„Nie o taką Polskę...”, czyli żołnierze wyklęci
Zobacz też: Żołnierze Wyklęci – historia i pamięć
Impreza została zorganizowana przez stowarzyszenie Pokolenie i Tygodnik Powszechny. Najważniejszym celem pokazu była prezentacja nowego kanału telewizyjnego Discovery Historia (realizowanego we współpracy z TVN). Program będzie dostępny na razie tylko w ramach platformy cyfrowej N. To bardzo dobrze, że tematyka historyczna została wreszcie szerzej poruszona przez media komercyjne (pakiet dostępny będzie także za granicą).
Na początek wygodnie porozsadzani widzowie wysłuchali krótkiej prelekcji historycznej mającej na celu zarysowanie tematu. Wyrwane z kontekstu pytania i brak systematyki, który przerodził się w chaotyczną wymianę zdań nie był najlepszym rozwiązaniem – mniej zorientowani w temacie słuchacze mogli poczuć się odrobinę zagubieni. Zdecydowanie lepiej, a z pewnością mocniej prezentował się koncert pieśni niepodległościowej w wykonaniu Pawła Piekarczyka.
Śmiałe i jednoznaczne słowa, chwytliwe akordy ożywiły publiczność i późne przybycie pieśniarza, które zmieniło kolejność programu imprezy, uratowało sytuację, wprowadzając zebranych w szczególny nastrój. „Rozgrzana” publiczność i autor niniejszego tekstu mogli wówczas wysłuchać kilku słów od reżyserki i scenarzystki filmów – Joanny Maro. Zapraszając na scenę bohaterów wydarzeń, na których kanwie powstały filmy powiedziała, że jako przedstawicielka młodego pokolenia nie dostrzegała wcześniej wagi i funkcji powojennych wydarzeń:
– Dopiero zetknięcie z ludźmi walczącymi o niepodległa Polskę, których ustrój komunistyczny postanowił w ten czy inny sposób wyeliminować pozwoliło mi zrozumieć dramat straceńców z AK i NSZ, którzy zdecydowali się nie składać broni w obliczu nowego okupanta – powiedziała Joanna Maro. Szczególnie poruszający moment nastąpił w chwilę później, kiedy jeden z kombatantów w kilku zdaniach, w imieniu swoim i pozostałych, oświadczył zebranym:
– My, „żołnierze wyklęci” jesteśmy dumni, że ONI [komuniści] nazywali nas bandytami, jesteśmy gotowi nadal z dumą nosić to miano, jeśli ceną jest Polska niepodległa – krótkie, proste słowa spotkały się z owacją na stojąco. Wówczas już w pełni gotowa publiczność na przeszło godzinę przeniosła się w realia lat 1945-47. Wielkim plusem – o ile potraktujemy obrazy „Kto następny” i „Operacja Lawina” jako filmy popularnonaukowe – jest ujęcie tematu poprzez dokument połączony z fabułą. Obydwa obraz ogląda się dobrze, budują one napięcie i widz, chcąc nie chcąc, zaczyna przeżywać historię – którą przecież ma właśnie dotknąć. Czujemy bezustanny niepokój obserwując Hieronima Dekutowskiego „Zaporę” spacerującego po celi śmierci mokotowskiego więzienia. Cichniemy w sobie obserwując Henryka Flame „Bartka”, który oznajmia ocalałym podwładnym, że ich towarzysze w wyniku prowokacji zostali podstępnie zamordowani. Pod koniec każdego dokumentu pojawia się informacja o otwartym charakterze śledztw w przedstawionych sprawach.
Po projekcji panowała cisza, trudno przecież polemizować z w tak namacalny sposób przedstawioną, tragiczną historią. W hallu wszyscy dostali prosty, żołnierski poczęstunek – grochówkę i chleb ze smalcem – na pokrzepienie. Wystarczyło tylko popatrzeć w kierunku stolików za którymi siedzieli kombatanci, by pomyśleć, że przecież ofiara „chłopców z lasu” nie poszła na marne. I może ta grochówka była namiastką (marną bo marną) tej partyzanckiej, po ostatecznej, wygranej potyczce.
Zobacz też
Zredagował: Kamil Janicki