Morderstwo w cieniu wyborów
Ten niesłychanie przygnębiający fakt przelewu krwi bratniej w chwili, gdy nad krajem zawisły ciężkie chmury politycznej sytuacji zewnętrznej i przesilenia gospodarczego, gdy nędza i bezrobocie zatacza coraz szersze kręgi – powinien być dla czołowych kierowników życia politycznego ostrzeżeniem, że tylko spokojem i powagą możemy podtrzymać naszą państwowość i niepodległość, o co walczyliśmy przez wieki w obcej niewoli” – komentował tragedię „Goniec Częstochowski”.
Przemoc ponad prawem
Był to okres kampanii przed wyborami nazwanymi brzeskimi – więzienie w Brześciu stało się miejscem pobytu czołowych polityków opozycyjnych. W 1926 roku przemoc otworzyła obozowi Piłsudskiego drogę do władzy, przemoc organów państwa w 1930 roku miała tę władzę umocnić. Siłę postawiono ponad prawem, a lista represjonowanych nie pozostawiała wątpliwości, że żadne z wcześniejszych zasług dla Polski nie chronią przed więzieniem. Wojciecha Korfantego aresztowano, gdy chronił go jeszcze immunitet posła Sejmu Śląskiego. Formalny zarzut oparty był o skargę państwowego Banku Śląskiego – polityka obwiniano o oszustwo i próbę wyłudzenia pieniędzy. Oskarżenia uzupełniała kłamliwa propaganda prasy kontrolowanej przez rząd.
W więzieniu brzeskim umieszczono trzykrotnego premiera Rzeczpospolitej Wincentego Witosa. Upokarzano go, każąc gołymi rękami myć latryny. Aresztowano cieszącą się wyjątkowym autorytetem Irenę Kosmowską – działaczka niepodległościowa miała obrazić Naród Polski, określając Józefa Piłsudskiego słowem „obłąkaniec”.
„Aresztują. Bez względu na płeć i charakter. Bez względu na przestępstwo czy uczciwość. Bez względu na marynarkę cywilną czy mundur wojskowy” pisał tygodnik częstochowskiego OK PPS – „Małczat groźne dziś w Polsce rozbrzmiewa, a kto nie chce być ciemnym i godnym pogardy niewolnikiem, idzie do więzienia”.
Ludzie, którzy wspólnie wywalczyli niepodległość, obrzucali się największymi kalumniami, podejrzewali wzajemnie o rzeczy najgorsze. Nietrudno było też rządowi dowodzić, że przemoc państwa była obroną przed atakami opozycyjnych polityków. Wszak bojowcy PPS-u dysponowali bronią i potrafili jej używać. Wszak wybuchały podkładane bomby, dochodziło do aktów agresji z użyciem broni. Na kresach wschodnich organizacje ukraińskie prowadziły otwartą walkę partyzancką, po terror sięgali komuniści. Nawet w sejmie dochodziło do bójek na pięści i pałki między zwaśnionymi politykami.
W połowie października policja aresztowała w Warszawie kilku działaczy PPS-u, zarzucając im przygotowywanie zamachu na Józefa Piłsudskiego. Dowodem były znalezione w siedzibie organizacji materiały wybuchowe i broń. Trudno ocenić wiarygodność oskarżenia, tak jak trudno jest stwierdzić, czy protesty przeciw zamachowcom odbywały się spontanicznie, czy też były inspirowane odgórnie. Żywiołowy charakter mogła mieć manifestacja mieszkańców Warszawy, gdy Marszałek przejeżdżał, jak zwykle, bryczką przez miasto, bez ochrony, w towarzystwie adiutanta. Trudno jednak przypuszczać, że ludzie gromadzili się samorzutnie na wiecach w większości polskich miast.
