Najbardziej tajemniczy kraj świata i fotograficzna gra z totalitaryzmem
Julien Bryan sam nie wydał żadnej książki, ani albumu fotograficznego ukazującego Związek Sowiecki w pełnej krasie. Zachowały się jednak jego zdjęcia i nieopublikowane wspomnienia. W 2020 roku nakładem wydawnictwa Instytutu Pamięci Narodowej ukazał się za to album „Najbardziej tajemniczy kraj świata. Związek Sowiecki w fotografiach i tekstach Juliena H. Bryana 1939-1959”, pod redakcją Tomasza Stempowskiego, który zawiera 417 zdjęć prezentujących życie codzienne w tak zróżnicowanym etnograficznie kraju. Kraju, który dla Amerykanów w latach 30. ubiegłego wieku wydawał się niezwykle egzotyczny. Miało na to wpływ wiele czynników.
Do 1933 roku USA i ZSRS nie utrzymywały bowiem oficjalnych stosunków dyplomatycznych. Stany Zjednoczone nie akceptowały polityki prowadzonej przez ZSRS jednakże kwestii związanych z geopolityką i znaczeniem kraju na arenie międzynarodowej nie można było ignorować. Co więcej, USA pomagały mieszkańcom Związku Sowieckiego w latach 1921-1923, czyli podczas klęski głodu. Przypomnijmy, że Amerykańska Administracja Pomocy dostarczyła wówczas żywności dla 11 mln ludzi, a w 1924 roku swoją działalność zainaugurowała sowiecka spółka akcyjna Amtorg Trading Corporation, która pośredniczyła w operacja handlowych realizowanych między podmiotami gospodarczymi reprezentującymi oba państwa. Po latach przerwy na rynek wróciła także Amerykańsko-Rosyjska Izba Handlowa. Dodatkowo, powołano do życia także Wszechzwiązkowe Towarzystwo Łączności Kulturalnej z Zagranicą (WOKS), zajmujące się popularyzowaniem sowieckiej kultury na świecie. Z kolei w 1929 roku utworzono Wszechzwiązkowe Towarzystwo Akcyjne Inturist, zajmujące się organizacją wyjazdów do ZSRS dla turystów z USA. Co istotne, wspomniany fotograf Julien H. Bryan współpracował z amerykańską agencją Open Road, która z kolei współpracowała z Inturistem. W tym samym roku miał miejsce „czarny czwartek”, czyli krach na Nowojorskiej Giełdzie Papierów Wartościowych - jeden z objawów rozpoczynającego się wielkiego kryzysu.
Tymczasem w ZSRS realizowano pierwszy pięcioletni plan rozwoju gospodarki narodowej, a radziecka propaganda pokazywała kraj jako „mlekiem i modem płynący”. Nie dziwi zatem fakt, że myśli o odległym kraju coraz bardziej rozpalały wyobraźnię Amerykanów, zafascynowanych sowiecką industrializacją, modernizacją i pozornym dobrobytem. Wiele osób postanowiło nawet wyemigrować do ZSRS. Twórcy propagandy mogli sobie gratulować skuteczności. - Trzeba pamiętać, że w owym czasie ZSRS uprawiał żywą propagandę i celowo organizował pewne propagandowe wydarzenia. Przybyszom zagranicznym pokazywano odpowiednie sceny, chwalono się osiągnięciami. Dotyczyło to obiektów przemysłowych i dóbr kultury, dlatego w albumie pojawiają się np. zdjęcia z sowieckiego domu mody, który wyglądał stylowo i nowocześnie. Zapewne taki był, ale korzystać z niego mogła niewielka grupa ludzi. Związek sowiecki celowo organizował propagandę dla państw zachodnich. Wydawano także czasopisma w obcych językach, stojące na bardzo wysokim poziomie, i rozpowszechniano je za granicą. Co więcej, przekazywano do zagranicznych agencji olbrzymią liczbę fotografii pokazujących ZSRS jako państwo, w którym rozwija się przemysł, poziom życia rośnie, a ludzie są szczęśliwi - wyjaśnia Tomasz Stempowski, starszy kustosz w Instytucie Pamięci Narodowej.
