Mur powrócił
25 lat temu Mur Berliński przestał pełnić swoją funkcję. Obchody tego wydarzenia zaplanowano z rozmachem. Z pewnością najbardziej spektakularnym ich elementem jest kilkunastokilometrowy łańcuch wykonany z podświetlonych balonów, usytuowanych wzdłuż dawnego obwodu muru dzielącego niegdyś Berlin. To bardzo sugestywny obrazek. Zwłaszcza, że rozdzielają nawet gmachy należące obecnie do rządu niemieckiego. Spacerowicze idą wzdłuż tego kordonu. Pstrykają fotki. Starsi spoglądają z zadumą.
Na wszędobylskich ulotkach w mieście zaproszenie: „Przyjdźcie świętować wspólnie z nami!” Jedną z głównych lokalizacji jest Brama Brandenburska. Kto przybył pod nią od strony Unter den Linden – czyli od dawnego wschodniego Berlina – popełnił błąd. Niestety na ulotkach nie sprecyzowano miejsca spotkania. Tego wieczora „mur” dla tych ze wschodu nie runął. Policja 200 metrów od Bramy Brandenburskiej ustawiła bariery. Zapowiadane wypuszczenie balonów, symbolizujące upadek legendarnej bariery, było ledwie widoczne. Zamiast „Ody do Radości” daje się słyszeć tylko dudnienie basów. Jakże niezwykłym wydarzeniem byłoby otwarcie wspomnianych barier parę chwil po 19.00 i marsz w kierunku Tiergarten i zmieszanie się z tłumem z Zachodu! Byłoby. Tymczasem mur pozostaje. Jesteśmy po prostu po jego złej stronie. Dosłownie.
Najlepsze miejscówki do oglądania ceremonii rocznicowych mają zapewne politycy (tuż przy Bramie) i osoby (milionerzy) spoglądające z okien hotelu Adlon. Scena znajduje się od strony Tiergarten. Gdy zdajemy sobie z tego sprawę, rozpoczynamy powolne wycofywanie się w kierunku Friedrichstrasse. Tłum gęsty, ale marsz postępuje szybko. Do momentu. „Entschuldigung” – mówię po raz n-ty. Jednak tym razem bariera na miarę muru berlińskiego. Nieuprzejma, postawna, starsza Rosjanka zaczyna mnie przedrzeźniać i złorzeczy w swoim języku. Nie rusza się o centymetr. Sprawia wrażenie jakby ten dzień był dla niej upamiętnieniem katastrofy. Może jest? Przedzieramy się dalej. Tłum nieco mniejszy. Ale nie ma szans by szybko dostać się na Zachód. Za to nad naszymi głowami na wprost dumnie łopocze rosyjska flaga. To olbrzymi gmach ambasady tego kraju (a niegdyś ZSRR) przy Unter den Linden. Złowieszczy i gigantyczny kompleks przypomina nam, że mur, który upadł 25 lat temu, w ostatnich miesiącach rośnie coraz szybciej, mimo, że fizycznie go nie widać. Co gorsza, historia lubi się powtarzać, a najgorszego mało kto się spodziewa.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz