Mikołaj Grynberg – „Księga wyjścia” – recenzja i ocena
Historia polskich Żydów w XX wieku jest powracającym motywem w publikacjach Mikołaja Grynberga. Jego twórczość wypełniają emocje i szczególne spojrzenie na historię najnowszą, opierające się na spotkaniu ze świadkami i ich osobistymi przeżyciami. Po poprzednich publikacjach, tj. Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne (2014) oraz tomie opowiadań Rejwach (2016), Grynberg powraca z historią mówioną – punktem odniesienia jest biblijny Pięcioksiąg.
Nagonka antysemicka, umownie nazywana Marcem 1968, była pokłosiem arabsko-izraelskiej wojny sześciodniowej. Na to przynajmniej zdawało się wskazywać publiczne wstąpienie Władysława Gomułki z czerwca 1967 r. zawierające porównanie polskich Żydów do „piątej kolumny”, czyniąc z nich ukrytego sprzymierzeńca Izraela, z którym właśnie zostały zerwane stosunki dyplomatyczne. W rzeczywistości, przyczyny były bardziej złożone : pokoleniowe, ambicjonalne, ekonomiczne. Frustracja buzująca w Polakach została skanalizowana i wyzwolona. Ofiarami stali się współobywatele pochodzenia żydowskiego.
Prasowe ataki w kraju, nastroje polityczne i społeczne skierowane zostały na „demaskowanie ukrytych syjonistów”. Czystki z każdym dniem nabierały rozpędu, poruszając dotychczas uśpione emocje. Z bardzo szczegółowych i osobistych relacji, z których utkana jest cała książka, wyłania się przerażający obraz ludowego antysemityzmu. Przejmująca jest tu m.in. opowieść o obrzucaniu kamieniami w drodze do szkoły i fizycznym doświadczeniu bólu – bólu pochodzenia. Andrzej Krakowski zamknął ją w następujących słowach:
W sześćdziesiątym ósmym roku zrobiono z nas grupę. Powiedziano nam, że jesteśmy mniejszością narodową, której u siebie nie chcą. Staliśmy się niechciani, nielubiani i toksyczni. Ludzie zaczęli się od nas odwracać.
Dla bohaterów tej książki, młodzieńcze lata znaczone były właśnie wykluczeniem z rówieśniczej grupy – studenckiej, czy zawodowej. Zapomnieniu nie uległy na tym tle gesty solidarności, przejawiające się w doraźnej pomocy z najmniej oczekiwanych stron m.in. przy zdobywaniu odpowiednich dokumentów do wyjazdu, czy pomocy finansowej.
„Co zabrał 68'? Mnie zabrał fundament życia. Czułem się Polakiem. Polska była moim krajem, a okazało się, że nie ma tam dla mnie miejsca. I od razu ci mogę powiedzieć, że od tego czasu już nie mam domu. Straciłam komfort posiadania swojego miejsca na ziemi”.
– mówi jeden z rozmówców Grynberga. Czym została wypełniona pustka po uracie tożsamości? I jak zmienił się stosunek Polaków do Żydów, a Żydów do Polaków? W jakim momencie dziejów jesteśmy dziś? Na te oczywiste i te intymne pytania odpowiadają dotknięci Marcem 1968, dziś mieszkańcy Izraela, Szwecji, Stanów Zjednoczonych, Danii i – tylko niektórzy – Polski.
Pomarcowa emigracja pozostawiła w bohaterach znaki zapytania. Wciąż jednak próbują szukać odpowiedzi w sobie, w historii, w zmieniających się realiach. Pomimo trudnych wyborów pamięć o Polsce, pozostaje wciąż żywa. Symptomatyczne jest tu zdanie wypowiedziane przez Annę Frajlich-Zając:
Zawsze byłam Polką. W sensie kulturowym nie mam innej tożsamości. Ale Polska nie jest moją ojczyzną, moją ojczyzną jest język polski. Wtedy byłam polską Żydówką. Zdarzało się, że ktoś do mnie podchodził na ulicy i mówił: Żydówka!
W na poły pogromowej atmosferze Marca, nastąpiła weryfikacja znajomości, a niekiedy nawet rodzinnych więzi. Bohaterowie stanęli przed nowymi wyzwaniami, wyborem kierunków życiowych i zawodowych włącznie z decyzją o opuszczeniu rodzinnego kraju. Jedni – po latach – wracają do Polski z sentymentem, inni nie chcą w ogóle powracać do przeszłości, „tamto” życie uznając za zamknięty rozdział. Ci zaś, którzy zostali dzielą pamięć pomiędzy to, co miało miejsce przed 1968 i co wydarzało się nad Wisłą w kolejnych dziesięcioleciach. Właśnie te relacje, często pomijane w społecznym dyskursie, zdają się być najcenniejsze – bo stosunkowo najrzadziej słyszalne w „marcowym” dyskursie.
Podjęcie decyzji o emigracji należało do najtrudniejszych wyborów, jakich musieli dokonywać ich matki i ojcowie. Obawa o przyszłość swoją i bliskich była niepodważalnym argumentem. Starsze pokolenie miało ciągle w pamięci obraz Zagłady, młodzi, niejednokrotnie w pośpiechu rozważali różne możliwości. Dlatego też w pewnym sensie książka ta jest zapisem codzienności widzianej oczyma dotkniętych politycznymi represjami. Tym bardziej dotkliwymi, że niespodziewanymi i niezrozumiałymi.
Choć na pierwszy rzut oka może to wyglądać na rozdrapywanie ran, to w gruncie rzeczy Grynberg daje czytelnikowi znacznie więcej. W rozmowach wychwytuje to co w samych bohaterach pozostało z tamtego czasu, a nie tylko to, co sami chcą nam powiedzieć. Spojrzenie z perspektywy kilkudziesięciu lat pozwala zdobyć się na pewien obiektywizm. Z kolei subiektywność mikrohistorii z życia społeczności żydowskiej, w zetknięciu z mechanizmami funkcjonowania ówczesnego państwa, składają się w nierozerwalność całość. To czyni z „Księgi wyjścia” lekturę prawdziwie obowiązkową. Grynberg pośrednio oddając głos przeszłości, przez swoich rozmówców rzuca nowe światło na teraźniejszość. Jak mówi:
Dzisiaj wiem więcej, ale dalej nie rozumiem wielu rzeczy. Jedno z pytań, z którym pewnie pozostanę na zawsze, brzmi: dlaczego opuszczający Polskę Żydzi widzieli tak mało rąk wyciągniętych do nich w geście pożegnania?http://bukbuk.pl/mikolaj-grynberg-ksiega-wyjscia/ Dostęp 06.03.2017 r. "]