Muzeum, które szuka prawdy o polskich emigrantach
Bez poznania historii emigracji trudno zrozumieć historię Polski – przekonują przedstawiciele Muzeum Emigracji w Gdyni, które ma zostać otwarte w połowie 2015 roku w budynku gdyńskiego Dworca Morskiego. Już teraz zbierane są tutaj relacje polskich emigrantów. Wśród nich są prawdziwe „smaczki”: historia wyklętego przez władze PRL kapitana Jana Ćwiklińskiego, czy wspomnienia mężczyzny, który jako dziecko ewakuował się z ZSRR razem z Armią Andersa.
- Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że na świecie żyje 20 milionów osób z polskim pochodzeniem. Pod względem rozproszenia narodu poza granicami jesteśmy szóstą diasporą na świecie - mówi portalowi Histmag.org Joanna Wojdyło, rzecznik powstającego w Gdyni Muzeum Emigracji.
Jego siedziba, odnowiony ostatnio budynek Dworca Morskiego, została wybrana nieprzypadkowo. To właśnie gdyński Dworzec w międzywojennej Polsce obsługiwał portowy ruch pasażerski, w tym tysiące ludzi, którzy zdecydowali się wtedy na emigrację z kraju.
Przytoczona wyżej liczba budzi wrażenie. W samych tylko Stanach Zjednoczonych, gdzie pierwsze większe grupy Polaków zaczęły trafiać już po upadku powstania listopadowego, osoby z polskim pochodzeniem liczy się w milionach. Na sąsiednim kontynencie, Ameryce Południowej polskie korzenie wrosły szczególnie mocno w brazylijską ziemię, gdzie tylko w latach 1890-91 (okresie zwanym „gorączką brazylijską”) przybyło około osiemdziąt tysięcy Polaków.
Łączymy historie Polaków...
Nie czas i miejsce, by wymieniać tu kolejne kraje na mapie polskiej emigracji. Jednak nawet nie interesujący się historią Polacy z pewnością kojarzą masowy exodus ich rodaków do Wielkiej Brytanii. W ostatnich latach „za chlebem” wyjechały tam setki tysięcy osób. Bądź co bądź, to także historia polskiej emigracji. Co ciekawe, również i ten najnowszy wątek chcą badać pracownicy powstającego w Gdyni Muzeum.
- Nasza misja to łączenie polskiej historii. Łączymy historie Polaków, którzy żyli w różnych czasach, w różnych miejscach na ziemi, którzy wyjeżdżali i robili wielką karierę, którzy pracowali i byli tak zwanymi zwykłymi bohaterami. Staramy się odkryć ten wielogłos - komentuje Wojdyło. - Na całym świecie ludzie wędrowali od zawsze, ale w Polsce proces emigracji jest szczególny. Polska kultura z czołowymi postaciami takimi jak Chopin, Skłodowska-Curie, czy Miłosz wyjątkowo wiele zawdzięcza emigrantom. Nawet w naszym hymnie pojawia się emigracyjny wątek. Emigracja kształtowała i nadal kształtuje wiele pokoleń Polaków. Warto się przyjrzeć temu procesowi – dodaje rzecznik.
Muzeum stawia sobie za cel odpowiedź na iście dziennikarskie pytania: jak, kiedy, dlaczego, dokąd i z jakim skutkiem emigrowali mieszkańcy ziem polskich. Zbierane są relacje, które mogą pomóc w zbliżeniu się do prawdy. Jest ich już kilkadziesiąt, w tym setki zdjęć i wiele dokumentów. W przyszłości z wszystkimi zbiorami będzie można zapoznać się w gdyńskim Muzeum.
Olga Blumczyńska odpowiedzialna jest w Muzeum za archiwum historii mówionej, prowadzone pod nazwą Archiwum Emigranta. Ludzie nadsyłają jej maile, dzwonią, pukają do drzwi instytucji. Polscy emigranci przylatują ze Stanów Zjednoczonych, Australii. Chcą opowiedzieć o swoich przeżyciach lub doświadczeniach swoich bliskich. Opowiadają o emigracji.
- Kluczem do sukcesu jest nawiązanie relacji. Spotykamy się w ich domach, lub w przestrzeni, gdzie czują się dobrze. Zaczynam od rozmowy, nie od pytań. To nie jest krótka dziennikarska rozmowa, spotykamy się kilka razy – mówi Blumczyńska.
Rozmowy nagrywane są na dyktafon, lub na kamerę video. Zostaną zaprezentowane na wystawie w Muzeum, ale nagrania otrzymają też sami rozmówcy, lub ich rodziny. Przyszłe pokolenia będą miały namacalną pamiątkę na temat ich przodków.
Nie nauczyli się tego z książek, to ich rzeczywistość
Ciekawych, zebranych przez pracowników Muzeum historii jest już całe mnóstwo. Ot chociażby relacja starszego mężczyzny, który w 1923 roku znalazł się na pokładzie francuskiego parowca „Kentucky”. Przypomnijmy, był to pierwszy statek pełnomorski, który zawitał do Gdyni, o jego historii już pisaliśmy. Zabrał wtedy na pokład 1500 Polaków, których celem było dotarcie do Ameryki. Wśród nich był i rozmówca gdyńskiego Muzeum. Dziś 92-latek, wtedy miał zaledwie 12 miesięcy. Samego rejsu nie może oczywiście pamiętać, ale podzielił się wspomnieniami swoich rodziców. Tłumaczył powody wyjazdu z Polski.
Inna opowieść, którą od zapomnienia ocalili pracownicy Muzeum, dotyczy okresu, kiedy armia Andersa opuszczała terytorium Związku Radzieckiego. - Nasz rozmówca był wtedy małym dzieckiem, wraz z rodziną został zesłany na Syberię. Udało mu się wydostać z ZSRR wraz z armią Andersa, z którą trafił do Iranu. Później dostał się do Nowej Zelandii – wyjaśnia Blumczyńska.
Warto dodać, że w 1944 roku transport do nowozelandzkiej stolicy Wellington obejmował aż 733 dzieci – były to ofiary deportacji sowieckich, często sieroty, które po ewakuacji do Persji, znalazły się w Nowej Zelandii na zaproszenie tamtejszego rządu. Po wojnie umożliwiono także osiedlenie się ich rodzinom.
Następna „perełka” to relacja rodziny kapitana Jana Ćwiklińskiego, który dowodził m.in. statkiem „Batory”. W 1953 roku poprosił o azyl w Anglii, a później wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. W Polsce została jego rodzina, która była prześladowana przez ówczesną służbę bezpieczeństwa. Dziś członkowie rodziny Ćwiklińskiego bronią dobrego imienia kapitana (zmarł w 1976 roku) i przedstawiają swoją wersję tej historii. A wraz z nią arcyciekawe zdjęcia i dokumenty z życia dawnego dowódcy „Batorego”.
Nie wszystkie rozmowy są nagrywane. Niekiedy wspomnienia są spisywane i przysyłane do Muzeum. Tak było w przypadku rodziny Petrylów, która w 1908 roku wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Zamieszkała w okolicy Chicago, jej członkowie pracowali w pobliskiej kopalni węgla. A później rodzina przeniosła się do Argentyny. Jedna z wnuczek opisała tę historię i zdecydowała się podzielić nią z gdyńskim Muzeum. - Dostajemy wiele sygnałów, że to czym zajmuje się Muzeum jest naprawdę istotne dla ludzi – mówi Wojdyło.
Przepraszam, to czym jest ta „polskość”?
W Muzeum znalazły się już relacje na temat emigracji politycznej na fali Marca '68, czy emigracji solidarnościowej z lat 80-tych. - Ludzie opowiadają nam o swoich ówczesnych dylematach. Czasem mówili, że było im wstyd wyjeżdżać, bo przecież chcieli ratować Polskę. Ale z drugiej strony czuli ogromną odpowiedzialność za losy swojej rodziny – mówi Blumczyńska.
Swoimi wspomnieniami z Muzeum podzieliła się m.in. Agnieszka Holland i Andrzej Seweryn.
Chętnych do rozmów jest coraz więcej, ale możliwości Muzeum są mocno ograniczone. - To ludzie muszą chyba długo czekać, prawda? Trochę w stylu zapisów do lekarza i terminów za kilka miesięcy? - próbuję zażartować. - Staramy się unikać takich skojarzeń – śmieją się przedstawicielki Muzeum. - Robimy wszystko, by zgromadzić jak najwięcej relacji. W pierwszej kolejności rozmawiamy z osobami mocno starszymi, chcemy by ich historie przetrwały dla przyszłych pokoleń – słyszę zapewnienie.
Wątki emigracyjne to oczywiście nie tylko daty, liczby i wydarzenia. To również, a może i przede wszystkim emocje. A te idą w górę, gdy podczas rozmów pada pytanie o polskość. - Niektórzy mówią, że jak raz wyjedzie się z kraju na dłużej, to już zawsze się jest emigrantem. Czasem ludzie żyją w dwóch światach, w rozkroku, nie umieją znaleźć dla siebie miejsca – mówi Blumczyńska. - Emigranci tęsknią za polskimi krajobrazami, jedzeniem, kiedyś usłyszałam, że nawet za tramwajami – dodaje.
Dla wielu emigrantów ważne jest, by pielęgnować polskość. Ale jak przyznają kłopoty często zaczynają się, gdy polskość próbuje zaszczepić się w nowych, urodzonych już na obczyźnie pokoleniach. - Jeden z naszych rozmówców powiedział, że to co dla niego kojarzy się z Polską, dla jego wnuków jest już obce. Mimo wszystko jest dla niego ważne, by wiedzieli skąd pochodzili. To bagaż, który niekiedy ciąży, ale generalne trzyma nas prosto, a to pomaga w życiu – puentuje Wojdyło.
Muzeum Emigracji w Gdyni ma zostać oficjalnie otwarte na przełomie maja/czerwca 2015 roku.
redakcja: Przemysław Mrówka