Miliony dla zuchwałych
Rozgłos zuchwałej akcji sprawił, że zarówno Niemcy, jak i mieszkańcy Częstochowy, widzieli w niej atak desantu angielskiego. Prawda była bardziej niewiarygodna: napad było dziełem żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych dowodzonych przez księdza Feliksa Kowalika z parafii Czermna pod Końskimi.
Przygotowania
„Do wybuchu wojny nie należałem do żadnej partii politycznej. Nie kierowałem się też żadnymi sympatiami politycznymi. Było mi obojętne, jaki znak, jaka nazwa – wystarczyło mi, ze duch był polski. Tak samo złożyłbym przysięgę w Związku Walki Zbrojnej czy Batalionach Chłopskich” – pisał jeden z uczestników akcji, Władysław Kołaciński „Żbik”, tłumacząc wybór walk w szeregach Narodowej Organizacji Wojskowej. Pod tymi słowami mogła się podpisać większość żołnierzy „narodowej armii”. W Częstochowie silna była przed wojną endecja, jej zaplecze organizacyjne pozwalało stworzyć już jesienią 1939 roku prężną organizację konspiracyjną.
Ważna była sprawa, walka z wrogiem okupującym polską ziemie. W składanej wobec Boga przysiędze deklarowano poświęcenie swych sił, majątku, a nawet życia w walce z najeźdźcami na rzecz odbudowy Niepodległej Polski... z przymiotnikiem „Narodowej”. Niezrozumiałym dramatem były dla wielu z tych żołnierzy podziały powstałe w wyniku niezgody części dowództwa NOW na scalenie z Armią Krajową. Jan Załęcki „Okoński”, komendant powiatowy NOW w Radomsku, był tak wstrząśnięty rozłamem w swojej organizacji, że gotów był wycofać się z konspiracji. Ostatecznie przeniósł się do Częstochowy, gdzie objął funkcję szefa łączności Wydziału V w tworzącej się organizacji VI Okręgu Narodowych Sił Zbrojnych. Komendantem Okręgu był mjr Stanisław Nowak „Zygmunt”, szefem sztabu kpt. Tomasz Jarczewski „Tomasz”, kierownikiem Akcji Specjalnej por. Stanisław Szajna „Esman”. ZWZ korzystał z pomocy aliantów, tworzące się NSZ zmuszone były zdobywać w różny sposób środki na swoją działalność.
Potrzeby finansowe, związane z wydawaniem pisma Walka oraz pomocą udzielaną represjonowanym, były impulsem do podjęcia przygotowań do akcji ekspropriacyjnej. Kuszącym, lecz trudnym celem był Bank Emisyjny mieszczący się w Częstochowie przy alei Najświętszej Maryi Panny 34. Bank ten obsługiwał społeczność polską w zakresie ustalonym przez okupanta. Polski był także personel – dyrektorem był Ignacy Bazylski, kasjerem – Janusz Oczko. Ułatwiało to rozpoznanie możliwości przeprowadzenia akcji. Bank był bardzo dobrze zabezpieczony. Zainstalowano tam dzwonki alarmowe połączone bezpośrednio z siedzibą Gestapo i z polską policją. Pieniądze przetrzymywano w kasach zamykanych przez mechanizm zasilany energią elektryczną. Przed wojną włamanie do tego banku nie udało się nawet królowi kasiarzy, „Szpicbródce”. Na dodatek, sto metrów od banku, na obecnej ulicy Kilińskiego, mieściła się siedziba Gestapo. Domy w tej części alei zajęte były przez niemieckie instytucje administracyjne i wojskowe.
Trzeba więc było mieć iście kmicicowską fantazję, by wybrać ten bank i zdecydować się na akcję w dniu urodzin Hitlera. Ryzyko było zbyt duże, by dekonspirować lokalną organizację NSZ. O pomoc poproszono szefa komendy NOW AK w Radomsku, Mieczysława Brzuchanię „Jerzego”, a poprzez niego skontaktowano się z działającą pod Końskimi organizacją byłych żołnierzy „Hubala” – Ochotniczą Brygadą Obrońców Ojczyzny. Grupą tą dowodził proboszcz z Czermnej, ks. Feliks Kowalik „Zagłoba”.
Do przeprowadzenia planowanej akcji niezbędne były mundury niemieckie. W lutym 1943 roku żołnierze „Zagłoby” rozbroili oficerów Wehrmachtu przebywających na wczasach w majątku Kluczewsko pod Włoszczową. Broń i mundury ukryto w domu we wsi Sokola Góra, a następnie w Kietlinie pod Radomskiem.