„Zdobycie” lokalu PPS-u w Częstochowie
14 października 1930 roku w Częstochowie, na placu przed ratuszem, zorganizowali wiec byli wojskowi i działacze piłsudczykowskiego PPS-Frakcja Rewolucyjna. Po przemówieniach potępiających zamach i składających hołd Piłsudskiemu, zgromadzenie przekształciło się w demonstrację, która przeszła aleją Najświętszej Maryi Panny, a następnie ulicą Kościuszki. Tam zamierzano pikietować lokal partyjny miejscowego PPS-u, mieszczący się w budynku pod numerem 62, na 2. piętrze. Przypadkowo tłum demonstrantów dostrzegł tam urzędnika miejskiego, Gustawa Zorskiego, szeregowego działacza partii socjalistycznej. Przed pobiciem uratowali Żorskiego znający go kombatanci, wypychając go za bramę kamiennicy. Jak to jednak bywa w takich przypadkach, spragnionego krwi tłumu nie powstrzymała zamknięta brama. Wyważyli wrota, wdarli się na piętro do lokalu partyjnego. Tam w ramach protestu wybili wszystkie szyby, połamali meble, a jako łup zabrali sztandary partyjne.
Z ukradzionymi sztandarami manifestacja powróciła na plac przed ratuszem. Tu zdecydowano o umieszczeniu sztandarów w lokalu PPS-Frakcja Rewolucyjna i spaleniu drzewc na zaimprowizowanym ognisku. Wznoszono okrzyki: „Niech żyje marszałek Piłsudski”, „Precz z PPS-em”. Już po formalnym zakończeniu manifestacji tłum wciąż grasował po mieście, próbując zniszczyć lokal Obozu Wielkiej Polski i drukarnię wydającą tygodnik PPS-u. Przy tej okazji poszarpano wiceprezydenta miasta, zasłużonego lekarza i społecznika Stanisława Nowaka.
Polecamy e-book Michała Przeperskiego „Gorące lata trzydzieste. Wydarzenia, które wstrząsnęły Rzeczpospolitą”:
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
„Mściciel” i jego ofiara
Odpowiedzialnością za przebieg manifestacji obciążono prezesa Rady Powiatowej Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem Antoniego Furmańczyka. Posądzenie to nie było słuszne, gdyż Furmańczyk przebywał w tym czasie na delegacji służbowej w stolicy. Pochodził on z Warszawy, gdzie jeszcze w okresie przedwojennym działał w Narodowym Związku Robotniczym. Za działalność niepodległościową został w 1911 roku aresztowany, a następnie zesłany na Sybir. Do Polski powrócił w roku 1922, a od 1924 mieszkał w Częstochowie, pracując jako inspektor Kasy Chorych. Był dwukrotnie wybierany na radnego miasta, od 1928 roku należał do BBWR.
Na Furmańczyku zamierzał wziąć odwet Jan Kostrzewski. Jego brat, Andrzej Kostrzewski, w liście do „Gońca Częstochowskiego” określił Furmańczyka jako „fanatyka socjalistycznego”. Redakcja gazety dodała od siebie: „Kostrzewski, jak nas informują, stołujący się jako kawaler w klubie PPS, kiedy ujrzał zdemolowany lokal klubu, rozpłakał się z nadmiaru boleści i długo nie mógł się uspokoić”. Przyszły zabójca, urodzony w Częstochowie w 1893 roku w rodzinie robotniczej, od 1920 roku należał do PPS. W 1923 roku w czasie manifestacji został zraniony bagnetem, gdy bronił sztandaru partyjnego przed policją. Ponownie został poraniony nożem 16 września 1930 roku podczas protestu przeciw rozwiązaniu sejmu. Do 1927 roku był pracownikiem piekarni spółdzielni „Społem”, ale ze względu na chorobę – gruźlicę płuc – stracił pracę. Został zatrudniony jako woźny w Miejskim Muzeum Krajoznawczym i Higienicznym w Częstochowie.
Morderstwo
16 października 1930 roku w gabinecie Antoniego Furmańczyka w Kasie Chorych odbywała się narada, w której udział brał komisarz Kasy Chorych Józef Rejewski i naczelny lekarz, dr Tadeusz Biluchowski. Kostrzewski siedział w poczekalni przed gabinetem Furmańczyka – wytłumaczył woźnemu, że czeka na dentystę, a przy okazji ma sprawę do Furmańczyka. Gdy woźny wchodził do gabinetu inspektora, Kostrzewski odepchnął go, wpadł do środka i z okrzykiem „Gińcie, wy...” oddał dwa strzały z rewolweru do Furmańczyka i Rejewskiego. Pierwszy został trafiony prosto w serce, drugi w twarz. Obaj zginęli na miejscu. Wybiegając z gabinetu, Kostrzewski nacisnął spust jeszcze dwa razy, raniąc dr. Biluchowskiego. W tym samym momencie do gabinetu wbiegł prezes Związku Pracy Narodowej Partii Robotniczej, Maciej Mołda. Bezrobotny prezes starał się o pracę w Kasie, znalazł się przypadkowo w miejscu tragedii. Próbował obezwładnić napastnika, lecz ten zabił go, trafiając z pistoletu prosto w serce. Kolejną ofiarą Kostrzewskiego stał się spotkany na korytarzu urzędnik Kasy, Michał Zawadzki oraz oczekujący na Mołdę skarbnik Związku Pracy, Purkiewicz. Zawadzki został postrzelony w kolano, a następnie dobity strzałem w usta. Purkiewicz miał więcej szczęścia, gdyż zabójca trafił go tylko w nogę. Na korytarzu przed gabinetem padło więcej strzałów – nie ustalono, czy bronili się zaatakowani urzędnicy, czy też zabójcę osłaniali koledzy z PPS-u. W każdym razie podczas strzelaniny śmiertelnie ranny został także Kostrzewski.
Pięć ofiar śmiertelnych i dwóch ciężko rannych – taki był bilans tragicznego wydarzenia. Na gmachu Kasy Chorych wywieszono czarną flagę, przed budynkiem gęstniał tłum częstochowian. Nawet w tych brutalnych czasach wielkiego kryzysu zbrodnia w ambulatorium wstrząsnęła opinią publiczną. Dodajmy tu, że oddany do użytku w 1928 roku budynek Kasy Chorych był przedmiotem dumy mieszkańców. Wybudowany za dwa miliony złotych, uznawany był za wzorcowy obiekt medyczny, mieszczący nowocześnie wyposażone ambulatoria: wewnętrzne, chirurgiczne, ginekologiczne, okulistyczne, laryngologiczne, dentystyczne, terapii fizykalnej i pracownię rentgenowską. Odrębne wejście prowadziło do ambulatorium dziecięcego i wenerycznego. Dwupiętrowy budynek o powierzchni 25 tysięcy metrów kwadratowych służy także i dziś jako szpital miejski.
Pogrzeb
Pogrzeb ofiar odbył się w niedzielę, 19 października 1930 roku. Komisarz Rejewski pochowany został w rodzinnej Żółkwi. Zarówno jego, jak i Furmańczyka oraz Mołdę, pożegnano w czasie wspólnych uroczystości. Przemówienie pożegnalne wygłosił dyrektor gimnazjum, działacz BBWR, Dominik Zbierski, a w kondukcie żałobnym szedł wiceminister pracy i opieki społecznej, wojewoda kielecki, starosta... Ponad sto wieńców złożyły delegacje różnych związków i stowarzyszeń. Dowódca 7. dywizji piechoty, gen. Dąbkowski, zadbał o oprawę pogrzebu, delegując do udziału w nim orkiestrę pułkową oraz działa 7. pułku artylerii lekkiej. Na zakończenie uroczystości na cmentarzu Kule odśpiewano „Rotę”.
Dzień wcześniej, w sobotę, 18 października, na tym samym cmentarzu pochowano Jana Kostrzewskiego. „Pogrzeb odbył się bez krzyża i księdza [….] Zwłoki na cmentarz odprowadziła gromadka znajomych towarzyszy z partii. Nad grobem odśpiewano [Czerwony sztandar]”.
Taki oto tragiczny wymiar przybierały spory polityczne – toczona w okresie II Rzeczpospolitej wojna polsko-polska.
Bibliografia
- Nowak Stanisław, Z moich wspomnień, Częstochowa 1993.
- Sętowski Juliusz, Cmentarz Kule w Częstochowie. Przewodnik biograficzny, Częstochowa 2005.
- „Goniec Częstochowski”, rocznik 1930.
- „Częstochowianin”, rocznik 1930.
- Jednodniówka wydana przez Powiatową Kasę Chorych w Częstochowie z okazji otwarcia nowego gmachu, Częstochowa 1928.
Redakcja: Roman Sidorski
Korekta: Bożena Chymkowska