Nie tylko „Enigma”. Wywiad w czasie II wojny światowej
Wywiad w czasie II wojny światowej – zobacz też: Enigma: komu zawdzięczamy złamanie niemieckich szyfrów?
Działalność wywiadowcza to „wojna, której nie widać”, a przynajmniej takie jest założenie. Za wielkimi operacjami wojskowymi i krwawymi walkami stoją misterne sieci spisków i czasem mrówcza, a czasem niebezpieczna praca wywiadu i kontrwywiadu. Nie inaczej było w trakcie największego konfliktu w dziejach, który rozegrał się w latach 1939-1945. Oto kilka przykładów takiej walki.
1. Richard Sorge – najważniejszy szpieg Stalina?
Stalin go zignorował i nastąpiła katastrofa. Czy potem on uratował radzieckiego przywódcę?
Richard Sorge urodził się 4 października 1895 roku w Sabunczi w dzisiejszym Azerbejdżanie. Jego ojciec – etniczny Niemiec – był inżynierem, specjalistą zatrudnionym przy poszukiwaniu ropy naftowej. Zajęcie to było na tyle dochodowe, że z całą rodziną mógł niebawem wrócić do ojczyzny, z majątkiem zapewniającym spokojny żywot.
Wczesne dzieciństwo miało odcisnąć pewne piętno na życiu Sorgego – choć był wtedy przecież ledwie świadomym malcem, czuł potem pewną odmienność swoich losów od otaczającego go życia w Berlinie. Był kimś, kto jedynie tu przybył, a nie się tu urodził. Inną ważną postacią okazał się Friedrich Adolf Sorge, jego dziadek stryjeczny, który jako ideologiczny marksista działał w ruchu robotniczym Stanów Zjednoczonych.
To, co ostatecznie uczyniło Sorgego komunistą to udział w walkach I wojny światowej. Jako żołnierz dostrzegł tragizm tych starć, a jako pacjent polowego szpitala zafascynował się dziełami Kanta, Schopenhauera i przede wszystkim Marksa i Engelsa.
Skończyło się to tym, że wraz z żoną wyjechał w 1924 roku do Związku Radzieckiego i jako członek Kominternu wprawiał się w zbieraniu i analityce danych, miał być też wysyłany na misje do krajów europejskich. W 1929 roku nastąpił mały przełom, bo oto został wciągnięty do IV Zarządu Sztabu Armii Czerwonej (czyli innymi słowy, późniejszego GRU). Kilka lat spędził w chińskim Szanghaju, gdzie całkiem nieźle wtopił się w klimat wielkiego, międzynarodowego portu, a dowództwo bardzo ceniło wysyłane przez agenta raporty.
Najważniejsza misja była jednak wciąż przed nim. Tym razem miał zostać wysłany do Tokio, ale by przygotować sobie grunt pod działanie, wrócił na pewien czas do Niemiec. Zdobywał znajomości, z których najważniejsza była ta z wydawcą czasopisma „Zeitschrift für Geopolitik”, od którego dostał list polecający i umowę stałego współpracownika. Dzięki temu znalazł się w niemieckiej ambasadzie w stolicy Japonii.
Choć miał oczywiście swój pseudonim – „Ramsay” – to do Kraju Kwitnącej Wiśni przybył pod własnym nazwiskiem, jak zwyczajny obywatel Trzeciej Rzeszy. Jego magnetyczny charakter szybko spowodował wkupienie się w niemieckie środowisko dyplomatyczne, z ambasadorem Herbertem von Dirksenem na czele.
Zaczął tworzyć tokijską siatkę szpiegowską, pod przykrywką korespondenta prasowego zdobywał też coraz wyższą pozycję w środowisku. Odgrywał swoją rolę przekonująco, a po wstąpieniu do NSDAP został już w zasadzie podwójnym agentem wciągniętym w działania Abwehry. Oczywiście oznaczało to tyle, że wysyłał do Moskwy szczegółowe i potwierdzone informacje m.in. o takich sprawach jak tajny protokół paktu antykominternowskiego wymierzony w ZSRR.
W 1941 roku Stalin otrzymywał już wyraźne sygnały (m.in. ze Szwajcarii) co do tego, że Niemcy szykują inwazję na jego kraj. W tym samym tonie brzmiały raporty „Ramsaya”, z tymże tu przede wszystkim cenne były informacje o postawie Japonii, która była przecież formalnym sojusznikiem Rzeszy. Japończycy byli jednak obciążeni innymi działaniami w Azji, a poza tym nie chcieli się plątać w otwarty konflikt niemiecko-sowiecki nie będąc pewnymi jego wyniku (mimo że przecież już w 1939 roku starli się z Sowietami nad Chałchin-Goł).
Sorge już od końca 1940 roku zdobywał przekonanie, że operacja przeciwko ZSRR w końcu dojdzie do skutku, a 30 maja 1941 roku nadał komunikat, w którym podał, że ówczesny ambasador Ott dostał informację z Berlina o atak w drugiej połowie czerwca.
Stalin ignorował raporty zarówno Sorgego jak i innych siatek wywiadowczych, choć wskazywały one m.in. na koncentrację wojsk w Prusach Wschodnich. Takie podejście znacznie ułatwiło późniejszy przebieg ataku i po 22 czerwca Niemcy bardzo szybko spenetrowali ziemie w głąb Związku Radzieckiego.
Sorge miał w tym konflikcie jeszcze jedną ważną rolę do odegrania. Jego siatka szpiegowska w Tokio dostarczała informacji, że Japończycy mobilizują siły, ale prawdopodobnie nie zaatakują ZSRR, póki nie padną Moskwa czy Leningrad. Tym razem Stalin zawierzył takim informacjom i przerzucił główne wojska stacjonujące na Dalekim Wschodzie do Europy, co miało m.in. ocalić stolicę Kraju Rad.
Czy Richard Sorge okazał się najważniejszym szpiegiem Stalina, który pomógł ocalić ZSRR? Taki panował przez wiele lat pogląd, jednak m.in. sir Max Hastings w swojej książce Tajna wojna 1939-1945. Szpiedzy, szyfry i partyzanci pisze, że znaczenie Sorgego jest w wielu sprawach mocno przeceniane (np. wskazuje na to, że przerzucanie sił rozpoczęło się jeszcze w maju 1941 roku). Ponadto przypomina, że wiele raportów Sorgego było albo ignorowanych, albo dublowało informacje pochodzące z cenniejszych siatek w Berlinie. Nie ma jednak wątpliwości, że jego kariera szpiegowska była zdumiewająca.
Co ciekawe, jednym z najbardziej prominentnych agentów w jego siatce był Hotsumi Ozaki, z którym znał się jeszcze z czasów Szanghaju. Japoński reżim bardzo ostro walczył z prawdziwymi lub urojonymi komunistami (największa liczba aresztowań: 14 600 w 1933 r., w 1940 r. spadła do 800), a Ozaki był jedynym Japończykiem skazanym za działalność przeciw państwu na śmierć w trakcie II wojny światowej.
Także Sorge w końcu uległ dekonspiracji i został aresztowany kilka dni po Ozakim, 18 października 1941 roku. Przyszło im pożyć jeszcze trzy lata. Stracono ich 7 listopada 1944 roku - w rocznicę rewolucji październikowej...
Artykuł inspirowany książką sir Maxa Hastingsa pt. „Tajna wojna 1939-1945. Szpiedzy, szyfry i partyzanci”:
2. Tajemnica Kaługina
Kapitan Konstanty Kaługin to z pewnością jedna z najbardziej zagadkowych postaci powstania warszawskiego. Co do jego oceny wątpliwości nie miał Wincenty Kwieciński „D-3”, czyli szef kontrwywiadu warszawskiego okręgu Armii Krajowej od 1944 roku – Kaługin był radzieckim agentem działającym na terenie całej akcji AK. W swoim raporcie z 23 sierpnia 1944 roku Kwieciński skrytykował nawet działania Komendy Głównej, która dała Kaługinowi dużą swobodę poruszania się po terenach powstańczych.
Kazimierz Iranek-Osmecki „Makary” (szef Oddziału II Informacyjno-Wywiadowczego KG AK) już po zakończeniu II wojny światowej określił, że Kaługin był sowieckim agentem, który miał dwa główne cele działania: zorientowanie się w sposobie funkcjonowania Polskiego Państwa Podziemnego oraz działanie na rzecz wywołania pewnych politycznych następstw, które miały zadowolić Kreml. By wykonać punkt drugi, przedstawił dowódcy powstania Antoniemu Chruścielowi „Monterowi” propozycję, by wysłać do Stalina depeszę z prośbą o pomoc dla warszawskiego zrywu.
„Monter” przewidział jednak następstwa takiego czynu, czyli „uprawomocnienie” wszelkich działań Armii Czerwonej jako siły działającej z woli ludu Warszawy. Wbrew decyzji dowództwa AK nie zgodził się więc na wysłanie depeszy.
