Natalia Ojewska – „Zabiłam. Historie matek skazanych za zbrodnię ludobójstwa w Rwandzie” – recenzja i ocena
Natalia Ojewska – „Zabiłam. Historie matek skazanych za zbrodnię ludobójstwa w Rwandzie” – recenzja i ocena
Natalia Ojewska jest reporterką specjalizującą się m.in. w tematyce związanej ze społeczeństwami odbudowującymi się po konfliktach. Książka dowodzi, że posiada ona bardzo dobry warsztat, ale i wyczucie w tak skomplikowanej problematyce. Autorka podjęła się żmudnego zadania. Rozmowa o ludobójstwie zawsze jest trudna, ale konfrontacja z odpowiedzialnymi za zbrodnię musiała być prawdziwym wyzwaniem. Autorka nie bała się poddać tej próbie i przeprowadziła wywiady z kobietami winnymi ludobójstwa na społeczności Tutsi w Rwandzie. Natalia Ojewska potrafiła nawiązać z osadzonymi rodzaj relacji, w której poczuły się swobodnie. To ważne, jeżeli opowieść dotyka najmroczniejszych zakamarków ludzkiej duszy. Autorka po prostu pozwoliła im mówić, czego pokłosiem jest ta książka.
Pragniemy, aby zło było pojęciem jednowymiarowym i łatwym do zdefiniowania. W portrecie mordercy, zwłaszcza tego kalibru, chcemy widzieć potwora, aby móc jednoznacznie go ocenić. Taka ocena jest hiperbolizowana zwłaszcza w przypadku kobiet, a szczególnie matek, które w naszej kulturowej optyce są źródłem empatii i figurami reprezentującymi ciepło ogniska domowego. W książce Natalii Ojewskiej zdecydowanie nie odnajdziemy potworów. W 14 rozdziałach autorka zawarła historie 15 kobiet, które do dnia wybuchu ludobójstwa (6 kwietnia 1994 roku) wiodły zwyczajne życie. Niektóre z nich były wówczas uczennicami, inne pracowały w polu lub zajmowały się domem. Były to kobiety o różnym statusie społecznym, ale również pochodzeniu etnicznym. Nie każda zbrodniarka była w pełni Hutu. Część z nich łączyły więzy rodzinne lub małżeńskie z Tutsi. Tym trudniej sobie wyobrazić, jak to możliwe, że te kobiety przyczyniły się do ludobójstwa. To samo pytanie zadają sobie bohaterki, które przed katastrofą lotniczą prezydenta Habyarimany, nawet nie pomyślałyby, że są zdolne do czynów, za które teraz odsiadują wyroki.
Bohaterki nie przedstawiają swoich zbrodni w krwawy i brutalny sposób. W większości są to suche opisy faktów, które być może przerażają jeszcze bardziej. W końcu są to historie zwykłych kobiet. W takim kontekście relacje winowajczyń nasuwają jedną refleksję: gdzie jest granica? Jak cienka jest linia oddzielająca zwykłą jednostkę od zbrodniczego czynu?
W książce Natalii Ojewskiej nie odnajdziemy bezdusznych potworów, ale osoby, które zatraciły się w nienawiści. To destrukcyjne uczucie względem Tutsi wpajano tym kobietom od najmłodszych lat. Nienawiść w połączeniu z propagandą eskalowała do tego stopnia, że członków niegdyś bratniej grupy etnicznej odczłowieczono. Obrazuje to słowo inyenzi, co w języku kinyarwanda oznacza karalucha. Bojówkarze Interahamwe mieli zwyczaj tak właśnie nazywać Tutsi. Zabicie „robaka” w ich perspektywie nie było zbrodnią. To książka nie tylko o zbrodni i karze, ale również o sile propagandy – o długofalowym procesie dehumanizacji nie tylko ofiar, ale i samych sprawców. Szczególnie uderzające są historie trzech więźniarek: Immaculée – opiekunki w sierocińcu i szpitalu w kompleksie misyjnym, Valérie – dziennikarki i Angeline – nauczycielki i inspektorka szkolnego. Ich wspólnym mianownikiem jest zawód zaufania publicznego oraz fakt, że zupełnie nie wywiązały się z tej odpowiedzialności. Nie tylko uległy propagandzie, ale również same ją rozpowszechniały.
