Niezbędnik historyczny lewicy, czyli studium propagandy
Dziełko posiadamy tylko w formie elektronicznej, jednak na podstawie tego, co widzieliśmy w telewizji, możemy stwierdzić, że zarówno formatem jak i kolorem przypomina Cytaty z Przewodniczącego Mao czyli osławioną Czerwoną książeczkę. Podobieństwo jest niepokojące. Najistotniejsze fragmenty tekstu nie tylko pogrubiono, ale dodatkowo zaznaczono je na żółto. Gdyby tego było mało, twórcy zastosowali wielką czcionkę – wszystko to jak gdyby sugerując, że czytelnik będzie miał problemy z czytaniem, więc trzeba mu pomóc.
Niezbędnik historyczny lewicy podzielono na cztery części, poświęcone II Rzeczpospolitej, II wojnie światowej, PRL-owi i III Rzeczpospolitej. Niestety, ich wnikliwa analiza liczyłaby więcej stron niż sama broszurka, skupimy się zatem na pojedynczych przykładach, które dobrze pokazują skalę manipulacji.
II RP
Dla autorów broszurki okres od 1918 do 1939 roku był jednym wielkim pasmem porażek i tragedii. Oczywiście źródłem całego zła były rządy prawicowe i sanacyjne, jedyne zaś godne pochwały dokonania, jak ośmiogodzinny dzień pracy oraz prawa wyborcze dla kobiet, były zasługami socjalistów, którzy pomimo wielkich przeciwności losu starali się naprawić, co się dało.
Zdaniem Niezbędnika historycznego lewicy, II RP była okresem zapaści gospodarczej i społecznej. Warunki mieszkaniowe były tragiczne, a nowe standardy przyniosły dopiero projekty wspólnotowe PPS, co jest nieprawdą, istniały bowiem różne wspólnoty mieszkaniowe o rozmaitych koligacjach politycznych. O tym, że Polska musiała podźwignąć się z gigantycznego upadku, do jakiego doprowadziły zabory i wojna, nie ma oczywiście mowy. Z tej katastrofy Polskę wyciągnął jakoby dopiero PRL. Dla poparcia tej tezy autorzy przytaczają m.in. dane dotyczące poziomu analfabetyzmu przed i po wojnie. Są one prawdziwe między innymi dlatego, że niemała liczba przedwojennych polskich analfabetów znalazła się później w granicach ZSRR w wyniku bohaterskiego wyzwolenia.
Co ciekawe, autorzy starają się przekonać, że SLD nie jest spadkobiercą spuścizny po KPP. Zgodnie z Niezbędnikiem była to partia marginalna, która nie uzyskała szerszego poparcia wśród robotników. Autorzy wolą widzieć siebie jako spadkobierców PPS, zapominając, że partia ta została zniszczona po drugiej wojnie światowej przez komunistów. Historia lubi się powtarzać: tak jak PZPR zawłaszczył pamięć o PPS, tak teraz robi to SLD.
Warto również wskazać na pewną wyjątkową niekonsekwencję. W próbie odkłamania historii podjętej przez Centrum im. Ignacego Daszyńskiego zabrakło hasło poświęconego… Ignacemu Daszyńskiemu. A wydawałoby się, że była to osoba, której życiorys powinien znaleźć się w takiej publikacji obowiązkowo.
Oczywiście haseł, z którymi można by było polemizować, jest naprawdę wiele. Z dużą niedokładnością piszą autorzy między innymi o Berezie Kartuskiej i Piłsudskim.
II wojna światowa
Skoro już autorzy lewicy udowodnili, że II RP była straszna, dzielnie przeszli do zagadnień związanych z II wojną światową. Pierwszą manipulacją w tej części książeczki jest przedstawienie znaczenia Armii Krajowej i Armii Ludowej w okupowanym kraju. Ta pierwsza organizacja została opisana w taki sposób, że można odnieść wrażenie, iż odgrywała rolę porównywalną z GL/AL. Jest to oczywiście jawne fałszerstwo. Historycy wprost przyznają, że Armia Ludowa nie tylko była organizacją o znacznie mniejszym znaczeniu militarnym niż AK, ale również była posądzana o sabotaż na rzecz ZSRR.
