Niemcy o Polakach we Wrześniu 1939 roku: „bronili się naprawdę dzielnie”
Wolisz posłuchać?
Niemcy o Polakach we Wrześniu 1939 roku nierzadko wypowiadali się pozytywnie. A jak wysiłek Wojska Polskiego po latach oceniał prof. Paweł Wieczorkiewicz?
Do tej pory powstało już wiele analiz przebiegu walk i stanu polskiej armii w tamtym okresie. Wydano również dużą liczbę różnych wspomnień. Wciąż stosunkowo rzadko pojawiają się natomiast głosy drugiej strony konfliktu. A warto pochylić się i nad nimi.
Na początek garść faktów. W marcu 1939 r., przed powszechną mobilizacją, Wojsko Polskie na lądzie i w powietrzu składało się z 30 dywizji piechoty, 38 batalionów Obrony Narodowej, 11 brygad kawalerii, 12 pułków i 3 dywizjonów różnego typu artylerii, jednego pułku i 9 dywizjonów artylerii przeciwlotniczej oraz jednej brygady zmotoryzowanej, do której doliczyć należy 10 batalionów pancernych i 2 dywizjony pociągów pancernych. Oprócz tego dysponowaliśmy jednym pułkiem i 12 batalionami saperów różnych specjalizacji, jednym pułkiem radiotelegraficznym, 3 batalionami telegraficznymi, 10 dywizjonami żandarmerii, 2 dywizjonami taborów, 6 pułkami lotniczymi, złożonymi z samolotów o różnym przeznaczeniu i 2 batalionami balonowymi. Dodatkowo gotowe były kadry dla kilku kolejnych jednostek.
Łącznie, już po mobilizacji, Polska była w stanie wystawić do walki ok. 1 mln żołnierzy z 1,35 mln planowanych (o niepełnej liczbie poborowych decydowało kilka czynników, w tym np. brak odpowiedniej ilości broni), wyposażonych w 4,5 tys. dział, prawie 600 czołgów i tankietek oraz ok. 400 samolotów bojowych. Naprzeciw stanęli Niemcy, dysponujący ogółem ok. 2 mln żołnierzy, ok. 2,8 tys. czołgów, 1,1–1,3 tysiącami samochodów pancernych, 11 tys. dział i działek przeciwpancernych oraz 2 tys. samolotów.
Wobec takiej przewagi wroga Polacy musieli wykazać się nie tylko odwagą i dobrą organizacją, ale również pomysłowością. „Wczesnym rankiem 1 września zalegaliśmy w gęstej mgle. Niby nic się nie działo, ale czuliśmy, że tego dnia wszystko się zacznie” – relacjonuje Robert Helwig, w 1939 r. niemiecki podoficer piechoty. „Wreszcie o 4.15 rano przyszedł rozkaz do ataku. Gdy moja kompania podniosła się i przeszła ok. 50 metrów, dostała się nagle pod ogień polskiego ciężkiego karabinu maszynowego. Dowódca kompanii wydał rozkaz otwarcia ognia z broni maszynowej. Powstał mały chaos, a wielu żołnierzy zaczęło strzelać z pozycji stojącej. Po chwili nastała cisza. Czyżby nasz ogień był tak celny? Podeszliśmy bliżej i okazało się, że Polacy ustawili tutaj atrapę z karabinem maszynowym! Śmiech obleciał nas wszystkich, ale zdaliśmy sobie jednocześnie sprawę, że gdyby ta atrapa nie była z drewna, lecz ze stali, niewielu z nas by ten atak przeżyło”.
W prowincjonalnym Pasłęku, z którego pochodził Helwig, mało wiedziano o prawdziwych przyczynach wojny. Wspomina on tylko o propagandzie powtarzającej, że „to wszystko z powodu Wolnego Miasta Gdańska i polskiego korytarza”. Właściwie można zaryzykować stwierdzenie, że w ogóle stosunkowo niewiele wpływów Rzeszy do Pasłęka docierało. Nawet sam formowany tam 356 Pułk Piechoty powstawał naprędce w przededniach wojny, bo od 18 do 21 sierpnia. Być może to było przyczyną wyjątkowo poprawnego zachowania żołnierzy z oddziału Helwiga wobec jeńców i ludności cywilnej. Autor wspomnień tłumaczy: „myślami wracaliśmy do naszych rodzin i rozważaliśmy co by było, gdyby ich spotkała taka sytuacja”.