Natalia Ojewska nie ocenia swych rozmówczyń. Zapewnia im bezpieczną przestrzeń do swobodnej wypowiedzi. Poznajemy ich wersję zdarzeń, ich uczucia, wewnętrzne spory, a wreszcie drogę do przebaczenia i pogodzenia się z czynem, od którego nie ma już odwrotu. Zbrodnia ludobójstwa dokonana przez te kobiety nie jest wyłącznie ich osobistym brzemieniem. Dotknęła ona przede wszystkim rodziny ofiar, ale również oddziałuje na ich najbliższe otoczenie. W każdym rozdziale, oprócz zbrodniarek, przemawiają członkowie ich rodziny – rodzice, rodzeństwo, małżonkowie i dzieci. W tej nieokreślonej tragedii, aspekt krewnych zbrodniarzy jest marginalizowany i pomijany, ale i oni poniekąd są ofiarami tej zbrodni. Zwłaszcza dzieci dotkliwie odczuwają konsekwencje czynów swoich matek. Autorka nie bagatelizuje tej kwestii i oddaje głos najbliższym. Ponadto czytelnik poznaje wersję członków rodziny ofiar lub niekiedy samych ocaleńców. To bardzo poruszająca część każdego z rozdziałów, która zmusza do głębszej refleksji nad istotą człowieczeństwa.
Ostatnie 10 krótkich rozdziałów książki przybliża czytelnikom genezę konfliktu między społecznościami Tutsi a Hutu. Te dwie grupy etniczne jeszcze pod koniec XIX wieku stanowiły jeden naród ze wspólnym językiem, religią i przekonaniami. Co musiało się wydarzyć, że bratnie plemiona tak bardzo poróżniła nienawiść? Natalia Ojewska krok po kroku ukazuje podłoże historyczne konfliktu oraz jego kolejne etapy – od czasów imperializmu kolonialnego po katastrofę lotniczą, w której zginął prezydent Habyarimana. Można się zastanowić, czy rozdziały przedstawiające historię tej zbrodni nie powinny znaleźć się na początku książki? Myślę, że był to celowy zabieg autorki, która przede wszystkim chciała opowiedzieć tę historię głosem ludzi, którzy brali w niej udział, czyli zbrodniarek i ich ofiar. Te ostatnie rozdziały książki były tylko uzupełnieniem źródłowym – zbiorem suchych faktów, pozbawionym tła emocjonalnego.
Na końcu znajduje się trzystronicowy słowniczek, który przybliża czytelnikom słowa wywodzące się z języka kinyarwanda oraz rozwija i wyjaśnia zastosowane w książce skróty.
W mojej opinii książka Natalii Ojewskiej – „Zabiłam. Historie matek skazanych za zbrodnię ludobójstwa w Rwandzie” jest świetnym i wnikliwym reportażem. W książce znalazłam kilka drobnych literówek, ale w żadnym stopniu nie odbierają one wartości tej pracy.
Autorka nie naciska na bohaterki i nie próbuje wpłynąć na ich narrację. Pozwala im po prostu mówić. Czytając tą książkę ma się poczucie, że ta rozmowa wpływa na zbrodniarki niemal oczyszczająco. Głośno konfrontują się z wyrzutami, które od lat zalegały na ich sumieniach. Autorka nie ocenia swoich rozmówczyń. Ocenę pozostawia czytelnikowi, ale wydanie wyroku w wielu przypadkach zdaje się być zadaniem niemożliwym, mimo iż jesteśmy świadomi skali dokonanej zbrodni.
Polecam tę książkę niemal każdemu, może wyłączając osoby szczególnie wrażliwe. Zbrodnia ludobójstwa dokonana przez Hutu na społeczności Tutsi w 1994 roku jest wydarzeniem, o którym musimy pamiętać. Pod koniec XX wieku, w epoce telewizji i internetu, niemal wymordowano populację jednego narodu. Relacje uczestniczek tego niechlubnego procederu oraz ich ofiar unaoczniają nam to całe zło, które mogłoby się nigdy nie wydarzyć, gdyby nie nienawiść napędzana latami przez machinę propagandową. Pamiętajmy, że to ona ujawniła w zwykłych ludziach najmroczniejszą stronę osobowości. Skoro matki mogły dopuścić się tej zbrodni, to dlaczego nie my? Pozostawiam przyszłych czytelników z tą refleksją i być może przestrogą.