O wojnie kontusza i fraka
Kontusz i frak – zobacz też: 100 lat piękna – Polska [video]
Wiatr zmian wieje z Zachodu
W XVIII-wiecznej Polsce strój był poważną sprawą, bo nie tylko estetyczną. Zaczęto w ten sposób manifestować swój światopogląd i filozofię życia. Wybór między frakiem a kontuszem mógł mieć zatem dla młodego szlachcica poważne konsekwencje.
Jeszcze do końca XVII w. wszystko było proste, gdyż polska szlachta przeważnie nosiła się po sarmacku, jednak wraz nastaniem dynastii saskiej coraz silniej przenikały do Polski wzorce zachodnioeuropejskie (także modowe), choć początkowo jedynie wśród ludzi blisko związanych saskim dworem, będących stałymi bywalcami w Dreźnie. Jędrzej Kitowicz, naoczny świadek owego procesu, zanotował:
Na początku panowania Augusta III mało bardzo było panów używających stroju zagranicznego, wyjąwszy dom Czartoryskich, Lubomirskiego, wojewodę krakowskiego, i kilku innych, którzy jeszcze za Augusta II przestroili się na niemiecką suknię. Podczas koronacji Augusta III wszyscy panowie polscy, żadnego nie wyłączając, byli w polskiej sukni. Lecz skoro August III, zbywszy tę ceremonię, wróci się do rodowitego stroju swego niemieckiego, natychmiast i panowie rzucili się do niemczyzny. […] ale też inni coraz gęściej z czasem poczęli się przebierać po niemiecku. […] Nareszcie połowa narodu okryła się niemiecką suknią. Na wszystkich zjazdach publicznych prezentowały się oczom dwa narody: jeden polski, drugi niemiecki.
Spostrzeżenie Kitowicza, jakoby Polacy podzielili się na dwa narody, wydaje się wyjątkowo trafne. Rzeczywiście ówczesna szlachta zaczęła przypominać dwa plemiona, które mówiły zupełnie różnymi językami i nie sposób im się było wzajemnie zrozumieć. Miłośnicy fraków wraz z ubiorem przejęli cały repertuar obyczajów typowych dla dworów zachodnioeuropejskich, podążając za wszelkimi nowinkami, podczas gdy zwolennicy kontusza trwali niezłomnie na straży staropolskiego obyczaju, co owocowało licznymi nieporozumieniami i napięciami. Ich ślady znajdujemy w wielu źródłach historycznych. Tzw. „wojna kontusza i fraka” to motyw dobrze znany badaczom polskiej literatury XVIII w.
W rzeczywistości konflikt ten dotykał czegoś więcej niż tylko mody – dotyczył fundamentalnego pytania, stawianego sobie przez szlachtę coraz częściej: trwać przy tradycji czy iść
z duchem czasu?
Jak cię widzą, tak cię piszą
Czas największych triumfów mody narodowej przypadł na schyłek XVII i początek XVIII w. Strój ten wyraźnie nawiązywał do wzorów orientalnych i nieodłącznie kojarzył się szlachcie z okresem, kiedy polskie oręże odnosiło największe sukcesy, szczególnie pod przewodem Jana III Sobieskiego. Do tych właśnie czasów minionej świetności szlachta bardzo chętnie wracała do końca istnienia I Rzeczpospolitej. Łatwo więc zrozumieć, że wszelkie atrybuty związane z tamtą epoką, czyli także strój, definiowane były przez nich jako właściwa otoczka dla prawdziwego mężczyzny.
