Na stro(u)nie (cz. 14), „The Man Who Sold The World”
Nie inaczej jest w przypadku coverowej wersji utworu „The Man Who Sold The World”, która weszła w skład koncertowej płyty Nirwany, pod tytułem „MTV Unplugged in New York”. I przyznam, że miałem się „zabierać” do tej piosenki pod kątem jej wykonania przez grupę z Seattle. W ostatniej chwili natknąłem się na pewną informację, dzięki której fakt, że „The Man Who Sold The World” różni się od piosenek napisanych przez Curta Cobaina, stał się oczywisty.
Piosenka ta pojawiła się na płycie o tym samym tytule, wydanej w 1970 roku przez Davida Bowiego (o czym zapewne pamiętają bardziej zaznajomieni z twórczością drugiego co do zamożności muzyka z Wielkiej Brytanii). Pochodzi ona z czasów, kiedy Bowie, późniejszy eksperymentator, związany był z nurtem cięższego rocka, popularnego na przestrzeni lat 70-tych. Koncept album „The Man Who Sold The World”, z Bowie`m na okładce w awangardowej „męskiej sukni”, miał stać się zapowiedzią późniejszych, dziwniejszych (i często sfeminizowanych) kreacji scenicznych artysty, jak chociażby Ziggy Stardust, The Dame, czy Thin White Duke. Płyta ta stanowi granicę między wczesną twórczością Bowie'ego a czasami jego największej popularności. Nie warto jednak rozgraniczać jego dzieł, jako że przez cały okres swej działalności tworzył utwory, w których nie tylko potrafił się dopasować do bieżących trendów, ale też twórczo je wykorzystywać i wskazywać nowe kierunki rozwoju muzyki rozrywkowej (jako ciekawostkę podam, że napisał też utwór zatytułowany „Warszawa”). Udało mu się także z powodzeniem wystąpić w filmach, w tym u boku Marleny Dietrich w „Just a Gigolo”, a także w produkcji Jima Hensona pod tytułem „Labirynt”. Nie wnikając jednak głębiej w spory dorobek tego angielskiego artysty, zatrzymajmy się na piosence „The Man Who Sold The World”, a być może, kiedy jej posłuchamy, uda nam się wychwycić następujący tekst:
We passed upon the stair, we spoke of was and when
Although I wasn't there, he said I was his friend
Which came as some surprise I spoke into his eyes
I thought you died alone, a long long time ago
Oh no, not me
I never lost control
You're face to face
With The Man Who Sold The World
I laughed and shook his hand, and made my way back home
I searched a foreign land, for years and years I roamed
I gazed a gazely stare at all the millions here
We must have died alone, a long long time ago
Who knows? not me
We never lost control
You're face to face
With the Man who Sold the World
Jeśli będziemy patrzeć na ten tekst tylko przez pryzmat pojedynczego utworu, nasunąć mogą się rozmaite interpretacje. Kim jest człowiek, którego spotyka bohater w pierwszej zwrotce? Skoro rozmawiają o tym, co było, być może jest to rozmowa między wcześniejszym i obecnym „Ja” bohatera? Refren przez zaprzeczenia może sugerować upadek współczesnej cywilizacji lub wprost sygnalizować spotkanie z tytułowym „Człowiekiem, który sprzedał świat”, o którym jednak nie powiedziane jest nic konkretnego. Ujęcie całego albumu jako powiązanej całości również nie da nam jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, o czym jest ta piosenka. W pewnym sensie jej piękno polega właśnie na tym, że każdy może mieć swą własną interpretację. Aby lepiej przybliżyć słowa tego utworu (tym razem rezygnując z ich poetyzowania), poniżej publikuję dokonany przeze mnie przekład.
Człowiek, który sprzedał świat
Szliśmy schodami w górę, rozmawialiśmy o tym, co i kiedy było
I choć nie byłem tam, rzekł, że byłem jego przyjacielem
I to mnie zadziwiło, więc rzekłem tedy wprost:
Myślałem, że umarłeś sam, dawno, dawno temu
O nie, nie ja
Nigdy nie straciłem kontroli
Stoisz twarzą w twarz
Z człowiekiem, który sprzedał świat
Zaśmiałem się i uścisnąłem jego dłoń, i ruszyłem w stronę domu
Szukałem dalekiego lądu, wędrując wiele lat
Tępo gapiłem się na wszystkie tutejsze miliony
Musiałeś umrzeć sam, dawno, dawno temu
Kto wie? Nie ja
Nigdy nie straciliśmy kontroli
Stoisz twarzą w twarz
Z człowiekiem, który sprzedał świat
Cóż... tekst w dalszym ciągu pozostał mało przejrzysty, może więc zaprezentuję kilka własnych przypuszczeń, aby sprawę nieco rozjaśnić. Możliwe, iż artyście chodziło o rodzaj rozmowy (czy raczej relacji z tejże) między osobnikiem, którego nazwiemy naukowo podmiotem lirycznym i który to wypowiada się w zwrotce, a także kimś jeszcze (w refrenie). Bohater wprost mówi, że sądził, że jego rozmówca umarł bardzo dawno temu. Tymczasem druga osoba zaprzecza, po czym zapewnia, że tak naprawdę nigdy nie straciła kontroli. W ostatniej linijce refrenu mówi podmiotowi lirycznemu, że oto stoi on twarzą w twarz z człowiekiem, który sprzedał świat. Kimże więc jest rozmówca bohatera, ów tytułowy „człowiek”? Rozmawiali o tym, co było. Tajemnicza postać zapewnia bohatera, że była jej przyjacielem, choć on jej właściwie nie zna. W następnej zwrotce relacjonujący opowiada, że zignorował tego człowieka, a wracając do domu szukał odległego lądu marnując wiele czasu, aż w końcu znów oświadczył tajemniczej personie, że sądził, że umarła. Kto rozmawiać może o tym, co było, kto jest nieznanym przyjacielem, do którego w końcu jednak prowadzą wszystkie nawet najdłuższe drogi? Co oznacza podróż do domu, w której szukamy odległego miejsca? Kto jest tym, który sprzedał świat...?
W tym momencie zachęcam do odczytywania piosenki po swojemu, jako że tak naprawdę nie można mówić tutaj o całkowicie błędnej lub całkowicie poprawnej interpretacji tego rodzącego wiele skojarzeń tekstu. W przypadku tego utworu nie można oczywiście pominąć tak istotnej kwestii, jaką jest warstwa muzyczna. Całość rozpoczyna się od motywu granego przez gitarę elektryczną, przy akompaniamencie akordowym gitary akustycznej. Wkrótce dołącza także gitara basowa i perkusja, wszystko to delikatnie kołysze się aż do momentu, gdy zatrzymuje się przed pierwszą zwrotką. Tę rozpoczyna sam Bowie, śpiewając przygaszonym głosem (i z nałożonym efektem, obecnie brzmiącym nieco archaicznie) pierwszą zwrotkę. Glissando na basie wprowadza instrumenty akompaniujące do zwrotki, a wokalista prowadzi swą melancholijną melodię aż do momentu, kiedy gitara, grając pasaże, zapowiada refren. Między innymi dzięki grającym stacatto organom i wspomnianej już zmianie w ścieżce gitarowej, ma on skoczniejszy od zwrotki charakter, dynamiczne krótkie zwroty przeplatane są zwolnieniami na dłuższych wersach refrenu. Taka zmiana charakteru może być próbą stylizacji na dialog dwóch osób. Dalej znów powraca riff ze wstępu, a po nim dwie wspomniane przed chwilą części piosenki. Po nich następuje powtórzenie motywu przewodniego oraz refrenu, po czym zostajemy wprowadzeni do cody, czyli zakończenia. Jest ono zbudowane na riffowaniu wstępnym, nad którym dograny został David Bowie śpiewający przeciągnięte nuty. Przyśpiewki te dodatkowo nadają dziwny charakter i tak obarczonej zagadkowym tekstem kompozycji. Całość skłania do refleksji, a przy tym zawarte jest w niezłej formie, co - biorąc pod uwagę artystyczny dorobek kompozytora - nie jest czymś dziwnym. Na zakończenie głęboko zachęcam do bliższego zapoznania się z twórczością zaprezentowanego przeze mnie artysty.