ich tam aż do śmierci.
W drodze do celów „przesiedlenia”, jak rząd nazywał cały ten proces, Ormianie byli na łasce żołnierzy i cywilów, którzy ograbiali ich z dobytku, a nawet odzieży. W obozach czekały ich dalsze tortury, gwałty i morderstwa. Większość przesiedlonych, którzy nie zginęli z innych przyczyn, eksterminowano w 1916 roku.