Polski strój narodowy składał się z dopasowanego żupana, na który nakładano kontusz, czyli długą, pofałdowaną z tyłu szatę wierzchnią o rozciętych, zwisających rękawach, przy czym zwykle żupan kontrastował kolorystycznie z kontuszem. Jeszcze w XVII w. pojawił się trzeci element tego stroju, czyli jedwabny, bogato zdobiony pas. Całości musiały dopełniać kosztowne dodatki. Do najchętniej używanych nakryć głowy szlachty sarmackiej należały paradne kołpaki z futrzanymi otokami, ozdabiane broszami wysadzanymi klejnotami oraz kitami z ptasich piór. Noszono też charakterystyczne polskie buty z cholewami z żółtej bądź czerwonej skóry. Istotna była także fryzura: koniecznie podgolona tak, aby włosy pozostawały jedynie na czubku głowy. Taka fryzura oznaczała absolutną konieczność noszenia wąsów, gdyż (jak przestrzegał Kitowicz) „kto się nosił po polsku, musiał oraz utrzymywać wąsy, nie mogąc ich golić bez wystrychnienia się na błazna”.
Już w II poł. XVII w. Wacław Potocki w krótkiej satyrze pt. „Na golenie wąsów” wypowiedział się jednoznacznie o wojewodzie, który zgolił wąsy: „Nie może, tylko babą, albo też być mnichem".
Ważniejsza od wąsów mogła być tylko szabla - atrybut zarezerwowany jedynie dla szlachty, gdyż mieszczanom, nawet najmajętniejszym, nie godziło się chodzić „przy szabli”. Kiedy w latach 70. XVIII w. Anglik W. Coxe’a podróżował po Polsce, odwiedził m.in. Mińsk. Ponieważ ani on, ani jego towarzysze nie mieli przy sobie broni białej, mimo swego szlacheckiego pochodzenia, jeden z mieszkańców Mińska, nie mógł się temu nadziwić. Coxe wspomina, iż ów szlachcic udzielił mu wówczas następującej rady:
W Polsce […] każdy pan nosi ze sobą szablę jako oznakę szlachectwa i nigdy się publicznie bez niej nie pokazuje; radzę więc i panom stosować się do tego zwyczaju, dopóki przebywacie w tym kraju, jeśli chcecie, aby was uważano za dżentelmenów.
Polecamy e-book Sebastiana Adamkiewicza „Zrozumieć Polskę szlachecką”
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Tymczasem moda Europy Zachodniej prezentuje się zgoła odmiennie. Każdy elegancki mężczyzna powinien pamiętać o trzech podstawowych elementach stroju: fraku, obcisłych spodniach do kolan zwanych culotte oraz kamizelce zwanej żylet (fr. gilet), spod której wystawał żabot koszuli. Istotnym dodatkiem stał się trójrożny kapelusz, zaś całości dopełniały pończochy w różnych kolorach, choć najczęściej białe.
Biel zresztą zdobiła także głowę takiego eleganta. W modzie bowiem były długie, pudrowane włosy zaplecione w warkocz zwany harcapem, którego koniec umieszczano w zawiązywanym na kokardę woreczku z czarnego jedwabiu. Niektórzy nosili charakterystyczne białe, pudrowane peruki. Modny mężczyzna miał także gładko ogoloną twarz, którą również pudrował, podobnie jak kobiety. Wszystko musiało być subtelne i wytworne - z manierami i obyciem włącznie. Kiedy więc owa moda dotarła do Polski, zrodził się nowy typ mężczyzny: Gallo-Polak noszący zachodnie kroje, lekki zarówno w tańcu jak i konwersacji, do której w dobrym tonie stało się wplatać możliwie jak najwięcej francuskich zwrotów.
I tak oto strój narodowy stopniowo zaczął być wypierany na rzecz „francuszczyzny”. W ciągu pierwszej połowy XVIII w. moda zachodnia szybko rozprzestrzeniła się wśród elity stanu szlacheckiego, przenikając z czasem także na prowincję. Tkaniny, ubiory i różne akcesoria określane jako francuskie bądź niemieckie stopniowo wypierały obiekty nazywane tureckimi. Mimo silnej niekiedy niechęci ze strony bardziej tradycyjnych środowisk, coraz częściej była ona postrzegana jako symbol społecznej wyższości i elitarności, zaś ślepe przywiązanie do tradycyjnego kontusza zaczęto uważać, szczególnie w stolicy, za oznakę ograniczonego, zaściankowego myślenia.