Jednostka Helwiga atakowała w kierunku Łasin, a także znajdowała się na zapleczu walk o Grudziądz. Jego zdaniem przeciwnik wycofywał się szybko, a odwrót przyjmował nawet formę ucieczki. Przeszukiwane po drodze domy pełne były jedynie kobiet i dzieci, mężczyźni poznikali. Cywile byli przerażeni na widok niemieckich żołnierzy z poprzyczepianymi do hełmów dla kamuflażu gałęziami i założonymi na karabiny bagnetami.
Zobacz też:
Nie wszędzie jednak natarcie przebiegało tak bezproblemowo. Zgoła inne jest doświadczenie wspominanego we wstępie Ernsta Päppera, który 1 września wraz ze swoją drużyną znalazł się przy wale kolejowym przed Tczewem: „Przeszliśmy wał w pobliże działek po lewej stronie tunelu, tylko dlatego, że nie dotarł do mnie rozkaz dotarcia jedynie do wału kolejowego. W tym czasie strzelec Behrend został ranny. Upewniwszy się, że nie jesteśmy w stanie przedrzeć się przez silny ostrzał nieprzyjaciela, wróciłem ze swoją drużyną za wał kolejowy. Prawie cały batalion znajdował się na wyjściowej pozycji. Polacy bronili się naprawdę dzielnie”.
Wojsko II Rzeczypospolitej dysponowało kilkoma silnymi atutami. Jednym z nich było często wspominane, a niezwykle skuteczne działko 37mm Bofors wz. 36. Wobec dużej przewagi niemieckich wojsk pancernych stanowiło one podstawę obrony przed czołgami i pojazdami. Żołnierze Wehrmachtu często wspominali świetne przeszkolenie i zgranie jego polskiej obsługi. Inną zaletą Polaków był kolor munduru, który maskował w terenie o wiele lepiej, niż szary odcień uniformów wojskowych III Rzeszy. Przydarzały się też Niemcom nieprzyjemne incydenty, których pośrednią przyczyną była właśnie brązowawa barwa polskich mundurów. „Musiało być koło godziny 15 – wspomina również walczący pod Tczewem Leo Wilm – kiedy niebo się otworzyło i zaczęło grzmieć i lunął na nas rzęsisty deszcz. Odgłosy grzmotów i strzałów były nie do odróżnienia. Kiedy nadciągnęły samoloty i na Tczew spadały pierwsze bomby, nasze pozycje zostały również trafione i ponieśliśmy straty. Zdarzyło się to po tym, jak nasi żołnierze z powodu deszczu zdjęli mokre mundury, a w brązowych koszulach wyglądaliśmy jak polscy żołnierze”.
Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką”:
Nie do przecenienia były też odwaga i umiejętności poszczególnych Polaków, którzy śmiałymi posunięciami krzyżowali plany przeciwnika. Goniec, który nie dostarczył rozkazu do oddziału Päppera mógł paść ofiarą jednego z ataków, tak opisywanych przez Kurta Ennsa: „Dowiadywaliśmy się o wypadach granatników i niebezpiecznych snajperów, których ofiarami padali w szczególności motocykliści, przenoszący meldunki. Najczęściej były to pojedyncze strzały w głowę, które gwarantowały pewną śmierć”.
Nie tylko tacy „samotni myśliwi” spędzali Niemcom sen z powiek. Prawdziwym przerażeniem napawała realna perspektywa polskiego natarcia z użyciem bagnetów. Ponieważ Wehrmacht zrezygnował całkowicie ze szkolenia swoich ludzi w tej przestarzałej już nieco formie walki, Polacy dysponowali na tym polu oczywistą przewagą, zwłaszcza pod kątem psychologicznym. A wbrew założeniom III Rzeszy do starcia z użyciem broni białej mogło jeszcze jak najbardziej dojść. Dość szybko jednak zaczęto skutecznie radzić sobie z taką formą ataku – niemieccy żołnierze zwyczajnie uciekali przed walką wręcz, a zdobyte śmiałym natarciem Polaków pozycje zasypywano silnym ogniem artyleryjskim, który uniemożliwiał ich utrzymanie.