Warto również zwrócić uwagę na dwa inne hasła. Najpierw czytelnik napotyka na notkę „Wyzwolenie”, z której dowiaduje się, że dzielna Armia Czerwona wyswobodziła Polskę spod straszliwej okupacji niemieckiej. Zaraz potem jest notatka o… Katyniu. Czy takie zastawienie nie wywołało u autorów dysonansu poznawczego? Oczywiście można bronić tezy (jakkolwiek trudne by to nie było), że wejście Armii Czerwonej na ziemie polskie było wyzwoleniem, np. przedstawiając dla kontrastu zbrodnie hitlerowskie, ale autorzy żadnych argumentów w zasadzie nie podali.
Polska Rzeczpospolita Ludowa
Tak jak reszta Niezbędnika, tak i ten rozdział stanowi fascynującą kompozycję niedopowiedzeń, półprawd i manipulacji. Wyłania się z niej obraz PRL-u jako krainy mlekiem i miodem płynącej: ósmej potęgi gospodarczej świata, czwartego producenta węgla kamiennego, dynamicznie rozwijającego się kraju, który rósł w siłę, a ludzie żyli w nim dostatnio. Czytelnicy znający język „Trybuny Ludu” poznają go tutaj bez trudu. Choć w broszurce nie padają sformułowania dokładnie takie, jak te znane z gierkowskiej propagandy sukcesu, wymowa jest jednak praktycznie tożsama.
Według autorów, winę za obecny stan Rzeczpospolitej ponosi nie nieboszczka Partia, lecz wiek XVIII, w którym nasz kraj stał się zaściankiem świata. PRL była natomiast „najbardziej radykalną próbą wyjścia Polski z peryferyjności”. Okres między 1945 a 1989 rokiem to czasy nieledwie boomu gospodarczego, a takie przynajmniej można odnieść wrażenie po lekturze Niezbędnika. Kontrola państwa nad nauką, kulturą i prasą była „znacznie ograniczona”, autorzy zaś nie wspominają o cenzurze czy tzw. „docentach marcowych”. Przy dumnej informacji, iż „PRL była w stanie zapewnić pełne zatrudnienie dla całych roczników rozpoczynających aktywność zawodową”, brakuje informacji, ile z tych stanowisk było faktycznie przydatnych, a ile przynosiło jedynie straty, które trzeba było pokrywać z budżetu państwa, nie będącego przecież niewyczerpanym.
Co bardziej zastanawiające, autorzy dumni są także z systemu kartkowego „gwarantującego każdemu obywatelowi zakup podstawowej puli towarów po niskiej cenie”. To, co być może nie brzmi najgorzej w teorii, w praktyce okazało się koszmarem tysięcy obywateli zmuszonych do kombinowania w warunkach wszechobecnego niedoboru, by wykarmić rodzinę. Iście kuriozalne jest następne zdanie: „Jednocześnie istniała możliwość dokonywania zakupów poza systemem kartkowym”. Albo więc autorzy przekreślają to, co przed chwilą sami napisali, tworząc ułudę wolnego dostępu do towarów, albo pocieszają, że przecież istniał czarny rynek, więc jakby co, to kartki nie były potrzebne.