Co ciekawe, istniała spora grupa niezdecydowanych, która stawiała na styl mieszany niepomiernie bawiący cudzoziemców. Inflantczyk podróżujący wówczas po Polsce, F. Schulz, zanotował:
_Sama rozmaitość strojów tłum czyni malowniczym; strój polski, francuski i pomieszany, złożony z dwóch, ubiera ludność. […] Mieszany strój składa się na poły z polskiego
i niemieckiego, a jest bardzo osobliwy. Buty z czerwonego lub żółtego safianu do fraka, frak do polskiej czapki, rogatywka i harbajtel, i peruki z lokami się używają. Tak samo spotyka się czasem wygolone włosy aż do czuba oprócz wąsa, głowę nagą i okrągły lub trójgraniasty kapelusz; długą obszerną polską suknię wierzchnią, a pod spodem trzewiki i pończochy._
Tego rodzaju eksperymenty nie znalazły jednak uznania u Inflantczyka, który zdiagnozował je jako „dziwactwa, które tu nikogo nie rażą, chociaż zdradzają brak smaku i najwyższe zaniedbanie”.
Kiedy fircyk spotyka symplaka
Tak oto w XVIII-wiecznej Rzeczpospolitej zderzyły się ze sobą dwie mody: rodzima i cudzoziemska. Obie znalazły zarówno gorących zwolenników, jak i zajadłych wrogów. To, co dla miłośników fraków było nowoczesnością, dla sarmatów spod znaku kontusza było libertynizmem w najgorszej postaci. Sami zaś postrzegali się za obrońców cnoty i świętej tradycji ojców. Tylko że dla nowomodnych fircyków obyczaje sarmackie nie były cnotliwe, tylko grubiańskie, zaś tradycja jawiła się po prostu jako zacofanie. Innymi słowy – obie strony padły ofiarą uproszczeń i stereotypów, którym poddawało się wielu, np. kurlandzki baron K. H. von Heyking, który o I. Bohuszu, sekretarzu konfederatów barskich, napisał:
Polski strój, podgolona głowa i wąsy nie pozwalały mi rokować wielkich nadziei co do jego inteligencji.
Wielkomiejscy kosmopolityczni eleganci patrzyli więc często z góry na owych sarmackich prostaków lub - jak ich wówczas nazywano - symplaków.
Szwedzki ambasador L. von Engeström zaobserwował w Warszawie oznaki wyraźnej dyskryminacji wobec szlachty noszącej tradycyjny ubiór:
Gdy ze wsi przybył obywatel w stroju narodowym i znalazł się w towarzystwie, drudzy go sobie pokazywali zowiąc ‹‹ten Polak››.
Na prowincji jednak tradycja wciąż trzymała się mocno. Co więcej, właśnie ta rosnąca popularność zagranicznych trendów mobilizowała wielu do obnoszenia się z polskim strojem narodowym z jeszcze większą dumą. Popularna stała się anegdota z życia najsłynniejszego polskiego sarmaty – księcia Karola Radziwilła „Panie Kochanku”. Mimo, iż swego czasu dysponował on największą fortuną w Polsce, miał zwyczaj chodzić w starym, wytartym kontuszu. Był to przytyk pod adresem króla, którego przez długi czas Radziwiłł nienawidził. Kiedy elegancki i wytworny Poniatowski zwrócił uwagę na jego szczególny kontusz, ów odparł, że już trzynaste pokolenie Radziwiłłów nosi ten kontusz, więc ma prawo być nieco znoszony, co oczywiście wymierzone było w liche pochodzenie rodu Poniatowskich.
Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!
Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!
Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/
Ów konflikt, jak zostało wcześniej powiedziane, dotyczył tak naprawdę adaptowania zachodniej (a szczególnie francuskiej) kultury dworskiej, która polskiej szlachcie wcale nie kojarzyła się z oświeceniem, a jedynie całym zepsuciem obyczajowym Wersalu. Była to kultura salonowa i miejska, kojarzona z bezbożnym libertynizmem, całkowicie obca i sztuczna. Zdawało się, że negowała ona właściwie wszystko, co dla polskiej szlachty było święte, czyli kulturę ziemiańską, głęboką pobożność, a przede wszystkim staropolską równość szlachecką. W miejsce poczciwej staropolskiej jowialności pojawił się teatralny gest. Zamiast surowego męstwa, należało teraz umieć ronić łzę (bądź przynajmniej udawać) przy każdej okazji. Właśnie ta zniewieściała powierzchowność tak drażniła konserwatywną szlachtę.
Krótka moda zachodnia była dla szlachcica tym bardziej nieprzyzwoita i gorsząca, gdyż suknia „opnie zadek, jakby weń wrosła, tak pociesznie i gładko, że cała jego i z podziałem fizjognomija pokaże się jak na afront patrzącym”. Wszystko to powodowało, że obdarzono nowomodnych elegantów mianem „niewieściuchów”. Warszawa prowincjonalnej szlachcie musiała jawić się jako prawdziwy Babilon, skoro nazywali oni nawet chorobę weneryczną „chorobą warszawską”.
Oba typy znalazły swoje karykaturalne odzwierciedlenie w kulturze. Najczęściej były one ze sobą konfrontowane na małych i dużych scenach teatralnych. W ówczesnych komediach strój stał się istotną wskazówką dla widzów, symbolem pozytywnych i negatywnych cech bohaterów, gdzie strój sarmacki oznacza tradycjonalizm, zaś strój cudzoziemski - nowość i europeizację. W zależności od intencji autora, obie formy ubioru mogły jednak mieć pozytywne lub negatywne konotacje. W „Kawalerach modnych” moda jak i cały cudzoziemski styl życia przyjmowane są bezmyślnie, zaś w „Małżeństwie z kalendarza” to kontusz stał się symbolem zacofania i ciemnoty, a frak nowoczesności. Według badacza teatru stanisławowskiego, Z. Raszewskiego, w znanym schemacie kompozycyjnym komedii ojciec występuje zwykle w kontuszu, zaś konkurenci do ręki jego córki ubrani są w kontusz i frak. Zwycięstwo odpowiedniego konkurenta decyduje o wymowie sztuki.
Publicystyka to potężne narzędzie w walce propagandowej, jednak rzeczywistość nie przedstawiała się już tak jednoznacznie. Walka fraka i kontusza nie rozgrywała się tylko na linii Warszawa – prowincja, bądź na między elitą, a drobną szlachtą. Czasem nawet w jednej rodzinie istniał wyraźny rozdźwięk w tej sprawie.
Co ciekawe, w wypadku wielkich rodów magnackich tego typu rozbrat często szedł w parze z wyborem politycznej orientacji, co nierzadko miało poważne konsekwencje polityczne. Przykładem niech będą bracia Zamoyscy: Andrzej i Jan Jakub, z których pierwszy preferował modę francuską, drugi zaś staropolski kontusz. I rzeczywiście przekładało się to na różnice światopoglądowe braci, gdyż Andrzej Zamoyski całym sercem opowiadał się za głębokimi reformami kraju współpracując blisko z Familią (swoją drogą także preferującą modę francuską). Jego brat, ordynat Jan Jakub Zamoyski, sympatyzował z kolei z opozycją antykrólewską, która opowiadała się za stanem rzeczy jeszcze z czasów saskich i broniła starych przywilejów szlacheckich.
Podobnie było w przypadku braci Małachowskich. Podczas gdy Stanisław Małachowski współtworzył aktywnie Konstytucję 3 Maja, jego brat Jacek rok później ją obalał wraz z innymi targowiczanami, którzy zresztą zmusili wielu, m.in. Stanisława Małachowskiego do udania na się na emigrację.
Lament sarmaty
W 1764 r. na sejmie konwokacyjnym poprzedzającym elekcję Stanisława Augusta Poniatowskiego, sprawa ta (co dziś może się wydawać absurdalne) stała się sprawą wagi państwowej: to, co król założy w dzień koronacji, i w ogóle co będzie nosił, okazało się szlachtę bardzo obchodzić. Wielu życzyło sobie, aby przyszły król, podobnie jak niegdyś August III Sas, przynajmniej w dniu koronacji zaprezentował się stroju sarmackim. Temat ten nieustannie powracał na sejmie konwokacyjnym.
Otóż młody Poniatowski, który był już pewny, że to on zostanie królem, cierpiał straszne katusze (o których z resztą pisał w swoich pamiętnikach) na myśl, że musiałby hołdować modzie sarmackiej. Słynął bowiem z subtelnej elegancji i wyszukanego smaku. Ponadto był dumnym posiadaczem pięknych bujnych loków. Poprosił więc swojego medyka, aby wystawił mu stosowne oświadczenie, jakoby ścięcie włosów mogło go zabić. Ten argument uratował go od przykrej konieczności ostrzyżenia się po sarmacku.
Dyskusja nad strojem przyszłego władcy ciągnęła się jednak na sejmie tak długo, że w końcu zniecierpliwiony prymas spróbował ją uciąć: „Niechaj król ubiera się podług własnej fantazji, byle tylko dochowywał swobód i wolności […] jeśli będą się zaciekali w przedmiotach tak błahych to się wystawią tylko na śmiech narodów cudzoziemskich.” Powstał wówczas jeden z posłów wygłaszając płomienną mowę w obronie kontusza, która wiele może nam powiedzieć o mentalności ówczesnej szlachty:
O nie! Niech mi będzie wolno wspomnieć o wielkich korzyściach, które wynikają z tego rozumnego stroju, zachowywanego przez naszych ojców. Historia wszystkich wieków naucza wyraźnie, że zepsucie obyczajów zawsze wciskało się z odmienianiem sposobów życia i z ubiorami od ludów już zepsutych. […] w polskim stroju przecież wyglądamy jako ludzie pewnej godności, przebrani zaś po cudzoziemsku, możemy być wzięci za kucharzy, lokajów i innych nikczemnych cudzoziemców.
Dalej zaś rozwodzi się nad coraz bardziej panoszącą się modą cudzoziemską:
Panowie bracia […] powiedzcie, czyli wam też nigdy nie zamknięto drzwi tam, gdzie niejednego awanturnika wystrojonego po obcemu wpuszczono i to z okazaniem największego szacunku? Mnie samego, który to mówię, spotkało zawstydzenie, że mnie nie chciano wpuścić na operę; szczęściem, że się nadwinął perukarz, sługa starosty mnie równego i zaręczył, że jestem mającym prawo wstępu. Gdyby stroju naszych ojców nie była porzuciła większa część z nas, wtenczas może być, że ja przez szczególne względy byłbym dopomógł wnijścia perukarzowi. Kończę więc na tem, że nam trzeba wrócić do ojczystych obyczajów.
Kontusz – ostatni krzyk (mody)
Sytuacja jednak w pewnym momencie się całkowicie odwróciła. Pod koniec panowania Stanisława Augusta można bowiem mówić o swoistym renesansie kontusza. Ukłonem w stronę staropolskiej tradycji było wprowadzenie w 1776 r., tzw. mundurów wojewódzkich. Każde województwo obrało sobie jednolity model i kolorystykę narodowego stroju polskiego tak, aby łatwiej było identyfikować szlachtę z poszczególnych regionów. Był to strój na oficjalne okazje i wzbudzał powszechny zachwyt.