Nie jest jasny stosunek środowisk komunistycznych do tego oficera. Na początku podchodzono do niego jak do swoistego autorytetu i przedstawiciela Armii Czerwonej w pochłoniętej powstaniem stolicy. Sytuacja diametralnie zmieniła się po 29 sierpnia – od tego czasu uznawany był za zbiegłego jeńca, który zupełnie przypadkowo dostał się w wir walk. W PRL-owskich opracowaniach był później przedstawiany jako były żołnierz kolaboracyjnej Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej (czyli tzw. ROA, „własowcy”).
Ryszard Nazarewicz, członek PPR i AL twierdził, że Konstanty Kaługin był sowieckim jeńcem wojennym, który następnie trafił do ROA, aby później znów współpracować z komunistyczną partyzantką polską i radziecką. W powstaniu wziąć udział miał przez przypadek – wybuch walk uniemożliwił mu dotarcie na Lubelszczyźnie, gdzie dostał przydział do sowieckiego oddziału. Dodatkowo miał być marionetką w rękach AK.
Kim by nie był, należało go rozpracować. Dużą rolę odegrał tu referat „K” Kontrwywiadu Okręgu Warszawa, który był podówczas jedyną siłą działającą przeciwko strukturom komunistycznym – to znaczy przeciwko sowieckim agentom w szeregach Armii Ludowej i Polskiej Partii Robotniczej. Ten właśnie wydział miał za zadanie rozwiązanie sprawy Kaługina – gromadził i analizował wszelkie informacje o tym, z kim Rosjanin się kontaktował, a następnie wysyłał raporty do ścisłego dowództwa. Zadanie inwigilacji działań Kaługina przypadło ppłk. Bohdanowi Zielińskiemu „Tytusowi”, który miał mu towarzyszyć na Starówce.
Opracowany profil psychologiczny potencjalnego szpiega określał go jako osobę inteligentną i dobrze orientującą się w realiach Polski. Przy okazji inwigilacji sowieckiego żołnierza zaczęto też mocno badać sprawę środowisk polskich komunistów znajdujących się pod znacznymi wpływami wywiadu ZSRR.
Do dziś nie jest jasne, kim naprawdę był Kaługin; wyklucza się tezę o tym, że był faktycznym przedstawicielem radzieckiego wojska przy dowództwie AK – kapitan był albo sowieckim szpiegiem, albo postacią zupełnie z przypadku, która dostała się w sam środek walczącej Warszawy. Relacje takie jak ta Nazarewicza budzą wiele wątpliwości. Prawdy o tej nieco zapomnianej postaci zapewne się nie dowiemy.
Nieznane są bowiem dalsze losy kpt Kaługina. Jedna z teorii mówi o schwytaniu przez NKWD i zesłaniu do łagru, ale czy tam zginął – to już absolutna zagadka...
Artykuł inspirowany książką sir Maxa Hastingsa pt. „Tajna wojna 1939-1945. Szpiedzy, szyfry i partyzanci”:
3. Admirał, koniak i Orkiestra, czyli kłopoty Abwehry
Po sukcesie kampanii francuskiej, latem 1940 roku uwaga niemieckiego wywiadu zaczęła się skupiać przede wszystkim na Wielkiej Brytanii. Wbrew pozorom (a także oczekiwaniom w Londynie), niemiecki wywiad radził sobie dosyć nieudolnie. Jednym z bardziej absurdalnych pomysłów był plan wysadzenia szpiegów w hrabstwie Kent. Akcja nie doszła do skutku, bo jej powodzenie uzależnione było od wspięcia się na klif... a brakowało agentów o zdolnościach wspinaczkowych!
Nie można oczywiście powiedzieć, że Abwehra nie odnosiła w trakcie konfliktu sukcesów czy że nie miała wpływu na przebieg wojny, ale też nie można stwierdzić, że jedynym jej kłopotem był brak wykwalifikowanej kadry alpinistów. Być może największym problemem był... sam szef Abwehry, który prowadził niebezpieczną grę na kilka frontów.
Wilhelm Canaris, bo o nim mowa, był jednym z tych niemieckich wojskowych, którzy za Hitlerem nie przepadali, podobnie zresztą jak za narodowym socjalizmem. Ten admirał Kriegsmarine, z bagażem doświadczeń z I wojny światowej, od 1935 roku był szefem wywiadu i kontrwywiadu wojskowego Rzeszy.
Canaris był swego rodzaju unikatem. Tak opisywał go sir Max Hastings:
Był ujmująco uprzejmy, zwłaszcza dla podwładnych, i miał coś z hipochondryka, bo zażywał zbyt dużo tabletek. Odpoczywał, regularnie jeżdżąc konno i grając w modnego tenisa. Nie dało się nie zauważyć jego miłości do zwierząt: po kwaterze głównej Abwehry chodziły za nim dwa jamniki, do których bez przerwy przemawiał. Kiedyś jeden z nich zachorował, gdy Canaris był z wizytą we Włoszech, więc admirał odbył długą rozmowę telefoniczną z Berlinem, omawiając stan zdrowia zwierzęcia. Jego włoscy towarzysze uznali wówczas, że mówi szyfrem o ważnych sprawach państwowych, ale jego obsesja na punkcie psa była autentyczna. Często mawiał, że zwierzętom ufa bardziej niż ludziom.
Coś w tym musiało być, bo dla człowieka takiego jak Führer nie miał już tyle empatii. Rodzaje tajnej opozycji były w Niemczech różne. Słynny Krąg z Krzyżowej planował przede wszystkim przyszłe dzieje Niemiec po przegraniu wojny, z dystansem podchodząc do kwestii takich jak skrytobójstwo, choć oczywiście, część z ponad setki członków popierała w końcu i takie rozwiązania. Canaris był z kolei współzałożycielem i członkiem Czarnej Orkiestry (Schwarze Kapelle), która to podjęła szereg prób zgładzenia Hitlera.
Czarna Orkiestra powstała jeszcze przed wybuchem wojny, a jej działania były wstrzemięźliwe, gdyż oczekiwano momentu, w którym pozycja Hitlera zacznie słabnąć. Takim sygnałem musiała być klęska 6. Armii Paulusa pod Stalingradem, bo od czasu tej przegranej miał miejsce szereg zamachów na Hitlera.
Oczywiście żaden ostatecznie nie doszedł do skutku. Warto chyba przytoczyć ten z 13 marca 1943 roku. Ładunek wybuchowy dostarczony przez admirała Canarisa miał wysadzić samolot Hitlera, kiedy ten przelatywać miał między kwaterami polowymi. Bomba została zamaskowana i trafiła na pokład jako... koniak. Do eksplozji nie doszło – prawdopodobnie zapalnik zawiódł z powodu niskiej temperatury. Jeden ze spiskowców, Fabian von Schlabendorff, musiał potem w pośpiechu przejąć bombę z ładowni i rozbroić ją.
Zwieńczeniem działań Czarnej Kapeli był zamach w Wilczym Szańcu, prawdopodobnie najsłynniejszy z tych wymierzonych w Hitlera. Wódz III Rzeszy, mimo, że znajdował się dosyć blisko bomby ukrytej w teczce, odniósł jedynie lekkie obrażenia.
Fiasko tej próby spowodowało serię aresztowań. Canaris, który już przez długi czas balansował na ostrzu noża do aresztu trafił już kilka dni po zamachu, jednak przyszło mu pożyć nieco dłużej niż np. von Stauffenbergowi. Jego los przypieczętowały prowadzone przezeń pamiętniki, które stanowiły wyraźny dowód przeciwko admirałowi. 9 kwietnia 1945 roku został powieszony w obozie we Flossenbürgu. Człowiek, który dybał na życie Führera, kontaktował się z Londynem, mataczył w sprawie sytuacji w sojuszniczych Włoszech... dotrwał niemal do końca wojny.
Hitlera jak widać mogła unicestwić tylko jedna osoba – on sam.
Bibliografia:
- Evans Richard J. Wojna Trzeciej Rzeszy, Wydawnictwo Napoleon V, Oświęcim 2016
- Hastings Max, Tajna wojna 1939-1945. Szpiedzy, szyfry i partyzanci, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017
- Margolin Jean-Louis, Japonia 1937-1945. Wojna armii cesarza, Wydawnictwo Akademickie Dialog, Warszawa 2009
- Marszalec Janusz, Wywiad i kontrwywiad Armii Krajowej w czasie Powstania Warszawskiego [w:] Wywiad i kontrwywiad Armii Krajowej, pod redakcją Władysława Bułhaka, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2008
- Whymant Robert, Szpieg Stalina. Richard Sorge i siatka szpiegowska w Tokio, Wydawnictwo Magnum, Warszawa 1997.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz