Niepełnosprawni - pełnosprawni w kulturze?
W kulturalnej przestrzeni
Już od dłuższego czasu trwa w Polsce kampania pod hasłem „Niepełnosprawni pełnosprawni w pracy”. W moim prywatnym odczuciu przynosi ona rezultaty. W wielu miejscach, począwszy od biblioteki, a na salonie fryzjerskim skończywszy, możemy obserwować jej konsekwencje. Podtytuł całej kampanii brzmi „Czy wiesz, co możesz zyskać zatrudniając osoby niepełnosprawne?”. Warto, by każdy pracodawca to wiedział, bo zyski są niebagatelne: dofinansowania do wynagrodzeń, ulgi w składkach na ubezpieczenia społeczne, ulgi w obowiązkowych wpłatach na PFRON. Tyle o rynku pracy. A co z kulturą? Czy warto wprowadzać niepełnosprawnych w przestrzeń kulturalną, jeśli w tym wypadku zysk dla „zatrudniających” jest znikomy, a często wymaga jeszcze nakładów własnych? Na szczęście warto.
Nie jest prawdą, że dla osób niepełnosprawnych nie podejmuje się żadnych artystycznych inicjatyw. Prawdą jest natomiast, że jest ich mało i ciągle za mało. Istnieją jednak pewne powiązania na terenie kraju. Wśród trzech poznańskich tegorocznych inicjatyw jedna jest związana ze szczecińską Galerią Pod Sukniami, a druga z Teatrem im. Juliusza Osterwy w Lublinie, gdzie działa znana inicjatorka teatroterapii w Polsce, Maria Pietrusza-Budzyńska. Ale po kolei.
W plenerze
W sierpniu tego roku w Licheniu odbyły się „Warsztaty fotograficzne dla niepełnosprawnych intelektualnie”. Projekt jest kontynuacją pomysłu realizowanego już w latach wcześniejszych. Autorką pomysłu jest Matylda Pachowicz, doktorantka w Zakładzie Pedeutologii na Wydziale Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu. Pierwsza inicjatywa była podporządkowana pisanej wówczas pracy magisterskiej. Szybko jednak okazało się, że raz zaczęty projekt nie może się tak po prostu skończyć. Dla wielu niepełnosprawnych była to pierwsza możliwość zrobienie zdjęć pod okiem profesjonalnych instruktorów.
Fotografia ma szczególne znaczenie w terapii. Jak pisze dr Marianna Michałowska – krytyk sztuki i kurator – w przedmowie do katalogu: „Fotografujemy wreszcie po to, by wyzwolić nas samych, by wyjść z mroku na światło. Metafora światła i mroku stanowi jedno z podstawowych odniesień fotografii. (…) W przypadku terapii zajęciowej ta funkcja – symboliczne wychodzenie z mroku na światło - wydaje się najważniejsza, bo przecież «fototerapia» to nic innego jak leczenie światłem. Fotograficzne leczenie światłem oznacza wychodzenie z samotności do ludzi, uczenie się nowego życia”.
Jak bardzo ta metafora urzeczywistniła się w fotografiach, widać już na pierwszy rzut oka na zdjęciu Sławomira Matyni. Do metafory światła i mroku dołączyła tu dodatkowo metafora okna. To ono stoi pomiędzy tym, co zewnętrzne, a wewnętrzne. To ono dopuszcza do nas światło, promienie słońca. To ono pomaga nam przejrzeć, zobaczyć więcej. To ono wreszcie pomaga nam otworzyć się na świat. To bariera, którą możemy brutalnie stłuc, a jednocześnie delikatnie otworzyć, uchylić tylko troszkę, delikatnie dozować powietrze i światło.
Na ludzi też często otwieramy się powoli, stopniowo. Bariera, która dzieli osoby niepełnosprawne od sprawnych jest często pokonywana etapowo. Takie też były założenia pierwszych warsztatów fotograficznych, które odbyły się w Gołańczy. Poprzez wspólne przebywanie, rozmowę, naukę fotografii tworzą się nowe zaskakujące więzi. Poszerza się integracja, która daje jak najbardziej dwustronne korzyści. Nie jest więc tak, że to tylko pełnosprawni działali dla niepełnosprawnych; relacje przybrały tu jak najbardziej postać symbiozy. Przed przystąpieniem do projektu większość fotografów nie miała wcześniej możliwości pracy z osobami upośledzonymi umysłowo. Dzięki warsztatom pozbyli się oni mylnych, tkwiących w większości z nas, stereotypów, lęków, zahamowań, nauczyli natomiast otwartości i wrażliwości na drugiego człowieka.
