„Norwegia. Przewodnik nieturystyczny” – recenzja i ocena

opublikowano: 2011-08-26, 12:44
wolna licencja
Kolejny „przewodnik nieturystyczny” wydany przez Krytykę Polityczną, czyli zbiór wywiadów, esejów, artykułów i opowiadań, tym razem zabiera nas w podróż do najbogatszego kraju Europy. Tomik poświęcony jest trzem głównym tematom: polityce, społeczeństwu i literaturze.
reklama
opracowanie zbiorowe
Norwegia. Przewodnik nieturystyczny
cena:
0,00 zł
Wydawca:
Krytyki Politycznej
Okładka:
miękka
Seria:
Przewodniki Nieturystyczne, t. 3
Format:
118 x 165 mm
ISBN:
978-83-62467-29-7

Bez wątpienia dobrym pomysłem było oddanie głosu samym Norwegom – tylko cztery teksty z czternastu są autorstwa członków zespołu KP. Dzięki temu redaktorzy tomu uniknęli uderzenia w (typowo polski) ton idealizacji zagranicy, a biorąc pod uwagę orientację polityczną wydawnictwa, ustrzegli się także od popełnienia agitki w stylu: „Socjaldemokracja typu skandynawskiego źródłem bogactwa i szczęśliwości na przykładzie Norwegii”. Zresztą polskim autorom, mimo ich widocznego uznania dla rozwiązań „systemu norweskiego”, również trudno zarzucić brak krytycyzmu. Artykuł Michała Syski poświęcony genezie i sukcesowi wyborczemu „czerwono-czerwono-zielonej” norweskiej koalicji parlamentarnej trudno uznać za tekst ściśle publicystyczny, tak zwięźle i sucho (i, po prawdzie, miejscami nużąco) jest napisany. A otwierający „Norwegię…” felieton Hanny Gil-Piątek to niejako streszczenie głównych tematów poruszanych w całym tomie: autorka ukazuje, w jak wielu szczegółach da się odczuć norweski dobrobyt („perony idealnie dopasowane do poziomu podłogi w pociągu”), jednocześnie jednak wyraża pewien żal, że przekłada się on na (irytującą?) grzeczność życia kulturalnego: „[e]ksces właściwie nie istnieje”. Zaobserwowany przez Gil-Piątek paradoks pojawia się w niemal wszystkich tekstach tomu: co robić w kraju, w którym już nic nie trzeba robić, bo wszystko działa doskonale? Oraz: co właściwie zdecydowało, że Norwegia uchodzić może za „najlepszy kraj na świecie” (tytuł eseju Niny Witoszek)?

Na drugie pytanie udzielane zostają zróżnicowane odpowiedzi. Wbrew pozorom, słowem-kluczem wcale nie jest „ropa”, co wykazuje Simen Saerte w artykule o znamiennym tytule „Petromania”: owszem, ropa odgrywa istotną rolę w „norwegian dream”, ale kraj fiordów nie jest przecież jedynym, który żyje z petrodolarów.

Jeśli zatem nie ropa, to co? Odpowiedź znaleźć można w tekście Witoszek. Dokonując rekonstrukcji narodowej mentalności Norwegów, historyczka kultury przywołuje ludową bajkę o Askeladdenie – „o tym, jak można stać się bogatym, szczęśliwym i popularnym bez jednoczesnego wyrządzania szkody naturze albo utraty człowieczeństwa”. W przeciwieństwie np. do mitologii amerykańskiej (self-made man, od pucybuta do milionera) główny bohater jest nie tyle zorientowany na osobisty sukces (choć ten oczywiście staje się w końcu jego udziałem), co na utrzymanie harmonii z innymi – stąd np. jego troska o słabszych.

reklama

Widoczny w baśni o Askeladdenie antyelitaryzm (jakże różny od amerykańskiego) i troska o tych, którzy są w gorszej sytuacji, stanowi niejako podłoże wszystkich zarzutów, jakie norwescy autorzy i autorki stawiają swemu krajowi. Pisarz Johan Harstad zwraca uwagę, że Norwegia para się „najbrudniejszą rzeczą, jaką może zajmować się człowiek – produkcją broni”. Przywoływany już Saerte pisze o odpowiedzialności Norwegii – eksportera ropy – za emisję dwutlenku węgla, a także o niebezpieczeństwie „polaryzacji między imigrantami a rodowitymi mieszkańcami”. Stosunek do ludności napływowej to zresztą osobny temat utyskiwań. Ekonomista Ali Esbati w rozmowie z Janem Smoleńskim stwierdza, że problemem Norwegii nie są imigranci, lecz… stosunek, jaki żywią do nich Norwegowie. Ściślej: norwescy pracodawcy, którym imigracja zarobkowa umożliwia zmniejszenie płac. Saerte stwierdza lapidarnie, iż „jeśli sytuacja się nie zmieni, Norwegia stanie się (jak twierdzi przewodnicząca prawicy Erna Solberg) »bogatym, odrażającym kuriozum«”. W tekstach przewija się również obawa, że norweski dobrobyt powoduje stagnację mentalną; obywatele staną się rentierami i klientami.

Z polskiej perspektywy część tych zarzutów może brzmieć wręcz niezrozumiale. Szczególnie mało przekonujące wydaje się uporczywe łączenie stagnacji kulturalnej (zbyt poprawnie! za mało alternatywnie!) z dobrobytem materialnym. Idąc tym tokiem myślenia, trzeba wyciągnąć wniosek, że im biedniejszy kraj, tym ciekawsze ma życie artystyczne. Tymczasem lektura tekstów zawartych w „Norwegii…” przynosi inne wrażenie: powszechny (!) dobrobyt uwrażliwia na małe sprawy. Oto nieco znamienny fragment z wywiadu z Harstadem: „Kilka lat temu na lotnisku Gardemoen pojawiła się tabliczka »Stój po prawej, idź po lewej«. Poczułem przemożną radość. Chodzi o to, żeby być »socjalnym« i codziennie mieć innych na względzie”.

Szczerze mówiąc, właśnie takie drobne uwagi norweskich autorów i autorek na temat współżycia społecznego przekonują do kraju fiordów dużo bardziej niż wysokie płace, ropa czy łosoś.

Redakcja: Michał Przeperski

Korekta: Mateusz Witkowski

reklama
Komentarze
o autorze
Aleksandra Konarzewska
Studentka Philosophy of Being, Cognition and Value w Instytucie Filozofii UW. Zajmuje się historią idei, z naciskiem na wiek XIX i XX. Lubi czerwone wino, ładnie wydane książki (mniejsza o treść) i włoskie wyroby papiernicze.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone