Niedzielnik Adamkiewicza: Czy artyście wolno więcej?
Człowiek posiada niezwykłą zdolność do zawieszania norm moralnych, które sam ustanowił, bądź ukształtowały się na podstawie osobistych doświadczeń społeczności ludzkiej. Jest co najmniej kilka grup, które z racji roli, jaką pełnią, zwolnione wydają się być z ogólnie obowiązujących zasad etycznych. Szczególnie dwie przychodzą mi teraz do głowy: politycy i artyści. Co prawda alibi dla polityków formalnie powstało dopiero na przełomie XV i XVI wieku w postaci makiawelicznego powiedzenia o celu uświęcającym środki, ale przecież nietrudno będzie przekonać znawców historii, że i przed narodzinami florenckiego myśliciela cechą skutecznej polityki było wyzucie jej z wszelkich norm etycznych i wysunięcie na pierwszy plan zbiorowego lub prywatnego interesu. Przed Machiavellim jednak myśliciele polityczni przynajmniej starali się w swoich koncepcjach ukazać kluczową rolę moralności, nawet jeśli praktyka była zupełnie inna.
Artystów z norm etyki zwalniano natomiast od zawsze. Zmieniały się powody, okoliczności, skandale przyjmowały różne formy, ale teflonowość środowisk artystycznych była naturalna jak katar sienny w czasie pylenia traw. Ludzie sztuki – niezależnie czy plebejskiej, czy tworzonej dla elity – byli swoistym wentylem bezpieczeństwa przez które przechodziło stęchłe powietrze życia społecznego zamkniętego w klatce kanonów i zasad.
Oni funkcjonowali gdzieś poza tym światem. Wolno im było więcej, bo przecież stanowić mieli źródło wytchnienia od szarej codzienności. Czy to w greckim teatrze, czy bizantyjskich pornografiach, szukano ucieczki, oderwania się od świata. Twórcom sztuki pozwalano więc na to, na co zwyczajny obywatel pozwolić sobie nie mógł.
Oczywiście skutkowało to także społecznym wykluczeniem, wyrzuceniem poza nawias. Nie można się dziwić, że biblijny Syrach w swoich surowych pouczeniach zakazuje m.in. wiązania się ze śpiewaczkami. Szacunek do artystów był rzeczą nabywaną wraz z hojnym mecenasem, który przyjmował twórcę pod swoje opiekuńcze skrzydła, poza nimi był marginesem. Szczególnie widać to w karierze włoskiego malarza Caravaggia, który żywot pospolitego bandyty (mającego na swoim koncie pobicia, zabójstwo, czy gwałty), ubarwiał przenikliwymi dziełami sztuki do dziś dnia wzbudzającymi niekłamany podziw. Być może nie mógłby ich stworzyć gdyby nie parasol ochronny jego opiekunów, którzy skutecznie bronili go przed karzącą ręką sprawiedliwości.
W wieku XIX do patrzenia na artystów z przymrużeniem oka, dołączyła masowość kultury. Twórcy ze społecznego marginesu stali się ludźmi uwielbianymi, wręcz ubóstwianymi, przybierającymi nieskazitelne cechy greckich herosów. Mistrzowie sztuk wszelakich stali się elitą, moralnymi drogowskazami, mieczem sprawiedliwości nad głowami okrutnych władców. Takim zaś wybaczano wszystko, zakręty życiowe traktując w kategoriach anegdotycznych. Dlatego w latach triumfów polskiej kinematografii w środowisku krążyć miało powiedzenie, że „jak się da, to się gra”, a doniesienia o zbyt bliskich kontaktach reżyserów z aktorkami kwitowane były co najwyżej ironicznymi felietonami. Tak np. Zygmunt Kałużyński potraktował swego czasu dość skandaliczne wiadomości o kulisach tworzenia przez Waleriana Borowczyka filmu „Dzieje grzechu” na podstawie prozy Żeromskiego. Oburzenia nie budziły też nagie sceny niepełnoletniej Pauliny Młynarskiej w filmie Andrzeja Wajdy „Kronika wypadków miłosnych” czy Jowity Budnik w „Rzece kłamstwa”. W świecie muzyki demolowanie hoteli, seksualne ekscesy, nadużywanie narkotyków czy alkoholu wliczano zaś w koszta uprawiana sztuki.
W ostatnich dniach w Polsce na nowo rozgorzała dyskusja o społecznym stosunku do Romana Polańskiego na którym ciążą poważne oskarżenia o gwałt na 13-latce, jakiego miał dokonać w USA pod koniec lat 70-tych. W odpowiedzi na nie duża część świata artystycznego ponownie powołała się na historyczne prawo teflonu i hasła, że artysty nie można rozliczać z jego prywatnych wyborów moralnych, że liczy się przede wszystkim jego sztuka. We współczesnym świecie pojawia się jednak coraz więcej głosów kwestionujących tę odwieczną prawdę. Demaskatorska literatura, reportaże, filmy dokumentalne, czy pojawiające się oskarżenia, coraz częściej udowadniają, że anegdotyczne dotychczas życie twórców owocowało konkretnymi ofiarami.
Kilka lat temu Paulina Młynarska – dziennikarka i publicystka – napisała, że do rozebrania się w filmie Wajdy „skłoniono” ją, odurzając lekami i alkoholem. W tym samym czasie na jaw wyszło, że jedna z kultowych scen w filmie „Ostatnie tango w Paryżu” Bertolucciego znana jako „gwałt z użyciem masła” była de facto gwałtem całkiem realnym, wcale nie inscenizowanym. Przy okazji filmu „Powidoki”, opowiadającego o życiu Władysława Strzemińskiego, wychodzić zaczęły historie o sadystycznym traktowaniu przez wybitnego malarza jego żony - Katarzyny Kobro. Być może dlatego w filmie nie ma o tym nawet słowa. Wspomniany Polański ma zresztą na swoim koncie także niewybredne traktowanie na planie filmowym aktorki-amatorki Jolanty Umeckiej, która zagrała w jego „Nożu w wodzie”. Reżyserskie ambicje zatrudnienia do produkcji atrakcyjnej dziewczyny zakończyły się obrażaniem aktorki, krzyczeniem na nią, chowaniem jedzenia (jakim zajadała monstrualny stres), a nawet przemocą. Z jakiego powodu? Umecka była utalentowanym muzykiem, była też niewątpliwie piękną kobietą, ale talentu aktorskiego nie miała za grosz. Postanowiono go więc wymusić osobliwymi dość metodami.
Zetknięcie się z konkretnymi ofiarami, zajrzenie za teatralną kotarę i wnikliwsze spojrzenie na rzeczywistość za nią się kryjącą, pozwoliło na poważnie zadać pytanie o teflonowość środowiska artystycznego i zakwestionowanie ich prawa do nieograniczonej wolności. Czy więc świat ten czeka istotne przewartościowanie? Z pewnością na twarzach bogów sztuki pojawiły się wyraźne rysy.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Polecamy e-book Agnieszki Woch – „Geniusze, nowatorzy i skandaliści polskiej literatury. Od Przybyszewskiego do Gombrowicza”
Książka dostępna również jako audiobook!