W galerii
Jedna z poznańskich galerii ma dla wielu ludzi wymiar szczególny. Przez cały październik można było w niej oglądać wystawę zatytułowaną „Fotobrama”. Galeria „tak”, bo o niej mowa, to oprócz wystaw także prezentacja i sprzedaż dzieł z zakresu malarstwa, ceramiki, rzeźby wykonanych przez osoby niepełnosprawne. Takie też są cele galerii: pomoc utalentowanym osobom z dysfunkcją intelektualną. Jest to także miejsce spotkań i pomocy merytorycznej udzielanej przez artystów pełnosprawnych.
„Fotobrama” to jeden z tych pomysłów, które opierają się na haśle. Tutaj oczywiście punktem wyjścia jest słowo „brama”, a dokładniej szczecińskie bramy w kwartałach przedwojennych kamienic. Szybko się jednak okazuje, że luźne potraktowanie tematu daje niesłychane rezultaty. W katalogu do wystawy Olga Tokarczyk – jedna z uczestniczek projektu – pisze: „Wędrówki trwały po kilka godzin, razem oprowadzaliśmy się po naszym mieście [Szczecinie], zwiedzaliśmy zabytki kulturalne, nie za bardzo przejmując się tematem naszych «działań», ponieważ stwierdziliśmy, że «brama» to my”. To właśnie te najróżniejsze ujęcia tematu sprawiają, że wystawa jest tak wyjątkowa.
Z czym kojarzy się nam słowo „brama”? Metafora podobna jak w przypadku okna: otwieramy i zamykamy swoją przestrzeń, barykadujemy się lub wręcz przeciwnie: brama otwarta na oścież. Jeśli myślimy o bramie tylko w kategoriach furtki, jakże zamknięci jesteśmy i ilu rzeczy moglibyśmy nauczyć się od niepełnosprawnych uczestników projektu! Brama w ich ujęciu to przede wszystkim forma przestrzeni, która dopiero ograniczona jest bramą w rozumieniu dosłownym. W każdą przestrzeń wpisani są oczywiście ludzie. Mieszkańcy, przechodnie, dzieci grające w piłkę i wreszcie sami fotografujący (stąd też w wielu momentach zdjęcia przybierają postać portretów). Brama jest też miejscem, gdzie ponownie wkrada się metafora światła i mroku. Przestrzenie ciemne, nocne oraz te oświetlone. Czasem zdjęcia bywają smutne, szare i przygnębiające. Bramy piekielne? Nie ma takiej możliwości. Bramy do niebios – do sztuki z tej najwyższej, niebiańskiej półki.
Arteterapia
Terapia poprzez fotografię jest jedną z dziedzin terapii poprzez sztukę, zwanej fachowo arteterapią. O źródłach samego pojęcia mówić trudno, gdyż są one nie do końca możliwe do sprecyzowania. Pod koniec XIX wieku dwaj francuscy psychiatrzy: Ambroise Tardieu i Max Simon opublikowali prace, w których zwracali uwagę na terapeutyczne właściwości dzieł osób chorych psychicznie. Samo pojęcie arteterapii upowszechniło się natomiast w latach 40. ubiegłego stulecia.
Co daje osobom niepełnosprawnym – uczestniczącym w projektach wspomnianych wcześniej – fototerapia? Matylda Pachowicz, podsumowując swoje obserwacje zebrane podczas warsztatów w Gołańczy, zauważa, że „robienie zdjęć kształtuje spostrzegawczość i umiejętność koncentracji uwagi, a także rozwija wrażliwość na otaczającą rzeczywistość”. Każdy z nas uwiecznia na zdjęciach ważne dla siebie chwile, szczególnie te nacechowane emocjonalnie. Dla niepełnosprawnych ma to bardzo duże znaczenie: gdy za kilka lat spojrzą na swoje zdjęcia, ich pamięć zacznie intensywniej pracować, co wpływa korzystnie na proces łagodzenia ich dysfunkcji intelektualnej.
Fotografia – jak każde inne zajęcie z dziedziny arteterapii – pozwala pokazać różne ciekawe i rozwijające formy spędzenia wolnego czasu. Możliwość pokazania swych dokonań jest również pewną drogą integracji społecznej. To także dowód na nieobojętność ludzi pełnosprawnych i ich przeciwstawienie się stereotypom myślowym.
Na deskach
23 października bieżącego roku, na deskach poznańskiej Sceny Rozmaitości, odbyły się trzy spektakle w ramach projektu „Teatracje”, organizowanego przez Stowarzyszenie na Rzecz Młodych Twórców – V.I.T.R.I.O.L. Spektakle: „Czerwone centrum w dziesiątym niebie” (reż. Liliana Owoc-Pierzchała, dyrektor artystyczna Instytutu OpenSpaces), „Detra le dorso” (reż. Magdalena Płaneta, aktorka Teatru Nowego i Agata Rappe, absolwentka Akademii Praktyk Teatralnych w Gardzienicach) oraz „Klucz” (reż. Wojciech Deneka, aktor Teatru Nowego), powstały podczas dziewięciomiesięcznych warsztatów teatralnych.
Po spektaklach widzowie mieli także przyjemność obejrzeć film pod tytułem „Po prostu jestem” (reż. Adam Leniec, Agata Rappe), który był dokumentalnym zwieńczeniem całej wielomiesięcznej pracy. Do wzięcia udziału w projekcie zaproszono osoby niepełnosprawne z czterech ośrodków pomocy w Poznaniu. Podczas wszystkich spektakli aktorom towarzyszyła muzyka wykonywana na żywo przez członków grupy Snowman i ich gości.
W „Czerwonym centrum w dziesiątym niebie” aktorzy tańczyli na scenie, wkładając w każdy ruch całe swoje serce. W tle wyświetlano prezentacje, dzięki którym mogliśmy lepiej poznać bohaterów. Oto co o sobie powiedzieli niektórzy z nich:
Sajki:
Nie czuję słowami
Jestem kolorem
Zielonym w rękach i w nogach
Pomarańczowym w plecach
Białym w głowie
Czerwonym w centrum
Ala:
Kiedy tańczę jestem czerwonym
Brzuch mówi – chyba jest mi przyjemnie
Nogi krzyczą głośno – serce
A biodra śpiewają o miłości
Arek:
Jestem zielonym centrum
Jesteśmy złe, krzyczą ramiona
Dyszą i wyzywają nogi
Spokój - mówią ręce
Cicho mówią
Mój brzuch jest wesoły i szczęśliwy
„Detra le dorso”, czyli „Za plecami”, poruszył problem naszej świadomości wobec własnego losu. Na ile my sami kierujemy naszym życiem, czy nie za często pozwalamy by kierował nim przypadek? A może to, co nazywamy przypadkiem, bywa tylko wymówką, gdy nie umiemy śmiałym postępowaniem przeciwstawić się okrutnej rzeczywistości? Życie potrafi dać w kość każdemu, szczególnie natomiast nie oszczędza osób niepełnosprawnych, oni więc muszą pozostać czujni ze zdwojoną siłą.
Inspiracją dla przedstawienia „Klucz” były dwa hasła: „W lekkiej zabawie można znaleźć niezwykle poważną prawdę”, a także „Do zabawy potrzeba wolności”. Aktorzy wchodząc pojedynczo na scenę powtarzali te słowa, przy czym zawsze w tle towarzyszyła im – wybrana przez nich – piosenka. Najbardziej utkwiły mi jednak słowa reżysera spektaklu: „Dla siebie, bowiem otworzyłem nim [kluczem] coś, co nowe – nieznane i... prawdziwe! Za to otwarcie dziękuję Wam – Moi Kochani Aktorzy.” Dzięki tym słowom dotarło do mnie, jak wiele cennych uczuć i emocji otrzymali autorzy projektu. Jestem przekonana, że widzowie również wyszli z tego pokazu wewnętrznie bogatsi.