Jednym z narzędzi propagandy jest niewątpliwie fotografia. Nadzorem nad produkcją i dystrybucją zdjęć zajmował się Główny Zarząd Fotografii Wszechzwiązkowego Komitetu do spraw Sztuki przy Radzie Komisarzy Ludowych ZSRS oraz agencja Sojuzfoto, posiadająca przedstawicielstwa w 24 krajach nie tylko Europy Zachodniej, ale też Ameryki i Azji. Ściśle kontrolowano także działalność zagranicznych fotografów. - W tamtym czasie z Rosji Sowieckiej dochodziły sprzeczne doniesienia. Z jednej strony mówiono, że to kraj, który się rozwija, rośnie poziom życia jego obywateli, następuje gwałtowna modernizacja, a jednocześnie pojawiały się informacje o zbrodniach popełnianych przez bolszewików czy głodzie. Julien Bryan był jednym z tych, którzy uważali, że nie wszystkie informacje są prawdziwe. Uznał, że jedynym sposobem, żeby to zweryfikować, jest wybranie się tam. I tak też zrobił – dodaje Tomasz Stempowski.
ZSRS najbardziej tajemniczym krajem świata?
Fotograf określił ZSRS mianem „Najbardziej tajemniczego kraju świata”. Dlaczego? - To tytuł zaczerpnięty z wypowiedzi samego Bryana, który w jednym z tekstów tak opisywał swoje zainteresowanie Związkiem Sowieckim. Przed 1930 rokiem Julien Bryan pracował jako kierownik ośrodka YMCA (Związku Chrześcijańskiej Młodzieży Męskiej) na Brooklinie. Zajmował się pomocą młodzieży, ale kiedy przyszedł kryzys w USA, Bryan doszedł do wniosku, że nie da się bardziej rozwinąć tej działalności. Chciał podróżować i zainteresował się właśnie Związkiem Sowieckim, ponieważ dochodziły z niego sprzeczne informacje – wskazuje historyk.
Zapoznaj się z niezwykłymi fotografiami Juliena Bryana w pięknie wydanym albumie!
Fotograf ten znany jest w Polsce ze wstrząsających zdjęć okupowanej Warszawy, które wykonał w 1939 roku. - Bryan służył na froncie francusko-niemieckim podczas I wojny światowej jako kierowca karetki. Pracował w amerykańskiej organizacji, która zajmowała się przewożeniem rannych z frontu do szpitali. Przez pół roku kierował ambulansem. Na własne oczy widział wojnę. Wyobrażał sobie, że kiedy Niemcy zaatakują Polskę, to będzie to wyglądało podobnie. Liczył, że po wybuchu konfliktu zbrojnego przyjedzie do Polski, zrobi zdjęcia na zapleczu wojny i wyjedzie. Niestety, to starcie wyglądało już zupełnie inaczej. Po wybuchu II wojny światowej Bryan spędził 21 dni fotografując i filmując oblężone miasto. Został uwięziony w Warszawie i przeżył to, co wszyscy mieszkańcy Warszawy. Z tą tylko różnicą, że w pewnym momencie, podczas zawieszenia broni, zorganizowanego specjalnie po to, aby zagraniczni pracownicy placówek dyplomatycznych mogli opuścić Warszawę, wyjechał razem z nimi, zabierając ze sobą zebrany materiał. Z tego też powodu już wówczas świat mógł zobaczyć jak wyglądała II wojna światowa - podkreśla Tomasz Stempowski.
Fotografie z Warszawy opublikował na łamach miesięczników „Life” 23 października 1939 roku oraz „Look” 5 - grudnia 1939 roku. Co ciekawe, nakręcony przez niego materiał filmowy posłużył do stworzenia filmu „Oblężenie”, który wyświetlano w amerykańskich kinach wiosną 1940 roku. Obraz ten został nawet nominowany do Oscara w 1941 roku w kategorii najlepszego krótkometrażowego filmu dokumentalnego.
Tomasz Stempowski dodaje, że Bryan co roku wyjeżdżał za granicę i odwiedzał wiele różnych krajów. Przykładowo, w 1937 roku był w nazistowskich Niemczech, a w Polsce wielokrotnie przebywał w latach 30. ubiegłego wieku. Z kolei w ZSRS był w latach 1930-1937, a później na przełomie 1946 i 1947 roku. Ponownie zawitał w te rejony dopiero w latach 1956-1959. - To był jego zawód. Był podróżnikiem, filmowcem i fotografem, a jego praca polegała na tym, że jeździł po całym świecie – był zarówno w Afryce, Azji, Ameryce Południowej, jak i Europie. Często zatrudniał się jako pracownik wycieczek. Tak było w Związku Sowieckim, gdzie współpracował z Agencją Open Road, która z kolej kooperowała z sowiecką agencją Inturist. Najpierw przez kilka tygodni pracował jako przewodnik, a następnie przez miesiąc i dłużej jeździł po ZSRS. Fotografował, kręcił filmy, które później, głównie w latach 30. XX wieku, wykorzystywał do prezentacji podczas publicznych prelekcji. Była to bardzo popularna wówczas forma działalności, dlatego, że nie było telewizji, a gatunek filmu dokumentalnego nie był jeszcze tak rozwinięty jak dziś. Łącznie, w ciągu roku na jego spotkania przychodziło około 100 tysięcy osób. Bryan prezentował zdjęcia w postaci slajdów wyświetlanych na ekranie i komentował je na bieżąco. Działał tak przez wiele lat. W późniejszym okresie realizował także filmy dokumentalne, które były sprzedawane różnym instytucjom rządowym i edukacyjnym – zdradza Tomasz Stempowski.
Historyk wskazuje też, że fotograf podczas prowadzonych przez siebie prelekcji był wyważony w swoich osądach. – Nie był ani prosowiecki, ani antysowiecki. Sygnalizował także pewne trudne tematy. Mówił m.in. o niedoborach żywności w Związku Sowieckim, ale nie mógł tego pokazać na zdjęciach, ponieważ dokumentowanie tego było zakazane – dodaje Stempowski.
Należy podkreślić, że działalność zagranicznych fotografów odwiedzających ZSRS była ściśle kontrolowana. Julien Bryan nie był wpuszczany do rejonów, w których panował głód, w związku z czym nie mógł tego udokumentować. Praca dokumentalistów była kontrolowana, a każdy ich krok był śledzony. Podobnie wyglądało to w przypadku Bryana. - Obecność gości i turystów zagranicznych, którzy przyjeżdżali do Związku Sowieckiego była ściśle nadzorowana. Służył temu cały aparat państwowy i różne instytucje zajmujące się tym procesem. Jedną z takich organizacja była Agencja Inturist, która kontrolowała właściwie cały przepływ turystów zagranicznych. Można było wybrać się na zorganizowaną przez Inturist wycieczkę i przyjechać do Związku Sowieckiego, nie martwiąc się o nic. Agencja dysponowała własnym transportem, hotelami, tłumaczami oraz przewodnikami. Turysta cały czas był kontrolowany przez członków Inturist i nie miał możliwości zobaczenia czegokolwiek na własną rękę. Korzystano oczywiście z przygotowanych wcześniej list obiektów, które można było zobaczyć. Pozornie dawano turystom możliwość wyboru celu podróży, jednakże było to jedynie markowane, aczkolwiek zwiedzający mogli mieć wrażenie, że sami wybierają to, co chcą zobaczyć. Miejsca znajdujące się na liście miały pokazywać jedynie pozytywną stronę Związku Sowieckiego. Obowiązywała także lista obiektów, których nie można było fotografować. Głównie chodziło o budynki związane z obronnością i przemysłem, ale zakazane było także dokumentowanie m.in. przejawów głodu czy innych negatywnych zjawisk społecznych kompromitujących ZSRS w oczach świata – wylicza historyk.
To jednak nie wszystko. Wszyscy fotografowie przed wyjazdem z ZSRS musieli oddać negatywy. Pracownicy agencji wywoływali zdjęcia i przekazywali je właścicielom. Jednakże nie wszystkie trafiały do fotografów. Po wywołaniu zdjęcia były bowiem poddawane cenzurze.
Zapoznaj się z niezwykłymi fotografiami Juliena Bryana w pięknie wydanym albumie!
Co Julien Bryan najchętniej uwieczniał na zdjęciach?
Na zdjęciach widzimy jedynie wycinek życia w Związku Sowieckim. W centrum zainteresowania Juliena Bryana bznajdowali się jednak ludzie. - Wielokrotnie podkreślał, że chciał ich pokazać nie takimi, jakimi on chciałby, żeby byli, ale takimi, jakimi są naprawdę. Miał niesamowite zdolności interpersonalne. Bardzo szybko nawiązywał kontakt z ludźmi – podkreśla historyk.
Dodaje też, że Bryan jeżdżąc po świecie wykształcił sobie pewien model relacjonowania wydarzeń i fotografował tematy, które uważał za probierz sytuacji panującej w danym kraju. Była to zazwyczaj edukacja – uwieczniał na zdjęciach szkoły i przedszkola. Skupiał się na sytuacji dzieci oraz kobiet. Fotograf chętnie pokazywał życie codzienne mieszkańców ZSRS, ale nie tylko. – Ważnym tematem poruszanym przez niego było życie religijne. Starał się stwierdził, czy panuje w tym zakresie wolność czy nie. Interesowało go szeroko rozumiane życie codzienne, obyczaje, rozrywki. Dużo miejsca poświęcał przedstawianiu życia kulturalnego, w tym teatru i teatru tańca – wskazuje historyk.
Fotografik biegły w relacjach interpersonalnych
Bryan zajmował się dokumentowaniem rzeczywistości, ale chętnie nawiązywał kontakt z uwiecznianymi na kliszy osobami. - Nie tylko fotografował ludzi, ale starał się im także pokazać własną kulturę. To była taka idée fixe Bryana. Dziś chyba nazwalibyśmy to skrajnym idealizmem. Uważał, że za pomocą filmu i fotografii można tak pokazać kulturę danego kraju, że pozwoli to na wzajemne zrozumienie i likwidację antagonizmów. Uważał, że to pewna droga do osiągnięcia pokoju na świecie. Czynił tak nie tylko w latach 30., ale także później, kiedy w 1946/7 roku pojechał do Związku Sowieckiego z misją UNRRA. Bezpośrednio pojechał po to, żeby nakręcić filmy pokazujące działalność United Nations Relief and Rehabilitation Administration i chciał przybliżyć Stanom Zjednoczonym specyfikę ZSRS oraz zbudować wzajemne zrozumienie obu krajów. Zainteresowanie pojedynczym człowiekiem łączy się z wielką polityką. Z naszego punktu widzenia to może pewna naiwność, idealizm, bo losy świata decydowały się zupełnie gdzie indziej. Bryan liczył jednak na to, że może się przyczynić do budowy porozumienia – przyznaje Tomasz Stempowski.
Jak można ocenić zbiór fotografii dokumentujących ZSRS, które wykonał Bryan? Czy to laurka dla „egzotycznego” kraju czy raczej rozprawa ze stereotypami? - Z całą pewnością to próba pokazania możliwie pełnego obrazu Związku Sowieckiego, ograniczona panującą tam sytuacją. Tematy takie jak zła sytuacja społeczna, przemoc, represje w stosunku do ludności były utajone - wskazuje historyk. Jednym słowem, przeciętny turysta nie mógł zobaczyć drugiej twarzy ZSRS. - Bryan próbował jednak zobaczyć więcej niż było to możliwe dla innych ludzi. Wyjeżdżał poza centrum, poza najbardziej znane miejscowości. Był nie tylko w Moskwie i Petersburgu, ale podróżował także w głąb Związku Sowieckiego. Dotarł do Syberii, w okolice Bajkału, Tajgi, mieszkał wśród Tunguzów, na Kaukazie – dodaje Stempowski i mówi: - Nie wszystkie materiały, które zebrał zachowały się do naszych czasów. Jednakże to, co nam zostało pozwala na wyrobienie sobie pewnego osądu na temat tego kraju. Na fotografiach nie zobaczymy drastycznych scen, ale zobaczymy m.in. propagandę, próby wpływania na społeczeństwo, kult jednostki, ale i przejawy nędzy. To wszystko daje do myślenia – podkreśla przedstawiciel IPN.
Bryan przyjął zatem założenia metody stosowanej przez etnologów i antropologów kultury na pocz. XX wieku, którzy porzucając styl pracy właściwy dla antropologii gabinetowej, wyruszyli w teren. Bryan nie był w stanie za pomocą zdjęć pokazać całej prawdy o ZSRS. Na zjawisko to zwracał uwagę już Clifford James Geertz. Antropolog ten podkreślał, że podczas prowadzonych badań antropologicznych nie można dotrzeć do absolutnej prawdy i nie da się w pełni pojąć badanego (tu fotografowanego) przez siebie świata. Album wydany przez IPN pozwala jednak na ukazanie różnorodności ZSRS. - Myślę, że ta publikacja może być ciekawa także dla etnografów, ponieważ w albumie udało się umieścić także kilka zdjęć np. z obrzędów szamańskich Tunguzów. Bryan nakręcił też kilka filmów dokumentujących te tradycje, ale znajdują się prawdopodobnie w Bibliotece Kongresu w USA. Jego spuściznę z pewnością można czytać jako materiał etnograficzny – podkreśla historyk.
Przesłuchania i zarzuty o sprzyjanie Sowietom
W czasach maccartyzmu Bryan zeznawał na zamkniętej sesji Stałej Senackiej Podkomisji Śledczej Komisji do spraw Operacji Rządowych, kierowanej przez senatora Josepha McCarthy’ego. Celem zakrojonej na szeroką skalę akcji było przeciwstawienie się infiltracji instytucji rządowych przez członków Komunistycznej Partii Stanów Zjednoczonych oraz agentów NKWD. W 1953 r. fotograf został wezwany na świadka i przesłuchany. Bryan, jako częsty bywalec w ZSRS miał sporo do opowiedzenia. Fotograf musiał wówczas wyjaśnić swój stosunek do „najbardziej tajemniczego kraju świata” i tego, co pokazywał na zdjęciach. - Pytano go także o pojawiające się w prasie oskarżenia, że ma prosowieckie sympatie. Podczas przesłuchiwań wielokrotnie wspominał, że zarówno na filmach, jak i zdjęciach starał się pokazać także ciemniejszą stronę ZSRS, co jednak nie było możliwe. Natomiast mówił o niej w czasie prelekcji. Bryan zdawał sobie sprawę z tego, że pokazuje zaledwie fragment prawdy o odwiedzanych krajach. Miał świadomość, że ZSRS ma inne oblicze niż, to które było mu prezentowane. Mówił, że obrazem, nie da się wyrazić całej prawdy. Dotyczyło to nie tylko materiałów z sowieckiej Rosji. Na przykład kręcił też filmy o życiu codziennym w typowym amerykańskim miasteczku, w których nie pokazał negatywnych zjawisk, takich jak na przykład rasizm, co jednak nie wywoływało oskarżeń, że zafałszowuje rzeczywistość – wskazuje Tomasz Stempowski.
Historyk wskazuje też, że doświadczenia Bryana mogą być interesujące, i w pewien sposób aktualne, także dzisiaj. - Przecież również współcześnie fotoreporterzy próbują dokumentować to, co dzieje się w krajach, które trudno nazwać wolnymi, jak na przykład Korea Północna. Ciekawe, jak oni radzą sobie z trudnościami, z którymi przed laty zetknął się amerykański fotograf? Czy udaje się im zobaczyć coś więcej? Można też zadać ogólniejsze pytanie: na ile w ogóle fotografia pozwala na poznanie rzeczywistości? - podkreśla Tomasz Stempowski.