„Nie masz już, nie masz w Polsce żydowskich miasteczek”. Świat sztetł w obiektywie Romana Vishniaca

opublikowano: 2013-10-05, 14:44
wolna licencja
Wraz z ofiarami Holocaustu umierały wartości, doświadczenia, osiągnięcia, idee, sztuka. Umierał świata, którego już nie ma. Jego „okruchy” zachowały się między innymi dzięki Romanowi Vishiacowi. Kim był i co mu zawdzięczamy?
reklama

Roman Vishniac przychodzi na świat w Pawłowsku pod Petersburgiem w 1897 roku, w rodzinie o żydowskich tradycjach. Jego ojciec, Solomon, był właścicielem największej w Rosji fabryki produkującej parasole; matka, Mania, była natomiast córką handlarza diamentami. Przygoda Vishniaca z fotografią rozpoczyna się niezwykle wcześnie – na swoje siódme urodziny dostaje od babci mikroskop. Za jego pomocą chłopak utrwala na kliszach swoje mikroskopijne eksponaty: owady, rośliny. Wykonuje m.in. ponad 100 ujęć „badanej” nogi karalucha. Babciny podarunek staje się pasją życia Vishniaca i w 1914 roku dostaje się on do prestiżowego Instytutu Szaniawskiego (obecnie Uniwersytet) w Moskwie, gdzie studiuje biologię i medycynę.

Roman Vishniac w 1977 (fot. Askolnick , domena publiczna)

Dalsza kariera zawodowa Vishniaca zostaje przerwana przez rewolucję w 1918 roku. W tym czasie Vishniac włącza się w działalność żydowskich organizacji charytatywnych. Fala antysemityzmu skłania go do emigracji (doświadczenia te sprawią, że łatwo przyjdzie mu później zrozumieć zagrożenie płynące z nazistowskiej ideologii). Udaje mu się wyjechać wraz z rodziną do Berlina na łotewskich paszportach. Tutaj żeni się z Lutą Bagg, aby mieć środki do życia ima się przeróżnych zajęć. Włócząc się po ulicach, robi zdjęcia, ale hobbistycznie, do przysłowiowej szuflady.

Ale Vishniac interesuje się także sytuacją polityczną w kraju zamieszkania. Z trwogą obserwuje, jak radykalizują się antysemickie nastroje społeczeństwa niemieckiego, jak do władzy dochodzi Adolf Hitler, jak ustanawia się dyskryminujące ludność żydowską prawa. Powoli życie jego rodziny, tak jak życie innych rodzin żydowskich, staje się udręką. Wydaje się, że Vishniac przeczuwał zbliżającą się wielką katastrofę; deklaracji Hitlera bynajmniej nie uważał za czcze pogróżki rzucane na wiatr. Niektóre informacje podają, że fotograf podejmował starania w celu ostrzeżenia organizacji żydowskich i zdobycia wiz umożliwiających emigrację zagrożonym współrodakom, ale natrafił na mur obojętności. Nie będąc więc w stanie fizycznie ocalić swojego narodu, chce uratować przynajmniej pamięć o nim za pomocą tego, co potrafił robić najlepiej: zdjęć.

Pierwszy paparazzi?

Łącznie w latach 1935–1939 Vishniac wykonuje 16 tys. zdjęć. Posługując się powszechnie znanym terminem Jana Błońskiego, można powiedzieć, że za pomocą swoich fotografii Vishniac tworzy przejmujący „żydowski autoportret”. Z aparatem w ręku przemierza samotnie Europę Środkowo-Wschodnią i dociera wszędzie tam, gdzie żyje ludność żydowska. Wilno, Warszawa, Kraków, Lublin, Mukaczewo, Wierchowina, Vrchni Apsa, Ruś Karpacka… Na swych kliszach Vishniac utrwala życie ich mieszkańców, radości młodych, niepokoje starszych, nabożeństwa, tradycje, wszelkie trudy dnia codziennego… Na większości zachowanych fotografii ludzie nie patrzą bezpośrednio w obiektyw aparatu, są zajęci swoimi sprawami. Vishniac wykonuje zdjęcia z ukrycia, niespostrzeżenie dla otoczenia, musi bowiem „ukrywać się” przed policją, mogącą wytoczyć mu zarzut szpiegostwa, ale także przed swoimi ortodoksyjnymi współbraćmi, dla których jego profesja jest niezgodna z boskimi prawami. Często więc fotograf chowa aparat w dziurawej kieszeni płaszcza lub chusteczce, naciskając spust migawki w chwili rzekomego wydmuchiwania nosa.

reklama
Żydowscy kupcy zboża podczas rozmowy na rynku w Słomnikach, dwudziestolecie międzywojenne (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 1-P-2387-2, domena publiczna)

Co jakiś czas Vishniac powraca do Berlina, uzupełnia zapasy klisz, wywołuje nagromadzone w podróży negatywy. Nierzadko zdarza się jednak, że naświetlony materiał obrabia „po drodze” – dosłownie i w przenośni – późną nocą przy napotkanych strumykach. Ze względu na trudne warunki pracy część zdjęć wychodzi nieostra, poruszona, niedoświetlona. Ale czyż to właśnie nie stanowi o ich wartości, nie uwydatnia autentyczności i obiektywności uchwyconej na negatywie rzeczywistości? Kolejny atut: Vishniac biegle włada jidysz. Często po skończonej pracy podchodzi do sfotografowanych przed chwilą ludzi, próbując nawiązać jakiś kontakt, rozmawia, poznaje ich, pyta o życie (w Warszawie podejmuje pracę jako tragarz, tylko po to, aby móc przeniknąć do środowiska tamtejszych Żydów i lepiej je poznać). Dzięki temu wiele lat później będzie mógł samodzielnie opatrzyć zachowane fotografie podpisami.

Porażka nr 2

Po wybuchu II wojny światowej, na skutek różnych zbiegów okoliczności oraz dzięki pomocy wielu przychylnych mu osób, Vishniac znajduje ratunek i bezpieczeństwo w Nowym Jorku. I po raz kolejny, na obczyźnie, nie pozostaje biernym obserwatorem rozgrywającej się tragedii narodu żydowskiego. W 1943 roku, na znak protestu przeciwko biernej polityce Stanów Zjednoczonych wobec dokonującego się w Europie ludobójstwa, organizuje wystawę swoich prac w Teachers College Uniwersytetu Columbia. Zarówno wystawa, jak i list otwarty do prezydenta Franklina Roosevelta przechodzi bez echa.

Żyd podczas modlitwy przy grobie, dwudziestolecie międzywojenne (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 1-P-2383, domena publiczna)

Niektórzy badacze, by przytoczyć tu choćby nazwisko Mayi Benton, odsłaniają inne oblicze Romana Vishniaca. Według nich, nie było on wyłącznie utalentowanym fotografem-altruistą. Przyczyny jego podróży po Europie Środkowo-Wschodniej należy szukać w zleceniu otrzymanym od amerykańskiej organizacji humanitarnej JOINT. Vishniac miał przygotować reportaż o biedocie i nędzy Żydów zamieszkujących owe tereny dla celów propagandowych (zachęta do wpłacania datków). Według Benton, „fałszywy był obraz środkowoeuropejskiego żydostwa, jaki Vishniac utrwalił w głowach Amerykanów. To tak, jakby zdjęcia nowojorskich bezdomnych miały pokazywać, czym jest Nowy Jork” (D. Warszawski, Vishniac non-fiction, www.wyborcza.pl).

Niezależnie jednak, jakież to motywy skłaniały Vishniaca, aby z aparatem w ręku przemierzać Europę, jego zdjęcia posiadają bez wątpienia wielkie walory nie tylko artystyczne. Czas nadał im również wartości dokumentalnych (pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że wręcz edukacyjnych).

W muzeach upamiętniających Holokaust wystawom prezentującym zdjęcia nazistowskich zbrodni towarzyszą obecnie przedwojenne fotografie ofiar, nierzadko zdjęcia rodzinne wyciągnięte z albumów. Wyodrębnienie z masy zgładzonych poszczególnych twarzy i jednostkowe do nich podejście ułatwia nadanie zbrodni wymiaru osobistej tragedii. Klisze takie odcisnęły silne piętno na aktualnej formie pamięci o Shoah oraz jej interpretacjach. Patrząc na przedwojenne wizerunki ofiar, widzimy ich beztroskę i spokój, które mieszają się z naszym smutkiem i nieodpartym poczuciem straty. Zostajemy wówczas postawieni w sytuacji, w której budowanie narracji historycznej oparte zostaje nie na tym, co faktycznie ukazują fotografie, lecz na wiedzy, którą posiadamy o późniejszych wydarzeniach.

reklama

„36 klatek to 36 ludzi”

Niezidentyfikowany Żyd z Białegostoku, dwudziestolecie międzywojenne (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 1-P-2368, domena publiczna)

Zdjęcia przedwojennych Żydów europejskich autorstwa Romana Vishniaca bez wątpienia wpisują się w opisany nurt. I choć nie są to typowe rodzinne fotografie, Vishniac przedstawia nam znacznie większą rodzinę: środkowoeuropejskiej społeczności żydowskiej. Społeczności, której już nie ma. Rafael Scharf, polski pisarz pochodzenia żydowskiego, wydobywając z pamięci obraz swoich ortodoksyjnych współbraci, wspominał, iż w latach jego młodości „nie wydawali się […] atrakcyjni. Wręcz przeciwnie – wyznaję z poczuciem wstydu – wielu z nas patrzyło na to z zażenowaniem. Te brody, pejsy, krzywe nosy, zamglone oczy – co pomyślą o tym nasi nie-żydowscy współobywatele…?”(S. Markowski, [Krakowski Kazimierz…]). Vishniaca dręczyły zupełnie inne wątpliwości. Mawiał: „jest 36 klatek na jednym filmie, a 36 klatek to 36 ludzi […]. Największe wyzwanie dla człowieka, to robić to, czego inni nie chcą robić. Czy udało mi się uczynić tych ludzi żyjącymi? Przyszłość pokaże.”(M. Hermanowicz, [Roman Vishniac…]).