Przed rozpoczęciem prac nad projektem nie istniały konkretne scenariusze poszczególnych spektakli, wszystko kształtowało się w trakcie warsztatów. Na zajęciach osoby niepełnosprawne uczyły się poczucia własnej wartości, odpowiedzialności za grupę, współtworzenia. Bardzo cenna okazała się więc sama rozmowa. Instruktorzy starali się aktywizować do twórczego myślenia i podkreślać indywidualność każdej osoby. Myślę, że to był prawdziwy klucz do pięknego i przede wszystkim autentycznego pokazu. Nikt lepiej nie wyrazi myśli czy uczuć osób niepełnosprawnych niż oni sami. Właśnie dlatego tak duże znaczenie odgrywają różne odmiany arteterapii – konieczne jest, by dać niepełnosprawnym szansę wypowiedzenia się w każdej możliwej formie.
My, wy, oni
Według badań TNS OBOP większość Polaków deklaruje otwarty stosunek do osób niepełnosprawnych. Blisko dwie trzecie społeczeństwa (63%) jest zdania, że w Polsce osoby niepełnosprawne mogą czuć się ludźmi gorszej kategorii. Jedna piąta badanych (20%) zdecydowanie jest o tym przekonana. Przytłaczająca większość Polaków jest zdania, że niepełnosprawni mają za mało przywilejów – przekonanie to pojawia się w odpowiedziach czterech piątych badanych (79%). O tym, że mają ich zdecydowanie za mało, mówi ponad jedna czwarta respondentów (29%), Zadziwiające jest natomiast, że blisko dwie trzecie badanych (62%) odpowiada, że nie zetknęło się z przejawami niechęci w stosunku do osób niepełnosprawnych.
Mówi się, że statystyki nie kłamią, czyżby? Raz ustąpione miejsce w tramwaju dziwnie potrafi nam podnieść własną samoocenę. Po chwili zajmujemy wyznaczone, bynajmniej nie dla sprawnych, miejsca parkingowe z wymówką: to tylko na chwilę. Świetnie podsumowuje to trwająca obecnie Kampania Parkingowa 2006: „Zająłeś moje miejsce, ale czy na pewno chciałbyś być na moim miejscu?” Nie sądzę. A wystarczy tylko pomyśleć.
Zamiast jednak myśleć kategoriami zrozumienia, myślimy kategoriami podziałów i współczucia. Sztukę osób niepełnosprawnych często ocenia się przez pryzmat upośledzenia twórców. W galerii stwierdzamy: ładne zdjęcia, dodając w myślach: jak na niepełnosprawnych. Spektakle też oglądamy inaczej, bo przecież ONI są inni. To prawda, są inni, ale nie znaczy to, że oczekują taryfy ulgowej. Zapominamy też często, że dobra sztuka zawsze obroni się sama.
Dusza w lustrze
Stanisław Przybyszewski pisał w „Confiteorze”, że „Sztuka nie ma żadnego celu, jest celem sama w sobie, jest absolutem, bo jest odbiciem absolutu – duszy”. Im piękniejsza dusza, tym bardziej zachwycająca sztuka. Urok tkwiący w duszach osób niepełnosprawnych polega głównie na tym, że potrafią oni dokonać swoistego ekshibicjonizmu. To co czują, myślą, potrafią bezbłędnie pokazać.
Dzięki temu właśnie ich sztuka staje się tą z najwyższej półki – spektakle grane bez sztywnych scenariuszy, zdjęcia robione tylko na bazie luźnego hasła, muzyka grana prosto z serca. „Niepełnosprawni emocje mają na zewnątrz. Nie jest to normalne w naszym ostrożnym, zdystansowanym społeczeństwie” komentuje Wojciech Retz, gitarzysta zespołu „Na Górze”, w skład którego wchodzą również osoby niepełnosprawne.
Podobno dusza ludzka waży 21 gramów. „Ile się zmieści w 21 gramach? (…) 21 gramów. Tyle waży pięć dwugroszówek. Tyle waży koliber. Kostka czekolady”. Ile waży tak naprawdę te 21 gramów duszy uznawanej przez społeczeństwo za niepełnosprawną?