Ważniejsze jednak od dekretów były zmiany zachodzące w polskiej mentalności. Zaczęły one zachodzić jeszcze na początku lat 80. XVIII w., a w czasie Sejmu Czteroletniego przyjęły już formę prawdziwej gorączki. Łasa na wszelkie nowinki modowe stolica i patriotyczno-konserwatywna szlachta zaczęły powoli mówić jednym głosem. Otóż to właśnie patriotyzm stał się ostatnim krzykiem mody. Patriotą ostentacyjnie obnoszącym się ze wszystkimi narodowymi atrybutami po prostu wypadało być!
Swoją rękę przyłożyła do tego na pewno pierwsza „trendsetterka” Rzeczpospolitej Obojga Narodów – Izabela Czartoryska, która jeszcze przed sejmem porzuciła najmodniejsze paryskie kroje na rzecz stroju staropolskich szlachcianek i dawała wszystkim do zrozumienia, że plotki salonowe wyszły już z mody. Prawdziwa dama rozprawia teraz z ożywieniem o sprawach państwowych. W trakcie Sejmu Wielkiego do historii przeszło ciekawe przedstawienie, którego inicjatorką była oczywiście Izabela, kiedy to publicznie zmieniła największego modnisia marszałka litewskiego, Kazimierza Nestora Sapiechę, w prawdziwego sarmatę.
Publicznie zrzucił on frak i zamienił go na kontusz, zaś Izabela osobiście ścinała jego piękne pukle, nadając typową staropolską fryzurę. Gdy następnego dnia pojawił się na Sali sejmowej, przywitany został owacją. Marszałek S. Małachowski pozostał co prawda wierny frakowi, ale nie miało to już tak naprawdę znaczenia. Po raz pierwszy od wielu lat frak i kontusz szły ręka w rękę, skupiając się na tym co ich łączy. Salonowi modnisie docenili polską tradycję, zaś kontuszowi zapragnęli reformować kraj. Kiedy obaj marszałkowie 3 maja 1791 r. niesieni byli na rękach tłumu do kościoła św. Jana, jeden był we fraku, a drugi w kontuszu – razem dzielili radość.
Był to już jednak zmierzch kontusza, gdyż – jak wiemy – każda moda przemija. Na początku XIX w. Julian Ursyn Niemcewicz mógł już jedynie z sentymentem napisać:
Obyczaje, zwyczaje, mowa, wszystko to, na com patrzał w dzieciństwie, tak było narodowym, iż nie zapomnę nigdy wrażenia, które we mnie sprawił widok podkomorzego Ossolińskiego z Toporowa […] w ubiorze niemieckim; jego zielona suknia, kamizelka pąsowa z galonem złotym, czarne aksamitne pluderki z tasiemką złotą u kolan, osobliwie głowa ufryzowana i upudrowana przyzwyczajonemu do poważnego stroju polskiego zdały się nikczemne i śmieszne. Nie przewidywałem, że w pół wieku później równie mnie strój polski rzadkością swoją zadziwiać będzie, jak wtenczas zadziwiał niemiecki.
Bibliografia:
- Kitowicz Jędrzej, Opis obyczajów za panowania Augusta III, Krakowska Spółka Wydawnicza, Kraków 1925.
- Listy nad wypadkami politycznemi w Polsce pisane w latach 1763 i 1766, Nakładem i drukiem N. * Kamieńskiego i spółki, Poznań 1846.
- Możdżeń Julia, Mundury wojewódzkie a renesans polskiego stroju narodowego w epoce stanisławowskiej, w: Sensus Historiae, t. 4, 2011.
- Niemcewicz Julian Ursyn, Pamiętniki czasów moich, t. 1, wyd. PIW, Warszawa 1957.
- Pauszer-Klonowska Gabriela, Pani na Puławach, wyd. Czytelnik, Warszawa 1978.
Redakcja: Antoni Olbrychski