Jednym z głównych bohaterów Niezbędnika jest, rzecz oczywista, Edward Gierek. Ów tytan pracy przedstawiony został jako mąż opatrznościowy, który generalnie wszystko robił świetnie i uczyniłby z Polski kraj sukcesu, gdyby nie światowy kryzys gospodarczy. Podane są różne potwierdzające to przykłady, na przykład budownictwo mieszkaniowe. Tak, prawdą jest, że rocznie oddawano do użytku 270 tys. mieszkań. Liczba ta robi wrażenie tak długo, jak nikt nie pamięta, jaki komfort życia oferowały te budynki, jaka była ich trwałość, jak wyglądały one po kilku latach, ile usterek trzeba było naprawić po zakończeniu budowy i jakie koszty to za sobą pociągnęło. O ile tu mamy jednak do czynienia z manipulacją, o tyle twierdzenie, że pożyczki były zaciągane przez Gierka w celu modernizacji przemysłu, gdy nie od dziś wiadomo, iż były to kredyty konsumpcyjne, jest po prostu bzdurą.
Nie jest to jedyny przypadek przemilczenia faktów niezbyt dla autorów wygodnych. Praktycznie każde hasło roi się od przykładów takich praktyk. Gdy opisywana jest Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, dowiadujemy się, że powstała ona „na skutek połączenia PPR i PPS”. Technicznie rzecz biorąc jest to prawda, która wzbudzi wszakże protest każdego, kto wie, jak to „połączenie” wyglądało. Skoro autorom tak bardzo zależało na tym, by nie wspomnieć o procesach i prześladowaniach, a oddać choć minimum prawdy historycznej, mogli napisać choćby o „wchłonięciu”, a nie powtarzać sformułowania propagandy PRL.
Sporo artykułów zostało okrojonych w sposób zgoła zdumiewający. Punkt poświęcony PZPR został zredukowany do trzech (sic!) zdań. O porozumieniach sierpniowych dowiadujemy się tylko tyle, że jakieś były. Punkt poświęcony realnemu socjalizmowi ogranicza się do konstatacji, że nie można nazywać PRL „komunizmem”.
Są też tezy, które nawet przy dużej dozie dobrej woli nie mogą być określone inaczej niż „absurdalne”. Należy do nich na przykład przekonywanie, że celem podziału Polski na 49 województw było stymulowanie wzrostu gospodarczego i awansu cywilizacyjnego, co jest tezą tak karkołomną, że aż trudno z nią polemizować. W punkcie poświęconym Kościołowi napotkamy tylko bardzo oględną wzmiankę o zdarzających się represjach oraz kilka informacji o działaniach podejmowanych względem Kościoła: wycofaniu religii ze szkół, odebraniu majątku kościelnego itp. Wszystko zostało podsumowane tak: „powyższe działania umożliwiły księżom skupienie się na działalności duszpasterskiej”. Biorąc pod uwagę wszystkie pominięcia i niedopowiedzenia, jakich autorzy się dopuścili, jest to po prostu obłudne fałszerstwo.
III Rzeczpospolita
Punktów poświęconych ostatniemu okresowi historii Polski jest niewiele, ich wymowa zaś jednoznaczna: po transformacji na nasz kraj spadały same klęski. O 25% zmalała produkcja przemysłowa, pojawiło się dwumilionowe bezrobocie, rozwarstwienie społeczne i bieda, ograniczono prawa pracownicze, podpisano nielegalnie konkordat, Henryk Samsonowicz przywrócił religię w szkołach, zakazano aborcji, nade wszystko zaś dzieła zniszczenia dopełnił Jerzy Buzek, obniżając emerytury i poziom szkolnictwa, niszcząc 33 kwitnące miasta wojewódzkie i psując system opieki zdrowotnej. Gdyby SLD nie wprowadził nas do Unii Europejskiej, o minionych dwudziestu latach nie dałoby się powiedzieć nic pozytywnego. Istny koszmar.
