Muzyka Chopina – brzmienie, które łączy świat
Ten tekst jest fragmentem książki Normana Daviesa „Plus ultra. Sięgaj dalej. Wyprawa na horyzonty historii”.
Proszę wyobrazić sobie następującą scenę: zamknięty od siedemdziesięciu lat Most bez Powrotu w strefie zdemilitaryzowanej między Koreą Północną i Południową. Na jednym końcu stoją północnokoreańscy strażnicy, którzy co jakiś czas porywają niebacznych gości. Z drugiej strony nieufnie spoglądają żołnierze amerykańscy i południowokoreańscy. Pośrodku stoi fortepian i donośnie rozbrzmiewa etiuda Rewolucyjna Chopina. Pianista z Korei Południowej wybrał tę właśnie lokalizację do celów filmu Chopin. Nie boję się ciemności (2022), który wyświetlano później podczas Festiwalu Echternach w Luksemburgu. Urodzony w 1988 roku Jae-Yeon Won, zdobywca nagrody za najlepsze wykonanie mazurków na Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim, jest kolejnym Azjatą, który szturmem zdobywa świat muzyki Fryderyka Chopina.
W filmie znalazła się też scena w byłym nazistowskim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau z udziałem urodzonego w 1971 roku polskiego pianisty jazzowego i kompozytora Leszka Możdżera. Jazz i Chopina łączy wyjątkowe pokrewieństwo.
Teraz rozdarty wojną Bejrut. Pochodzący z Syrii pianista gra na fortepianie w ruinach zniszczonego miasta, kojąc jego ból Chopinem. Urodzony w 1986 roku, mający w połowie polskie pochodzenie Fares Marek Basmadji mógł też z łatwością wybrać swoje rodzinne Aleppo, które przypomina obecnie ukraiński Bachmut lub Warszawę w 1944 roku. Jego występ kojarzy się z opartym na faktach filmem Romana Polańskiego (ur. 1933) Pianista, w którym ukrywający się wśród ruin Warszawy Władysław Szpilman (1911–2000) gra balladę g-moll op. 23 Chopina dla dzielnego niemieckiego oficera, a ten pomaga mu się ukryć i ratuje jego życie.
Najbardziej egzotyczną lokalizacją jest przebiegająca na wysokości 5091 metrów nad poziomem morza przełęcz Shingo La w indyjskich Himalajach, gdzie sfilmowana scena rozgrywa się we wrześniu 2018 roku. Wracająca do zdrowia po chorobie ukraińska pianistka z Londynu trafia do Księgi Rekordów Guinnessa, grając „Chopina w niebie”. Wywiezienie instrumentu Eveliny De Lain (ur. 1977) pnącą się pod niebiosa strategiczną drogą do granicy zwanego „krainą bogów” stanu Himachal Pradesh musiało być jeszcze trudniejsze od wniesienia fortepianu Chopina po krętych schodach na najwyższe piętro kamienicy, gdzie mieściło się jego paryskie mieszkanie. W programie jej występu znalazły się nokturny Es-dur op. 9 nr 2 i cis-moll oraz preludium Des-dur op. 28 nr 15 (Deszczowe).
Być może najbardziej poruszającą sceną jest ta, w której fortepian stoi na polanie nad mglistym, tajemniczym brzegiem rzeki w amazońskiej dżungli; grupa ubranych w przepaski biodrowe rdzennych dzieci siedzi ze skrzyżowanymi nogami, czekając, aby usłyszeć muzykę fortepianową po raz pierwszy w życiu swoim i swoich przodków. Całe wydarzenie było pomysłem pochodzącego z Krety, urodzonego w 1982 roku kosmopolitycznego pianisty Panosa Karana – inicjatora bliźniaczych projektów „Keys of Change” („Klucze zmiany”) i „Chopin Round the World” („Chopin dookoła świata”) skierowanych do społeczności, które żyją w najtrudniejszych warunkach: w slumsach Kolkaty, w zachodnioafrykańskich więzieniach, na andyjskich odludziach lub w dotkniętym tsunami mieście Fukushima.
Wszyscy ci wykonawcy dają świadectwo szczególnego talentu Chopina do uwalniania uzdrawiającej mocy muzyki. Nie jest przypadkiem, że grecki bóg Apollo sprawował pieczę zarazem nad muzyką i medycyną. Jak dawno temu zauważył William Congreve (1670–1729): „Muzyka ma urok, który koi dzikość serca”. Koi ona też serca mniej dzikie.
Fortepian wynaleziono ponad sto lat przed Fryderykiem Chopinem. Jego historia rozpoczęła się około 1700 roku we Florencji, gdy Toskanią rządzili Medyceusze. Budowniczy klawesynów Bartolomeo Cristofori (1655–1731) zastąpił wówczas szarpiący strunami mechanizm instrumentu obciągniętymi filcem młoteczkami. W tym czasie francuscy przodkowie Chopina ze strony ojca mieszkali w Wogezach w księstwie Lotaryngii, ze strony matki kompozytor wywodził się zaś z polskiej, kujawskiej szlachty. Ludwik XIV był u szczytu swego panowania. Poza Europą Chinami rządziła mandżurska dynastia Qing, a Indiami muzułmańscy Wielcy Mogołowie. Japonia pozostawała w izolacji. Do Brytyjczyków należał zaledwie ułamek Ameryki Północnej. Ameryka Południowa i Środkowa oraz zachodnia część Ameryki Północnej były posiadłościami hiszpańskimi lub portugalskimi. Afryka Północna, a także większość Bliskiego Wschodu znajdowały się w orbicie osmańskiej. Przylądkiem Dobrej Nadziei władali Holendrzy. Atlantycki handel niewolnikami kwitł. Antarktyda, środkowa Afryka i Australazja pozostawały terra incognita.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Normana Daviesa „Plus ultra. Sięgaj dalej. Wyprawa na horyzonty historii” bezpośrednio pod tym linkiem!
Na wszystkich kontynentach od niepamiętnych czasów grano na instrumentach muzycznych. W niektóre, jak trąby i rogi, dmuchano. Inne, takie jak bębny i talerze, uderzano pałką lub dłonią. Wiele wydawało dźwięk z napiętych strun, które wibrowały wskutek trącania, szarpania, przeciągania po nich smyczkiem lub uderzania w nie. Instrumentów strunowych były niezliczone odmiany: lutnie, mandoliny i gitary w Europie; sihu i tihu w Chinach, sarod oraz sitar w Indiach.
W Europie z czasem znacznie poszerzyła się gama strunowych instrumentów klawiszowych. Za prekursora fortepianu są obecnie uważane dawne cymbały – rodzaj trzymanej w ręku cytry z pałeczkami (palcatkami) i ułożonymi w pary strunami. W pochodzącym z XV wieku klawikordzie do uderzania w metalowe struny wykorzystywano niewielkie metalowe listewki zwane tangentami; instrument ten nie grał jednak wystarczająco głośno do celów dużych występów publicznych. W całej rodzinie klawesynów, w tym w szpinecie i wirginale – naciągnięte struny szarpano haczykowatymi piórkami; ta grupa instrumentów utrzymywała swoją dominację do końca XVIII wieku, kiedy to zaczęły przeważać doskonalsze od klawesynów fortepiany. W 1766 roku w Londynie Johann Zumpe (1726–1790) zbudował wolnostojący fortepian z nogami. W 1771 roku John Broadwood (1732–1812) dodał do klawiatury trzy oktawy.
Wśród następnej generacji budowniczych fortepianów wyróżniał się Sebastien Érard (1752–1831). Ten alzacki rzemieślnik ze Strasburga, który przeniósł się do Paryża, by handlować tam harfami, miał ponoć skonstruować dla królowej Marii Antoniny (1755–1793) łączącą fortepian z organami hybrydę o dwóch manuałach. Jego pierwszy, kwadratowy w kształcie instrument był kopią jednej z konstrukcji Zumpego. W latach dziewięćdziesiątych XVIII wieku, zbiegłszy przed rewolucją francuską do Londynu, uzyskał liczne patenty, w tym na utrzymujące struny na miejscu agrafy. W 1797 roku, mając już punkty sprzedaży we Francji i Wielkiej Brytanii, wprowadził na rynek fortepian, który przyniósł mu fortunę. W 1803 roku „Érard Nr 133” został dostarczony Beethovenowi. Kompozytor był z początku zachwycony dźwięcznością instrumentu, która pomogła mu uczynić sonatę Księżycową najpopularniejszym utworem w historii, lecz później zaczęła go irytować ciężkość klawiszy. W 1810 roku – tym samym, w którym urodził się Fryderyk Chopin – Érard wprowadził na rynek harfę koncertową z podwójnym przestrajaniem strun, wyznaczając w ten sposób nowy standard. Konstruktor wciąż żył i mieszkał w Paryżu, kiedy przyjechał tam Chopin, lecz nigdy się nie spotkali. Chopin, podobnie jak Beethoven, podziwiał „dźwięk Érarda”, lecz wolał nowiutkiego Pleyela, którego uważał za instrument szybszy i delikatniejszy w działaniu.
Dzieła Chopina były wytworem europejskiej kultury, która w czasie, gdy on grał i komponował, rozprzestrzeniała się na cały świat na wzbierającej fali emigracji. Każda europejska rodzina, która mogła sobie na to pozwolić, stawiała w salonie pianino. Chłopcy oraz dziewczęta pobierali lekcje podstaw techniki gry. Rodziny zbierały się wieczorami przy instrumencie, by wspólnie grać i śpiewać. Mnożyły się szkoły muzyczne oraz konserwatoria, szybko powiększało się też grono profesjonalnych pianistów biorących przykład z Liszta, Brahmsa czy Chopina. Europejscy emigranci zabierali ze sobą miłość do muzyki fortepianowej wraz z ukochanymi instrumentami zapakowanymi do wagonów kolejowych i ładowni parowców. Lądowali w rosnących miastach Ameryki Północnej od Nowego Jorku po San Francisco, w ich południowoamerykańskich odpowiednikach, takich jak Buenos Aires czy Santiago de Chile, we francuskiej Afryce Północnej bądź brytyjskiej Afryce Południowej, a w epoce imperialnej we wszystkich koloniach oraz dominiach europejskich mocarstw. Wszędzie wyrastali lokalni producenci, którzy wytwarzali własne instrumenty, powstawały lokalne akademie i pojawiały się nowe cudowne dzieci fortepianu jak Mozart czy Chopin.
Dziedzictwo Chopina we Francji utrwaliła długa linia zaangażowanych pedagogów. Emil Descombes (1829–1912) twierdził, że był jego ostatnim uczniem. Alfred Cortot (1877–1962) studiował u Descombes’a w Konserwatorium Paryskim, sam zaś miał wielu własnych uczniów jak Vlado Perlemuter (1845–1941), Rodica Sutzu (1913–1979) czy İdil Biret (ur. 1941).
Fenomen Chopina rozprzestrzeniał się nie tylko geograficznie, lecz też w różnych grupach społecznych. Podczas I wojny światowej z Francji wydalono romską rodzinę za włóczęgostwo oraz pochodzenie z wrogiego kraju. Ojciec zarabiał na chleb, grając na cymbałach. Wszyscy udali się jako uchodźcy do Budapesztu, gdzie urodził się kolejny syn, György. György lub Georges Cziffra (1921–1994) wyrósł na wirtuoza fortepianu szeroko znanego zarówno na Węgrzech, jak i we Francji. Jego autobiografia nosiła nawiązujący do uwagi Schumanna na temat dzieł Chopina tytuł Działa i kwiaty.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Normana Daviesa „Plus ultra. Sięgaj dalej. Wyprawa na horyzonty historii” bezpośrednio pod tym linkiem!
Północnoamerykański światek pianistyczny rozwijał się, aż przerósł europejski oryginał. Pierwszy wyprodukowany przez Johna Berenta z Filadelfii w 1775 roku amerykański instrument powstał jeszcze przed narodzinami Chopina; mniej więcej w tym samym czasie londyńska firma John Broadwood and Sons podjęła decyzję o porzuceniu klawesynów. Amerykański rynek fortepianów i pianin okazał się nie mniej nienasycony niż amerykański apetyt na terytorium. W 1849 roku, gdy zmarł Chopin, w kawalkadzie wozów mknących szlakiem gorączki złota do Kalifornii znaleźli się pianiści i melomani. Wkrótce potem zaczęli oni też przybywać świeżo zbudowaną transkontynentalną koleją, zapełniając zadymione saloony Dzikiego Zachodu. W 1832 roku, kiedy rosyjska okupacja Warszawy uniemożliwiła mu powrót do Polski, wyjazd do Ameryki rozważał sam kompozytor, ale od tego planu odwiódł go książę Radziwiłł, jak też rodzice w swoich listach. Ta decyzja opóźniła pierwsze amerykańskie wykonanie jego dzieł, prawdopodobnie aż do 1861 roku, kiedy to w Nowym Jorku wystąpiła jako cudowne dziecko Teresa Carreño (1853–1912) z Wenezueli – podróżująca po świecie nad wiek rozwinięta i szczególnie zainteresowana Chopinem pianistka. Data jej narodzin zbiegła się z założeniem dwóch słynnych firm produkujących fortepiany – berlińskiej Carl Bechstein oraz manufaktury Steinway & Sons stworzonej na Manhattanie przez niemieckiego imigranta Heinricha Steinwega (1797–1871), który ustanowił nowe standardy jakości wytwarzanych instrumentów.
Pod koniec XIX wieku świat od Nowego Jorku po Sydney i Kapsztad przecinały już popularne trasy koncertowe, na których recitale dawali ambitni pianiści. Jednym z najwybitniejszych wirtuozów tamtych czasów był Ignacy Paderewski (1860–1941), który nieustannie przemierzał glob. Zdobywszy sławę w całej Europie od Moskwy po Londyn i Paryż, nieustannie otoczony uwielbiającymi słuchaczami i omdlewającymi damami, zyskał on przydomek „zmartwychwstałego Chopina”. W 1891 roku, podróżując na rosyjskim paszporcie, wyruszył w wyczerpującą, złożoną ze stu siedemnastu koncertów trasę po USA. Z jednego miasta do kolejnego docierał koleją, a w wagonie towarzyszyło mu specjalnie zaprojektowane „przenośne” pianino. W Nowym Jorku dał pierwszy solowy recital w nowo zbudowanej Carnegie Hall, a wiwatujący melomani znieśli go ze sceny na rękach. W Nowym Orleanie miejscowa gazeta nie miała żadnego krytyka muzycznego, więc występ recenzował sprawozdawca walk bokserskich. „Moim zdaniem – zaczynał się jego tekst – [Paderewski] jest najlepszym oburęcznym pięściarzem pianina, który ma na głowie włosy”. Była to pierwsza z trzydziestu takich tras, które łącznie objęły około 3 tysięcy występów; pod jej koniec wyczerpany pianista usłyszał od kogoś, że „Paderewski gra dobrze, ale Paderewski to on nie jest”. W 1904 roku odbył tournée po południowej półkuli, gdzie Rada Miejska Melbourne sprowadziła specjalnie dla niego fortepian Pleyela; wyjechał z australijską papugą, która przez lata siadywała na jego stopach podczas ćwiczeń. W 1913 roku, będąc już bogatym człowiekiem, kupił winnicę na wybrzeżu Kalifornii, żeby się tam osiedlić. Tymczasem wybuchła jednak I wojna światowa, a gra na fortepianie ustąpiła miejsca staraniom o niepodległość Polski. Paderewskiemu przypisuje się zainspirowanie czternastego ze słynnych punktów Woodrowa Wilsona. Po wojnie, już jako polski premier, spotkał się ze swoim francuskim odpowiednikiem Georges’em Clemenceau. „Jak to się stało – zapytał Francuz – że utalentowany artysta upadł tak nisko, by zostać politykiem?”.
[...]
Pozostaje tylko Antarktyda. Nie da się z całą pewnością ustalić, czy dźwięki Chopina rozbrzmiały kiedykolwiek w mroźnym powietrzu tego kontynentu. Jest tam jednak niewątpliwie obecne jego nazwisko. W 1821 roku, kiedy do szóstego kontynentu dotarł rosyjski statek, jedną z pobliskich wysp nazwano imieniem tego samego cara, dla którego wkrótce miał w Warszawie zagrać – wtedy jeszcze jako cudowne dziecko – Fryderyk Chopin. Mapa położonej na południe od archipelagu Ziemi Ognistej Wyspy Aleksandra usiana jest obecnie muzycznymi nazwami; najwyższym punktem na półwyspie Beethovena jest Góra Schumanna, a obok niej leży Wzgórze Chopina.
Dziś nazwisko Chopina kojarzy się nie tylko z dźwiękiem muzyki, lecz także z towarzystwami, festiwalami, konkursami, koncertami, recitalami i nagraniami z całego świata. Najważniejszą instytucją jest założone w 1911 roku między innymi przez Maurice’a Ravela (1875–1937) paryskie Société Chopin, a największą organizacją Chopin Foundation z siedzibą w Miami w Stanach Zjednoczonych. Pierwszy konkurs chopinowski odbył się w roku 1927 i został zorganizowany przez Warszawskie Towarzystwo Muzyczne, natomiast obecnie przebiega on pod egidą utworzonego w 2001 roku Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. Istnieje też Międzynarodowa Federacja Towarzystw Chopinowskich, w której działają między innymi towarzystwa z Londynu, Genewy, São Paulo, Canberry, Hongkongu, Hanoi i Hawajów (do tego ostatniego mam zaszczyt należeć). Festiwale chopinowskie odbywają się regularnie w Buenos Aires, Dusznikach-Zdroju, Gaming w Austrii, Hasselt w Belgii, Londynie, Mariańskich Łaźniach w Czechach, Nohant we Francji, Paryżu, El Paso, San Diego i Seattle w USA oraz Valldemossie na Majorce.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Normana Daviesa „Plus ultra. Sięgaj dalej. Wyprawa na horyzonty historii” bezpośrednio pod tym linkiem!
Na samym szczycie hierarchii konkursów krajowych, regionalnych i lokalnych znajduje się Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Tę odbywającą się co pięć lat – z wyjątkiem czasu wojny i pandemii – imprezę zdominowali początkowo pianiści z ZSRR. Polskimi akcentami były wygrane Harasiewicza (1955), Zimermana (1975) i Blechacza (2005), ale w ostatnich czasach konkurs podbili wykonawcy azjatyccy. Obecnym mistrzem – zwycięzcą XVIII Konkursu w 2021 roku – jest uczeń Đặng Thái Sơna, urodzony w 1997 roku Kanadyjczyk Bruce Liu.
Chociaż za życia Chopina nagrywanie dźwięku nie było jeszcze możliwe, historia nagrań rozpoczęła się wkrótce potem wraz z fonautografem de Martinville’a z 1857 roku [urządzenie to pozwalało jedynie rejestrować dźwięk bez możliwości jego odtworzenia – tłum.]. Pierwszym z zarejestrowanych utworów kompozytora był prawdopodobnie Marsz żałobny. Jakość nagrań z ery akustycznej, czyli dokonywanych środkami wyłącznie mechanicznymi, bez użycia mikrofonu, była w większości fatalna, ale tych zapisanych na cylindrach Edisona, takich jak wykonanie Józefa Hofmanna (1876–1957) z 1903 roku czy hiszpańskiego artysty Joaquina Malatsa (1872–1912) grającego walca cis-moll, da się słuchać z przyjemnością. Z datowanej na lata 1925–1945 ery elektrycznej nagrań płytowych zachowały się między innymi przedwojenne wykonania chopinowskie Artura Rubinsteina (1887–1982), które pokazują dobitnie, że „Rubinstein gra na fortepianie tak naturalnie, jak ptak lata czy ryba pływa”.
„Złoty wiek nagrań” na taśmach magnetycznych, który trwał przez trzy dekady po 1945 roku, gdy dominowała wciąż Europa, przyniósł ogromny wzrost ilości i jakości; oprócz Rubinsteina gwiazdami tego okresu byli Murray Perrahia (ur. 1947), Maurizio Pollini (1942–2024, Martha Argerich (ur. 1941) oraz wielu Rosjan. W tamtych latach nagrano całą twórczość Chopina, często w postaci selektywnych albumów prezentujących etiudy, mazurki, scherza czy polonezy. Dzięki idealnej akustyce tych nagrań poważni słuchacze mogą ćwiczyć uszy, porównując sposób, w jaki poszczególne utwory interpretowali rywalizujący wykonawcy, lub szukać perełek, takich jak oszałamiające nagranie z 1969 roku, na którym Mstisław Rostropowicz (1927–2007) i Argerich wykonują ostatnie wielkie dzieło Chopina – sonatę g-moll na wiolonczelę i fortepian op. 65. Cyfrowa era nagrań wciąż trwa. Wystarczy tu powiedzieć, że połączenie obrazu i dźwięku poskutkowało ponownym wzrostem popularności recitali na żywo, podczas których publiczność słucha muzyki, widząc wykonawców. İdil Biret nagrała każdy znany nam utwór Chopina. Panos Karan (ur. 1982) zarejestrował wszystkie jego etiudy.
1 marca 2010 roku minęła dwusetna rocznica urodzin Fryderyka Chopina, którą uświetniły liczne koncerty. W Warszawie Orkiestra XVIII Wieku pod dyrekcją Fransa Brüggena akompaniowała zwycięzcy X Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego sprzed trzydziestu lat, pochodzącemu z Wietnamu Đặng Thái Sơnowi.
W związku z nadchodzącą dwusetną rocznicą śmierci Chopina pojawia się pytanie, jakie upamiętnienie należałoby zaplanować na 17 października 2049 roku. Biorąc pod uwagę postępy podróży kosmicznych, koncert taki można by zorganizować na Marsie; możliwą lokalizacją jest też biegun południowy, lecz najlepsza byłaby pojednana i zjednoczona Korea. Zarówno jej część północna, jak i południowa mają dobrą infrastrukturę muzyczną, nie brakuje też wybitnych koreańskich pianistów. Wśród kandydatów byliby urodzony w 1974 roku, wyszkolony w Pjongjangu Kim Cheol-woong, który uciekł na Południe dwadzieścia lat temu, urodzony w 1994 roku w Seulu zwycięzca XVII Konkursu Chopinowskiego Seong-Jin Cho lub urodzony w 2004 roku w pobliżu Inczonu obiecujący Yunchan Lim. Pozostaje tylko ustalić miejsce. Wymarzonym byłby świeżo przemianowany Most Szczęśliwych Powrotów w świetle księżyca. Żadnych żołnierzy, strażników, linii demarkacyjnej czy strefy zdemilitaryzowanej. Miłośnicy Chopina z obydwu części podzielonego przez długie dziesięciolecia narodu będą w zachwycie słuchać i ekstatycznie oklaskiwać, a gdy bisy ucichną, zaczną swobodnie ze sobą rozmawiać i obejmować się wzajemnie. Na program złożą się słodko-gorzkie preludia, nokturny i ballady.