Nikołaj Nikulin – „Sołdat” – recenzja i ocena
Książka Sołdat nigdy nie miała stać się dostępna szerszej publiczności – autor spisał swoje wspomnienia wiele lat po wojnie w ramach rozliczenia z własną przeszłością. W efekcie powstało głęboko osobiste, niemal intymne, wyznanie wrażliwego człowieka, którego los rzucił na front (właściwie, znacznie trafniejszym określeniem niż front byłby cytat z samego autora: do rzeźni).
Czytelnik ma możliwość poznania znanego z tysięcy książek i filmów frontu niemiecko-sowieckiego. Jest to jednak zupełnie odmienne spojrzenie, zupełnie nowa narracja, niepodobna do innych znanych nam wspomnień. Przez lata zmienił się sposób przedstawiania tzw. Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, a Sołdat to nie pierwsza książka, która podważa spiżowy mit Armii Czerwonej. Warto wyraźnie zaznaczyć, że w porównaniu z wręcz oskarżycielskimi wobec własnego wojska Tankistą czy Podwójnym żołdem, podwójną śmiercią, myśl Nikulina idzie jeszcze o krok dalej. Czytelnik szukający opisów wielkich operacji wojskowych zawiedzie się – autor pozostaje wierny swojej perspektywie pojedynczego piechura, który widzi jednie sąsiedni okop i wszechobecną śmierć. Już po kilku stronach czytelnik gubi się wraz z autorem w lasach (gdzieś pod Leningardem), gdzie w bezmyślnych atakach na nasyp kolejowy wykrwawia się pułk za pułkiem, dywizja za dywizją. Jesteśmy niemal całkowicie pozbawiani szerszej perspektywy. Dzięki temu cały czas pozostajemy tam, gdzie musiał przetrwać przebywać autor, czyli „gdzieś w okopach”, w nieznanym lesie czy w zawszonej ziemiance, w bliżej nieokreślonym punkcie frontu między Zatoką Botnicką a Morzem Czarnym.
Autor oszczędza czytelnikom opisów wielkiej polityki czy strategii. W zamian za to otrzymujemy niezwykłą możliwość zapoznania się ze wszystkimi aspektami funkcjonowania jednostki wojskowej na froncie lub na jego dalekich tyłach. Czytelnik ma okazję zapoznać się z opisami głupoty, karierowiczostwa i okrucieństwa przełożonych, brudu okopów czy dojmującego poczucia zagubienia na wielkim oceanie wojny. Nie jest to jednak kolejna książka o pierwszej linii walki, jakich dziesiątki dostępne są na bibliotecznych półkach. Wspomnienia Nikulina wciągają niczym wir i nie pozostają obojętnymi wobec obrazów, jakie przywołuje. Opisów odpierania faszystowskich najeźdźców przy pomocy odwagi, ciał i krwi żołnierzy, ale bez odpowiedniej broni, znamy już dziesiątki. W tej opowieści dochodzą kolejne, wstrząsające elementy, takie jak beznadziejny los rannych, którzy chwilę wcześniej niemal gołymi rękami zatrzymali niemieckie natarcie. Szczególnie zwraca uwagę przedstawiony przez autora barwny korowód dowódców i oficerów politycznych – jednych chwali, innych ocenia bardzo surowo. Najniebezpieczniejszym przeciwnikiem często nie są Niemcy, a, niestety, właśni rodacy.
O niezwykłości książki w dużej mierze decyduje osoba samego autora. Profesor Nikołaj Nikulin (zmarły w 2009 r.) to autor ponad 200 prac z zakresu historii sztuki, przez ponad 20 lat zasiadający w radzie naukowej Ermitażu. Jako człowiek wrażliwy i spostrzegawczy, zupełnie inaczej patrzył na wojnę niż jego towarzysze broni. Uderzające opisy frontu uzupełniają wspomnienia z okresu okupacji pokonanych Niemiec, w których autor bez skrupułów przedstawia sposoby traktowania ludności cywilnej pokonanego kraju.
Wspomnienia, których nigdy nie mieliśmy dostać do ręki, wieńczy krótkie posłowie z 2007 r., w którym autor zabiera głos m.in. na temat aktualnej polityki historycznej Federacji Rosyjskiej, a przede wszystkim na temat niepamięci i braku szacunku dla historii. Pomnik postawiony w miejscu, gdzie wykrwawiła się jego dywizja, został przez pokolenie wnuków żołnierzy rozkradziony na złom.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska