Niemieckie oddziały szturmowe w I wojnie światowej: komandosi kajzera
Kiedy po paru miesiącach działań manewrowych zachodni front Wielkiej Wojny zastygł w formie linii okopów ciągnących się od górskich granic Szwajcarii aż do francuskich wybrzeży, jasnym było że dotychczasowy model prowadzenia walki musi ulec zmianie. Trzeba było wprowadzić je na poziomie operacyjnym i strategicznym, ale przede wszystkim taktycznym, gdyż aby osiągnąć powodzenie w szerszej perspektywie niezbędne są sukcesy na najniższym szczeblu wojny. Działania mające na celu przełamanie pata wojny pozycyjnej były podejmowane po obu stronach frontu i zmierzały w rozmaitych kierunkach wyznaczanych zarówno przez wyższych dowódców, cywilnych i wojskowych specjalistów, ale także oficerów i żołnierzy frontowych. Bardzo często ta ostatnia grupa dostarczała najcenniejszych innowacji, które wynikały z ogromnego doświadczenia bojowego i nieustannej styczności z realiami walki na pierwszej linii.
Niemieckie oddziały szturmowe w I wojnie światowej
Podstawowym problemem jaki w warunkach wojny okopowej wiązał się z prowadzeniem działań zaczepnych – które wielu dowódców słusznie uważało za klucz do zwycięstwa – był ogrom strat ponoszonych niezależnie od ich wyniku. Nie było to rzeczą dziwną przy natarciu piechoty nadal prowadzonym tyralierami, w polu wypełnionym nieuszkodzonymi przeszkodami, pokrytym ogniem doskonale wstrzelanych karabinów maszynowych. Poszukiwano zatem sposobu na ograniczenie strat w ludziach przy jednoczesnym zwiększeniu skuteczności działań – takie założenie wydawało się wręcz paradoksalne.
Jednak już w roku 1915 znaleziono rozwiązanie tej niezwykle trudnej sytuacji. Zdecydowano, że wobec opisywanych realiów najlepszym wyjściem byłoby wysyłanie do boju niewielkich grup świetnie wyszkolonych żołnierzy, które dzięki taktycznej mobilności i sprawności torowałyby drogę głównemu natarciu piechoty poprzez usuwanie przeszkód na niej się znajdujących oraz osłabianie obrony przeciwnika. Tytuł pionierów w tej dziedzinie przypisywany jest Brytyjczykom, którzy już podczas kwietniowych działań do walki wprowadzili pierwsze specjalnie wyszkolone patrole grenadierów prowadzących natarcia. Taktykę tę szybko podchwycili Niemcy i bez wątpienia to oni rozwinęli ją w sposób najbardziej dynamiczny, tworząc przy tym właściwie odrębny rodzaj wojsk z jego własną taktyką i metodami szkolenia, zmieniając przy tym diametralnie dotychczasowy obraz Wielkiej Wojny i wszystkich następnych.
Pionierzy z... pionierów
Do momentu, w którym Niemcy przejęli i zaczęli opracowywać własną taktykę oddziałów szturmowych, posługiwali się specjalnymi patrolami złożonymi z miotaczy płomieni z obsługą oraz odpowiednio wyszkolonymi grupami pionierów. Nowe jednostki szturmowe w znacznej mierze miały bazować na żołnierzach właśnie z tych oddziałów, które odznaczały się dużym doświadczeniem bojowym – bezcennym ze względu na niekonwencjonalny charakter dotychczasowych działań, który teraz miał nabrać ogromnego znaczenia. Jako pierwszy, ogromny potencjał drzemiący w tym rodzaju jednostek dostrzegł major Bernhard Reddeman, który określał je od początku mianem szturmowych. Jego macierzystą jednostką, o której pierwszeństwo zawsze zabiegał, był Rezerwowy Pułk Pionierów Gwardii. Pierwszą w pełni szturmową jednostkę piechoty próbował sformować kapitan Willy Rohr – był to jego słynny 5 Batalion Szturmowy. Rohr także wywodził się z doborowych plutonów miotaczy ognia. Obie wspomniane jednostki były traktowane jako eksperymentalne i dopiero dopracowywane. Przebywały pod ścisłą opieką i nadzorem niemieckiego następcy tronu, o którego wojskowe względy obaj wspomniani oficerowie zabiegali, często ostro przy tym konkurując.
Po kilkumiesięcznych doświadczeniach walki z brytyjskimi oddziałami szturmowymi Niemcy zdecydowali się ostatecznie zaadaptować tę koncepcję na swoje potrzeby. Już w drugiej połowie 1915 roku utworzono specjalne ośrodki szkoleniowe, w których miano formować i ćwiczyć doborowe oddziały – pierwszy i najważniejszy z nich znajdował się w paśmie górskim Kaiserstuhl. Wspomniany kapitan Willy Rohr został mianowany przez generała Ericha von Falkenhayna dowódcą oddziałów skierowanych na szkolenie. Bardzo ważnymi zmianami wprowadzonymi przez niego było wyposażenie ich w prototypy niemieckich hełmów stalowych – wojska Ententy dysponowały nimi już od dawna – a także przypisanie im większej ilości karabinów maszynowych i miotaczy płomieni. Pierwsze bojowe próby nowych oddziałów, odbywające się pod koniec 1915 roku, wypadły bardzo efektywnie, skutkiem czego zdecydowano się przeprowadzić pierwsze oficjalne i kompletne szkolenie oddziałów szturmowych. Taktyka działania także nabierała coraz wyraźniejszych kształtów, a nad jej rozwojem i odpowiednim wdrażaniem czuwał kapitan Rohr. Procesowi szkolenia przez cały czas uważnie przyglądało się wyższe dowództwo.
Całość dotychczasowych działań była na tyle obiecująca, że na początku lutego 1916 roku, całą nową szturmową jednostkę przeniesiono i włączono do 5. Armii Księcia Wilhelma, aby mogła spełnić pokładane w niej nadzieje i wziąć udział w planowanej bitwie pod Verdun. Sam opis bojowego wykorzystania tych specjalnych oddziałów podczas wojny, ich szlak bojowy oraz taktyka działania w praktyce jest materiałem na kolejny artykuł. Warto jednak przy tym wątku nadmienić, iż pomimo pewnych niedociągnięć oddziałów szturmowych jakie ujawniły się w czasie walk pod Verdun – jak np. brak kooperacji z niewyszkolonymi oddziałami piechoty – na podstawie zdobytych doświadczeń postanowiono formować oddziały szturmowe w wielkości batalionu. Misję tę, jak nietrudno się domyślić, powierzono kapitanowi Willy’emu Rohrowi.
Polecamy e-book: „Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”
Wyposażenie w wersji specjalnej
Oddziały szturmowe traktowane były jako wojska elitarne. Zarówno w początkowym, już opisanym okresie istnienia, jak i później, kiedy przystępowano do planowanej ich rozbudowy i rozwoju, kryteria doboru żołnierzy do tych jednostek były bardzo restrykcyjne. Podstawą były cechy indywidualne. Nacisk kładziono na to, aby każdy szturmowiec wykazywał się inicjatywą i zdecydowaniem, odwagą, sprytem oraz by w razie potrzeby był zdolny do samodzielnego działania. Konieczna była przy tym niezwykła odporność psychiczna, jednak nie mniejszą rolę odgrywały warunki fizyczne. Żołnierze musieli wykazywać się dużą zręcznością i siłą, a także ponadprzeciętną wytrzymałością. Ważnym jest, że powyższe wymogi spełniać musiał każdy żołnierz – tak szeregowiec lub podoficer jak i oficer.
Kolejnym specyficznym elementem wyszkolenia tych oddziałów był nacisk na maksymalne zgranie wszystkich żołnierzy. Ze zgraniem w parze szło nawiązywanie silnych więzi braterstwa i zaufania pomiędzy nimi, także bez względu na stopień. Jak wspomniano, w roku 1916 zaczęto szkolić i formować całe bataliony szturmowe, jednak podstawową jednostką taktyczną był patrol. Pełen jego stan liczył dwunastu żołnierzy, a grupie zazwyczaj przewodził podoficer. Do akcji najczęściej wyruszało ośmiu szeregowców z podoficerem, ale w warunkach trudniejszych (górskich, leśnych lub przy wymagających tego zadaniach) wykorzystywano też patrole wzmocnione – wtedy wyruszano w dziesiątkę lub nawet w komplecie. Każdy żołnierz miał swoje przypisane zadanie, w którego wykonywaniu był specjalnie wyćwiczony. W przypadku dziewięcioosobowego patrolu dowódca ubezpieczał czoło, dwóch najsilniejszych i najcelniejszych ludzi rzucało granatami, których w razie potrzeby dostarczali im dwaj kolejni żołnierze – nad całym procesem czuwał zastępca dowódcy patrolu. Pozostali ubezpieczali flanki oraz tył formacji.
Starano się trzymać działań w mniej licznym składzie z kilku powodów. Przede wszystkim, żołnierze, zwłaszcza w tych najmniejszych zespołach, byli absolutnie zgrani i wyćwiczeni we wspólnych działaniach. Kiedy jeden lub kilku z dziewiątki w polu zostawało rannych lub ginęło, już w następnym wypadzie mogli zostać zastąpieni przez swoich „rezerwowych” kolegów, a to z kolei dawało czas niezbędny do otrzymania uzupełnień i wcielenia ich do zespołu. Dodatkowo, im mniejsza była grupa tym łatwiej było wykonywać większość specyficznych dla szturmowców zadań.
Kolejną istotną kwestią było oporządzenie żołnierza szturmowego, które musiało spełniać wiele kryteriów. Istotne było zapewnienie jak największego bezpieczeństwa i niezbędnej wygody, ale przede wszystkim znaczenie miała funkcjonalność każdego elementu. Nie mogło zabraknąć narzędzi niezbędnych do wypełniania zadań, ale niepożądanym był nadmiar rzeczy, które na dłuższą metę mogły okazać się przeszkodą w działaniu. Oddziały te jako jedne z pierwszych zostały wyposażone w stalowe hełmy. Mundury były specjalnie wzmacniane w newralgicznych miejscach skórzanymi łatami – bluzy na łokciach, a spodnie na kolanach i w kroku. Miało to zapobiegać zbyt szybkiemu zużywaniu się materiału przy intensywnym czołganiu i zapewnić maksymalny komfort. Oprócz tego żołnierze stale używali krótkich butów wojskowych – trzewików – wraz z owijaczami lub skórzanymi sztylpami. Ten rodzaj obuwia był znacznie wygodniejszy i zapewniał niezbędną do działań szturmowych swobodę ruchów – w przeciwieństwie do ciężkich, wysokich butów marszowych, najpowszechniejszych w zwykłych oddziałach piechoty.
Przy pasie głównym standardowo znajdował się chlebak, zawierający aż cztery zapasowe racje żywnościowe, wraz z manierkami – szturmowiec w pole zabierał ze sobą dwie. Taka ilość jedzenia i wody miała umożliwić oddziałowi pozostawanie na linii frontu lub poza nią nawet przez dłuższy czas, potrzebny do wypełnienia powierzonych zadań – jak np. utrzymanie wysuniętego przyczółka w pozycji przeciwnika. Do pasa przywiązywano nożyce do cięcia drutu kolczastego. Było to jedno z narzędzi niezbędnych do walki szturmowej w warunkach wojny pozycyjnej, gdy dostęp do okopów wroga zawsze blokowały gęste zasieki.
Na pasie również zawieszano broń białą – bagnet i nóż szturmowy. W późniejszym czasie z bagnetów przeważnie rezygnowano z racji ich rozmiarów, a główną bronią białą stały się noże – bardzo poręczne i efektywne w walce wręcz, która dla szturmowców była chlebem powszednim. Podstawowym jednak orężem tych jednostek były granaty ręczne. Fundamentem taktyki walki szturmowej było zasypywanie nimi przeciwnika, koniecznym zatem było przenoszenie dużej ich ilości. Każdy członek oddziału dysponował dwoma przewieszanymi workami, złączonymi taśmą lub sznurem na szyi i na wysokości pasa, w których można było przenieść od 12 do 14 trzonkowych granatów ręcznych (chociaż od roku 1917 do użytku weszły także dużo mniejsze, jajowe). Przenoszono w nich także po 6 pustych worków na piasek. Służyły one do budowy improwizowanego punktu obronnego w razie nagłej potrzeby. Przez jakiś czas dwóch żołnierzy oddziału otrzymywało przydziałowy kilof oraz łopatę, służące właśnie do konstruowania szańców, szybko jednak zrezygnowano z tego wyposażenia, gdyż bardzo negatywnie wpływało na mobilność żołnierzy.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Bronią poboczną, choć nie mniej przydatną był karabin. Najczęściej szturmowców wyposażano w karabinki kawaleryjskie, znacznie krótsze od standardowej broni piechoty. Od 40 do 60 pocisków żołnierz przenosił w kieszeniach, dodatkowo mógł korzystać z przewieszonego przez szyję dodatkowego bandoliera z kolejnymi 60 pociskami. Rezygnowano z używania ładownic, gdyż znacząco utrudniały czołganie. Wielkim powodzeniem także wśród szeregowych cieszyły się pistolety – trzymane nawet w kieszeniach, zamiast grubych i ciężkich kabur.
Zadania tylko dla specjalistów
Służba szturmowa uznawana była za zaszczyt i wyróżnienie. Oddziały te w strukturze armii były traktowane w sposób wyjątkowy – nie tylko otrzymywały lepsze wyposażenie wojskowe, ale też wyższej jakości podstawowe zaopatrzenie. Do momentu, w którym Niemcy nie znajdowali się w sytuacji tragicznej, starano się także w miarę możliwości jednostki szturmowe oszczędzać. Charakterystycznym był fakt, że po wykonaniu swoich rozkazów były one z linii frontu wycofywane na bezpieczne pozycje – było tak zwłaszcza w początkowej fazie ich wykorzystywania. Wtedy po prostu odsyłano je na tyły aby żołnierze mogli wypocząć przed kolejnymi ważnymi zadaniami. Nie wykorzystywano ich w podrzędnych działaniach bojowych i nie wysyłano do natarcia w jednej linii ze zwykłymi jednostkami piechoty w byle potyczce. Stale kładziono nacisk na minimalizowanie strat wśród owej armijnej elity.
Zadania taktyczne oddziałów szturmowych oraz sposoby ich wypełniania były jasno określone i wyznaczone instrukcjami. Z racji opisywanego już podziału na małe patrole, jednostki te były szczególnie przeznaczone do wszelkiego rodzaju misji zwiadowczych na linii frontu. Dzięki wyćwiczonym schematom działania, nieliczna grupa mogła niepostrzeżenie podsunąć się do pozycji przeciwnika, wykorzystując przy tym np. ukształtowanie terenu. Podczas tego typu szybkich eskapad, dzięki elementowi zaskoczenia minimalizując ryzyko strat własnych, najczęściej chwytano jeńców aby dostarczyć ich do własnego sztabu w celu przesłuchania. Funkcjonowały nawet oddziały specjalizujące się w podsłuchiwaniu tuż pod stanowiskami wrogiego dowództwa w poszczególnych punktach!
Poza tym, jednym z najważniejszych zadań było likwidowanie najbardziej uciążliwych stanowisk przeciwnika. Chodziło głównie o poszczególne gniazda broni maszynowej lub pozycje artylerii okopowej, punkty obserwacyjne czy też zbyt wysunięte linie okopów nieprzyjaciela. Przydzielano też oddziałom szturmowym coraz ważniejszą rolę podczas dużych planowanych natarć. Miały one wtedy torować drogę własnym jednostkom, oczyszczając przedpole z drutu kolczastego oraz niszcząc kluczowe punkty systemu przeciwnika, rozbijając jego obronę. Krótko mówiąc, szturmowcy zajmowali się rozwiązywaniem problemów na każdym odcinku frontu.
W latach późniejszych, kiedy jednostki te upowszechniły się, szkolono ich więcej, a gama ich frontowych zastosowań rozszerzała się, zaangażowano szturmowców także do działań obronnych, chociaż wykonywanych zgodnie z ich metodami. Zazwyczaj umieszczano kompanie lub bataliony szturmowe (w zależności od odcinka frontu) na drugiej pozycji obronnej. W przypadku przełamanie pierwszej pozycji przez przeciwnika szturmowcy mieli natychmiast ruszać do przeciwnatarcia, z zadaniem wyparcia wroga zanim ten zdąży się umocnić na świeżo zdobytych pozycjach. Oczywiście w osiąganiu tego metody walki szturmowej były wielce użyteczne.
Temat oddziałów szturmowych w armii niemieckiej podczas I wojny światowej jest bardzo obszerny. Obejmuje wiele zagadnień oprócz opisanych powyżej. Poza kulisami powstania tych niezwykłych, elitarnych formacji oraz kwestiami wyposażenia i ról do odegrania na polu walki jest jeszcze kilka zasadniczych zagadnień wartych osobnego, drobiazgowego opisania. Takim zagadnieniem bez wątpienia jest taktyka szturmowa – ciekawa nie tylko ze względu na efektywną i imponującą praktykę, ale także bardzo rozbudowaną i szczegółową teorię. Dla owej teorii z kolei, elementem kluczowym było niezwykle rygorystyczne, wymagające i intensywne szkolenie, ujęte w doskonale opisanym, szczegółowym systemie. Powyższym zagadnieniom poświęcone będą kolejne artykuły, gdyż tematykę szturmową warto poznać w każdym szczególe.
Bibliografia:
- Balck William, Rozwój taktyki w ciągu Wielkiej Wojny, Tetragon, Warszawa 2012
- Cron Hermann, Geschichte des Deutschen Heeres im Weltkriege 1914-1918, Berlin 1937
- Elterlein Seweryn, Taktyka szturmowa armii austro-węgierskiej i niemieckiej w I wojnie światowej, Napoleon V, Oświęcim 2016.
- Gruss Helmuth, Die deutschen Sturmbataillone im Weltkrieg. Aufbau und Verwendung, Junker u. Dünnhaupt, Berlin 1939.
- Hart Peter, I wojna światowa 1914-1918. Historia militarna, REBIS, Poznań 2014.
- Lucas Pascal, Rozwój myśli taktycznej we Francji i w Niemczech podczas wojny 1914-1918 Tetragon, Warszawa 2013.
- Lupfer Timothy, The Dynamics of Doctrine: The Changes in German Tactical Doctrine During The First World War, Combat Studies Institute, Fort Leavenworth 1981.