19 kwietnia w Radomsku, w przedsiębiorstwie przewozowym prowadzonym przez volksdeutcha Otto Weinerta, zamówiono na następny dzień samochód ciężarowy do przewozu mebli. Ciężarówka zasilana była holzgasem, czyli paliwem uzyskiwanym z drewna, co ograniczało prędkość do 40 km/godz. Samochód poprowadził rano do Częstochowy polski kierowca Grzegorz Krućko. Był on zaprzysiężonym żołnierzem NOW o pseudonimie „Wańka”. Razem z nim samochodem wyjechał „Zagłoba”. Około godziny dziewiątej rano ciężarówka podjechała pod umówiony punkt we wsi Folwarki. Tam dostarczono z Kietlina mundury i broń, dosiedli się też kolejni uczestnicy akcji. Ośmiu z nich przebrało się w mundury niemieckie i zajęło miejsce na platformie ciężarówki. „Zagłoba”, „Orzeł” i „Wańka” w ubraniach cywilnych jechali w szoferce.
Około godziny dziesiątej rano 20 kwietnia samochód zatrzymał się przed częstochowskim bankiem.
Napad
Jest słoneczny, cudny, polski kwiecień. Aleja Najświętszej Maryi Pany w Częstochowie oblekła się już w lekką zieleń. W powietrzu wiruje rozświergotane, radosne ptactwo. Ulica pulsuje życiem. Chodniki, aleje i ławki wypełnione są publicznością. Przeważają młode panienki i dzieci. Pod komendą por. „Esmana” ubezpieczamy główne wejście do banku. […] Jest nas trzech. Por. „Esman” spaceruje wolno środkową aleją. Pali fajkę i jest zatopiony w czytaniu książki – wspomina „Żbik” Kołaciński.
W tym samym czasie, na obecnym placu Biegańskiego, kilkadziesiąt metrów od banku, rozpoczyna się parada wojskowa z okazji urodzin Hitlera.
Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką”:
Z zaparkowanego samochodu spokojnie wysiadają uczestnicy akcji. Ubrani po cywilnemu „Zagłoba” i „Orzeł” niosą walizki, przebrani w mundury udają ich eskortę. Portier Józef Gerlich (volksdeutch) wpuszcza bez problemu grupę do banku. Został natychmiast rozbrojony, podobnie jak i stojący na warcie polski policjant Karol Tyras. Na portierni zostaje Jan Załęcki „Okoński”, pilnując, by nikt nie opuścił pomieszczeń. Pozostali żołnierze błyskawicznie zajmują sale bankowe, opanowując miejsca, w których znajdują się przyciski dzwonków alarmowych oraz telefony.
„Zagłoba” oddał ostrzegawczy strzał z pistoletu w sufit i krzyknął: „wszyscy pod ścianę, ręce do góry! Jesteśmy oddziałem desantowym, zbieramy pieniądze na cele akcji podziemnej”. Dziewiętnaście osób obecnych w banku posłusznie ustawiło się pod ścianą.
Zamki na prąd elektryczny okazały się trudne do sforsowania. Mimo udzielenia informacji przez dyrektora banku i Bronisława Rafała, obecnego na sali elektromontera z warszawskiego Banku Emisyjnego, otwieranie trwało ponad 40 minut. W tym czasie obstawa na zewnątrz ze stoickim spokojem udawała zaczytanie w książce („Esman”) lub flirt z panienką („Janusz”). Pieniądze wydobyte z sejfu zapakowano w przyniesione walizki i w kieszenie płaszczy. Wychodząc, „Zagłoba” ostrzegł, że bank jeszcze przez dwie godziny będzie obstawiony.
Jako zakładnika poprowadzono do samochodu strażnika Gerlicha. Ten wyrwał się na ulicy ochronie i uciekał, krzycząc: „Desant! Anglicy!”. Scenę tę widział przechodzący aleją funkcjonariusz Gestapo. Popędził biegiem po pomoc do siedziby tajnej policji przy ulicy Kilińskiego 10. Dokładnie w tym samym kierunku ruszył samochód z partyzantami. Minął trzypiętrowy budynek Gestapo z całą szybkością, na jaką stać było silnik napędzany holzgasem i pojechał w kierunku drogi wyjazdowej na Radomsko. Tuż za Częstochową ciężarówka skręciła na drogę prowadzącą przez Świętą Annę do Kielc.
Szczęście sprzyjało zuchwałym. Przed Świętą Anną zatrzymali samochód osobowy wiozący Niemca, zarządcę fabryki w Koniecpolu. Do przejętego mercedesa przeładowano zarekwirowane pieniądze, dzięki czemu ksiądz „Zagłoba” odwiózł je szczęśliwie do swojej parafii. Pozostali partyzanci uciekali dalej ciężarówką, ściągając na siebie pogoń. Pościg, prowadzony przez szefa wywiadu Gestapo Wilhelma Laubnera, dogonił uciekających w pobliżu Dąbrowy Zielonej. Partyzanci ostrzeliwując się uciekli do lasu, zaś Laubner, nie ryzykując walki, zatrzymał pościg i postanowił zaczekać na pomoc. Ta decyzja uratowała partyzantów. Z majątku Dąbrowa Zielona wozami fornali dojechali pod Maluszyn, a stamtąd, kolejnym wynajętym wozem, do Krzętowa. Tu oddział rozformowano, każdy już indywidualnie wrócił do domu.
Bezsilne śledztwo
Po Częstochowie rozniosła się pogłoska, że napadu dokonał angielski desant. Kierowca zatrzymanego samochodu z Koniecpola opowiadał nawet, że skoczkowie mówili po angielsku i częstowali angielską szynką.
Śledztwo w tej sprawie prowadził Wilhelm Laubner, Gestapowiec z 12-letnim stażem policyjnym. Udało mu się zidentyfikować pochodzenie samochodu ciężarowego użytego w akcji. Kierowca „Wańka” zeznał, że został sterroryzowany i nie wiedział, kto i do czego miał używać wypożyczonego pojazdu. Podobnie niewiele wniosły przesłuchania innych świadków napadu. Zatrzymano pod zarzutem współpracy elektromontera z banku, Bronisława Rafała, ale zwolniono go po dwóch tygodniach z braku dowodów winy.
Jedynym wymiernym śladem pozostało pokwitowanie w księdze bankowej, potwierdzające odbiór zarekwirowanych 2 600 000 zł przez „Zagłobę”. Nie podjęto na szczęście tropu wskazanego przez donos konfidenta, który trafnie zidentyfikował „Zagłobę” jako księdza z Czermna. Niepowodzenie w śledztwie spowodowało przeniesienie Laubnera z Częstochowy do Radomia.
Zdobyte środki rozdysponowano w porozumieniu z reprezentującym Delegaturę Rządu żołnierzem NOW, Władysławem Pacholczykiem „Adamem”. Przeznaczono je na wydawanie pisma Walka, pomoc rodzinom uwięzionych oraz przygotowania do kolejnych akcji dywersyjnych.
Różne, często tragiczne, były dalsze losy uczestników akcji
Autor relacji, Jan Załęcki, żołnierz konspiracji od 1939 roku, od września 1943 roku prowadził w Częstochowie komórkę legalizacyjną, a w maju 1944 roku został zastępcą komendanta NSZ-AK (po scaleniu). W 1945 roku aresztowany przez UB, został zwolniony w wyniku amnestii. Ponownie aresztowany w roku 1947 i 1954. Ponad trzy lata przebywał w ubeckich więzieniach.
Autor drugiego opisu akcji, Władysław „Żbik” Kołaciński, był kierownikiem Akcji Specjalnej NSZ w Częstochowie, potem – po ucieczce z transportu do Oświęcimia – dowódcą oddziału NSZ na ziemi włoszczowskiej. Walczył do września 1945 roku, a zagrożony aresztowaniem uciekł za granicę i zamieszkał w USA. Przed śmiercią, w latach 90., wrócił do kraju.
Organizator akcji, szef sztabu NSZ Tomasz Jarczewski „Tomasz” zginął w powstaniu warszawskim. Mieczysław Brzuchania został w 1945 roku aresztowany przez NKWD, dwa lata spędził w łagrze na Syberii. Dowódca akcji, ksiądz „Zagłoba”, brał udział w akcji „Burza” jako kapelan oddziału AK. Po wojnie został aresztowany, spędził w więzieniu UB 3,5 roku.
Bibliografia
Źródła
- Relacja Jana Załęckiego „Okońskiego” spisana w 1989 r w Radomsku; maszynopis w zbiorach autora.
- W. „Żbik” Kołaciński, Między młotem a swastyką, Warszawa 1991.
Opracowania
- J. Pietrzykowski, Tajemnice archiwum gestapo, Katowice 1989.
- L. Żebrowski, Narodowe Siły Zbrojne. Dokumenty, struktury, personalia, Warszawa 1994.
Zobacz też:
- Śmierć komendanta NSZ;
- 67 lat temu przeprowadzono udany zamach na Franza Kutscherę;
- Warszawiacy pod Jasną Górą;
- Morderstwo w cieniu wyborów.
Histmag jest darmowy. Prowadzenie go wiąże się jednak z kosztami. Pomóż nam je pokryć, ofiarowując drobne wsparcie! Każda złotówka ma dla nas znaczenie.
Redakcja: Roman Sidorski
Korekta: Bożena Chymkowska