W owym czasie swój swoisty „autoportret” pragnęli także uchwycić pisarze polsko-żydowscy, których twórczość przypada na okres dwudziestolecia międzywojennego. Tematyczne centrum swojej sztuki widzieli oni w zapisie żydowskiego doświadczenia, w tym, co definiować będzie ich tożsamość, ale również w tym, co składać się będzie na ich zwykłą codzienność, a więc i otoczenie: kraj, w którym przyszło im żyć. Świat sztetł, tożsamy ze wschodnioeuropejską kulturą żydowską, jej świętami, pod koniec lat 30. XX wieku zaczął być poddawany destrukcyjnym wpływom nasilającego się antysemityzmu. I to właśnie międzywojenni polsko-żydowscy pisarze będą autorami pierwszych elegii miasteczek żydowskich, pragnąc w ten sposób utrwalić świat pomału odchodzący w zapomnienie. Dzieła, które wyszły spod pióra pisarzy takich jak: Stefan Pomer, Maurycy Szymel, Anda Eker czy Juliusz Grot stanowią przejmującą liryczną narrację o historii bohaterów uchwyconych na kliszach Vishniaca. Gdy patrzy się na jego fotografie, na usta cisną się jakże wymowne słowa: „nie masz już, nie masz w Polsce żydowskich miasteczek…”.

reklama

Zobacz też:

Wybrana bibliografia:

  • Maya Benton, Magnifying History: the photography of Roman Vishniac, „ Pakn Treger. Magazine of the Yiddish Book Center”, nr 57 (summer 2008) [dostęp: 22 lutego 2013], <[http://www.yiddishbookcenter.org/node/251]>.
  • Jan Błoński, Biedni Polacy patrzą na getto, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1996.
  • Robin Cembalest, Taking Roman Vishniac outof the getto, [w:] ARTnews, 3 stycznia 2013 [dostęp: 22 lutego 2013], <[http://www.artnews.com/2013/01/03/taking-roman-vishniac-out-of-the-ghetto/]>.
  • Mariusz Hermanowicz, Roman Vishniac: „Vanished World. Photographies”, wystawa w Musée d'Art et Histoire du Judaïsme w Paryżu, [w:] Fototapeta, 2007 [dostęp 11. Stycznia 2013], <[http://www.fototapeta.art.pl/2007/vsh.php]>.
  • Agnieszka Juskowiak, Przepraszam, czy mogę zrobić zdjęcie?, [w:] PDF [serwis Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego], [dostęp: 12 marca 2013] <[http://www.pdf.edu.pl/text-przepraszam-czy-moge-zrobic-zdjecie-303]>.
  • Stanisław Markowski, Krakowski Kazimierz. Dzielnica Żydowska 1870–1988, Wydawnictwo Arka, Kraków 1992.
  • Alan Newhouse, A closer reading of Roman Vishniac, „The New York Times Magazine”, 1 kwietnia 2010 [dostęp: 22 lutego .2013], <[http://www.nytimes.com/2010/04/04/magazine/04shtetl-t.html]>.
  • Eugenia Prokop–Janiec, Międzywojenna literatura polsko-żydowska jako zjawisko kulturowe oraz artystyczne, Universitas, Kraków 1992.
  • Rafael Scharf, Co mnie i Tobie Polsko… Eseje bez uprzedzeń, Fundacja Judaica, Kraków 1996.
  • Antoni Słonimski, Poezje wybrane, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1989.
  • Janina Struk, Holokaust w fotografiach. Interpretacje dowodów, Pruszyński i S-ka, Warszawa 2007.
  • Roman Vishniac, Polish Jews: a pictorial record, Schocken Books, New York 1988.
  • Dawid Warszawski, Vishniac non-fiction, „GazetaWyborcza.pl”, 6 kwietnia 2010 [24 lutego 2013], <[http://www.wyborcza.pl/1,76842,7736795,Vishniac_non_fiction.html]>.
  • Daniele Marucci, Roman Vishniac [galeria fotografii], [dostęp: 13 stycznia 2013], <[http://romanvishniac.dan.site11.com/index.html]>.

Redakcja: Roman Sidorski

reklama
Komentarze
o autorze
Katarzyna Kotula
Magister historii, doktorantka Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Pasjonuje się w szczególności okresem dwudziestolecia międzywojennego i II wojny światowej; niespełniona pani fotograf.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone