Noc muzeów

opublikowano: 2007-07-16, 17:00
wszelkie prawa zastrzeżone
W Polsce mamy tylko jeden wieczór, gdy muzea przeżywają prawdziwe oblężenie. Jest to majowa noc muzeów, która pozornie daje nam świadectwo potrzeby ukulturalnienia. Kim jest więc człowiek z tym jednodniowym pędem ku kulturze?
reklama

Noc muzeów ma już swoją małą tradycję. Od czasu jej pierwszej realizacji w Europie upłynęło 10 lat, w Polsce nieco mniej. To jedyny dzień w roku, gdy muzea i galerie otwierają swe podwoje nie tylko w nietypowych godzinach, ale także nie pobierają (lub robią to w minimalnym stopniu) żadnych opłat.

Noc Muzeów w Łodzi (źródło: Wikipedia)

Program nocy muzeów jest bardzo długi. Uczestniczą w niej zwykle wszystkie muzea danego miasta wraz z innymi instytucjami kultury oraz wszelkie ośrodki zamiejscowe. Wielu ludzi dopiero wtedy stwierdza ze zdziwieniem, że dane muzeum w ogóle istnieje. Żeby urozmaicić całość organizuje się także dodatkowe prezentacje, koncerty, zwiedzanie z przewodnikiem, pokazy slajdów itp.

Choć noc muzeów jest dla nas produktem importowanym, cieszy się w naszym kraju nie mniejszą popularnością niż za granicą. Od Malborka przez Poznań aż po Kraków, jak Polska długa i szeroka, coraz to nowe miasta przystępują do jej organizacji. Nie może nas to dziwić, skoro wraz z rozwojem nocy muzeów znajduje się coraz więcej osób, by ten jeden wieczór poświęcić właśnie na zwiedzanie. Pytanie brzmi: kim jest człowiek udający się na noc muzeów?

Turysta czy podróżnik

W odpowiedzi na to pytanie pomoże nam antropologia XX wieku. Gdy w 1955r. antropolog Claude Levi-Strauss zaczynał swą książkę od słów: Nienawidzę podróży i podróżników mógł szokować. Dziś jednak mamy prawo odczuwać bliskość z twórcą strukturalizmu mimo połowy wieku różnicy i innego obszaru badania. Strauss wiedział w jakim kierunku idzie refleksja nad obcymi kulturami – w kierunku szybkiego zrobienia zdjęć, nakręcenia filmu, napisania kilku nikomu niepotrzebnych frazesów i powrotu do domu.

Choć Strauss pisał o podróżnikach - postać, którą przedstawił jest bliższa dzisiejszemu rozumieniu słowa „turysta”. Tzvetan Todorov wprowadzając hierarchię podejść do kultury wymienia turystę jako osobę, która – ograniczona czasem – nie poznaje dobrze kultury, tylko pospiesznie robi zdjęcia. To wszystko skłania do wprowadzenia rozróżnienia pomiędzy turystą a podróżnikiem, gdzie ten drugi będzie osobą wyraźniej nastawioną na cel oraz bardziej samodzielną.

Beata Pawlikowska, chyba najbardziej znana Polska podróżniczka, w jednym z wywiadów powiedziała: – Turysta aktywny to jest ktoś taki, kto podąża wyznaczonym szlakiem. Turysta bierny to taki, który kupuje gotową wycieczkę i czeka aż ktoś mu kawałek egzotyki podsunie pod nos. A podróżnik to taka osoba, która przeciera zupełnie nowy szlak i dociera w takie miejsca, gdzie zwykli turyści nie docierają. Rozróżnienie na turystę biernego i czynnego sprawia, że nie zostaje on skazany na całkowicie pejoratywne rozumienie, a dalej pozwala nam podkreślić różnicę dzielącą go od podróżnika. Rozróżnienie to stało się bardzo owocne na gruncie muzeologii.

reklama

Instrukcja obsługi

Turystyka muzealna polega na pewnym maratonie pomiędzy muzeami całej Europy, a czasem i całego świata. Obiektami dzisiejszych pielgrzymek kulturowych stają się głównie muzea sztuki współczesnej, choć nie tylko. Znów pojawia się tutaj pewien wymóg obowiązkowego bycia. Bycia w National Gallery w Londynie, Luwrze, berlińskim Pergamonie czy rosyjskim Ermitażu. Każda turystyka, nie tylko muzealna, niesie za sobą pewne koszty, przez co możliwość bycia turystą jest tak naprawdę również ograniczona. W Polsce trend ten nie jest aż tak widoczny jak w innych europejskich państwach, mimo to mamy jednak swoją małą (trochę lokalną) muzealną turystykę – noc muzeów.

Sam brak biletów towarzyszący nocy muzeów jest na pewno kuszący. Nie chodzi tu jednak tylko o zaoszczędzone pieniądze, ale także o płynność. O swobodę, która pozwala nam bezkarnie włóczyć się po salach muzealnych i galeryjnych przestrzeniach. Wchodzę tam i mam wrażenie, że wszyscy czekają na mnie. Na mnie i... tysiąc innych osób. Produkt, który otrzymujemy, jest ładnie zapakowany, gotowy i podsunięty pod nos. Dodatkowo jeszcze dostajemy szansę zajrzenia głębiej, czyli za tzw. kulisy. Idę z przekonaniem, że dziś zobaczę więcej, że muzeum odsłoni przede mną miejsca niedostępne w zwyczajne dni.

Taka lokalna turystyka muzealna nie wiąże się z kosztami, a więc takim turystą tak naprawdę można stać się bardzo łatwo. Wystarczy wziąć do ręki program z wyszczególnionymi wystawami, zaznaczyć te, na które trzeba iść, te, na które poszli nasi znajomi oraz te, na które chcemy iść sami dla siebie i na które prawdopodobnie nie starczy nam czasu. Teraz tylko jedno muzeum, drugie, trzecie, szybko, szybko, jeszcze galeria, uff. Nasze dzisiejsze zdobycze odhaczamy na programie. Zmęczeni, ale z poczuciem spełnionego obowiązku, wracamy do domu. Co nam zostało z muzealnej wyprawy?

reklama

Paradoks do kwadratu

Stanie się niedługo tradycją, że podczas poznańskiej nocy muzeów trwa akurat ekspozycja World Press Photo. Nie sposób po raz kolejny dumać nad jej kontrowersyjnością i granicami fotoreportażu. Fakt jest faktem – rokrocznie jest to najchętniej odwiedzana wystawa w CK „Zamek”. Sama kolejka przed drzwiami do sali wystawienniczej to bagatela 100 osób. W samej sali tłoczno i duszno. Mimo to tłum stoi, przykuty do posadzki wewnętrznym imperatywem.

Centrum Kultury „Zamek” w Poznaniu (źródło: http://www.zamek.poznan.pl/)

W tłumie rozochoconych turystów nie sposób skleić jakąkolwiek sensowną refleksję nad tą wystawą. Z jednej strony patrzymy na ludzkie tragedie, śmierć i wojny, z drugiej tak naprawdę bawimy się naszą nocą muzeów. Teraz spójrzmy na zdjęcie roku 2006 autorstwa Spencera Platta. Grupa młodych Libańczyków przejeżdża przez zbombardowaną dzielnicę południowego Bejrutu. Ma nam ono ukazać kontrast między tragedią, a toczącym się obok normalnym życiem i nastawić nas krytycznie wobec drugiego w kontekście pierwszego. A teraz spójrzmy na naszych turystów stojących przed zdjęciami np. rannych żołnierzy z Iraku – czy analogia nadal jest niewidoczna? Czy naprawdę nikt nie odczuwa podobieństwa między zachowaniem Libańczyków, których postawę zdjęcie każe nam ewidentnie negować, a stojącym rozbawionym turystą przed zapisem ludzkiej tragedii?