Broszurka ta pisana była przez autorów o poglądach lewicowych. Nie mam więc zamiaru odnosić się do punktów związanych jednoznacznie z wyznawaną ideologią, jak np. kwestia konkordatu, aborcji czy nauczania religii w szkołach. Dla autorów faktycznie może to być kataklizm, z tym nie ma co polemizować. Nie da się też ukryć, że duża część przytoczonych przez autorów dat i danych jest zgodna z prawdą. Faktycznie, koszt społeczny reform Balcerowicza był duży, zakończenie dopłacania przez państwo do nierentownych miejsc pracy spowodowało zmniejszenie ich liczby i wzrost bezrobocia, widełki dochodów zaczęły się rozwierać. Nawiasem mówiąc, szybko okazało się, że najlepiej jest w tej sytuacji piastować wysokie stanowisko w spółce skarbu państwa, co bez zaangażowania w minionym ustroju łatwe nie było. To wszystko jest jednak manipulacją, ponieważ przywoływane dane zostały wyrwane z historycznego kontekstu i zaprezentowane bez żadnego komentarza. Niektóre z przywołanych przez autorów błędów, jak wprowadzenie gimnazjów, bezsprzecznie okazały się porażkami, jednak w ogólnym rozrachunku bilans III Rzeczypospolitej nie zasługuje na tak surową ocenę, zwłaszcza w kontraście do peanów wygłaszanych na cześć PRL.
Co ciekawe, członkowie SLD przedstawieni zostali niemal jako aniołowie świetliści. Próbowali naprawić wstrząsany reformami Balcerowicza kraj, blokowali podpisanie konkordatu tak długo, jak mogli, wprowadzili nas do Europy, walczyli z zakazem aborcji… I znowu: rozumiem, że dla lewicowca ograniczenie prawa do usuwania ciąży może być problemem, ale wymienione działania to za mało jeszcze, by prezentować dane ugrupowanie jako jedyny pozytyw ostatnich 20 lat. A tak nawiasem mówiąc, przydałoby się wspomnieć choćby o aferze Rywina…
Po co to wszystko?
No właśnie: po co? Po co przez 60 stron manipulować, przemilczać, przeinaczać, reinterpretować, a czasem nawet kłamać? Po co narażać się na śmieszność, prezentując co bardziej absurdalne tezy nie podpierając ich żadną miarodajną argumentacją? Po co, w niektórych wypadkach, obrażać inteligencję czytelnika, uważając, iż ma on tak elementarne braki w wykształceniu, by uwierzyć w wyjaśnienia autorów broszurki? Przy czym nie chodzi tu tylko o wykształcenie historyczne, lecz także o wiedzę ogólną o świecie i podstawach ekonomii czy też o elementarną logikę.
Niezbędnik historyczny lewicy jest jaskrawym przykładem użycia historii do celów politycznych. Przebija się to niezmiennie przez każdą z 60 stron broszurki. „Popatrzcie, jak było wspaniale” mówią nam autorzy „Popatrzcie na te wszystkie osiągnięcia. I popatrzcie, jak źli ludzie wszystko zniszczyli. Pozwólcie nam spróbować ponownie. Prosimy, wszystko będzie wspaniale, jak za Gierka! Tylko pozwólcie nam ponownie spróbować…”.
Ruch socjalistyczny spełnił ważną rolę w dziejach Polski, co z bólem muszą przyznać nawet osoby mu niechętne. Jest jednak zasadnicza różnica między działaczami socjalistycznymi takimi jak patron wydawcy broszurki, a Edwardem Gierkiem czy współczesnymi politykami lewicowymi. Sugerowanie, że jest inaczej, to obraza dla zasłużonych działaczy sprzed lat. Nic to jednak nikogo nie obchodzi, każdy fakt autorzy gotowi są wyrwać z historycznego kontekstu i zinterpretować na swoją korzyść, popadając częstokroć w śmieszność.
Proszę państwa, przeczytajcie Niezbędnik historyczny lewicy. Propaganda tak nieporadna w dzisiejszych czasach to już rzadkość, a przedstawiona broszura pozwoli do woli nacieszyć się absurdem i nieudolną manipulacją. Przeczytajcie sami. Ta pasjonująca lektura nie zajmie wam dużo czasu, a wrażenia będą naprawdę świetne. Ubaw po pachy.
Felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”.
Redakcja: Roman Sidorski