Wraz z postępami Wehrmachtu polski opór krzepł i koncentrował się wokół stolicy. Cytowany na początku Robert Helwig wspomina: „Podczas walk o Warszawę nasz pułk przeszedł do pierwszej linii i wkrótce poniósł swoje najcięższe straty w rannych i zabitych w walkach o Twierdzę Modlin. Jeszcze przed kapitulacją tej twierdzy wielu naszych żołnierzy zginęło na innych, pobliskich odcinkach frontu”. Jego zdaniem i tak była to, w porównaniu z wydarzeniami z następnych lat wojny, mało krwawa bitwa. Swój udział w obronie mieli także cywile – i to nie tylko pomagając przy pracach fortyfikacyjnych czy karmiąc wojsko. W swojej książce ze wspomnieniami żołnierzy niemieckich Rolf Michaelis opisuje przykład pracowników dworca w Szymankowie, którym udało się skierować nadjeżdżający pociąg pancerny na niewłaściwy tor i wystrzelić racę, która ostrzegła obrońców pobliskiego, strategicznie ważnego mostu o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Umożliwiło to zadanie wrogowi ciężkich strat oraz wysadzenie przeprawy.
Zdanie żołnierzy niemieckich o Polakach we wrześniu 1939 r. było tak różne, jak różni byli sami Niemcy. Obok przypadków bestialstwa znajdowało się również miejsce dla przykładów szacunku dla pokonanego wroga. Jak można wyczytać z relacji niemieckich uczestników walk, Wojsko Polskie, mimo że stosunkowo słabsze od Wehrmachtu, należało jednak traktować z całkowitą powagą. Polacy przecież, pomimo klęski w kampanii wrześniowej, zadali swoim przeciwnikom dotkliwe straty. Na koniec warto jeszcze raz oddać głos Robertowi Helwigowi: „W sumie te wrześniowe walki były ważne dla młodych żołnierzy, którzy przeszli swój chrzest bojowy. Uważam jednak, że ta fatalna data – 1 września 1939 r. – powinna być ostrzeżeniem dla odpowiedzialnych polityków na Wschodzie i Zachodzie, i trzeba ciągle przypominać i robić wszystko by utrzymać na świecie pokój”.
Bibliografia:
- Helwig Robert, Die Geschichte der Stadt Preussich Holland, Kreisgemeinschaft Press Holland, 1987.
- Michaelis Rolf, Die SS – Heimwehr Danzig im Polenfeldzug, Winkelried Verlag 2007.
- Po niemieckiej stronie. Wspomnienie września 1939 r. [w:] „Dziennik Elbląski”, 8 października 2016 roku [dostęp: 30 sierpnia 2017 roku] <[https://www.dziennikelblaski.pl/388999,Po-niemieckiej-stronie-Wspomnienie-wrzesnia-1939-r.html#axzz4r2jOueOc]>.
- Puchała Franciszek, Stan przygotowań Wojska Polskiego do odparcia agresji we wrześniu 1939 roku [w:] „Klub Generałów WP” [dostęp: 30 sierpnia 2017 roku] <[https://www.klubgeneralow.pl/stan-przygotowan-wojska-polskiego-do-odparcia-agresji-we-wrzesniu-1939-roku/]>.
- To, co najlepsze we wrześniu 1939 według Niemców [w:] „Forum Odkrywca” [dostęp: 30 sierpnia 2017 roku] <[https://www.odkrywca.pl/to-co-najlepsze-we-wrzesniu-1939-wedlug-niemcow,137307.html]>.
- Wspomnienia żołnierzy niemieckich z 1939 roku [w:] „Dawny Tczew” [dostęp: 30 sierpnia 2017 roku] <[https://www.dawnytczew.pl/pl/wspomnienia/187-wspomnienia-zonierzy-niemieckich-z-1939-roku.html].
- Z jakim wrogiem Polska musiała walczyć we wrześniu 1939? Porównanie potencjałów armii, [w:] PolskieRadio.pl, [dostęp: 02.09.2019], https://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/2361183,Z-jakim-wrogiem-Polska-musiala-walczyc-we-wrzesniu-1939-Porownanie-potencjalow-armii
Redakcja: Tomasz Leszkowicz
Korekta: Anna Smutkiewicz