Jest pewnym usprawiedliwieniem, że tegoroczna edycja tej światowej wystawy jest wyjątkowo nieudana. Bardziej zapadają nam w pamięci zdjęcia tancerzy breakdance niż obrazy, których zadaniem jest wstrząśnięcie nami i poruszenie pokładów naszej wrażliwości. Nie jest to paradoksalnie wina turysty czy każdej innej osoby zwiedzającej, a raczej samych reporterów. Popadli oni już w schematyzm nawet w przedstawianiu klęsk żywiołowych czy innych tragedii. Nie potrafią nas poruszyć nowym ujęciem tematów już znanych, zapominając jednocześnie, że fotografia (także prasowa) jest gałęzią sztuki.

reklama

Tłum czeka wytrwale by wreszcie zobaczyć wędrującą po całym świecie wystawę. W tym samym budynku, kilka pomieszczeń dalej, w ramach Biennali Fotograficznych Lilie autorstwa Man Raya. Cudne. Tylko turysty tam brakuje.

Każdemu według potrzeb

Noc muzeów ma wyjść ze sztuką (również tzw. wysoką) do ludzi, zaszczepić w nich potrzebę ukulturalnienia, sprawić by kultura (choćby na jedną noc) stała się egalitarna. Jeżeli nawet osiąga swój cel to efektem są również dziwne skutki uboczne. Tak naprawdę rozszerza się rozdźwięk między turystą a prawdziwym amatorem sztuki. To proste – ten drugi za wszelką cenę będzie unikał pierwszego, szczególnie w tak licznej ofensywie.

Daniel Boorstin pisał: Turysta jest bierny; oczekuje, że ciekawe rzeczy zdarzą się same. Idzie „oglądając widoki” [...] spodziewa się, że wszystko będzie przygotowane dla niego i ze względu na niego. MacCannell odpowiadał, że Boorstin prezentuje nienową postawę turystyczną: zdecydowaną, graniczącą z nienawiścią, która sprawia, że jeden człowiek zwraca się przeciw drugiemu z porównaniem: oni są turystami, ja nie. W kontekście muzeologii jest to jednak zbyt radykalny sąd. Nie chodzi przecież o to, by prawdziwy amator sztuki poczuł się dowartościowany w kontekście poniżanego turysty.

W dni „zwykłe”, czyli pozostałe 364 dni w roku, polski amator sztuki nie ma do czynienia z masowym atakiem turystów. Muzea nie pękają w szwach. Może, co prawda, przytrafić się niesmak, gdy będziemy mieli do czynienia z typem tzw. japońskiego turysty, którego zwiedzanie ogranicza się tylko do biegania z aparatem. Co innego jednak w noc muzeów. Jest to swoisty sprawdzian nerwów dla częstego bywalca muzeów. I nie chodzi tu wcale o wspomniane wywyższenie owych osób, ale o zwykły spokój. Spokój codziennej muzealnej ciszy, którą turysta swym masowym atakiem zwyczajnie zagłusza. To właśnie ze względu na nią amator sztuki zostanie tego dnia na pewno w domu.

Bibliografia:

  1. Levi-Strauss C, Smutek tropików, PIW, Warszawa 1960
  2. MacCannell D, Turysta. Nowa teoria klasy próżniaczej, Muza, Warszawa 2002
  3. Podemski K, Socjologia podróży, Wydaw. Naukowe UAM, 2004
  4. Wywiad z Beatą Pawlikowską: magazyn internetowy NoName
reklama
Komentarze
o autorze
Renata Pernak
Studentka IV roku kulturoznawstwa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Członek Poznańskiego Stowarzyszenia Studentów i Absolwentów Kulturoznawstwa. Współpracowała z Wielkopolskim Towarzystwem Kulturalnym zajmującym się wspieraniem inicjatyw mających na celu utrzymanie tożsamości regionalnej. Z magazynem historyczno-społeczno-kulturalnym „Histmag.org” ściśle związana od sierpnia 2006 do końca 2007 roku. Obecnie zgłębia tajniki muzealnictwa, wystawiennictwa i historii sztuki, od lat utrzymując, że muzeum to jej drugi dom.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone